Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Sierpień, 2015

Dystans całkowity:b.d.
Czas w ruchu:b.d.
Średnia prędkość:b.d.
Liczba aktywności:0
Średnio na aktywność:0.00 km
Więcej statystyk

Rowerowa Kuba! Czyli jak tańczyć salsę pijąc rum i jak pijąc rum pedałować

Środa, 26 sierpnia 2015 | dodano:17.09.2015
Km:0.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Ghost Cross 1800


Przedmowa


          Wymyśliłam sobie kiedyś, że zrobię kurs salsy solo i będę się bujać z dziewczynami na sali w rytmie gorących, kubańskich rytmów. Kiedy tylko w ofercie Torres Art Studio pojawiła się nowość – CUBAN SALSA FIT, nie zastanawiając się ani chwili zarezerwowałam sobie miejsce na liście uczestników. Po cudownych chwilach w towarzystwie Państwa Torres wymyśliłam sobie, że MUSZĘ kiedyś znaleźć się na Kubie i sprawdzić jak to naprawdę jest z tą salsą, czy sobie tańczą ją na ulicach, czy jest tak wesoło i beztrosko jak w „Dirty Dancing”. Może kiedyś się uda, będzie okazja... A tu PACH! United Cyclist wyskoczyło z ROWEROWĄ KUBĄ. Oczka się zaświeciły, serce szybciej zabiło (zupełnie jakbym dostała kartę kredytową bez limitu na zakupy). Nie dość że KUBA, nie dość że SALSA, nie dość że ROWER to jeszcze z MARTĄ*? Czy czegoś jeszcze potrzebowałam do szczęścia? 

          Póki mam wenę i chęci, mój spełniony sen o Kubie będzie w formie opowiadania, żeby jak najlepiej przekazać Wam moje wrażenia i odczucia. Czasem trochę podkoloruję rzeczywistość, ale i tak nie będziecie wiedzieć w którym momencie... Zapraszam zatem do wspólnego picia rumu, vayamos a la Habana!


*Każda kobieta powinna mieć swoją Martę. Martą może być Kasia, Ewelina, lub Karolina, ale życie pokazuje, że mając w posiadaniu oryginalną Martę, kobieta ma się komu wygadać, staje się mniej marudna i szczęśliwsza.


1. Butelka rumu
Kto, z kim i za ile?

Zanim przejdę do lania wody i Cuba Libre kilka suchych faktów:

Organizator: United Cyclist
Liczba uczestników: 15
Przelot: Warszawa - Frankfurt, Frankfurt – Hawana
Przejechany dystans: ok. 900-1000 km
Zużycie rumu: ok. 0.5 l/os/dzień

O pieniądzach opowiem nieco więcej, bo jest o czym...

Na Kubie obowiązują dwie waluty:
Peso Cubano CUP (zwane przeze mnie dalej CUPami. Chyba coś w tym jest, bo choćbyś miał wiele banknotów to tak naprawdę g... masz :))
Peso Convertible CUC (zwane przeze mnie dalej dolarami, bo CUC zastąpił dolara)

Uogólniając można je przeliczyć następująco:

1 Euro ~ 1 CUC ~ 25 CUP

I teraz turysto, jeżeli przybyłeś na Kubę, ustaw czujność w trakcie zakupów na najwyższy poziom. W wielu miejscach można płacić CUPami i i dolarami, czasami chcą tylko dolary Ale jak już chcą to wydają w papierkach. I zabawa polega mniej więcej na tym:

Cena napoju: 12 CUP
Płacisz 5 dolarów
Dostajesz resztę 2 dolary i 63 CUPy

Czy Pani z kramiku wydała właściwą kwotę czy wzięła kilka CUP dla siebie? :)

Pod koniec wyprawy wprawiliśmy się w liczeniu i szło nam to całkiem sprawnie. A pilnować kasy trzeba, bo o ile okantowanie turysty na 1 dolara da się przeboleć, to zapłacenie za wodę i ciastka 10 dolarów (40 zł) może mocno zranić. A zdarzyło się, że jeden z nas by tyle zapłacił, ale jeszcze za mało rumu wypiliśmy, żeby zostawiać takie napiwki.

Najczęściej bez problemu przyjmowano od nas zarówno dolary i CUPy. Często zresztą płacąc dolarami, wydawano nam resztę w CUPach. Summa summarum mieliśmy w portfelu obydwie waluty. Zdarzało się, że pani z kramiku chciała dolary, nie CUPy. Płacenia dolarami nigdy nam nie odmówiono.

Kulinarne ciekawostki...
  • kubańska tortilla nie ma nic wspólnego z meksykańską. Na Kubie pod hasłem „tortilla” kryje się omlet z jajka.
  • Kawa w wersji kubańskiej to extreme sugar caffeine shot. Pije się ja z mikro filiżanki o pojemności ~ 60 ml. Dwa łyki, kawy nie ma, ale od razu czuć, że serce bije. Najczęściej podawana jest z ogromną dawką cukru przez co smakuje jak syrop kawowy.
  • Podczas całej wyprawy towarzyszyły nam ciepłe posiłki: pizza, kurczak (lub schabowy) z ryżem, pizza, bułka z jajkiem, pizza, bułka z jajkiem i serem, pizza, bułka z jajkiem, serem i szynką, pizza, pizza, kurczak z ryżem, pizzapizzapizzapizza. Oczywiście, że zdarzyło nam się zjeść coś bardziej egzotycznego jak langustę, krokodyla czy węża, ale było to jedzenie dla turytów po turystycznych cenach (ok. 40 zł posiłek). Kubańczycy nie racza się takimi smakołykami, więc się nie liczy. A „szynka” pakowana do pizzy i bułki z jajkiem była wszędzie tą samą „tyrolską”

Tania-droga Kuba...

Przykładowe ceny produktów podam od razu w złotówkach:

-puszka napoju (tamtejszy sprite, fanta, cola) od 1.50 zł do 6 zł (w restauracji)
-piwo w puszce 330 ml 4-6 zł
-soczek do picia 200 ml 2.40 zł - 4 zł
-butelka wody 1.5 l od 2.80 zł do 8 zł
-szklanka piwa 200 ml w kubańskiej pijalni piwa ok 75 groszy
-pizza 4 -10 zł
-kurczak z wielka porcją ryżu i odrobiną warzyw ok. 5 zł
-bułka z jajkiem 30-90 groszy
-kawa 16 groszy
-ręcznie robione lody – cały plastikowy kubeczek ok. 90 groszy
-RUM 0.7 ok. 10 zł (jak się dobrze poszukało), na lotnisku 0.7 ok. 20 zł (innej firmy)


2. butelka rumu
Kubańska łaźnia

Pierwsze wrażenie po opuszczeniu samolotu jest powalające. Odczucie wilgotności w powietrzu jest tak duże, że mam ochotę poprosić o wyłączenie tej łaźni. Z samolotu kierujemy się do pomieszczenia, w którym przechodzimy kontrolę paszportową. Ciemnoskóra Kubanka z różowymi, dziecięcymi spinkami we włosach, zadaje wszystkim klasyczne pytanie, na które klasycznie odpowiada się „NO”. Pytanie dotyczy ewentualnego pobytu w ciągu ostatnich 3 miesięcy w krajach afrykańskich. Tak sobie myślę, że nawet gdyby im jakiś turysta przywiózł jakąś malarię to chyba nie byłby na tyle mądry, żeby się do tego przyznać. Zatem wszyscy jesteśmy zdrowi, zarejestrowani, sfotografowani.



Po kontroli paszportowej czeka nas kontrola bezpieczeństwa i odbiór bagażu. Kuba wyspa jak wulkan gorąca, leniwie brzuchem do góry leżąca, zatem na bagaż czekamy jakieś 40 minut. Wózki na bagaż ledwo jeżdżą (swoja drogą dobrze, że chociaż mają kółka. Jeszcze.).



Tuż przed wyjściem zatrzymują naszą wielką grupę z czarnymi paczkami strażnicy. I zaczynają się kalambury, bo my nie znamy hiszpańskiego, a oni angielskiego.

Bicikleta! Cycling! Bike on Cuba! ROWERY tu mamy RO-WE-RYYY!

Kilka gestów, wdzięcznych uśmiechów, głębokich, kobiecych spojrzeń w oczy celnika i jakoś przeszło. Znów łaźnia. Pod lotniskiem czeka już na na nas i nasze bagaże transport. Zaczyna się prawdziwa Kuba czyli jazda czym popadnie i gdzie popadnie!



Siedzimy ściśnięci na pace, wczuwając się w kubański klimat. Oczy mi się błyszczą, kiedy mijają nas TE FURY. Wiecie, TE FURY, które można spotkać w takiej ilości tylko na Kubie. W świetle latarni wyściubiam nos z ciężarówki i czuje się jak mały chłopiec w muzeum resoraków. Jeszcze łyk rumu i już nie tylko moja głowa, ale i ciało wie, że przez dwa tygodnie mam wyrumowane na wszystko! Motoryzacyjnej ekstazy i frajdy w trakcie podróży dostarczał nam kierowca, cisnąc pedał gazu, wprawiając tym samym podłogę w intensywne wibracje. Wrażenie było co najmniej takie, jakby za chwile ktoś miałby mi się wwiercić od podłogi centralnie w d...użą nogę.


3. buelka rumu
Dirty Dancing

Dwa pierwsze noclegi mamy zarezerwowane w Hawanie. Legalny Hostel, klimatyzacja w pokojach... Zaraz, zaraz, klimatyzacja? Na rowerowej wyprawie EKSTREMALNEJ? A gdzie przygoda, spanie po kątach? (nie)STETY w Hawanie nie ma szans na nocowanie byle gdzie. Nawet w hostelu właścicielka nie daje się uprosić o przenocowanie (odpłatnie oczywiście) jednej osoby więcej niż miała łózek. „No, no, no, controlar!” Ale sytuację ratują sąsiadki, przyjmując nas do swoich pokoi.

           Późnym wieczorem po przylocie i zostawieniu bagaży w pokojach udajemy się na przechadzkę. Pięknie oświetlone uliczki, zapach mango unoszący się w powietrzu, dźwięki salsy dochodzące z co drugiego domu, taniec na ulicy... Hej, gdzie do cholery jest mój „Dirty Dancing”?!

           Hawana poza turystycznym centrum naprawdę nie zachwyca. Zamiast słodkiego mango co chwilę dopada nas nieprzyjemny zapach z wielkich śmietników stojących na uliczkach. Sporo śmieci, gruzu... Musimy patrzeć nie tylko pod nogi, ale i do góry czy czasem z któregoś balkonu nie trafią nas pomyje. Balkony w budynkach mają wystające rury, żeby podczas mycia tarasu można było wylać nań wiadro wody, która to woda następnie leje się na chodnik niczym z prysznica. Dość praktycznie, można umyć taras i jakiegoś zakurzonego przechodnia.

           Charakterystyczna, kubańska muzyka faktycznie towarzyszy nam prawie cały czas, jednak nie jest to salsa połączona z tańcem a rytmiczny reggaeton umilający grę w karty lub wnikliwą obserwację otoczenia. A kiedy w nieturystycznej Hawanie przechadza się ulicą 6 „białych” kobiet to nagle robi się głośno. Głośno od cmokania, gwizdania i tego ich charakterystycznego „tssst!”. Na początku nas to bawi. W ostatnich dniach miałyśmy jednak ochotę założyć burkę, czapkę niewidkę, cokolwiek, żeby przejść niezauważone, niezaczepione przez kochliwych Kubańczyków. Ale nie zaczynajmy początku od końca, wracamy do etapu, gdzie jeszcze nas to śmieszyło.
Wychodzimy z wąskich uliczek na deptak wzdłuż wybrzeża...



W końcu jest! Trailer, namiastka „Dirty Dancing”! Mnóstwo Kubańczyków spędzających wieczór ze znajomymi, kilka gitar, trochę tańca... W końcu Kuba, jaką na folderach reklamują! Przechadzamy się całą grupą. Sporo pytań o pochodzenie. Z niewieloma Kubańczykami można porozmawiać bez znajomości hiszpańskiego. Najczęściej zadawane pytanie, na które odpowiadamy to „łerarjufrom”. Jeden taki „łerarjufromer” zdaje się być bardzo podekscytowany, kiedy dowiedział się, że „łiarfrompoland”. Nieźle nas zaskakuje, kiedy zaczyna nam śpiewać utwór z udziałem Sokoła*. Jak się okazuje brał udział w nagraniu, widać go nawet momentami na klipie. Ah!

*polski raper. Tez się nie znam, więc wyjaśniam, celem pominięcia portalu google.pl



Tu piwko, tam salsa... Na zegarku 23.00. 23.00? Owszem, ale w Polsce. Dodając 6 kubańskich godzin wychodzi na to, że to czas na dalszą aklimatyzację. W pokoju...


Dirty salsing... (eksperymentuję z edytorami video, proszę o wybaczenie :))

https://youtu.be/BiYjhDufgSM


"RAPpaetone"


https://www.youtube.com/watch?v=jctgD1PKMLI


kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum