Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Marzec, 2014

Dystans całkowity:52.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:02:35
Średnia prędkość:20.13 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:52.00 km i 2h 35m
Więcej statystyk

Odkurzam!

Piątek, 28 marca 2014 | dodano:28.03.2014Kategoria Bez roweru
Km:52.00Km teren:0.00 Czas:02:35km/h:20.13
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Ghost Cross 1800
UWAGA smęty. Jeżeli spodziewasz się po tym wpisie czegoś niesamowitego to wiedz, że nie przebiegłam kolejnego maratonu, nie jechałam 24 godziny na rowerze, nie weszłam (jeszcze) na Kazbek.

Zalogowałam się i pomyślałam, że coś napiszę. Chociaż tak naprawdę nie mam o czym... A w zasadzie dużo by tu pisać, ale nie do końca jest to blog o moim prywatnym życiu. O rowerowym. Rowerowo-biegowym. Rowerowo-biegowo-górskim. A że wiele rzeczy i ludzi z tych, którzy mnie na co dzień otaczają jest powiązanych z wspomnianą tematyką, mogłabym wiele napisać nie odbiegając zupełnie od tematu. Bo sporo się ostatnio działo (i będzie!).

Tomasz... Tomasz, którego poznałam na rowerze, z którym pierwsze "randki" odbywałam schodząc do ciemnych sztolni i pedałując. Ten, z którym w Norwegii siedziałam dwa miesiące. Był. Jest i będzie :) Sprawa wyglądała tak, że po MOIM powrocie do Polski w nowym roku miałam spędzić tutaj jak najmniej czasu. W zasadzie wróciłam tylko po to, aby zdać prawo jazdy. Zdałam. Mogę się pochwalić, że za pierwszym razem teorię i praktykę? Zatem styczeń i pół lutego poświęcałam na pracę i jazdy.

Potem jeszcze przed ostatecznym wyjazdem została mi jeszcze do zrobienia korekcja wzroku i... I doszliśmy do wniosku, że lepiej wrócić do Polski, wyprowadzić się w góry, a do Norwegii wrócić ze znajomością języka i wybrac sobie miejsce, w którym chcemy wypracować sobie emeryturę. A nie brać to co się trafiło. Nie do końa odpowiadał nam trzy zmianowy i ośmiogodzinny tryb pracy Tomka. Przecież pracuje się po to, żeby żyć, prawda? A jak tu żyć jak człowiek wiecznie zmęczony, bo raz śpi w dzień, raz w nocy. Ostatni tydzień lutego i połowa marca była rekonwalescencją po zabiegu. Wracam do formy!

Wyjazd z kraju na razie odroczony. Gdzie wylądujemy, życie pokaże. Na razie dążymy do przeniesienia się w Góry Sowie. Tak, żeby wyjść z domu i biegać/jeździć między drzewami, a nie samochodami.

Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Prawko tak przycisnęłam, że jazdy i egzaminy zaliczyłam w miesiąc. Pierwszą jazdę swoim samochodem odbyłam samotnie z Katowic na lotnisko, z mącącą nawigacją. Tak mąciła, że wydawało mi się, iż ulica dwukierunkowa jest jednokierunkową dwujezdniową. Dopóki nie zobaczyłam jak na pobocze zjeżdża zbliżające się z naprzeciwka auto. Ups...

A rowerowo? Kupiłam nowy rower! Nie sobie. Mamie. Zielonego składaka z lat... 80? Transporter po buraki i ziemniaki. Za dużo ostatnio nie jeżdżę. Kombinuję jak zarobić, żeby się nie narobić, mieć dużo czasu i satysfakcję z pracy. Już wymyśliłam. CV wymuskane, filmik promo sklejony. Niedługo spróbuję rozszerzyć pole swojej działalności.



Górsko? Też słabo. Ostatnio (22-23.03) był Szczeliniec i Błędne Skały. Jak zawsze z Martą :)







W lutym Tatry. Szłam przez środek stawu Gąsienicowego! Ta mała kropeczka na środku to ja :)








A między Tatrami a Szczelińcem Wielka Sowa.




Biegowo? Tutaj nawet nie jest słabo. Wracam do formy. Po zabiegu na trzy tygodnie byłam wyłączone z intensywnego wysiłku, chociaż rowerowe spacery odbywałam już 5 dni po wypalaniu rogówki. W goglach narciarskich :) Spacer spacerem... Ale parametrów krążeniowo - oddechowych nie polepszy. Dzisiaj jestem po pierwszy fartleku na 7 km.


I tak sobie żyję. Zdecydowanie zmieniłam nawyki żywieniowe, tak po prostu do mnie doatrło, że jedzenie wszystkiego co jest w sklepie i białego cukru nie wpływa dobrze na moją cerę, a co za tym idzie na moje ciało. Jem prosto, dużo warzyw, ryb, kurczaka w ogóle. Po tym jak zobaczyłam w lodówce piersi tak wielkie, tak napompowane jakby zaraz miały PĘC. Jak biceps sterydziarza.



Ryb przynajmniej nie pompują (jeszcze)!




Jutro uderzamy w Dolinę Baryczy. Jak znowu złapię wenę to może coś wrzucę :)






kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum