Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2013

Dystans całkowity:1535.02 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:71:39
Średnia prędkość:20.88 km/h
Liczba aktywności:32
Średnio na aktywność:47.97 km i 2h 23m
Więcej statystyk

Złotoryja-LAMY-Gryfów-Lwówek

Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:04.06.2013
Km:66.60Km teren:0.00 Czas:03:20km/h:19.98
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Zaczynamy śniadanie od jajecznicy po włosku...





Kawy i snikersa...





Pełni nadziei ruszamy, a moja przednia piasta "do taktu turkoce i puka, i stuka to: tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!".





Kontrola jakości tynku na rynku w Złotoryi wypada pozytywnie.








Czas nagli, gnamy dalej. Jadę, pedałuję, patrzę w lewo, a tam... LAMYYYY! Śmieszne trzy lamy. Skrzyżowanie psa z osłem i żyrafą. A w zasadzie, jak powiada Wikipedia, jest to "udomowiony ssak parzystokopytny z rodziny wielbłądowatych, wraz z gwanako i – blisko z nimi spokrewnionymi alpaką i wikunią." Nie wiem jak Wy, ale ja kojarzę tylko wielbłąda.














Prócz lam widzieliśmy również Czaple...





I Pielgrzymkę, która nie podążała do Częstochowy.





ALE wracając do lam. Zaczęłam się zastanawiać: do czego one w ogóle służą? Ok, do jedzenia trawy jak widać na poniższym filmie. I do zoo. Nie widziałam nigdy setjków z lamy, mleka z lamy, tudzież lamowatych jaj.





Otóż Wikiepdia powiada, że "Samce wykorzystywane (głównie przez Indian) jako zwierzęta juczne, do celów transportowych mogą przenieść średnio około 30 kg na trasie 20 km lub większe ciężary (do 45 kg) na krótszych odcinkach. Na długich trasach lama może przejść około 20 kilometrów dziennie, 6 dni w tygodniu, przy 2 dniach marszu z ładunkiem poprzedzających 1 dzień marszu bez ładunku. Lamy dostarczają też mięsa, które jest uważane za mniej smaczne i delikatne niż mięso alpaki. Wartość odżywcza mięsa to 957 kalorii na kilogram żywej masy ciała. Oprócz mięsa wykorzystywane są także inne części ciała lamy – narządy wewnętrzne, krew, ścięgna i kopyta. W Peru zwierzęta, które padły z przyczyn naturalnych często są także zjadane. Wełna lam jest bardziej szorstka niż wełna alpak. Wytwarza się z niej dywany i liny. Odchody służą za opał. Mleko lamy nie było wykorzystywane w przeszłości przez ludzi – przypuszcza się, że główne powody to niewielka ilość mleka wytwarzanego przez lamy, nietolerancja laktozy u Inków, zachowanie samic lamy, a także powody rytualne. Zawiera ono 2,4% tłuszczu, 7,3% białek oraz 2,8% laktozy. (porównując do krowiego ma o wiele więcej białka, mniej laktozy i tłuszczu- m.)

Lamy są również wykorzystywane jako zwierzęta pasterskie. Ze względu na swoje agresywne zachowanie wobec psowatych lamy są szczególnie skuteczne w ochronie owiec przed kojotami. Skuteczność lam jako zwierząt pasterskich wykazuje spadek średniej liczby owiec utraconych przez rolników z 26 rocznie przed wprowadzeniem lam do 8 rocznie – po wprowadzeniu lam."


Można również sobie udomowić lamę i spacerować np. po złotoryjskim rynku sprawdzając jakość tynku...



...albo dokupić dromadera i wyhodować camę. Hybryda lamy i dromadera.





Wracając z safari do wyprawy... Kilka (słusznych!) słów na temat polowania:





Jedziemy dalej. "(...) Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!". W Lwówku trafiamy (dosłownie) na sieć Dobrych Sklepów Rowerowych. Jak się okazało w łożyskach była "Sahara", a smar był niczym fatamorgana, czyli go nie było. Sprzedawca zajął się pacjentem.





Ruszamy z Lwówka już bez akompaniamentu. Słychać jedynie delikatne piano kamilowego bieżnika. Zaliczamy rynek...





... oraz pałac Brunów. Z drugiej połowy XVIII wieku. Mnie nie zachwyca. Skromny.











Techniczna przerwa i cofamy się do uroczego miasteczka.








Bak pełny!





Lwówek zapada mi w pamięć. Patrząc na większość budynków mieszkalnych, da się odczuć, że niegdyś mieszkali w nich ludzie z zasobnym portfelem. Liczne zdobienia oraz fantazyjne fasady budynków nasuwają takie wnioski.
Wikipedia rzecze: "Lwówek Śląski należy do grupy najstarszych miast Dolnego Śląska. (...)Już we wczesnym średniowieczu Lwówek stał się lokalnym centrum gospodarczym i ośrodkiem osadnictwa wiejskiego. Jego rozwój przyspieszyło także dogodne położenie przy znanym szlaku handlowym zwanym Królewską Drogą (Via Regia) oraz eksploatacja złota na obszarze dawnych Płakowic. Czynniki te przyczyniły się do wczesnej lokacji - już w 1217 roku książę Henryk l Brodaty nadał Lwówkowi Śląskiemu prawa miejskie."

Ciekawe czy podążaliśmy szlakiem Napoleona...

"Rozwój gospodarczy został zahamowany w trakcie wojen napoleońskich. Wówczas przebywał w mieście sam "bóg wojny" - cesarz Napoleon Bonaparte, który zwyciężył Prusaków podczas tak zwanej "pierwszej bitwy nad Bobrem" - 22 sierpnia 1813 roku."



































Izery




60 km za nami, znajdujemy się w centrum Gryfowa.











Wieści nie są dobre. Dosłownie kawałek za Kamil ponownie zaczyna odczuwać ból w kolanie. Decyzja może być tylko jedna- nic na siłę. Dochodzimy do wniosku, że dalsza jazda nie ma sensu, gdyż ból na pewno by był co raz mocniejszy, a czekały nas podjazdy i wiele kilometrów. Tak naprawdę byliśmy jeszcze na własnym podwórku i zawrócenie, prócz małego zawodu, nie przysporzyłoby nadmiernych kłopotów. Urlop się odwoła, sakwy rozpakuje, dworzec pod nosem i to z bezpośrednim połączeniem Kolejami Dolnośląskimi do Wrocławia. Gryfów to nie baza pod Everestem, gdzie wielu chętnych na osiągnięcie celu może mieć jedyną taką szansę w życiu. Jeszcze łykniemy te nieprzejechane kilometry. Tymczasem mając 2 godziny do odjazdu pociągu umiejscawiamy się w zachęcająco wyglądającej restauracji "Trevi"...





Grillowana pierś z kurczaka w marynacie miodowej na tyle pobudziła nasze kubki smakowe, że zapomnieliśmy na chwilę o końcu naszej podróży...






Restauracja znajdowała się obok ulicy Wąskiej, która rzeczywiście była wąska.





Restauracja Pizzeria Trevi- będąc w Gryfowie obowiązkowy punkt wycieczki! Pierogi z łososiem w sosie cytrynowo-koperkowym to czysta poezja! Chociaż obsługa była rewelacyjna, dania smaczne, wystrój nastrojowy to jednak musiało się zaleźć coś przeciętnego. Ceny!





Zapakowani do składu KD bezpośrednim (!) połączeniem docieramy do Wrocławia.





I udało mi się przyłapać Kamila jak odwrotnie założył moje sakwy ^^ Podczas całej wyprawy do Budapesztu w 7/10 przypadków to był mój "wyczyn".





Zamiast "Guten Abend in Dresden" powitał nas neon "Dobry wieczór we Wrocławiu". Bywa. Drezno i Praga wciąż przed nami!

W taką pogodę roweru nie brudzę.

Środa, 29 maja 2013 | dodano:29.05.2013
Km:6.00Km teren:0.00 Czas:00:20km/h:18.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Wymyłam Treka przed wyjazdem, wypolerowałam łańcuch, kasetę. Pojechałam do Speedcity na Poleskiej po dwie dętki i spinkę do łańcucha. Spinkę starą zgubiłam przy ściąganiu -.-, a dętka, którą kupiłam wczoraj w Sportproficie ma wielka bańkę. Z chęci wypróbowania płynu wulkanizującego nie zmieniałam dętki na nową, a wlałam tą zieloną substancję do środka.

Wracając z mini zakupów widok granatowych chmur wprawił mnie w konsternację. Trek umyty. A tu ulewa się zbliża. Olewam, nie jadę. Dzisiaj podróż szynobusem.

Otrzymałam wyznanie po zajęciach :)

Wyznanie po ćwiczeniach :) © maratonka

Zdjęcie z Mają

Wtorek, 28 maja 2013 | dodano:28.05.2013
Km:54.00Km teren:0.00 Czas:02:30km/h:21.60
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Jak w tytule. Już po wyścigu. Po rozmowie było widać, że nie była zadowolona. A kto by był, gdy upadek tuż przed metą eliminuje z walki o pierwsze miejsce?

Maja Włoszczowska © maratonka




Poza tym zakup sakw, bagażnika i opony (Schwalbe Marathon Plus Tour). Znowu jakaś dziwna sytuacja w tym sklepie. Nie poczułam się obsłużona zgodnie z zasadą "klient nasz pan". W sumie nawet mnie to nie obeszło. Dzisiaj dzień obojętności. Do momentu, aż nie zorientowałam się, że na niebieskim portalu społecznościowym jest zakładka w skrzynce odbiorczej "inne", dokąd trafiały wiadomości od nieznajomych... To WIELE tłumaczy. Co poniektórym odpisałam (tym, którzy chcieli mi coś dać i rowerzystom), dla reszty muszą starczyć moje "fajne fotki". Trochę się ubawiłam, dobra komedia na dobranoc.

Rower-celebryta. Masz z nim zdjęcie, jesteś cool! :)

O niczym.

Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Km:33.00Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:22.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Wszystko się pięknie układa! Jeździć nie umierać. Siać zboża potencjału i zbierać żniwa sukcesu. Niebawem mała reorganizacja życia zawodowego. Się dzieje się!

Wolne do środy 5.06 załatwione. Na pewno NIE po to, by dążyć do uzyskania tytułu magistra.

I znowu rezygnacja z jednego wyjazdu na rzecz drugiego. Muszę się sklonować, tyle mnie omija...

Powrót z Nowego Dworu przez Redycką i Las Sołtysowicki- najlepszy wariant powrotny z dala od municypalnego zgiełku. Taka droga, żeby popaść w refleksję nad sobą. I tak popadłam wysuwając wnioski, że owa refleksja jest mi potrzebna jak boczne kółka w rowerze.

Abstrahując od tematu (i powyższego, i rowerowego). Są takie dźwięki, zapachy, obrazy, które przywołują na myśl konkretne wspomnienia, obrazy, sceny z przeszłości.

I tak żel pod prysznic "Fa" czerwone pomarańcze kojarzy mi się ze wstawaniem o 6.00 i porannym prysznicem, który kończyłam strumieniem zimnej wody (wspomnienie na "nie").

Budzik z Nokii, który jest ustawiony fabrycznie, kojarzy mi się z porażeniem przysennym, gdy sypiałam po 4-5 h dziennie(wspomnienie na "nie").

Natomiast "Siłacz" przywołuje na myśl letni obóz i letnią "miłość". (wspomnienie na "tak"). Chciałam napisać, że były to beztroskie lata, ale z całą pewnością wtedy miałam więcej trosk niż teraz (czyli jednak na "nie"...)


Zmartwiony, zamyślony fejs sam świadczy o tym, że gnębi mnie jakiś życiowy problem.



Piosenka i czasy z powyższego zdjęcia to jest właśnie ten komplet z gry skojarzeń.

UCI Moutain Bike World Cup 2013

Niedziela, 26 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Km:0.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Komunikat: Zdjęcia w tym wpisie będę nieobrobione, tak je aparat stworzył, za co serdecznie wszystkich wzrokowców i wykwintnych fotografów przepraszam. Przepraszam również za to, że nie wzięłam zapasowych baterii i po ogłoszeniu wyników klasyfikacji drużynowej kobiet zmuszona byłam robić zdjęcia słabszym aparatem. Koniec komunikatu. Do sedna... :)


Ogłaszam maj miesiącem spontanicznych wyjazdów. Tym razem sprawcą mojego odłożenia uczelnianych obowiązków był Kamil, a raczej jego pomysł. Zapewne gdyby niedzielną ideą byłoby wspólne pedałowanie, darowałabym sobie, kolejny raz katując nogi fizyczną bezczynnością podczas całodziennego stukania w klawiaturę. Ale...

"Może pojedziemy na Puchar Świata MTB do Czech? Z Jeleniej Góry wyjazd w niedzielę rano z kibicami Mai Włoszczowskiej, powrót wieczorem..."

Nie sprawdziłam czy ma Kamil dar przekonywania, nie pozwoliłam się dwa razy prosić. Sprawę komplikował jedynie długo wyczekiwany koncert, który do 23.00 uziemiał mnie we Wrocławiu, a o 5.30 mieliśmy być w Jeleniej Górze.

Szczęśliwie się złożyło, że o 2.20 mieliśmy połączenie PKSem. I tak nie mając nawet czasu na drzemkę znaleźliśmy się na zakurzonych autokarowych siedzeniach. W miarę możliwości niecałe 3 godziny przysypiania.

Meldujemy się na miejscu zbiórki, w autokarze otrzymujemy koszulki oraz buffy kibica.



Dwie godziny przed wyścigiem kobiet docieramy do Nové Město na Moravě. Mamy dużo czasu na obejście stanowisk drużyn. Ta piaskownica pełna zabawek była największą frajdą dla Kamila, który ma na ten temat spore pojęcie. Ja za to ograniczyłam się do patrzenia na "fajne" rowery i obserwowania przygotowujących się do startu zawodniczek.



















































Emily Batty









Pojawiła się nasza narodowa chluba!





Zaopatrzeni w lunch (jakie szczęście, że preferujemy te same potrawy), udaliśmy się na start.



Poszły! Pojechały w sumie...



Po starcie przemieszczamy się na kolejne odcinki trasy:





Majka druga!

















Trudny wybór...









Przyczajeni fotoreporterzy oczekujący na zmordowane wyścigiem zawodniczki.



Z dwudziestosekundową przewagą nad Mają finiszuje Tanja Zakelj.



Maja przekracza linię mety jako druga. Tuz przed końcem wyścigu zaliczyła upadek, co uniemożliwiło na zaciętą sprinterską walkę o pierwsze miejsce.







Emily uplasowała się na 9. pozycji:









Kibice spisywali się znakomicie!



Drużynowe pierwsze miejsce dla Giant Pro XC Team.



Klasyfikacja kobiet:
1. Tania Zakelj (po tym zwycięstwie 1. miejsce w klasyfikacji generalnej)
2. Maja Włoszczowska (2. w klasyfikacji generalnej)
3. Catharine Pendrel



O 14.00 wystartowali mężczyźni. Ponownie Rubena Choice:







Expert Climb



"Ej, poszedł stąd! Ja tu zdjęcia robię!"














































"W rywalizacji mężczyzn kolejny dobry występ zaliczył Marek Konwa, który zajął najwyższe w swojej karierze 14 miejsce w Pucharze Świata. 45. lokatę zajął Kornel Osicki, a Rafał Alchimowicz, Marcin Kawalec, Paweł Wojczal nie zostali sklasyfikowani (strata okrążeń)."

Na dekoracji mężczyzn mało kto został z powodu rzęsistego deszczu, jaki wraz z chmurami nadciągnął nad trybuny. Po 16.00 Ruszyliśmy z powrotem do Jeleniej Góry, skąd udało nam się dostać do Wrocławia samochodem dzięki uprzejmości jednej z uczestniczek wyjazdu. W miarę szybko dotarliśmy do swoich domów. Oboje głodni i śpiący z dylematem: jeść czy oddać się w objęcia Morfeusza? Ja wybrałam opcję istniejącą tylko dla mnie (tym samym najmniej rozsądną)- zrobić krótką relacją na BSie!

Na koniec kilka krótkich ujęć z trasy:

Ethno Jazz Festival: Nigel Kennedy!

Sobota, 25 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Km:24.00Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:16.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Wreszcie! Po tygodniach oczekiwań, marcowym rozczarowaniu po odwołaniu koncertu, kolejne marzenie i cel na 2013 rok zostały osiągnięte!

Dziwne uczucie oglądać filmiki z jutjuba na żywo...

Pierwsza część- Bach:
Partita No3 in E major BWV 10006:
Preludium
Sonata No 2 in A minor BWV 1003:
Fugue
Andante
Allegro



Wpatrzona jak w obrazek słuchałam z zaciśniętym gardłem. Byłam blisko sceny. Niesamowita jest jego mimika na twarzy i emocje przekazywane publiczności podczas gry. A to co zrobił z Bachem... Aranżacje tych utworów w jego wykonaniu są absolutnie niespotykane. Dynamika, z jaką przesuwa smyczek po skrzypcach, przytupnięcia, przeplatanie forte z piano, ciągły kontakt z publicznością, "luzactwo" i poczucie humoru... Cały Kennedy.

Ubiór klasyczny czyli czarne Asicsy, spodnie z kieszeniami, czarna, poszarpana koszula, nieład na głowie.



W części drugiej aranżacje utworów Fatsa Wallera oraz Ze Gomez i na końcu... "And now traditional Hungarian folk dance". Czardasz! Z równie twórczymi i zabawnymi ozdobnikami odwlekającymi finał utworu.



Po koncercie Nigel już gasząc pragnienie w Tyskim(sic!) rozdał kilka autografów i pozował do zdjęć. Zmienił Asicsy na "błękit paryski". Nadeszła moja kolej- przywitaliśmy się jak starzy znajomi- uściskiem i 5 razy (słownie: PIĘĆ) cmoknięć w policzek. Krótka wymiana zdań, zdjęcie, autograf...





Ethno Jazz Festival © maratonka


Pierwszy, ale nie ostatni raz!

"Przepisy cię nie obowiązują ty k..... jedna?"

Sobota, 25 maja 2013 | dodano:26.05.2013
Km:28.00Km teren:0.00 Czas:01:20km/h:21.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Najpierw dwukrotnie zwyzywana od k...wy przez sobotniego kierowcę frustrata. Bo wystartowałam nim się zielone światło zapaliło i ze skrajnie lewego pasa (bo i tak musiałabym kilkanaście metrów po ruszeniu się na nim znaleźć). Drugi frustrat jadąc za pierwszym agresorem zagroził mi wyciągnięciem bloczka i wypisaniem 500 zł mandatu. Albo się zgrywał, albo jakiś niespokojny policjant po cywilnemu.

Pozdrowiłam niewerbalnie obu panów. Ja też się z piątku na sobotę nie wyspałam, ale żeby tak od razu z rana się oburzać?

W pracy kolejny "suprajs", którego wolałabym nie doświadczyć. Przestał działać sprzęt nagłaśniający na sali! Na dwóch w sumie po próbie przeniesienia wzmacniaczy z jednej do drugiej. 3 godziny zajęć. Walkingi bez muzyki, sztangi i płaski brzuch z muzyką bez regularnej frazy, puszczaną z jutjuba na telefonie. I czasem się zacinała. No nic. Uśmiech "nic się nie stało" i jakoś poleciało.

Pospiesznie sklejone urodzinowe życzenia. 100 lat dla eksprezesa Olimpu!

Lamatonka!

Piątek, 24 maja 2013 | dodano:26.05.2013
Km:45.00Km teren:0.00 Czas:02:00km/h:22.50
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Zapięłam na chwilę rower, podążając do sklepu. Przemknęło mi przez myśl, czy przypięłam sznurkiem tylko koło do ramy, czy cały rower (linka służy mi wyłącznie do zapinania koła, żeby sobie nie wzięli ot tak). Jak widać na załączonym obrazku...



Ku mojemu zdziwieniu Nokia w salonie Play została wymieniona na NOWĄ. Obym trafiła na tą lepszą serię. Na razie się włącza, nawet można dzwonić ;)

Z cyklu: to nie cyrk, to Polska. Ulica Gęsia (boczna Brucknera). Naprawdę się cieszę, że w końcu zaznaczyli wyraźnie fakt istnienia przejazdu rowerowego. Tylko dlaczego radość mą burzyć musi jego kretyńska lokalizacja?

Kretyni. Idiotki.

Czwartek, 23 maja 2013 | dodano:23.05.2013
Km:35.00Km teren:0.00 Czas:01:29km/h:23.60
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Muzyczne i poetyckie odkrycie maja- bo od wczoraj trwa na moim 'jutjubie' akcja "Turnau".

Miną kolejne dziesiątki lat, a kretynów i idiotek wciąż będzie pełen świat. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że oni nie wiedzą. Nie wiedzą, że to o nich. Słucham i czuję się jak w loży szyderców, ramię w ramię z Tuwimem i Turnauem.



Z jednej strony "Lokomotywa", z drugiej takie epitety... Fajnie! Julian spoko gość, taki trochę społeczny Nostradamus. Przewidział, że kretynizm się nie skończy, a wręcz nastąpi jego dynamiczny progres.

Uczelnia(promotor się uśmiechał! :))-praca-Marta-prawie nocne jazdy-dom

Pełna mobilizacja, do ogarnięcia tej nocy uczelniana papierdologia. Dziennik praktyk, których i tak nikt nit odbył i których termin realizacji był wyznaczony do końca czerwca. Wrocławski AWF- nota bene najlepsza uczelnia wychowania fizycznego w Polsce (Ranking Rzeczypospolitej i Perspektyw)- nie odbiegając od tradycji, po raz kolejny zaskoczył studentów. Skrócenie czasu na oddanie dziennika. I tak zostało mi... 13 godzin. Oczywiście odpowiednio wcześniej zostaliśmy poinformowani, jakieś 2-3 tygodnie... Ale gdzieżbym się miała zajmować fikcyjną praktyką, skoro spać nie ma kiedy.

A teraz tworzę wpis, którego i tak prawie nikt nie przeczyta. Dlatego, że mam na to ochotę. Zawsze robię to, na co mam ochotę. Ponoć każdy człowiek dąży w życiu do hedonizmu, więc nie będę się wybijać spośród tłumu. Teraz będę się rozkoszować, wypełniając dziennik. Naprawdę!

SPINning

Środa, 22 maja 2013 | dodano:22.05.2013
Km:50.00Km teren:0.00 Czas:02:14km/h:22.39
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
"Nagram nową muzykę na pena."
"Wyjadę wcześniej, żeby nie pędzić na łeb na szyję."
Zapominam pena.
Wyjeżdżam z 10 minutowym opóźnieniem, bo ulewnym deszczem uraczyła chmura akurat ten kawałek Wrocławia, w którym mieszkam.
Wracam po pena.
W sumie 20 minut poślizgu. I się skończyło rowerowe biwakowanie!
Płaskie 12 km przejechane w tempie 26-27. Za Skarszynem silny, twarzowy wiatr, siłą rzeczy- rowerowy biwak.

Całą powrotną drogę powtarzałam sobie w myślach "Jak dobrze, że wzięłam kurtkę!" Wiatr nie ustał. Mało tego- wzmógł się i ostygnął. Do tego stopnia, że kaptur na głowę zaciągnęłam, po raz kolejny gratulując sobie decyzji o wrzuceniu kurtki do plecaka.

Dzisiaj "gratis" dostałam do poprowadzenia spinning(debiut!), przez co nie miałam za wiele energii na powrót. W sumie od Pasikurowic to już była maratonka-widmo.

Nieważne, że ja już zaczęłam pisać. Ważne, że inni nawet nie zaczęli! Pocieszając się cudzym nieszczęściem wracam do "praca mgr.doc". Jutro spotkanie oko w oko z promotorem. Ostatnio jak się widzieliśmy padał śnieg...

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum