Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2013

Dystans całkowity:406.17 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:19:39
Średnia prędkość:18.77 km/h
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:21.38 km i 1h 09m
Więcej statystyk

Królowa śniegu

Sobota, 12 stycznia 2013 | dodano:12.01.2013
Km:3.73Km teren:0.00 Czas:00:17km/h:13.16
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Dystans jest kpiną. Ale nie o km dzisiaj chodziło, a o miód! Wyjechałam tuż przed 21.00 w celu zakupu lekarstwa. Wszystkie drogi białe. Z podskakującym w koszyku puchatkowym przysmakiem zachciało mi się krótkiej przejażdżki. Jest pięknie. Wszystko białe, ślisko na drogach, bałwana można lepić! Stąd niecałe 4 km. Byłoby więcej gdyby nie (w dalszym ciągu) czynny tylko przedni hamulec. Trek stoi dalej z kapciem- jutro pobiegnę po dętkę i kije trekingowe, bo mi jeszcze brakuje do wyjazdu.

Dzisiaj na szkolenie z treningu funkcjonalnego (który okazał się w 100% crossfitem) tłukłam się komunikacją miejską. W zasadzie "Karawaną do marzeń"... ;)

Na nic mi się zdadzą przesiedziane tam 4,5 godziny. Jedyne czego się nauczyłam to podnosić gryf nad głowę. 3 godziny teorii, godzina nauki pełnych przysiadów i podnoszenia gryfu. Jutro lecę z rana na pakernię i będę robić martwy ciąg!

Ul. Borowska




Poszłabym lepić bałwana! Teraz!

UWAGA BLONDYNKA tańczy na lodzie!

Piątek, 11 stycznia 2013 | dodano:11.01.2013Kategoria Królowa Szos
Km:28.00Km teren:0.00 Czas:02:00km/h:14.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Popadało, stopiło się i zamarzło.

Trek z kapciem toteż nie pozostało mi nic innego jak wlec się na miejskiej szosie.

W drodze do pracy zablokowała mi się linka tylnego hamulca w pancerzu. Pięknie! O tym marzyłam, brakowało mi emocji podczas nudnej jazdy na rowerze z dwoma hamulcami. I jeszcze musiałam się tłuc przez ścisłe centrum, czego szczerze nienawidzę.

W drodze powrotnej z racji oblodzonych chodników i posypanych solą ulic z Armii Krajowej jechałam cały czas ulicą. Minęłam dworzec, wjechałam na Piotra Skargi, dojeżdżam do świateł, nim zahamowałam profilaktycznie sprawdziłam nogą stan nawierzchni, a tu... Zero tarcia! Szklanka. Jechałam na tyle powoli, że rower sam wytracił prędkość i koło galerii zjechałam na chodnik. Nie było to wcale lepsze rozwiązanie, ale jak widziałam drogę hamowania auta jadącego 15 km/h to wolałam nie ryzykować, że mi coś wjedzie, a raczej wślizgnie się w d...

Poza Piotra Skargi reszta ulic, którymi miałam "przyjemność" jechać bez zarzutów.

A całą drogę wyglądałam mniej więcej tak:




Pierwsze zajęcia w nowym klubie. Było dobrze :)



Kadr z mikołajkowego maratonu:

Od kompresora do kompresora- byle do Psiego Pola.

Czwartek, 10 stycznia 2013 | dodano:10.01.2013
Km:30.00Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:20.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
A niż bardziej nie irytuje niż:

"Przepraszamy, kompresor nieczynny"

I znowu ręczna robótka.


Jakiś mini kamyczek wbił mi się w oponę jakieś 10 km od domu. Cudownie, że mam uszczelniacz do dętek! :))) W domu...


Szczęśliwym trafem ostatnio wrzuciłam do plecaka pompkę. I tak na całym dystansie restytucja 8 razy plus 3x kompresor do 5 barów. A jak wyciągnęłam kamyczek pod domem z opony (wciąż tam tkwił) to powietrze zleciało z dętki jak z balonika. Do niczego ta opona.

Niewyspanie, wiatr, i zimno... I już zaraza mnie bierze. Po powrocie do domu- mleko z miodem i czosnkiem. W sumie bez miodu, bo się skończył. I bez mleka, bo nie mogę pić.


Niewyspanie. Poruszę ten temat, ponieważ doskonale ilustruje funkcjonowanie wrocławskiego AWFu. Nie chodzi tu stricte o niewysypianie się studenta ile o powód tego stanu rzeczy.

Od listopada mieliśmy odbywać przymusowe-dobrowolne szkolenia psychologiczno-pedagogiczne przygotowujące do praktyk w szkole. Przymusowe, ponieważ dziekan wydał zarządzenie, że kto nie zrobi szkoleń nie może iść na praktyki, co jest równoznaczne z niezaliczeniem semestru, a dobrowolne, bo musieliśmy podpisać oświadczenie brzmiące "Oświadczam, że dobrowolnie decyduję się wziąć udział w szkoleniach(...)".

Mieliśmy dostać informację w listopadzie w jakie dni konkretnie je będziemy odbywać- 8 spotkań po 4 godziny. Minął listopad- nie wiedzą kiedy będą szkolenia. Minął grudzień- szkoleń nie ma, nie mają nawet firmy, która by je zrealizowała.

Styczeń. 2 tygodnie semestru, 2 tygodnie sesji i praktyki. Zaraz po Nowym Roku dostajemy e-mail z informacją, że praktyki się odbędą- 4x po 7(!) godzin. 2 spotkania przed sesją, a 2 po... Praktykach! (sic!) Czujecie? To tak jakby iść do szkoły rodzenia po porodzie. Albo na kurs przedmałżeński po ślubie.

I tak żeśmy dzisiaj siedzieli od 8.00 do 15.00. Bawili sieeeeeeee... Śmialiiii.... Zjedli obiad (fundowany w ramach szkoleń)... Bawiliiiii... Grali w łapkiiiiii.... Huziu juziu generalnie.

Pozytywnym aspektem owych (PRZED)SZKOLEń było spotkanie tych wszystkich mordek z mojej grupy, bo teraz już prawie w ogóle nie mamy zajęć.

Jedna z zabaw:
"Czego oczekujesz od szkoleń?" Odpowiedzi zapisywaliśmy incognito na karteczkach:

-"żebyśmy dzisiaj wcześniej skończyli"
-"częstych przerw"
-"dobrego obiadu"
-"chorzy do domu!"

Cóż... Jaka organizacja takie oczekiwania ;)


Yyyy jakie zajęcia?

Środa, 9 stycznia 2013 | dodano:09.01.2013
Km:16.20Km teren:0.00 Czas:00:49km/h:19.84
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Km z jazdy na oraz z uczelni. Okazało się, że tuż przed świętami zapomniałam... Przyjść w środę na zajęcia. Bo jak się je zaczyna w 11 tygodniu semestru i jest ich tylko 5- z przyzwyczajenia wyszłam z założenia, że w środę mam tylko pracę. A dzisiaj jak słuchałam o prezentacji koleżanek z poprzednich zajęć- za cholerę nie mogłam sobie jej przypomnieć.

Szybkie spojrzenie na BS. 19. grudzień. Kupiłam różowe buty... Piżamę... Koszyk na rower... Kot vs. drukarka... Ani słowa o zajęciach. Chyba rzeczywiście mnie na nich nie było.

Karamba.

Muszę odrobić osnową. 2-3 godziny pisania.



To takie typowo kobiece wydać pół swojej pensji na buty... Louboutin w wersji turystycznej.




Już niedługo pójdę z nimi w tango.




"Wówczas nie stawiałam sobie za cel grania w kadrze narodowej, tak jak zaczynając wspinać się, nie myślałam o Evereście. Po prostu angażowałam się na tyle mocno, że osiągałam pewne sukcesy, które z kolei stawały się bodźcem do dalszych działań."

Spadek formy

Wtorek, 8 stycznia 2013 | dodano:08.01.2013
Km:26.28Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Po ciężkiej nocce trzeba było dzisiaj na zajęciach udawać, że cudownie jest być tu i teraz.. Z wami... Skakać... Pocić się...

W sumie to nie było to do końca udawane, ale jeśli miałabym wybrać leżenie w domu, a grupowe spalanie- wybór byłby oczywisty... Gdyby tylko za leżenie w domu jeszcze płacili!

Ostatnimi czasy...



Most Pomorski, który nie był Pomorskim, Pomorska, która nie była Dubois

Poniedziałek, 7 stycznia 2013 | dodano:08.01.2013
Km:40.39Km teren:0.00 Czas:02:00km/h:20.20
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Na uczelnię...
Do pracy...
Do domu...
Do Marty...

Odkryłam dlaczego nigdy nie mogłam znaleźć bramy, w której mieszka M.
Po I- zawsze skręcałam o most za wcześnie- myśląc, że to Pomorski
Po II- ona nie mieszka na Dubois tylko na Pomorskiej... A ja zawsze jak głupia latałam po tym Dubois, bo przecież to na początku było!

Rozpierała mnie duma, że w końcu rozwikłałam tą zagadkę.














U M. trochę nam zeszło...

Nowe cele na 2013, stare podsumowania i typowo zimowa aura...

Niedziela, 6 stycznia 2013 | dodano:06.01.2013
Km:30.50Km teren:0.00 Czas:01:24km/h:21.79
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
... czyli deszcz, deszcz i jeszcze raz wiatr. Chociaż wiatr dzisiaj znikomy. Dlatego też mimo tafli wody w oczku sąsiada mąconej namiętnie kroplami z nieba, zdecydowałam się opakować w nieprzemakalną odzież i ruszyć przed siebie.

Standardowa pętla "30" okazała się za mała- o 4 km, więc dokręcałam jeszcze w stronę Mirkowa. Spodnie nie przemokły, kurtkę za to muszę zaimpregnować.



Tak mnie wczoraj naszło i... Krótkie spojrzenie w 2012 rok. Było, wiem. Ale będzie jeszcze raz, bo mam ochotę o tym napisać. I będą zdjęcia. Na pewno był to rok, w którym dużo się działo. Rok, w którym dzięki pewnym zmianom pod koniec 2011 rozwinęłam skrzydła, w pełni oddałam się rowerowi i pokochałam góry. Chyba najlepsze 12 miesięcy spośród 270 przeżytych.




1. Klub Górski Olimp- chyba najlepsze co spotkałam na swojej drodze ♥ Olimp to ludzie, którzy go tworzą, a Ci są... Nie do podrobienia!




2. Rowerowo (wiem, było już)
przejechane: 12 697 km
Max dystans dzienny: 340 km
Podróż nad morze, gdzie dojechałam do granicy swojej wytrzymałości fizycznej i psychicznej- dzięki Ci Krzychu!



Biegowo:
czas maratonu poprawiony o 53 minuty: 4h24'



Kraków stopem zaliczony!



Pieszy Tropiciel z dream team... 50 km w 11 godzin. Ale to było...!



Masa... Ogrom nowo poznanych ludzi, którzy swoją obecnością motywują do działania! (Marta M. :*)



Nocowanie na plaży... Pod namiotem i bez, w górach...



















Odpicowanie roweru- masa praca, 800 zł utopione, ale z brzydkiego kaczątka narodził się... Różowo-biały łabędź!







Przede wszystkim poradziłam sobie z pewnym problemem, który był ucieczką od niepowodzeń... Ulgą... Autodestrukcją. Niby na chwilę było ok, a na dłuższą metę co raz gorzej. Ale tą walkę mam za sobą. I wyszłam z niej zwycięsko.



Nowe wyzwania zawodowe, ukończony kurs salsy...







Nawet o takich dwunastu miesiącach nie marzyłam. Z dobrą passą wjeżdżam w 2013 z nowymi, większymi wzywaniami!

1. Mount Blanc + Triglav
2. "Dziadek do orzechów"
3. Pobicie rekordu z maratonu- zejść poniżej 4:20, a najlepiej poniżej 4:00.
4. Wyjechać do pracy za granicę, zarobić kupę siana i polecieć na Kubę lub do Australii (z rowerem!) (sama wycieczka już prawdopodobnie w 2014)
5. Wyleczyć kolano!
6. Miesiąc bez słodyczy.
7. Zarazić Martę cyklozą :)
8. Kurs Pilatesu i wiele innych. Generalnie: szkolić się!
9. Podszkolić angielski
10. Usłyszeć na żywo Nigela Kennedy'ego. Loreenę McKennitt

Nie ma Odry w Odrze!

Sobota, 5 stycznia 2013 | dodano:05.01.2013
Km:23.20Km teren:0.00 Czas:01:10km/h:19.89
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Ktoś wyciągnął korek i cała woda... Właśnie- gdzie się podziała woda?







W poszukiwaniu skarbów...



Jest coś pięknego! A nie, to tylko moje odbicie......



Brusztynek, Bur... Muszelka, muszelka znalazłam ją w korycie Odry.





Trek dzisiaj się zakochał! Spotkał pokrewną duszą w wersji kobiecej. Mogli pobyć obok siebie podczas mojego godzinnego posiedzenia w bibliotece miejskiej.




Mało przejechane, ale wybiegana jeszcze dycha z Andrzejem. Przez 5 km dzieliliśmy się wrażeniami z Sylwestra i planowaniem wyprawy na Mont Blanc, drugie 5 km to była ostra jazda bez trzymanki (i roweru). Aż mi się niedobrze zrobiło pod koniec. Po raz pierwszy podczas wspólnego wybiegania-gadania zmieściliśmy się w godzinie. Średnia wyszła 5:47/km.


I dzień dobiegł końca...



Stary rower, nowy koszyk. Królowa wiejskich szos.

Piątek, 4 stycznia 2013 | dodano:05.01.2013
Km:17.30Km teren:0.00 Czas:00:45km/h:23.07
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Chwaliłam się, że sprezentowałam mamie pod choinkę koszyk na bagażnik. Nie wystarczy takowy kupić, trzeba też zamontować. Nadszedł dzisiaj ten dzień, kiedy znalazłam natchnienie i dokonałam tego jakże skomplikowanego procesu usunięcia starego, wysłużonego kosza...



...na rzecz bardziej pojemnego, powodującego wzrost wartości roweru o 100%:




Nawet łopata do odśnieżania się zmieściła! I worek cebuli! Z przodu ziemniaczki... Tylko pola nie zaorze. Nie zaorze, bo nie może. Niemożność zaorania wiąże się z pola nieposiadania.

Zasadniczo jest to rower, którego nie dosiadam. A jeśli już kiedyś życie mnie do tego zmusiło- nie oddaliłam się od domu więcej niż 1 km.

Jaki rower- takie zapięcie. Chociaż po dzisiejszym tuningu chyba warto zainwestować w U-locka... Żeby przypinać koszyk ;)



A dzisiejsze km z podróży do Pasażu. Na spotkanie ze znajomym. Sądziłam, że deszcz siąpi tak jak wczoraj czyli prawie wcale. Chyba siąpił nieco mocniej, bo dojechałam cała mokra. Cała... W sumie tylko uda zmokły, bo nie bawiłam się goretexowe spodnie (na 8 km? Nie warto...). Na nogach stuptuty, na górze kurtka-sauna. I tak żeśmy się na tyle rozgadali, że udało się udom wyschnąć.

Powrót 23.30 bez deszczu. Za to uskrzydlona. Lubię o późnych porach biegać, jeździć na rowerze. Mało ludzi, samochodów. Takie bycie (prawie) sam na sam z pasją i swoimi myślami.

&

Wróg rowerzysty

Czwartek, 3 stycznia 2013 | dodano:03.01.2013
Km:28.00Km teren:0.00 Czas:01:25km/h:19.76
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
"Choć z drugiej strony obaj musieliśmy dać sobie radę z żywiołem, zmęczeniem i, chyba największym wrogiem rowerzysty, wiatrem. Kiedy pada, można jechać, najwyżej zmokniemy, kiedy jest zimno można się cieplej ubrać, ale kiedy wieje tak, że podmuch dosłownie powala na ziemię (...) nie da się nic zrobić, można albo się zatrzymać i przeczekać, albo pchać rower wprost w objęcia morderczego żywiołu."*

Oj taaaak! Dzisiaj w głowie jadąc do pracy przypominałam sobie te słowa. Co prawda nie powalało mnie, bo wiało prosto w kierownicę i nie był wiatr na tyle silny, aby zejść z roweru... Zresztą jak tu zejść, skoro do pracy trzeba zdążyć.

Wiatr wiatrem, ale obserwując pogodę za oknem jakieś 5 minut przed moim wyjściem padał dosyć gęsty deszcz. Na tyle, że postanowiłam opakować się w kurtkę-saunę, spodnie z gtx, stuptuty i nieprzemakalne buty. Cóż... Jechał taki niebiesko-czerwony pajac przez Wrocław i jak się domyślić można największa ulewa jaka mnie spotkała to jakaś marna mżawka, która nawet nie spowodowała, że moja kurtka zrobiła się wilgotna. (Krwa, właśnie wylałam kubek herbaty na biurko!!! I stało się to kilka minut po tym, jak przestawiłam go z miejsca pierwotnego z myślą "Żebym czasem go nie trąciła"...) Ok- wracając do wilgoci. Jechałam uzbrojona jakby za oknem szalały ulewy. Brakowało mi tylko... Błotników. Tak. Ubrałam przeciwdeszczową kurtkę, spodnie, ochraniacze, buty, daszek do kasku przyczepiłam, a zapomniałam błotników. Dobrze, że roweru nie zapomniałam. A twarz mi się rozmazała jak zmywałam piach z twarzy.



W drodze powrotnej padało tak, jak tego oczekiwałam za dnia. Za to wiatr w plecy <3

Wczoraj oryginał, dzisiaj cover. Bardzo ładny. Przy wersji pierwotnej robię rozgrzewkę, przy akustycznej rozciąganie.





*Piotr Strzeżysz "Campa w sakwach"

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum