Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(69)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Styczeń, 2012

Dystans całkowity:955.70 km (w terenie 1.00 km; 0.10%)
Czas w ruchu:47:34
Średnia prędkość:20.09 km/h
Maksymalna prędkość:40.01 km/h
Suma podjazdów:556 m
Maks. tętno maksymalne:169 (85 %)
Maks. tętno średnie:169 (85 %)
Suma kalorii:2290 kcal
Liczba aktywności:30
Średnio na aktywność:31.86 km i 1h 35m
Więcej statystyk

Sen z otwartymi oczami.

Wtorek, 31 stycznia 2012 | dodano:31.01.2012
Km:47.65Km teren:0.00 Czas:02:40km/h:17.87
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
Czyli nowo nabyta umiejętność. Proszę sobie wyobrazić jak bardzo trzeba nudzić, ażeby doprowadzić mnie do stanu, w którym z otwartymi oczami wpatrzonymi w "cudownego" profesora przechylałam się to na prawo to na lewo.

Dzisiejszy powrót z pracy jeszcze większą męczarnią niż wczoraj. I 1/3 trasy jechałam z przymkniętymi oczami. I jeszcze wiatr! To już nie było przyjemne.

Czas założyć 3. parę spodni, bo udka zmarzły. Ostatecznie mam jeszcze spodnie narciarskie, ale to już na -20 zostawiam. I w ogóle dzisiaj w nocy wszędzie mi było zimno. Przynajmniej jak się napchałam kokosowymi Princessami i pączkami to energii było tYYYYYYYYYYle, a teraz... Czołgam się na tym góralu, a nie jadę.

Świadomy sen...?

Poniedziałek, 30 stycznia 2012 | dodano:30.01.2012
Km:42.15Km teren:0.00 Czas:02:22km/h:17.81
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
Miałam wczoraj 3. sen z cyklu "Śniło mi się, ze się obudziłam".

Teraz będzie opis moich nocnych przeżyć, więc można od razu przejść do zdjęć i opisu wycieczki.

Jak zasypiałam zaczęłam mieć marzenia senne. Nie były one zbyt przyjemne, nie pamiętam co mi się śniło. Wiem, że zdałam sobie sprawę, że śnię i chciałam się obudzić i parę razy prawie mi się udało, ale od razu wracałam do tego snu. W końcu się udało obudzić porządnie. Bałam się potem zasnąć.

Niepokojące są te sny. Nie są to jakieś koszmary, nie leje się krew, siekiery nie latają. Ale budzą we mnie niepokój. I najlepsze jest to, ze w pewnym momencie uświadamiam sobie, że mogę się obudzić. Ciężko to przychodzi, sporo wysiłku muszę w to włożyć, ale się udaje.

Wcześniejsze dwa były nieco inne. Też miały miejsce w tej pierwszej fazie snu. Za pierwszym razem śniło mi się, że się obudziłam i ktoś siedzi na brzegu mojego łózka i mi wachluje kołdrą przed twarzą. Pierwsza myśl- mama przyszła, bo słyszała, że miałam zły sen i chciała, żebym ochłonęła. Tylko gdyby to była mama, to by się odezwała. Potem zdałam sobie sprawę, że nie wiem kto to jest i ogarnęła mnie panika, że może będzie chciał mnie udusić. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, ale nie mogłam. A w końcu się obudziłam.

Drugi raz podobna sytuacja- śniło mi się, że spałam i ktoś mnie obejmuje i podciąga na poduszkę (jak małe dziecko np zsunie się z poduszki, to się chwyta go i podsuwa na poduszkę). Tym razem o wiele szybciej zdałam sobie sprawę, że to sen i szybciej udało mi się obudzić.

Dlaczego te sny są tak niepokojące, skoro nic złego się w nich nie dzieje? Na pewno dlatego, że wydają się w danym momencie realne. Po chwili dopiero dochodzi do mnie, że to sen, ale mimo to nie chcę go kontynuować. I są inne niż zwykłe sny. Takie rzeczywiste...

Po obudzeniu się oczywiście tętno szaleje. A potem obawiam się ponownie zasnąć.

Wycieczka dzisiaj w ramach dojazdu na uczelnię i do pracy. Pomiędzy jeszcze zahaczyłam o Wyspę Opatowicką. Dzisiaj od 8.00 do 21.00 czerpałam energię jedynie z 1 kanapki, 0.5 l zupy i 1 banana. Skutek? Ledwo do domu dojechałam. Uczucie wyczerpania potęgowały zmarznięte paluchy u stóp. Ciężko!


Opatowicka:

Godz. 21.00- czas ściągnąć piżamę...

Niedziela, 29 stycznia 2012 | dodano:29.01.2012
Km:20.39Km teren:0.00 Czas:01:05km/h:18.82
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
... i godzina 00:53- czas założyć ją ponownie.

Wycieczka taka na odwal. W zasadzie najchętniej w ogóle bym dzisiaj nie ściągnęła piżamy, ale rzecz jasna- ambicja nie pozwala, żeby odpuścić pedałowanie. I tak jak na dzisiejszą formę i godzinę to AŻ 20 km.

Muszę przystopować z nawadnianiem się przed wyjazdem. 3x przed wyjściem z domu byłam w toalecie, a i tak 10 min po starcie znowuż zachciało mi się (że tak napiszę prostacko) LAĆ.
Czy może być większy dyskomfort niż zmarznięte stopy i pełny pęcherz podczas jazdy? Tak wiem, mogłyby być jeszcze cieknące gile, ale dzisiaj wyjątkowo nie przeszkadzały.

Co do zmarzniętych stóp chyba wezmę od brata buty w rozmiarze 43 i założę sobie 4 pary skarpet. Albo jak starczy miejsca to wrzucę grzejące serduszka. Na te cuda z aktywnym węglem szkoda kasy. Nawet super skarpety Gadżeta z najdroższej wełny na świecie nie potrafią dogodzić mym stopom!

Zdjęć na wyjeździe rzecz jasna nie robiłam, miałam cały czas fatamorganę- coś na kształt toalety...

Chcieliście to macie tort. W smaku perfekcyjny, wizualnie nie do końca osiągnęłam to co chciałam. Zamiast polewy posypałam wierzch kakao (co by szybciej było), przez co napisy nie chciały się trzymać (i suma sumarum straciłam 2x więcej czasu niż gdybym zrobiła polewę...). A się nadenerwowałam...


I mój najlepszy, a zarazem najgorszy PRZYJACIEL. Najlepszy, bo zawsze mogę na NIEGO liczyć, NIKT nie potrafi słuchać tak jak ON, o NICZYM nie wstydzę się z NIM rozmawiać, potrafię mówić MU to co czuję bez skrępowania. I zawsze znajdzie dla mnie czas, przyjedzie w środku nocy, jeżeli będę w potrzebie. Poza tym ma narąbane w głowie i pieprzy czasem takie głupoty, że mam nieodpartą ochotę strzelić mu w ryj. I nie daje mi forów podczas bójek.
Najgorszy, bo nie ma roweru. I za to co mi zrobił wczoraj. I tak jest najukochańszą i najstarszą mendą jaką znam :*

Poświęcenie...

Sobota, 28 stycznia 2012 | dodano:29.01.2012
Km:21.05Km teren:0.00 Czas:00:58km/h:21.78
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Nieukończona wczorajsza misja musiała mi się dzisiaj odbić czkawką. Kładąc się spać o 4.00 miałam dwa wyjścia: nastawić budzik na 7.00 i lecieć skoro świt po śliwki lub spać do 12.00, zdobyć śliwki i pozwolić, aby za mało nasiąknęły VÓDKĄ.

Ambicja i uczucie porażki z powodu wczorajszego polowania nie pozwoliły mi na wyspanie się. Za to ciasto wyszło znakomicie. Jak zawsze :D

Trening krótki, wszak czasu mało było. Tort nie może za długo czekać :)

Mission failed!

Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano:28.01.2012
Km:6.00Km teren:0.00 Czas:00:18km/h:20.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
Stwierdziłam, iż śliFFki nie są warte więcej zachodu niż 6 km. W zasadzie nie tyle o same śliFFki się tu rozchodzi ile napojenie ich Czystą Żołądkową Gorzką.

Ale zacznijmy od początku, bo nikt nie wie po co w zasadzie maratonce śwliFFki, a a tym bardziej nasiąknięte na 40%. I dlaczego szuka ich o 23.00.

Sprawa ma się tak, że kolega (w zasadzie na dzień dzisiejszy mianować go mogę na przyjaciela) robi jutro berzdej party i w związku z tym dostałam natchnienia cukierniczego.

Tort ze śliwkami nasączonymi VÓDKĄ i nutellą.
VÓDKA... Obecna!
Nutella... Obecna!
ŚliFFki... ŚliFFki...? Gdzie są do cholery śliFFKI?!

Brakuje 1 paczki. Godzina 19.00, zerkam leniwie na zegarek... "Jeszcze czaaaas...". I zajmuję się przesłuchiwaniem płyt. Kolejne zerknięcie na zegarek: 22.30.

Ożesz! Moje śliFFki!
Szybkie rozeznanie co to jeszcze czynne (prócz monopolowych, wszak VÓDKA obecna!). Ubieram się, wskakuję na górala i pedałuję te 2,67 km do Żabki. Była godzina 22.56, gdy z nadzieją w oczach zaparkowałam pedały pod drzwiami. Chwytam za klamkę.
Pcham.... Nic. Ciągnę.... Nic. Ciągnę mocniej... Nic. "WTF?" pytam się w myśli "Przecież pchnięcie lub ciągnięcie zawsze odnosi skutek, a tu ani drgną te drzwi!" Widzę expedjentki. Pozamykały się już i plotkują sobie. Łomoczę w drzwi. Nic. Łomoczę drugi raz- jest reakcja. Pytam się o śliwki z przekonaniem, że je dostanę "Nie mamy takich rzeczy". Nie mają takich rzeczy? TAKICH? Czy ja spytałam o wibrator, tudzież farbę olejną?

-.-'


Zawód.
Siadam smętnie na górala i pedałuję z powrotem. Zahaczam jeszcze o 24h na Zakrzowie. Bez nadziei tym razem. Czegóż się można spodziewać po nocnym sklepie? Piwa, wina, wódki, chipsów... Prędzej dostałabym tam wcześniej wspomnianą farbę olejną, aniżeli suszone śliFFki.

Wracam do domu i z rozpaczy upijam całą butelką 1 małą paczuszkę. Cóż. Kupię rano. Część śliFFków będzie z urwanym filmem, część tylko wstawiona.

-Szesienapić!

Czwartek, 26 stycznia 2012 | dodano:27.01.2012
Km:33.62Km teren:0.00 Czas:01:32km/h:21.93
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
Pedały atakują!
Ile razy gazuję na góralu to mi SZCZEelają.
Czas zasięgnąć porady mistrza ZINN.
Jutro zaglądamy co tam w korbie się buntuje.
Czy gdzieś tam.
Nareszcie powód, żeby zajrzeć do środka.
I jakiś porządny OLEY do łańcucha, bo "Wyborny" zmywa się po deszczu. Może "Kujawski" będzie odporny na niekorzystne (powiedzmy sobie szczerze- choojowe ostatnimi czasy) warunki atmosferyczne.
Piszczący łańcuch i strzelające pedały. Jeszcze koszyk z Biedronki na bagażniku i będę wyglądać jak babcia jadąca na działkę (albo po działkę).

Fit Curves

Środa, 25 stycznia 2012 | dodano:26.01.2012
Km:31.08Km teren:0.00 Czas:01:35km/h:19.63
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
Czas leczy rany.
Niech więc przemija.
Szybciej...

-

Wtorek, 24 stycznia 2012 | dodano:24.01.2012
Km:33.94Km teren:0.00 Czas:01:40km/h:20.36
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
Jakiś pajac z Whirpoola dzisiaj dumnie kroczył ścieżką rowerową. Przejeżdżałam koło niego a ten nagle zboczył i machnął ręką (oczywiście mnie nie widział). Szczęście, że się nie poturlałam. Nie obyło się bez sążnego KARAMBA (a przynajmniej to chciałam powiedzieć, ale chyba coś innego mi się wymsknęło), mojej żywej gestykulacji ze wskazaniem na chodnik obok i pytaniem "Za wąski jest?!".

Niestety po 14.00 w okolicy przystanku kroczy i stoi na ścieżce cała banda takich pajaców. Kiedyś widziałam gdzieś w necie taka trąbkę działającą na sprzężone powietrze(?). Ponoć dosyć głośna. A jakby tak podjechać do kogoś od tyłu i mu zrobić "tutuuut!" tuż za plecami? <marzyciel>

A tak poza tym to - .

.

Poniedziałek, 23 stycznia 2012 | dodano:23.01.2012
Km:36.43Km teren:0.00 Czas:01:42km/h:21.43
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:C(G?)urarra RIP
.

Głupie skojarzenia macie, więc tytułu nie będzie.

Niedziela, 22 stycznia 2012 | dodano:23.01.2012
Km:20.05Km teren:0.00 Czas:01:03km/h:19.10
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Otóż to!
Cały dzień wiaaaaało, wiaaaaaaaaaaaało i wiaaaaaaaaaaaaaaaaaało. Stwierdziłam, że poczekam, aż się wywieje, wtedy przypedałuję co nieco. I tak nastała godzina 23.30, uporałam się ze zrobieniem porządków w notatkach (ach, jakie to miłe uczucie wyrzucać notatki z gównianych, nieprzydatnych przedmiotów ^^) wyregulowałam tylny hamulec i sru!

Początkowe założenie- chociaż te 10 km, COKOLWIEK po wczorajszym ""hardkorze. Wiatru prawie ani widu ani słychu, tylko deszcz siąpił. Co jest najgorsze (a zarazem najlepsze) w wieczornym bieganiu i jeżdżeniu? Zapach pieczonych w piekarni bułek i pączków <3 Miło się nawdychać, ale mały głód zaraz daje o sobie znać...

Wczoraj dzień wyciszenia. Nie musiałam wstać rano, nie miałam nic zaplanowane, nie musiałam nic robić. Nie oglądałam telewizji, nie słuchałam muzyki. Próbowałam skończyć "Bezsenność", ale nijak tytuł miał się do mojego stanu. Po 15 minutach czytania głowa do poduszki.

Czytałam, że 4 godziny przebywania w ciszy relaksują tak jak tydzień urlopu. Zdecydowanie więcej czasu muszę poświęcić na stosowanie technik relaksacyjnych. Za dużo pośpiechu, za mało odpoczynku.

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum