Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w kategorii

Sam na sam z Trekiem

Dystans całkowity:461.91 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:21:39
Średnia prędkość:21.34 km/h
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:35.53 km i 1h 39m
Więcej statystyk

Jestę hardkorę

Wtorek, 25 grudnia 2012 | dodano:25.12.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:16.00Km teren:0.00 Czas:00:42km/h:22.86
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Co prawda ostatnio już nawet tylnego hamulca używać nie mogłam, bo był jednorazowy. Jak już się zacisnął to trzymał dopóki oburącz szczęk nie rozwarłam. Dzisiaj więc jak w zwykle w niedziele i dni wolne świętowałam przy rowerze. Nieco go omiotłam, odkręciłam tylny hamulec, wymoczyłam w rozcieńczalniku ekstrakcyjnym.

A teraz jak przystało na kobietę- leżę i pachnę. Rozcieńczalnikiem.

Użyłam gdzie trzeba WD40, odgięłam mocniej sprężyny, gdyż szczęki w ogóle mimo największego naprężenia nie odskakiwały od obręczy.

Miała być szybka dycha, a wyszło 16, bo przydarzyła mi się rzecz niespotykana jak dotąd. Trochę się pogubiłam.

Na odnalezienie się nie było czasu, wróciłam więc tą samą drogą i zaraz na kolejne rodzinne obżarstwo.

Gdy temperatura jest wiosenna- wiedz, że coś się jutro będzie działo!

Siechnice

Niedziela, 4 listopada 2012 | dodano:04.11.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:60.50Km teren:0.00 Czas:02:48km/h:21.61
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Rano skoro świt po otworzeniu oczu postanowiłam załatwić jedną sprawę w Siechnicach. Umówiłam się przy okazji z mieszkającym w owej mieścinie pewnym Michałem na pogawędki i krótką przejażdżkę.

Przed Blizanowicami skręciłam na AOW w kierunku Bielan. W tle- elektrownia (nic ciekawszego po drodze nie było)




Polska złota jesień:




Sprawunek załatwiony, czas na żółwie tempo i gadki o tych większych i mniejszych pierdołach.




Mijamy kotły na biomasę raczeni przepięknym zapachem z jej spalania....



Potem było już tylko lepiej. Dwukrotnie przejechaliśmy AOW od Blizanowic do wiaduktu w Siechnicach debatując nad tym i tamtym.








Transport żyrafy, torcik, lampiony.

Sobota, 3 listopada 2012 | dodano:04.11.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:23.00Km teren:0.00 Czas:01:00km/h:23.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Zlecenie na dziś- kupić COŚ na 18. urodziny kuzynki. Tym CZYMŚ okazał się być opał do kominka w postaci cętkowanej żyrafy z TkMaxx. Lubię ten sklep, ponieważ dzisiaj kosztowała 1/4 mniej niż tydzień temu. Nikt nie chciał się pokusić na nią, więc się zlitowałam i wzięłam tą największą.

Jej transport nie był kłopotliwy- nadwagi nie miała, dosyć lekka. Miałam czym bić pieszych po głowach i ciemnotę bez lampek. Na szczęście dla żyrafy nikt się nie nawinął. Odstawiłam ją bezpiecznie do domu i wykręciłam jeszcze przed imprezą na szybko 13 km (25 km/h).



Był torcik...



Było 18 lampionów...



Było wyznanie miłości do Hiszpanii...







I była zbiórka do puszki. Korzystając z okazji pozbierałam z rodzinnych portfeli trochę żetonów. Co raz cięższa się robi (:

Odpoczynek i dzień rozpusty.

Niedziela, 28 października 2012 | dodano:28.10.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:13.02Km teren:0.00 Czas:00:50km/h:15.62
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Miałam dzisiaj odpoczywać od wszelkich aktywności fizycznych.

Godzina 12:00 <dźwięk smsa>
"5 km dzisiaj?" Biegowy Andżej smsowo zapytuje. TEN Andżej, z którym od jego samotnej podróży po Tajlandii się nie widziałam.

"Dużo zjadłam, dopiero za 3 godziny"
"15.00?"
"Ok"
<2 minuty później>
"Może lepiej 16.00?"
"Ok"

Z kim jak z kim ale z nim w trakcie biegu gada się najlepiej. Bo w tym bieganiu nie chodzi o bieganie... To też tempo 6:13/km.

W drodze powrotnej zaopatrzyliśmy się w ciastka, które teraz są w Biedronce za 2,99, a smakują jakby były za 10! Dzisiaj takowych kupiłam dwie paczki- jedną zjadłam na pół z domownikami, jedną na pół z Andżejem. Dzisiaj weekend, dzisiaj dzień rozpusty, dzisiaj dzień, gdy mogę spożywać białą śmierć, dzisiaj MOGŁAM.

Tak więc co żeśmy spalili tośmy nadrobili, ale jak pisałam- w tym bieganiu nie chodzi o bieganie. Chodzi o to, żeby można było zjeść kolejną paczkę ciastek ;)





Tak tematycznie- rowerowy Andżej i jego tajlandzki słoń.



Nim jeszcze zdążyłam przebiec 3 km i pomyśleć o drugiej paczce ciastek dzwoni Arek.

-Byłaś na rowerze dzisiaj?
-Taaaak... W sumie tak.
-A co robisz?
-Biegam.
-A chce Ci się jechać jeszcze?
-Nie.
-Dawaj kierowniczka, coś Ci pokażę.
-Oby to było tego warte...

Po bieganiu Z Andżejem przesiadłam się na Arka... Na Treka znaczy się, a Arek pokazał mi co miał najlepszego (TO było tego warte!):



Nowego Cuba! Strasznie mnie cieszy jego nowy nabytek nie tylko dlatego, że rozmiarami jest takim kurduplem jak ja, ALE w końcu będę miała z kim buszować po lesie! Z kimś kto nie jest w tym lepszy ode mnie :D

Wystrojona w białe Salomony ruszam z A. na wyspę Opatowicką.

(ja) A może lepiej do lasu Zakrzowskiego?
(A)No dobra. Ale ja nie mam lampki.
(ja)Ale ja mam za 180 zł i to w promocji- normalnie jest droższa, więc muszę ją wykorzystać! Tylko tam będzie błoto, trzeba by się przebrać. PRZEDE WSZYSTKIM zmienić buty! (umówmy się- nowe białe buty są do lansu, nie do lasu ;))
(A) No doooobra.
(ja)To może lepiej jednak na wyspę, bo jeszcze mi się softshell ubrudzi...
(A) (przewraca oczami i wzdycha- doprawdy nie wiem o co mu chodzi)

10 minut później przyodziana JEDNAK w SPD z (nie)przemakalnymi neoprenowymi ochraniaczami i ceratą chroniąca softshell decyduję, że jedziemy do LASU! Jestem gotowa zabrudzić Treka jeszcze bardziej :)

Jedziemy... Już prawie przy lesie, a Arek wspomina, że czołówkę chce sobie kupić.

(ja) Ale Ty jesteś (coś tam)! Przecież ja mam czołówkę, mogłam Ci pożyczyć.
(A) Wracamy się.

Za trzecim podejściem udało się w końcu dojechać na skraj lasu.

(ja)A jak będą dziki?
(A) To nie wiem...
(ja) Boisz się?
(A) Nie.
(ja) ;))

Po chwili...
(A) nie wiem czy to jest dobry pomysł tak się zagłębiać w ten las... Choćby ze względu na dziką zwierzynę.

:D

Nic tam, już żeśmy wjechali przeprawiliśmy się nad obwodnicą to teraz trzeba było wyjechać. Arek na twardziela- bez błotników, standardowo w jeansach. Nawet już pedały SPD ma tylko butów brak. I będzie musiał RAJTUZY z lycry z czego pewnie bardzo się cieszy (a ja chyba najbardziej jak sobie wyobrażę go w obcisłych rowerowych rajtach :D)







Ciekawe cóż to za rozbłysk z mojej lewej strony- wygląda mi na jakiegoś owada. Dobrze, że się zdjęciu w lesie nie przyglądałam, bo by się wyobraźnia włączyła...





W Pruszowicach zobaczyliśmy "Drogę mleczną" ;)



I na koniec ONE <3 "Jaram się" Arkowym Cubem, bo będę miała z kim buszować po okolicznych lasach :) I tak Ci go ukradnę, ta rama jest na Ciebie za mała!

Projekt P.I.W.O. Skytower

Sobota, 27 października 2012 | dodano:27.10.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:24.67Km teren:0.00 Czas:01:27km/h:17.01
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Nawet się nie spodziewałam, że pojadę. Dzwoniłam do Arka, który wykręcił się zepsutymi rowerami. I jeździ autobusami ostatnio- nie przyznaję się do niego.

Obserwowałam P.I.W.O. z okolic CH Arena. Przez ciągłe opady śniegodeszczu widoczność była niezadowalająca. Dźwięk do projektu można było usłyszeć za pomocą radia Luz- na szczęście sporo osób wokół mnie miało ze sobą odbiorniki więc nie musiałam się martwić o niemy pokaz. Nawet Buka była i ktoś to uchwycił ;)




A tutaj z dźwiękiem :)








Jako że za oknem robiło się biało przed wyjazdem- postanowiłam przetestować moje Icebug'i i stuptuty. Już dawno zrodził się w mojej głowie pomysł wykorzystania stuptutów na deszczową pogodę w połączeniu z nieprzemakalnymi butami. Strzał w 10, śnieżna breja i woda tym razem nie uraczyły mojej stopy swoją obecnością.










Plusy taniego osprzętu są takie, że żal nie ściska serca na taki widok. Przynajmniej jeszcze bez soli ;)



Założyłam na SPDki platformy, żeby bardziej komfortowo jeździło się w zwykłych butach.





Po Wrocławiu

Niedziela, 21 października 2012 | dodano:21.10.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:40.00Km teren:0.00 Czas:02:00km/h:20.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Słońce tak przygrzewało przez szyby, że jedyne na co miałam dzisiaj ochotę to wygrzewać się w nim i drzemać. Zupełnie jak mój kot.



Zwlokłam się w końcu i wyjechaliśmy z Trekiem dopiero o 16:30. Wstępne plany zakładały Las Osobowicki przez Krzyżanowice. Ale się rozmyśliłam. Odechciało mi się, gdyż zaraz po zachodzie słońca zrobiłoby się ciemno i znowu szukałabym ruin po zmroku. Ale nie ciemności były przyczyną rezygnacji z planów. Odechciało się z czystego niechcemisiejstwa. Zachód zastał mnie tuż przed Koroną.



W tym samym momencie zadzwonił Rafał z chęcią przyłączenia się do mojej kończącej się wycieczki. Zaczekałam na niego i zamiast prosto do domu pojechaliśmy krzywo, ale również do domu. Mojego. Przy CH Młyn odbiliśmy na Krzyżanowice i wróciliśmy drogą okrężną. I tak jakoś wyszło te 40 km...




Sobota spędzona w Brnie na kolejnej konwencji. Przemierzając czeskie ulice już oczami wyobraźni pedałowałam po tych drogach, idealne!

Z dedykacją dla pewnego Morświna- spotkałam lepszą Marit ode mnie! ;)



Nutka na dziś (i kolejne dni)

&feature=BFa&list=HL1350843291

Las ruin po zmierzchu...

Czwartek, 18 października 2012 | dodano:18.10.2012Kategoria Praca, Sam na sam z Trekiem, Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:41.00Km teren:0.00 Czas:02:10km/h:18.92
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Olałam poranne zajęcia na uczelni. Perspektywa pobudki w sobotę przed wschodem słońca wygrała z głodem wiedzy.

W coczwartkowej "międzypracy" postanowiłam zrealizować 2 rzeczy. Po 1- kupić w Żabce tą wielką Milkę. Kupić i zjeść. Po 2- pojechać do Lasu Osobowickiego w celu odnalezienia pozostałości po schronie i wieży cesarza Wilhelma.

Było już przed 18.00- słońce chowało się za horyzont.



Nieopodal Mostu Milenijnego celem konsumpcji Milki zasiadłam nad brzegiem Odry.



Tej z orzechami i toffi już nie było. W zasadzie nie ma znaczenia jaka Milka- każda jest dobra.



Najważniejsze, żeby dało się ją rozłożyć na części pierwsze ;)







Nim skończyłam rozkoszować się tabliczką i dojechałam na skraj lasu mrok ogarnął Wrocław. Pro Noise sygnalizował mi już ostatnio, że czas go doładować. Nie zawiódł jednak przez kolejne 1,5 godziny.



Pozostałości schronu I.R.S.(Infanterie Raum Stellungen)






Samotny pobyt na skraju lasu po ciemku wydawał się być na tyle satysfakcjonujący, że nie miałam zamiaru wchodzić do powyższej dziupli.





Sądziłam, że będzie ciężko zauważyć te ruiny, ale jak się okazało- sporo tego i ciężko tak naprawdę przeoczyć.







Biała Gwiazda w świetle reflektorów <3 Trek posłusznie czekał nim zaspokoję swoją ciekawość. Nie dał się porwać ;)



Nie miałam już czasu szukać po drugiej stronie pozostałych tajemnic jakie skrywa Las Osobowicki. Trzeba było się zbierać z powrotem do pracy.







Na Legnickiej zginął rowerzysta potrącony przez samochód na... Drodze dla rowerów.


A ja wracając zostałam zmuszona do wyklnięcia mistrza driftów, gdyż chcąc zaoszczędzić 5(!) sekund pajac jeden (zwany przeze mnie jechanym skurczysynem) skręcił przede mną w lewo nawracając na dziko. Zawsze pod koniec zjazdu odbijam do prawej krawędzi jezdni celem wejścia w zakręt a tu gościu nie dosyć, że mnie wyprzedza tuż przed skrzyżowaniem to jeszcze taki numer. Krzyknęłam do niego słowo otuchy, nie wiem czy słyszał...


Mojej lampce brakuje tylko jednego.

Niedziela, 14 października 2012 | dodano:14.10.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:50.10Km teren:0.00 Czas:02:15km/h:22.27
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Miecza świetlnego, żebym mogła się uchronić w razie W.



Ogólnie przestałam lubić niedziele. Lubię je, ale jak myślę o nich w czasie przyszłym, a jak już jest... Ogarnia mnie niemoc. Niemoc, niechęć, brak motywacji. Do wszystkiego. Nie wiem czy to efekt przemęczenia i nieumiejętnego zorganizowania sobie odpoczynku czy efekt pracoholizmu. Bo w zawalonym tygodniu mam więcej chęci do życia i roweru niż w wolny weekend.

Nawet na rower ledwo wyszłam. Poczułam, że jeśli tego nie zrobię dzień ten będzie zmarnowany. Stanie się dniem, który nic nie wniósł do mojego życia. Ot taki sobie- spędzony jak warzywko w 4 ścianach. I to przy TAKIEJ pogodzie.

Ruszyłam o 17.30 w stronę Trzebnicy. Do zmierzchu było niedaleko, stąd decyzja o dojechaniu do ulubionego podjazdu za Głuchowem Górnym i powrót po ciemku. Celem wycieczki było zorientowanie się czy możliwe będzie podróżowanie do pracy nr 3 rowerem. Pracę nr 3 zaczynam od listopada- w Trzebnicy właśnie.

Sprawa ma się tak. Do Skarszyna odcinki gdzie nie ma domów i są pola są niedługie i całkiem przyjemne. Ale odcinek Skarszyn-Głuchów Górny... Jadąc nim w głowie ułożyłam wszystkie możliwe scenariusze, jaki mogłyby mnie spotkać.

1. Jedzie autem zboczeniec (opcjonalnie- seryjny morderca), przewraca mnie, zaciąga do samochodu i gwałci (opcjonalnie- morduje). Nazajutrz nagłówek w gazetach: Brutalnie zgwałcona i zamordowana rowerzystka.

2. Idzie grupka wioskowych dresiastych chłopaków z widłami. Zastawiają mi drogę ja hamuję. Gwałcą, nabijają na widły. Nazajutrz nagłówek w gazetach: Brutalnie zgwałcona i zadźgana widłami rowerzystka.

3. Przebijam koło. Staję na poboczu. Podjeżdża samochód, wciąga mnie i odjeżdża. Kierowcą okazuje się być niemiecki Alfons, który wywozi mnie poza granice. Nazajutrz nagłówka w gazetach nie ma, bo jeszcze nie wiadomo co jest przyczyną mojego zniknięcia.

4. Przebijam koło. Staję na poboczu. Podjeżdża samochód, wciąga mnie i odjeżdża. Kierowcą okazuje się być seryjny morderca (i gwałciciel), który w swojej chatce pośrodku lasu dokonuje notorycznych zabójstwa na młodych i pięknych kobietach.

5. Przebijam koło. Żeby nie kusić losu i kierowcy-Alfonsa chowam się w krzakach i zmieniam dętkę. W krzakach czai się wioskowy zboczeniec. Robi swoje. Na koniec oczywiście mnie morduje.

6. Przebijam koło. Żeby nie kusić losu i kierowcy-Alfonsa chowam się w krzakach i zmieniam dętkę. Nagle nade mną pojawia się świecący spodek. Porywa mnie UFO (i stąd te kręgi w zbożu...)

7. Przez miesiąc jeżdżę bez gwałtu i morderstwa. Gwałciciel-morderca (wersja light- złodziej) zauważył, że wracam zawsze w ten sam dzień o tej samej porze. Czai się, wywraca mnie (opcjonalnie- wykłada kolczatkę na jezdnię, żebym przebiła opony). Okrada mnie, gwałci i morduje (lub 1 z 3- do wyboru).

8. Jadę. Przebijam dętkę, staje na poboczu celem naprawy. Mija mnie inny rowerzysta, zatrzymuje się. Brunet, ok 185 cm wzrostu, ciemna karnacja, ciemne oczy, prosty zgryz. Pyta się czy pomóc. Nie opieram się (w przeciwieństwie do poprzednich scenariuszy). Odprowadza mnie na Zakrzów. A dalej to już wiadomo- żyli długo i rowerowo.


Jako że szansa na zrealizowanie ostatniego scenariusza (nawet dopuszczając opcję blondyna) po wyliczeniu średniej ważonej wynosi jakieś 0,1%...

Chyba jednak będę musiała odpuścić pedałowanie do Trzebnicy. I w tym momencie żałuję, że nie jest ze mnie...

Motylki w brzuchu <3

Sobota, 29 września 2012 | dodano:29.09.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:8.50Km teren:0.00 Czas:00:22km/h:23.18
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Czego nie lubię przy pieczeniu muffinek z czekoladą? Że kupiłam dwie tabliczki, a zużyłam tylko jedną. Drugą gdzieś zniknęłam, sama nie wiem gdzie i kiedy........


Kilkadziesiąt sztuk, białe z gruszką, serduszka z bananami i czekoladą, motylki z wiśniami. Chciałam motylków w brzuchu- to teraz mam!



Do końca listopada okazyjnie nabyłam karnet do Fitness Academy szukać inspiracji do swoich zajęć. I może w końcu pójdę na spinning zobaczyć SZCZYM to się je, żeby zrobić instruktora jak mi się spodoba.

17.35, gdy jeszcze porcja muffinek rumieniła się w piekarniku. Przeglądałam grafik FA. Na 18.15 tajemnicze Body Workout. Z motylkami w brzuchu wrzuciłam buty do plecaczka, deszcz już kropił, wyciągnęłam gruszkowe muffinki i pognałam do Korony.

WYCISK NIESAMOWITY, rewelacja! Po BW były PUMP'y (siła+cardio ze sztangami). Zostałam i się dojechałam RENCE mi opadały, tym razem pozytywnie. Powrót- cóż... Mokry tyłek. Jak dojechałam do domu to już LAŁO. Oczywiście, że nie chciało mi się błotników założyć ;)

Aaaaleee ze mnie laaaamaaaa!

Sobota, 22 września 2012 | dodano:22.09.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:30.17Km teren:0.00 Czas:01:05km/h:27.85
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Nie dość, że kurier ciotowaty to lama w kwestii serwisowania roweru. Bo JAK MOŻNA ZAŁOŻYĆ ŁAŃCUCH podążając za paprykami:






A potem regulować bez końca przerzutki i pytać z rozpaczą: why? WHY? WHY?! Dlaczego te cholerna deorka mi terkocze?!






Nic tam- to tylko dowodzi, że kobiecości się jednak nie pozbyłam, a rozjaśnienie włosów z ciemnego na jaśniejszy blond było trafnym posunięciem. Lama. Blond lama. Aż sama z siebie rżę w niebogłosy. I rumak mojego księcia również.



Nim jeszcze zostałam uświadomiona, że fachowiec ze mnie żaden chcąc-NIECHCĄC (wiatr, chmury się zbierały, powakacyjne załamanie nastroju i chęci) wsiadłam na Treka pokręcić trochę. Chyba do wyjazdu tak naprawdę zmotywowały mnie zjedzone na śniadanie orzechy, czekolada i ciasto. Jakieś 2000 kcal. Jak nie pojadę nie spalę. Jak nie spalę pójdzie w dupę. Pójdzie w dupę- będę mieć zły humor. Będę mieć zły humor- nie wyjdę pojeździć. Nie pojeżdżę- nie spalę. Nie spalę, pójdzie w dupę. Itd...

Wlokłam się tak z 2 km licząc, że może będzie na co (kogo) popatrzeć na trasie. Księcia na białym rumaku nie spotkałam, ale za to przed Ramiszowem z Pawłowic wyjechał jakiś eMTeBek. "Goń strusia kojocie, goń świeże mięso!". Wzięłam go na światłach przy AOW i zamiana ról- ja byłam strusiem.



Do 15. km 30 z licznika nie schodziło. Jeśli mam być szczera to sapałam nieźle, ale nic tam- udawałam, że paznokcie oglądam, na chmurki patrzę. Że niby w tlenie jadę- wycieczka krajoznawcza. Na podjeździe w Skarszynie zrównał się ze mną (o zgrozo) i wymusił na mnie odezwanie się. Nie wiem co było trudniejsze- pedałowanie czy wypowiedzenie kilku słów bez nadmiernego sapania.

Potem tempo spadło, bo kojot odbił w lewo, wiatr dał w pysk, zaczęło padać i ten cholerny asfalt przed Szczodrem. Miałam w Łozinie odbić na Wrocław, ale droga w remoncie- stąd objazd przez Szczodre.

Gładki asfalt jest fajny, gdy jest suchy. A dzisiaj się nałykałam "asfaltówki", piach trzeszczał między zębami (fe), a dziura w siodełku bardziej przeszkadzała niż pomagała.

Dziś pucowanie Treka. W zasadzie napędu- reszta tak, żeby czysta była. Zmiana korby- w sumie ta miała pójść do Wiejskiego, ale okazało się, że suport jest za długi. Dopiero co wymieniałam suport, więc w Wiejskim zamontowałam korbę z 1 zębatką, a ta poszła do Treka. Na starą czas już był- wyjeździła-bagatela- ponad 13 000 km!







Krasula zaprasza na jutrzejszą premierę pierwszego odcinka PIMMAJBAJK. Metamorfoza wiejskiego w miejski. Muuuuuuuusisz to zobaczyć!

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum