Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Zamki i pałace Dolnego Śląska

Dystans całkowity:441.34 km (w terenie 5.00 km; 1.13%)
Czas w ruchu:21:37
Średnia prędkość:20.42 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:88.27 km i 4h 19m
Więcej statystyk

zRUINowana niedziela!

Niedziela, 16 czerwca 2013 | dodano:16.06.2013Kategoria Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:126.00Km teren:0.00 Czas:05:03km/h:24.95
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Ruin dzisiaj zaliczyliśmy sporo. Jeden kościół, dwa pałace. Pomysł się zrodził w głowie Michała i Rafała, ekipa się dozbierała z fejsbukowej grupy.


Miał się jeszcze zabrać Kamil, ale o godzinie zbiórki- 6.30 napisał smsa, że Morfeusz mu nie pozwala wyjść z domu. Był to sms, który mnie obudził! Poszłam spać dosyć późno- po 3.00, kończąc jeszcze kilka rzeczy. Na wszelki wypadek nastawiłam DWA budziki- jeden w komórce, drugi tradycyjny. Nie pamiętam, żebym którykolwiek wyłączała. Zerwałam się na dwie nogi mając świadomość, że zaraz rozlegnie się telefon od Michała albo Rafała. Nie myliłam się! 6:34 smsa od Michała, że już czekają, 2 minuty później telefon od Rafała, któremu musiałam się tłumaczyć ze swojej wpadki.

"Dajcie mi 15 minut!"

Poprawiam make up (uff, dobrze, że paznokcie pomalowałam wieczorem!), zastanawiam się co potrzebuję prócz aparatu, komóry i błyszczyka. Zakładam bluzkę z długim rękawem, by 5 minut później ją ściągnąć stwierdzając, że będzie mi za ciepło i się nie opalę.

Docieram 15 minut później, plus spóźnienie do spóźnienia czyli jeszcze 10 minut.

"Ej, wybaczcie, ale ze mnie ciota! Magda jestem!" :)

Ruszamy. Za karę jadę pierwsza narzucam tempo ok 30 km/h i tak do samej Oleśnicy ciśniemy, jednak zmienia mnie Miłosz- ten to ma parę! Zerkam na endo- 33-34 km/h... Ale jadąc za nim nie odczuwam specjalnie zmęczenia.

Loosers! Stanęli na światłach i musieliśmy czekać. Bo ponoć na zielonym się jedzie...?



Uwaga Panowie! Różowy motylek się wciska!



Pod Arborteum w Sycowie, do którego doprowadza nas Krystian z kolegą.
- Co tam jest? Takie kwiatki?
- Kwiatki, drzewa...
- E, to nie idziemy.

Jest nas już siedmioro!



Mauzoleum W Sycowie:




Opuszczony neogotycki kościół w Pisarzowicach.

"Kościół wzniesiony z inicjatywy księcia Gustawa Birona von Curland , który był właścicielem dóbr sycowskich . Nad wejściem umieszczono rok 1902, prawdopodobnie rok oddania świątyni. Początek budowy był zapewne wcześniej, prawdopodobnie w roku 1900. Kościół w stanie agonalnym. Wieża pochylona (ostatnio spadła), środek zdewastowany."
(http://www.opuszczone.com/galerie/pisarzowice_kosciol/)

















"Podejdź no do okna!"









Tylko bez spinki!



Zastali nas państwo młodzi, którzy przybyli na sesję fotograficzną :)



Kościół św. Marka w Świętym Marku z 1660 roku.



Przykościelny cmentarz- w poszukiwaniu najstarszego pomnika...







Jest! 1829.



Przegrzybek :)



Drewniany nagrobek:



A tutaj troszkę odskoczyliśmy od reszty- najpierw prowadził Miłosz, potem Krystian- 35-38 km/h. Jak wskoczyłam na czoło to zeszło do 30 :P (wiał wiatr, mam mega bieżnik i 26 cali- oni jechali na 28 i 29!)



Atrakcja nr 1 wyznaczona przeze mnie- ruiny pałacu w Brzezince.

" W każdej chwili grozi zawaleniem.(...)Boli tylko fakt, że jeszcze w latach 70. pałac wyglądał nieźle."

Jak wiele zlokalizowanych na poniemieckich ziemiach wyjątkowych zabudowań i obiektów- również i ten w Brzezince jest w tragicznym stanie. Dlaczego nie dba się o to co jest...?

"Niesamowicie prezentowało się wnętrze pałacu, które zaliczało się do arcydzieł sztuki śląskiej. Szczególnie wyróżniała się sala balowa o ponad dziesięciometrowej wysokości, nakryta sklepieniem zwierciadlanym z przedstawieniem alegorii Muzyki. W narożach umieszczono cztery barokowe kominki o płynnych liniach. Pomiędzy nimi wisiały obrazy o tematyce mitologicznej, może namalowane przez flandryjskiego malarza. We wszystkich pozostałych pomieszczeniach także znajdowały się stiukowe kominki oraz inne dekoracje. Taki wygląd wnętrz pałacu prezentują stare archiwalne zdjęcia. Co zostało z tego dzisiaj? O dziwo, ocalały w części kolorowe dekoracje sal, w tym największej Sali balowej. Alegoria Muzyki przechowywana jest w Muzeum Narodowym we Wrocławiu, a reszta wyposażenia została rozszabrowana przez Armię Czerwoną w 1945 roku oraz przez Polaków po wojnie."

Pełny, CIEKAWY opis obiektu TUTAJ.



1937 rok






Rzeźby z przed pałacu, rok 1949- obecnie znajdują się w Wilanowie. Przynajmniej jeszcze istnieją...


(fotografie własności Marka Górnickiego)

TUTAJ znajdują się aktualne zdjęcia rzeźb z Brzezinki- jakże teraz cieszą oko w przeciwieństwie do pałacu, który wzbudza litość i jakby swym wyglądem błaga chociaż o jedno spojrzenie...







Żeby się dostać do środka trzeba było przejść przez pokrzywy i suche gałęzie- "powojenne" rany... (muszę sobie kupić habit, żeby to ukryć)









A jeszcze tak wyglądała sala w marcu 2010...









Rzeczywiście w każdej chwili coś może spaść z nieba- i nie będzie to manna.



Kościół w Boguszycach



Moja atrakcja nr 2- ruiny pałacu w Boguszycach. Tym razem nie ma szans na spenetrowanie wnętrza.

"Wzniesiony przez Konrada von Randow w połowie XIX wieku (podobno prace rozpoczęto w 1839 r.) w stylu angielskiego neogotyku przez architekta księcia brunszwicko-oleśnickiego - Carla Heinricha Wilhelma Wolfa (†21.04.1876 r. w Oleśnicy) ze Szczodrego." (http://www.olesnica.org/Palac_Boguszyce.htm)

Zdjęcia z wnętrza w powyższym linku.












Front pałacu jest schowany za drzewami- widoczne jedynie wieżyczki. Na myśl przywodzi mi mały zameczek :)



W Boguszycach o zatrudnienie nietrudno!



Nie wracamy się jak pierwotnie chciałam przez Szczodre, a ze względu na pośpiech Rafała dobijamy do "ósemki". Ciśniem, ciśniem, a tu dętka rypniem!



A ja myślałam, że moje pałace będą gwoździem programu dzisiejszej wycieczki, a tu Miłosz na koniec nas zaskoczył!



Każdego dnia, w każdej chwili wybierasz...!

Szczęście jest wyborem! © maratonka

Dolina Baryczy, Pałac Reichenbach

Niedziela, 2 czerwca 2013 | dodano:03.06.2013Kategoria Sto i więcej, Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:154.00Km teren:0.00 Czas:08:00km/h:19.25
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Trasa (mniej więcej): Wrocław- Dobroszyce- Twardogóra- Chełstówek- Gola Wielka- Goszcz- Drągów- Grabownica- Stara Huta- Rezerwat Stawy Milickie (kompleks Potasznia)- Wieża widokowa nad Stawem Grabownica- Krośnice- Łazy- Złotów- Węgrów- Łozina- Wrocław

Wieczorem w sobotę telefon od Marty, że się jutro wybiera z tym i owym gdzieś za Wrocław. "Jedziesz z nami?"

Nie wiem. Wstać o 9.00 w niedzielę, nie wyspać się... Ostatecznie sprawdzam pogodę- jak będzie prognoza niesprzyjająca- odmawiam. Szanse na opady: 0%. Nie ja zadecydowałam.

Spytałam M. o dystans "Jakieś 30 km w jedną stronę..."



30 owszem, było. Do Dobroszyc, skąd startowaliśmy w pełnym składzie. Nim zdążyliśmy przejechać 20 metrów- awaria nr 1 :)



3 minuty i ruszamy. Tomek, Bartek, Marta. I ja!



Uderzamy w stronę Doliny Baryczy, po której sprawnie oprowadza nas Tomek. Trochę asfaltu, trochę, lasu, trochę kąpieli...





Też nie uniknęłam wody w butach przy następnych przeprawach.


Źródełko w okolicy nieopodal Goli Wielkiej. Na drzewie wisiał wielobarwny, ceramiczny kubek, z którego może skorzystać każdy spragniony. Akumulatorki w aparacie się rozładowały, więc musicie sobie go wyobrazić.



W Goszczu czeka na mnie największy rarytas tej wycieczki- pałac Reichenbach wybudowany w latach 1730-1740 na miejscu XII wiecznego zamku. Z pałacu nie zostało wiele- dwukrotnie doszczętnie strawiony przez pożar. Po raz pierwszy w 1749 roku. Wtedy natychmiast został odbudowany. W rękach Reichenbachów kompleks był do roku 1945, w którym to po raz drugi spłonął i odszedł w zapomnienie. Aktualnie zarządza nim gmina. W bocznych zabudowaniach się mieszkania, część główna pałacu popada w ruinę. Ponoć potomek Reichenbacha będący właścicielem pozostałości wciąż mieszka na terenie Niemiec- taką informację otrzymałam od lokalnego sklepikarza.



Wjazd na plac pałacowy:





Tutaj w 1993 roku nagrywano sceny do filmu Jana Kolskiego "Jańcio Wodnik".

Poniższy wjazd widoczny jest na filmie.
42:36
45:16




I my tu byli!









































Kościół Ewangelicki:






















































































1907





2013





Więcej ujęć:





Kościół ewangelicki (dawniej dworski) obok pałacu:











"W latach 1633 -1637 nabożeństwa ewangelickie w kościele parafialnym. Za Reichenbachów odbywały się najpierw w jednej z sal pałacu, w języku niemieckim i polskim (do końca XIX w.). W 1741 roku Fryderyk II wydaje formalne zezwolenie na odprawianie niezależnych nabożeństw ewangelickich i budowę kościoła, kosztem hr. Henryka Leopolda von Reichenbacha. Położenie kamienia węgielnego 1743, zatknięcie gałki na wieży i poświęcenie kościoła w 1749. W 1752 zawieszenie na wieży dwóch dzwonów. Odnowiony krótko przed 1939, po 1945 nie użytkowany."

(www.goszcz.pl)







Drzwi były otwarte, więc...



































Reszta ekipy czekała na mnie, dlatego zdjęcia robione w pośpiechu.

Z Goszcza zmierzamy ku pierwszemu kompleksowi Stawów Milickich- Potaszni.

Tak mi grzej, tak mi dobrze!








I druga awaria. Odczepił się Marcie łepek od linki tylnej przerzutki, potem zgubiliśmy pancerz, przez co nie było szans na naprawę.








Dryfowaliśmy jachtem przecinając lustrzaną taflę wody...








Trek zwarty i gotowy do dalszej jazdy!





Chwalmy Pana za pogodę, alleluja!





Szybka Marta :)





Stawy Milickie





Komary chciały zjeść nas żywcem!





Docieramy do najwyższej wieży obserwacyjnej w Dolinie Baryczy- nad stawem Grabownica.


Ustalamy plan działania! W zasadzie Tomek ustala, my wybieramy zaproponowane trasy.





"Co za dreeeeeees!"





Legendy głoszą, że ponoć kiedyś Trek był biały...





W drogę między Stawem Słonecznym Górny, a Wliczym Mały i Wilczym Dużym został tchnięty duch cywilizacji.


Staw Słoneczny Górny © maratonka



A jeszcze niedawno było tak:



(http://czesiek.bikestats.pl)





Staw Niezgoda do życia budzi się dopiero nocą...











Bez pożywienia, bez picia, wygłodzeni, odwodnieni z radością docieramy do Restauracji w Starym Młynie.





"Poproszę schabowego z tego kota!"








Należało się! Pasztet z karpia, omnomnomnom.








Jak przystało na prawdziwego Papaya- naleśniki z prawdziwym, świeżym szpinakiem!





Awaria nr 3. Marcie skrzywiła się oś zacisku od koła i zupełnie nie trzymało się ramy. Taka jakby słaba sytuacja. A tu ni stąd ni zowąd pojawia się na szosie wybawiciel- pan Krzysztof, który niejeden rower w rękach trzymał. Proponuje nam wizytę w jego domowym warsztacie zapewniając nas, że "Ja mam tyle zacisków w domu to wam dam!". Marta przesiada się na rower Tomka, Tomek wykorzystuje okazję na trening biegowy :)





To my bierzemy od Pana ten rower!





Chłopaki walczą z Haibike...





Ostatecznie żaden z zacisków nie pasuje do koła, na którym jechała Marta. Dostajemy więc... Całe koło!





To "kontuzjowane" Bartek bierze ze sobą, mimo usilnych próśb naszego "wybawiciela", że wyśle nam to koło pocztą, albo kurierem.





Na koniec otrzymujemy kilka złotych rad, picie i... Czekoladę! Pan Krzysztof z Wierzchowic wraz z żoną to cudowni ludzie, którzy udzielając nam bezinteresownej pomocy uratowali przed rozpaczliwym "I co teraz?!", gdy byliśmy 50 km od Wrocławia, a dzień powoli zmierzał ku końcowi. Dzię-ku-je-my!


Ruszamy starając się nadrobić stracony czas szybszym tempem. Rozstajemy się ok. 40 km od Wrocławia. Marta nie ma tylnej przerzutki i jest wykończona (wszak to jej pierwsza setka i to jeszcze w takich warunkach! Uściślając: ok. 140 km). Tomek zostawił auto w Dobroszycach, więc razem z Martą jadą w tymże kierunku, aby podwieźć ją i rower do Wrocławia, natomiast ja z Bartkiem przez Złotów wracam o własnych siłach. W Łozinie dzwoni, w ramach kontroli czy dojechaliśmy cali, Pan Krzysztof! Zapewniam, że dojechaliśmy cali, zdrowi i uśmiechnięci- jak widać na załączonym obrazku.




Nie odbiegając od tematu- zaskakująco dobra ścieżka dźwiękowa z filmu "Jańcio Wodnik" jak na początek lat 90.

Las ruin po zmierzchu...

Czwartek, 18 października 2012 | dodano:18.10.2012Kategoria Praca, Sam na sam z Trekiem, Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:41.00Km teren:0.00 Czas:02:10km/h:18.92
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Olałam poranne zajęcia na uczelni. Perspektywa pobudki w sobotę przed wschodem słońca wygrała z głodem wiedzy.

W coczwartkowej "międzypracy" postanowiłam zrealizować 2 rzeczy. Po 1- kupić w Żabce tą wielką Milkę. Kupić i zjeść. Po 2- pojechać do Lasu Osobowickiego w celu odnalezienia pozostałości po schronie i wieży cesarza Wilhelma.

Było już przed 18.00- słońce chowało się za horyzont.



Nieopodal Mostu Milenijnego celem konsumpcji Milki zasiadłam nad brzegiem Odry.



Tej z orzechami i toffi już nie było. W zasadzie nie ma znaczenia jaka Milka- każda jest dobra.



Najważniejsze, żeby dało się ją rozłożyć na części pierwsze ;)







Nim skończyłam rozkoszować się tabliczką i dojechałam na skraj lasu mrok ogarnął Wrocław. Pro Noise sygnalizował mi już ostatnio, że czas go doładować. Nie zawiódł jednak przez kolejne 1,5 godziny.



Pozostałości schronu I.R.S.(Infanterie Raum Stellungen)






Samotny pobyt na skraju lasu po ciemku wydawał się być na tyle satysfakcjonujący, że nie miałam zamiaru wchodzić do powyższej dziupli.





Sądziłam, że będzie ciężko zauważyć te ruiny, ale jak się okazało- sporo tego i ciężko tak naprawdę przeoczyć.







Biała Gwiazda w świetle reflektorów <3 Trek posłusznie czekał nim zaspokoję swoją ciekawość. Nie dał się porwać ;)



Nie miałam już czasu szukać po drugiej stronie pozostałych tajemnic jakie skrywa Las Osobowicki. Trzeba było się zbierać z powrotem do pracy.







Na Legnickiej zginął rowerzysta potrącony przez samochód na... Drodze dla rowerów.


A ja wracając zostałam zmuszona do wyklnięcia mistrza driftów, gdyż chcąc zaoszczędzić 5(!) sekund pajac jeden (zwany przeze mnie jechanym skurczysynem) skręcił przede mną w lewo nawracając na dziko. Zawsze pod koniec zjazdu odbijam do prawej krawędzi jezdni celem wejścia w zakręt a tu gościu nie dosyć, że mnie wyprzedza tuż przed skrzyżowaniem to jeszcze taki numer. Krzyknęłam do niego słowo otuchy, nie wiem czy słyszał...


Rowerowa sobota z Fit Curves- pałac Glitterów

Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano:23.06.2012Kategoria Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:70.34Km teren:0.00 Czas:03:30km/h:20.10
Pr. maks.:0.00Temperatura:24.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Na początku chciałabym bardzo podziękować Agnieszce oraz jej mężowi, którzy nas ugościli, dzięki którym mogliśmy się dowiedzieć więcej o Pałacu Glitterów, zrobić ognisko i spędzić miło czas. Dziękuję również Łukaszowi, którego turbo nogi "przeokrutnie" się wymęczyły naszym wycieczkowym tempem, ale dzielnie chronił tył wycieczki i był nieoceniona pomocą w zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom mini wyprawy.


Podziękowania należą sie również wszystkim Paniom (i Panom;)), dla których dzisiejszy dystans był sporym wyzwaniem. Wszyscy pokonali cały dystans bez większych przeszkód. Gratuluję wytrwałości i do zobaczenia na drugiej edycji "Rowerowych sobót z Fit Curves"!

A było tak...

"Bądź gotowy dziś do drogi, drogi, którą dobrze znam, bądź gotowy- poprowadzę cię tam!"
&



Ekipa już się zebrała i gotowa do drogi czekała na start:



Z uśmiechem na twarzy z niewiedzą co jeszcze nas czeka, pełni sił i węglowodanów po śniadaniu dziarsko pedałujemy przez Wrocław (:








Na moście Milenijnym mijamy spływ kajakowy. Z nutką zazdrości przypatrujemy się wiosłującym kajakarzom :)



A tu najmłodszy uczestnik naszej wyprawy!



Po 13 kilometrach docieramy do pierwszego punktu wycieczki: grodziska Sołtysowice.







Bo nie tylko my zgłodnieliśmy- kaczki wyraźnie liczyły na akcję "Podziel się posiłkiem".



Jak widać- z karmienia kaczek się nie wyrasta :)



Pani Ania większym zainteresowaniem obdarzyła wędkarza, z którym od razu przeszła do rozmów na temat połowów- skutki posiadania męża pasjonującego się wędkarstwem :)



Poprosiliśmy o wspólne zdjęcie- Łukasz jak zawsze udawał, że jest w kadrze, a załapał się tylko kawałek jego dłoni.



I minuta dla sponsora!



Zaczęło się! Najtrudniejszy odcinek trasy- jazda wałami wzdłuż Widawy przez wyrośnięte chaszcze :D



Chwila odpoczynku od parzących po łydkach pokrzyw...



Aby znów wjechać w haBAZIE :)





Takie ładne mam kwiatkiiiiii!



"TU jest dziura!"- nie wiem czy Pani Ania zdawała sobie jak dwuznacznie zabrzmiało to zdanie odnośnie SPODENEK :D



Łąki nad Widawą- położyć się i patrzeć w chmury. Marzyć, ładować baterie na słońcu, spać, przytulać się, przyglądać obłokom, odganiać robale, głaskać biedronki, wyrywać komarom skrzydełka, słuchać ptaków i koników polnych!





Dojechaliśmy do punktu wycieczki numer 2- Pałac Glitterów. "(...)ze względu na konieczność posiadania wolnego przedpola i ostrzału, wysadzono w powietrze. Wykonała te czynności grupa kpt. Möllera w końcu 1944 roku, przed podejściem żołnierzy radzieckich z 294 Dywizji Piechoty na przedpole obrony."



Witał nas radośnie OBRONNY owczarek (?), który nie odstępował nas na krok :)



Jest i Aga- nasz przewodnik :)



Dostaliśmy skserowane zdjęcia pałacu z okresów jego świetności oraz porcję wiedzy historycznej na jego temat :)



Widoczne na poniższym zdjęciu zamurowane kolumny:





To (prawdopodobnie)) kolumny przy wejściu z poniższej fotografii:



Posadzka nie do zdarcia!



Schodzimy do piwnicy- uhuhuu będzie strasznie!





W piwnicy znajdują się zamurowane przejścia, przez które zapewne można się przedostać do podziemnych korytarzy. Póki co nie było nam dane pobuszować w niezbadanych terenach. Może kiedyś :)







W końcu! Kiełbasy na ruszt i wygłodniali szarpiemy mięsko jak Reksio szynkę!



Zachowany fragment podłogi:





Lustrzane odbicie kafelek w cemencie:



Villeory&Boch;!





"Rodzina Bochów od 1748(!) zajmowała się produkcją chińskiej porcelany i ceramiki i działa do dziś(!) pod firmą Villeroy & Boch." Eugene Boch- piąte pokolenie rodziny Bochów- załapał się jeszcze na portret malowany ręką postimpresjonistycznego mistrza Vincenta Van Gogh'a. Wtedy jeszcze nie wiedział ile warta będzie jego twarz uwieczniona na tym obrazie... Dziś obraz znajduje się w paryskim Musée d'Orsay.


Najpiękniejsze :D



A teraz wyobraźcie sobie, że stoimy pod tarasem na dolnym zdjęciu...:













Współwłaściciel nie odstępował nas na krok :D



Kiedyś był taras...



Aga snuje opowieści... :)



Oryginalne pałacowe drzwi!



Pomyślcie ile rąk tej klamki dotykało! Ilu ludzi ona pamięta...



Podłogi- również zachowane z pałacu.





Czas nagli, więc kończymy wizytę na ulic Fryzjerskiej, żegnamy się z gospodarzami i ruszamy w drogę.

Kościół św. Anny



To teraz ekspresem do Darłówka :D





Milicjanci stali z suszarkami...



Pogoda była idealna! 24 stopnie, słońce czasem chowające się za Cumulusami, delikatny wiatr. Lepiej być nie mogło :)



Za mostem Milenijnym po kolei odłączali się poszczególni uczestnicy wyprawy. Wszyscy dojechali cali i zdrowi. Wymęczeni- cała wycieczka trwała prawie 5 godzin. Dystans przejechany: 32 km i więcej ("Więcej" czyli dojazd do miejsca spotkania i powrót do domu).

Z racji tego, że skorzystaliśmy z możliwości zrobienia ogniska odpadł nam trzeci punkt wyprawy, jakim był Las Osobowicki. To już będzie celem na kolejną rowerową sobotę.

Podsumowując: wyjazd BARDZO udany. Trasa ciekawa, zmienna nawierzchnia, wspaniali ludzie i nie do końca zbadane tereny Zamku Reiterburg. Serdecznie polecam zobaczyć na żywo jak to wszystko wygląda- przed wtargnięciem na teren posiadłości uprasza się o zgłoszenie do Agi, która mieszka tuż obok niezamieszkanych pozostałości. Chętnie co nieco opowie, oprowadzi i ugości jak należy :)


Jako że do mety dotarliśmy z poślizgiem, a miałam jechać na konwencję Zumby, aby wziąć udział w pokazie Cuban Salsa Fit- nie zdążyłam dojechać do Torresów na czas, aby nauczyć się układu. Mogłam w zasadzie wziąć udział w konwencji, ale szczerze mówiąc- opadałam z sił. Potrzebowałam czasu dla siebie, czasu na obrobienie zdjęć i zrobienie relacji z wyprawy.

W drodze powrotnej zaczepiła mnie pod wiaduktem na Psim Polu pani w średnim wieku pytając o drogę do CH Korona. Pojechałam z nią kawałek do końca ulicy Sycowskiej tłumacząc, dlaczego nie należy jechać tuż przy ekranach akustycznych (porozbijane szkła). Przy okazji słysząc jak świergoli jej zardzewiały łańcuch nie mogłam zapomnieć o posiadanym oleju wazelinowym, który mi zalał pół sakwy. Nasmarowałam jej łańcuch, zrobiłam wykład na temat zapięć do rowerów, kilka wątków (nie tylko rowerowych) jeszcze poruszyłyśmy i się rozjechałyśmy. Bardzo miła, wygadana kobieta i jej rower:

Pałac Glitterów, zamek Reiterburg, grodzisko

Piątek, 15 czerwca 2012 | dodano:15.06.2012Kategoria Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:50.00Km teren:5.00 Czas:02:54km/h:17.24
Pr. maks.:0.00Temperatura:21.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Co te WIŚNIE w sobie mają, że muffinki jak DĄB stają?!
Czego brakuje czekoladzie, że sile grawitacji ulegają?!

Dzisiaj to mi wyszły bardziej placki niż muffinki, prawie nie urosły. Dalej ich nie rozgryzłam, kaKAŁOWE bitches. Klapciochy jedne.

Dziś przed pracą postanowiłam zaznajomić się z trasą wycieczki klubowej, której przewodniczyć będę w następną sobotę. Odebrałam koszulkę reklamową. Prezentacja kiedy indziej.


Ruszyłam do Parku Sołtysowickiego rzucić okiem na ruiny grodu, znaleźć tego jednego drewnianego Pana Pala, który stoi gdzieś samotnie, ale czas mnie naglił i nie spotkałam się dzisiaj z Panem Palem. Następnym razem.





Jazda od Mostu Sołtysowickiego wzdłuż Widawy wałami do ulicy Sułowskiej- nie oceniłabym tej trasy jako łatwej, ale nie będę tego podciągać pod poziom MEDIUM, bo się wystraszą babki i żadna ze mną nie pojedzie :D Wały wzdłuż Widawy rzadko uczęszczane stąd 4 km jazdy po wśród wysokich BAZI i po kępach trawy. Trochę je wytrzęsie, po nogach pogłaszcze, ale musi być różnorodność trasy :P


Docieram do ulicy Fryzjerskiej, na której znajdują się ruiny Pałacu Glitterów (zamek Reiterburg). Z jednej strony teren ogrodzony, z drugiej płotu brak i znaku "Teren prywatny" również. Wykorzystuję ten fakt dokonuje wtargnięcia na teren. Po upewnieniu się, że nic mi nogi nie odgryzie krzątam się między pozostałościami pałacu i robię zdjęcia:





























W pewnym momencie niewiasta do mnie krzyczy "A co pani tu robi, to jest teren prywatny!". Głupa rżnę :), że nie wiedziałam, że nie było ani płotu ani znaku. Podchodzę do właścicielki ziemi, która okazała się na tyle w porządku, że zaoferowała się jako przewodnik tych terenów podczas mojej wycieczki. Opowie historię zamku, pokaże nam zdjęcia z okresu jego świetności i wprowadzi do podziemi. Gratki!

Jak się dowiedziałam cały czas próbują uprzątnąć tamten teren, zabezpieczyć pozostałości i udostępnić do zwiedzania, aczkolwiek długa droga ku temu. Umówiłam się z Agnieszką (powiedział, że też na rowerze jeździ, więc od razu na ty przeszłyśmy:)) na sobotę 23. na zwiedzanie tego co pozostało z pałacu po jego wysadzeniu. Dziś czas naglił, więc nic więcej się dowiedzieć o nim nie zdążyłam.





Do pracy dojechałam akurat 10 minut przed zmianą, czas idealnie wyliczony. Jak ze mnie taki rachmistrz to chyba się minęłam z powołaniem i na politechnice powinnam być (:

Co? WIADRO!



Kościół św. Anny





Eins, zwei... MILIZEI?!




Droga powrotna przez Sołtysowice- w poszukiwaniu alternatywnej drogi do i z pracy :)






Jakby sprzedać taki dom- ile można by za ta kasę rowerów kupić! A ile świata przejechać!




Jeszcze mi został ostatni obiekt do wybadania przed wycieczką- las Osobowicki. Z tego co widziałam na zdjęciach- jest czego szukać między drzewami. Ence pENce już zacieram rENce!

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum