Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:1371.32 km (w terenie 5.00 km; 0.36%)
Czas w ruchu:62:12
Średnia prędkość:21.55 km/h
Maksymalna prędkość:61.90 km/h
Suma podjazdów:556 m
Maks. tętno maksymalne:185 (93 %)
Maks. tętno średnie:140 (70 %)
Suma kalorii:2970 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:48.98 km i 2h 18m
Więcej statystyk

Praca+spotkanie

Sobota, 30 czerwca 2012 | dodano:09.07.2012
Km:54.04Km teren:0.00 Czas:02:30km/h:21.62
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Praca+kilka km wykręconych z Damianem.

Praca

Piątek, 29 czerwca 2012 | dodano:09.07.2012
Km:40.26Km teren:0.00 Czas:01:45km/h:23.01
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Praca+ powrót przez Psikurowice.

Praca.

Wtorek, 26 czerwca 2012 | dodano:09.07.2012Kategoria Praca
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:01:20km/h:23.25
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100

Od nowiu do pierwszej kwadry szczęścia- zakup lampek.

Poniedziałek, 25 czerwca 2012 | dodano:25.06.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem, Praca
Km:35.40Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:23.60
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Jako że humor dostosowuje się do pogody, która aktualnie jest średnia- dzisiejszy dzień minął na poszukiwaniu czynników uszczęśliwiających.

Zaczęłam od muzyki- im głośniej tym łatwiej było zagłuszyć i nie skupiać się na czynnikach dołujących (wybaczcie sąsiedzi).



Połączenie słonego i słodkiego skutecznie pobudza do pracy moją przysadkę mózgową, czego efektem był znikomy wzrost wydzielania endorfin. Lody i popcorn.



Dokładając do tego Barneya...

Whaaaaaaat? Noooooooo!

&feature=related

... osiągnęłam stan, w którym porzuciłam myśli samobójcze (może samobójcze w tym przypadku to spore nadużycie, ale trochę tragizmu nie zaszkodzi).

PONOĆ dla kobiety zakupy są jednym z najlepszych sposobów na poprawę humoru (potwierdzone badaniami). Jako że identyfikuję się z płcią piękną, postanowiłam i zakupy dzisiaj zaliczyć. Owocem wsadzenia karty płatniczej do terminala była:

MacTronic Nichia LED HLS-1NL2L
Oraz MacTronic Bike Pro Noise



Jako Klub Górski "Olimp" mamy w OUTDOORpro zniżki. Niestety dokumentów potwierdzających przynależność do w/w nie miałam, a pan powiedział, że na ładną gębę nie dają. Widocznie moja nie jest ładna tylko piękna, bo zniżkę dostałam ;)

Tak więc polecam:




Czołówka:



1 dioda Nichia:




2 diody LED:






Bike pro noise:



Max:




Do pełni szczęścia brakowało mi tylko pracy, zapieprzania (nie jazdy, zapieprzania z przekroczeniem progu beztlenowego) na Treku i spotkania najsłynniejszej pary (rowerowej!) na Psim Polu, tj. Arka i Kozła.

Udało się osiągnąć to wszystko, dzień uratowany!

A przy Astrze rowerzysta został potrącony przez kierowcę gapę (pytać nie musiałam, żeby to wiedzieć, bo zjeżdżając z Milenijnej do Astry rowerzysta ma pierwszeństwo). Policja była, karetki nie było, więc śmiem twierdzić, iż nic poważniejszego poszkodowanemu się nie stało...

Od niedzieli do niedzieli życie kołem się toczy...

Niedziela, 24 czerwca 2012 | dodano:24.06.2012
Km:128.14Km teren:0.00 Czas:04:45km/h:26.98
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Plany wstępne były takie, żeby jechać do Sobótki. Jednak plany nie chłopak- można szybko zmienić (w sumie to pierwsze też) (:



Ekipa: ziele477 AKA Łukasz, WrocNam AKA Michał,ciacho85 AKA Krzysiek
Cel: Syców

Mało do czytania, dużo oglądania. Enjoy!



Michał już napina muły, żeby mi naklepać za spóźnienie. Gdyby nie muffinki, byłabym punktualnie!



Wyjechałam z trzema, a na zdjęciu ich pięcioro! Cudowne rozmnożenie.




Było co podziwiać po drodze...








"Wydziarany" Krzychu :)





Z górki. No to sru! Dzięki Michałowi ustanowiony rekord prędkości- nieco powyżej 60 km/h.







Mission Complete! Syców:



W półśnie odwiedza nas Tomasz K.:



Biedronka, ach biedronka!




Późny intergracyjny LUNCH :P




Kościół św. Andrzeja (1585), Szczodrów




Powiatowy Dom Pomocy Społecznej w Ostrowinie.

"Neorenesansowy pałac, powstały wskutek przebudowy zespołu dworskiego w 1902 r. Przebudowany w 1920 r., po 1945 r. przekazany Domowi Opieki Społecznej. W skład kompleksu wchodzi neoromańska kaplica z 1901 r."




W drodze powrotnej średnia koło 30 km/h



Meta!



I na koniec dnia nocne rozmowy z gŻanką. A zdjęcie przypadkowe.

Rowerowa sobota z Fit Curves- pałac Glitterów

Sobota, 23 czerwca 2012 | dodano:23.06.2012Kategoria Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:70.34Km teren:0.00 Czas:03:30km/h:20.10
Pr. maks.:0.00Temperatura:24.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Na początku chciałabym bardzo podziękować Agnieszce oraz jej mężowi, którzy nas ugościli, dzięki którym mogliśmy się dowiedzieć więcej o Pałacu Glitterów, zrobić ognisko i spędzić miło czas. Dziękuję również Łukaszowi, którego turbo nogi "przeokrutnie" się wymęczyły naszym wycieczkowym tempem, ale dzielnie chronił tył wycieczki i był nieoceniona pomocą w zapewnieniu bezpieczeństwa wszystkim uczestnikom mini wyprawy.


Podziękowania należą sie również wszystkim Paniom (i Panom;)), dla których dzisiejszy dystans był sporym wyzwaniem. Wszyscy pokonali cały dystans bez większych przeszkód. Gratuluję wytrwałości i do zobaczenia na drugiej edycji "Rowerowych sobót z Fit Curves"!

A było tak...

"Bądź gotowy dziś do drogi, drogi, którą dobrze znam, bądź gotowy- poprowadzę cię tam!"
&



Ekipa już się zebrała i gotowa do drogi czekała na start:



Z uśmiechem na twarzy z niewiedzą co jeszcze nas czeka, pełni sił i węglowodanów po śniadaniu dziarsko pedałujemy przez Wrocław (:








Na moście Milenijnym mijamy spływ kajakowy. Z nutką zazdrości przypatrujemy się wiosłującym kajakarzom :)



A tu najmłodszy uczestnik naszej wyprawy!



Po 13 kilometrach docieramy do pierwszego punktu wycieczki: grodziska Sołtysowice.







Bo nie tylko my zgłodnieliśmy- kaczki wyraźnie liczyły na akcję "Podziel się posiłkiem".



Jak widać- z karmienia kaczek się nie wyrasta :)



Pani Ania większym zainteresowaniem obdarzyła wędkarza, z którym od razu przeszła do rozmów na temat połowów- skutki posiadania męża pasjonującego się wędkarstwem :)



Poprosiliśmy o wspólne zdjęcie- Łukasz jak zawsze udawał, że jest w kadrze, a załapał się tylko kawałek jego dłoni.



I minuta dla sponsora!



Zaczęło się! Najtrudniejszy odcinek trasy- jazda wałami wzdłuż Widawy przez wyrośnięte chaszcze :D



Chwila odpoczynku od parzących po łydkach pokrzyw...



Aby znów wjechać w haBAZIE :)





Takie ładne mam kwiatkiiiiii!



"TU jest dziura!"- nie wiem czy Pani Ania zdawała sobie jak dwuznacznie zabrzmiało to zdanie odnośnie SPODENEK :D



Łąki nad Widawą- położyć się i patrzeć w chmury. Marzyć, ładować baterie na słońcu, spać, przytulać się, przyglądać obłokom, odganiać robale, głaskać biedronki, wyrywać komarom skrzydełka, słuchać ptaków i koników polnych!





Dojechaliśmy do punktu wycieczki numer 2- Pałac Glitterów. "(...)ze względu na konieczność posiadania wolnego przedpola i ostrzału, wysadzono w powietrze. Wykonała te czynności grupa kpt. Möllera w końcu 1944 roku, przed podejściem żołnierzy radzieckich z 294 Dywizji Piechoty na przedpole obrony."



Witał nas radośnie OBRONNY owczarek (?), który nie odstępował nas na krok :)



Jest i Aga- nasz przewodnik :)



Dostaliśmy skserowane zdjęcia pałacu z okresów jego świetności oraz porcję wiedzy historycznej na jego temat :)



Widoczne na poniższym zdjęciu zamurowane kolumny:





To (prawdopodobnie)) kolumny przy wejściu z poniższej fotografii:



Posadzka nie do zdarcia!



Schodzimy do piwnicy- uhuhuu będzie strasznie!





W piwnicy znajdują się zamurowane przejścia, przez które zapewne można się przedostać do podziemnych korytarzy. Póki co nie było nam dane pobuszować w niezbadanych terenach. Może kiedyś :)







W końcu! Kiełbasy na ruszt i wygłodniali szarpiemy mięsko jak Reksio szynkę!



Zachowany fragment podłogi:





Lustrzane odbicie kafelek w cemencie:



Villeory&Boch;!





"Rodzina Bochów od 1748(!) zajmowała się produkcją chińskiej porcelany i ceramiki i działa do dziś(!) pod firmą Villeroy & Boch." Eugene Boch- piąte pokolenie rodziny Bochów- załapał się jeszcze na portret malowany ręką postimpresjonistycznego mistrza Vincenta Van Gogh'a. Wtedy jeszcze nie wiedział ile warta będzie jego twarz uwieczniona na tym obrazie... Dziś obraz znajduje się w paryskim Musée d'Orsay.


Najpiękniejsze :D



A teraz wyobraźcie sobie, że stoimy pod tarasem na dolnym zdjęciu...:













Współwłaściciel nie odstępował nas na krok :D



Kiedyś był taras...



Aga snuje opowieści... :)



Oryginalne pałacowe drzwi!



Pomyślcie ile rąk tej klamki dotykało! Ilu ludzi ona pamięta...



Podłogi- również zachowane z pałacu.





Czas nagli, więc kończymy wizytę na ulic Fryzjerskiej, żegnamy się z gospodarzami i ruszamy w drogę.

Kościół św. Anny



To teraz ekspresem do Darłówka :D





Milicjanci stali z suszarkami...



Pogoda była idealna! 24 stopnie, słońce czasem chowające się za Cumulusami, delikatny wiatr. Lepiej być nie mogło :)



Za mostem Milenijnym po kolei odłączali się poszczególni uczestnicy wyprawy. Wszyscy dojechali cali i zdrowi. Wymęczeni- cała wycieczka trwała prawie 5 godzin. Dystans przejechany: 32 km i więcej ("Więcej" czyli dojazd do miejsca spotkania i powrót do domu).

Z racji tego, że skorzystaliśmy z możliwości zrobienia ogniska odpadł nam trzeci punkt wyprawy, jakim był Las Osobowicki. To już będzie celem na kolejną rowerową sobotę.

Podsumowując: wyjazd BARDZO udany. Trasa ciekawa, zmienna nawierzchnia, wspaniali ludzie i nie do końca zbadane tereny Zamku Reiterburg. Serdecznie polecam zobaczyć na żywo jak to wszystko wygląda- przed wtargnięciem na teren posiadłości uprasza się o zgłoszenie do Agi, która mieszka tuż obok niezamieszkanych pozostałości. Chętnie co nieco opowie, oprowadzi i ugości jak należy :)


Jako że do mety dotarliśmy z poślizgiem, a miałam jechać na konwencję Zumby, aby wziąć udział w pokazie Cuban Salsa Fit- nie zdążyłam dojechać do Torresów na czas, aby nauczyć się układu. Mogłam w zasadzie wziąć udział w konwencji, ale szczerze mówiąc- opadałam z sił. Potrzebowałam czasu dla siebie, czasu na obrobienie zdjęć i zrobienie relacji z wyprawy.

W drodze powrotnej zaczepiła mnie pod wiaduktem na Psim Polu pani w średnim wieku pytając o drogę do CH Korona. Pojechałam z nią kawałek do końca ulicy Sycowskiej tłumacząc, dlaczego nie należy jechać tuż przy ekranach akustycznych (porozbijane szkła). Przy okazji słysząc jak świergoli jej zardzewiały łańcuch nie mogłam zapomnieć o posiadanym oleju wazelinowym, który mi zalał pół sakwy. Nasmarowałam jej łańcuch, zrobiłam wykład na temat zapięć do rowerów, kilka wątków (nie tylko rowerowych) jeszcze poruszyłyśmy i się rozjechałyśmy. Bardzo miła, wygadana kobieta i jej rower:

"Bal Maskowy"- Fe.. Fe.. Festyn?

Piątek, 22 czerwca 2012 | dodano:22.06.2012
Km:34.54Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:23.03
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dziś kilka słów odnośnie WIELKICH WIDOWISK Opery Wrocławskiej wystawianych na stadionie olimpijskim...

Dostąpiłam w niedzielę zaszczytu wysłuchania "Balu maskowego". Nauczka była już wcześniej na prawie czterogodzinnym "Parsifalu", że do opery nie idzie się NIEWYSPANYM bez kawy. Przy monotonnych ariach walczyłam z opadającymi powiekami. O ile w budynku opery można było sobie przysnąć na balkonie w wygodnym fotelu (bądź pooglądać orkiestrę), tak siedząc na stadionowej ławeczce po pierwsze nie wypadało (spać), po drugie nie było o co się oprzeć, po trzecie "Bal maskowy" to jednak nie "Parsifal"- ten pierwszy to uczta (może nie królewska, ale jednak) zarówno dla uszu jak i oczu (w mniejszym stopniu dla tych drugich).

Przechodząc do sedna- nie wybiorę się więcej na takie MEGA widowisko operowe. Czułam się jak na jakimś rodzinnym festynie sponsorowanym przez TAURON. Wszędzie różowe balony, jakieś szwendające się szaro-różowe... Krówki. Sielska atmosfera. W przerwie można było kupić herbatę, kawę, PAJDĘ ZE SMALCEM, kiełbasę z grilla... Aż strach pomyśleć co jeszcze.

Dialog pewnej matki z córką:
<mama zarzyna kiełbaskę plastikowym nożem>
"Może zjesz kawałeczek kiełbaski?"
"Nie chcę, ja nie jem już o tej godzinie..."
"Ja w sumie też nie, ale..." <omomom...>
-.-

NIE potrafiłam się wczuć. NIE potrafiłam się zachwycić śpiewem. NIE "podjarało" mnie zaangażowanie w ten spektakl koni, kilkudziesięciu(kilkuset?) artystów i te przerośnięte fontanny od tortu na koniec.

I zastanawiałam sie po co ludzie robili po zmroku zdjęcie aparatami z flashem. Na pewno światło z ich cyfrówek oświetlało odległą o dobrych kilkadziesiąt metrów scenę...

Sztuka sama w sobie- godna uwagi, ale nie rozpływałabym się z rozkoszy oglądając ją drugi raz. Na pewno nie w towarzystwie PAJDY ZE SMALCEM. W budynku opery tak. Stadion zostawmy meczom, koncertom i festynom.

Poza tym wolę balet.

Sami oceńcie:





W przerwie można było się poczuć jak na "techniawkowej" imprezce.



Przed spektaklem





A z dziś- jeziorko na Pawłowicach:





Zagadka na dziś- które zdjęcie jest obrócone o 180 stopni?

B.


A.




POZA tym sukces mój osobisty, trzeci dzień nie jem czekolady i "Góralków" (Horalky!). I robię się (o zgrozo) uczuciowa. Tęsknię za Wami moje mleczne Horalky!



I na koniec- bo od dwóch godzin leci w kółko i dobrze mi się przy niej wpis tworzyło:

Nic ciekawego.

Czwartek, 21 czerwca 2012 | dodano:21.06.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:01:24km/h:22.14
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Czyli z i do pracy. W sumie to na odwrót. Siłówka dzisiaj dobiła moje czworogłowe (ćwiczenia w klęku obunóż- odchylanie tułowia w tył), a salsa przybiła gwóźdź do trumny. Idę do mojego ukochanego... Łóżka!

Za mundurem rower sznurem.

Środa, 20 czerwca 2012 | dodano:20.06.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Jadę sobie Osobowicką. Z pracy. Jadę jadę, jedzie za mną coś ciężkiego, wielkiego. Sapie prycha, nie wyprzedza choć przeciwny pas wolny. "Pewno jakiś zbok z TIRa" w moich myślach zasiana myśl została. A tu wojskowa ciężarówa, wychyla się jakiś blondasek w mundurze i rzuca do mnie "Tam jest ścieżka rowerowa!" "Ale przed chwilą jej nie było" odpowiadam. Blondas się schował i odjechał.

Co mnie tu będzie jakiś chłoptaś w moro pouczał jak mam jechać, chyba minął się z powołaniem- rola policjanta jest czepiać się rowerzysty.

Potem mało we mnie samo-CHÓD nie wjechał gdy znowu te cholerne krzaki zasłoniły jego światła. Zastanawia mnie moja nieadekwatna reakcja w tej sytuacji, czyli hamowanie w momencie gdy jestem na środku przejazdu przed maską. Zamiast przyspieszyć. Jak blondynka, jak blondynka...

Pod Whirpoolem telefon od Kozła. Przyszła koza do woza- tak to się czepia fontów, których użyłam na plakacie, a jak przyszło co do kapcia to "Magda, pożycz pompkę". Słabość mam do zwierząt, stąd się zlitowałam nad Kozłem.

A teraz postawiłam sobie pod nosem papier toaletowy, bo mi się jego zapach podoba.

I nie będzie nocy na balkonie, bo grzmi, błyska się i chyba pada. A jak nie pada to będzie padać. Sama się boję burzy. Nie sama też się boję.

A macie tu jeszcze ładniejsze foty z wycieczki z WIRem- pstrykał Marcin Korzonek:







A to zdjęcie z teraz (00:45)- błyskawice rozproszone, bo chmury przysłaniają. Więcej zdjęć nie próbuję robić, bo ściągnę na siebie gromy z nieba- należą się :P

Jak ja się do czegoś wezmę... To śrubki o(d)padają.

Wtorek, 19 czerwca 2012 | dodano:19.06.2012
Km:31.08Km teren:0.00 Czas:01:20km/h:23.31
Pr. maks.:0.00Temperatura:23.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Do i z pracy.

Najpierw był poranek- aż się poczułam jak za starych dobrych czasów kiedy to się domki z koców robiło. Ochrona przed porannym słońcem. Hello Kitty czuwa.




Po tym jak wczoraj niebieski składak mamy o mało mnie nie zabił prawie nie działającymi hamulcami, postanowiłam postanowiłam mu dzisiaj dokręcić śrubę. I dokręciłam.

Pierwsza była zapieczona
Druga się ułamała
W trzeciej gwint się "wygwintował" (ukręcił, wyszlifował- po prostu zniknął)

Oto sprawca całego zamieszania:



I mordercze hamulce:



Może w końcu jutro uda się opisać wypad do Lubiąża. MOŻE.

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum