Wpisy archiwalne w kategorii
Wrocław-Budapeszt
Dystans całkowity: | 463.00 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 20:24 |
Średnia prędkość: | 22.70 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 154.33 km i 6h 48m |
Więcej statystyk |
Brno - Wiedeń. Marzeń o Budapeszcie dzień trzeci
Wtorek, 30 kwietnia 2013 | dodano:10.01.2014Kategoria Wrocław-Budapeszt
Km: | 174.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:24 | km/h: | 2:33 |
Pr. maks.: | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
I nadszedł taki dzien, że ruszyłam z majówką... :)
http://www.sports-tracker.com/#/workout/skript/b1b...
Podróż z Brna do Wiednia odbyła się już bez deszczu. Dobra godzina wyjazdu (jak nas nas!) - 10.00. Brak przedniej przerzutki (sprawnej) dawał się we znaki, podjazdy wykańczały, choć najgorsze było już za nami.
Po przekroczeniu granicy Czesko-Austriackiej zmiana widoków. Austriacka, przygraniczna "wioska":
I nagle widok mrożący krew w żyłach...
Fatalnie! Nawet połowy trasy nie zrobiliśmy... Bagażnik "Author" może posłużyć co najwyżej do wożenia bolerka od sukienki. Jak ja wtedy się zdecydowałam na taką atrapę... Podsumowując. Prócz niedziałającej przedniej przerzutki i jednego hamulca, dodajemy pęknięty bagażnik. Z drugiej strony w tym samym miejscu też zaczął pękać. To nie dzika Afryka, na pewno gdzieś się kupi bagażnik. Wiedeń w końcu! A tymczasem doraźne rozwiązanie:
W ten sposób poklejony bagażnik wytrzymał kolejnych siedem dni z sakwami o wadze ok. 16 kg. W żadnym odwiedzonym przez nas sklepie nie było bagażnika pod sakwy. Jedziemy dalej w stronę stolicy, uśmiechem darzy nas każdy napotkany hydrant...
... aż zastaje nas zmrok.
Cel osiągnięty! No, może nie do końca, bo jeszcze trzeba znaleźć nasz kemping. Ale to już pikuś, prawda...? Nieprawda!
Nie, to nie pole namiotowe pod Wiedniem. To pole poległych w Wiedniu ;) Problem A: nie mamy mapy, problem B: nie mamy nawigacji, problem C: jest druga w nocy. Skusiło mnie zakrzaczone, opuszczone miejsce na obrzeżach stolicy. Nie było rozważnym jeździć dalej i błądzić, skoro za kilka godzin wzejdzie słońce. Wybraliśmy nocleg na dziko. Poranek...
W Wiedniu to nawet ptaki głośniej ćwierkają i drzewa bardziej zielone, ja, wunderbar!
Na dworcu dostajemy mapy i garśc informacji odnośnie drogi do kempingu od pana z okienka "i". Po rozłożeniu namiotów odświeżamy się. Mile zaskakuje czystość i komfort tego miejsca. 12 euro za osobę na polu namiotowym.
Szlojsie automat obok sklepu rowerowego, który nie miał bagażnika pod sakwy...
(cholerny datownik!)
Nie odmówiliśmy sobie z Kamilem torciku wiedeńskiego...
... z widokiem na Hofburg.
Pokrążyliśmy do zmroku po mieście i zawinęliśmy się z powrotem do naszego obozowiska drogą wzdłuż Dunaju.
Jutro pierwszy maja, święto pracy. Wiedeńczycy w ciepły, wiosenny wieczór już zaczęli świętować...
My za to jutro nie odpoczywamy. Wybieramy się na Słowację. Na Bartysławskim polu namiotowym poczułam się jakbym grała w Eurotripie...
http://www.sports-tracker.com/#/workout/skript/b1b...
Podróż z Brna do Wiednia odbyła się już bez deszczu. Dobra godzina wyjazdu (jak nas nas!) - 10.00. Brak przedniej przerzutki (sprawnej) dawał się we znaki, podjazdy wykańczały, choć najgorsze było już za nami.
Po przekroczeniu granicy Czesko-Austriackiej zmiana widoków. Austriacka, przygraniczna "wioska":
I nagle widok mrożący krew w żyłach...
Fatalnie! Nawet połowy trasy nie zrobiliśmy... Bagażnik "Author" może posłużyć co najwyżej do wożenia bolerka od sukienki. Jak ja wtedy się zdecydowałam na taką atrapę... Podsumowując. Prócz niedziałającej przedniej przerzutki i jednego hamulca, dodajemy pęknięty bagażnik. Z drugiej strony w tym samym miejscu też zaczął pękać. To nie dzika Afryka, na pewno gdzieś się kupi bagażnik. Wiedeń w końcu! A tymczasem doraźne rozwiązanie:
W ten sposób poklejony bagażnik wytrzymał kolejnych siedem dni z sakwami o wadze ok. 16 kg. W żadnym odwiedzonym przez nas sklepie nie było bagażnika pod sakwy. Jedziemy dalej w stronę stolicy, uśmiechem darzy nas każdy napotkany hydrant...
... aż zastaje nas zmrok.
Cel osiągnięty! No, może nie do końca, bo jeszcze trzeba znaleźć nasz kemping. Ale to już pikuś, prawda...? Nieprawda!
Nie, to nie pole namiotowe pod Wiedniem. To pole poległych w Wiedniu ;) Problem A: nie mamy mapy, problem B: nie mamy nawigacji, problem C: jest druga w nocy. Skusiło mnie zakrzaczone, opuszczone miejsce na obrzeżach stolicy. Nie było rozważnym jeździć dalej i błądzić, skoro za kilka godzin wzejdzie słońce. Wybraliśmy nocleg na dziko. Poranek...
W Wiedniu to nawet ptaki głośniej ćwierkają i drzewa bardziej zielone, ja, wunderbar!
Na dworcu dostajemy mapy i garśc informacji odnośnie drogi do kempingu od pana z okienka "i". Po rozłożeniu namiotów odświeżamy się. Mile zaskakuje czystość i komfort tego miejsca. 12 euro za osobę na polu namiotowym.
Szlojsie automat obok sklepu rowerowego, który nie miał bagażnika pod sakwy...
(cholerny datownik!)
Nie odmówiliśmy sobie z Kamilem torciku wiedeńskiego...
... z widokiem na Hofburg.
Pokrążyliśmy do zmroku po mieście i zawinęliśmy się z powrotem do naszego obozowiska drogą wzdłuż Dunaju.
Jutro pierwszy maja, święto pracy. Wiedeńczycy w ciepły, wiosenny wieczór już zaczęli świętować...
My za to jutro nie odpoczywamy. Wybieramy się na Słowację. Na Bartysławskim polu namiotowym poczułam się jakbym grała w Eurotripie...
Wrocław-Budapeszt DZIEŃ 2
Niedziela, 28 kwietnia 2013 | dodano:30.04.2013Kategoria Wrocław-Budapeszt
Km: | 133.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 06:00 | km/h: | 22.17 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Odcinek Międzylesie-Brno.
Odsypiając poprzednią noc i susząc przemoczone rzeczy "niepotrzebną" suszarką, wyruszyliśmy dopiero koło 14. Bardzo męczący dzień, dużo podjazdów przebijając się przez Sudety. Dosyć chłodno, ale bez deszczu. Kamil cały czas prowadził, a ja gdzieś w oddali walczyłam z Trekiem bez przedniej przerzutki.
Spaliśmy w hostelu. Zamawianie pizzy po czesku zakończone fiaskiem- niby się udało, ale jedzenie nie dojechało. Wszystkie sklepy pozamykane, na głodzie poszliśmy spać. Budzik nastawiony punkt 7.00- godzina otwarcia pobliskiego Lidla ;)
Oglądać HD! :)
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/UTxPY3_pOpM"> <embed src="http://www.youtube.com/v/UTxPY3_pOpM" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" height="450" width="100%"></embed></object><br>
Odsypiając poprzednią noc i susząc przemoczone rzeczy "niepotrzebną" suszarką, wyruszyliśmy dopiero koło 14. Bardzo męczący dzień, dużo podjazdów przebijając się przez Sudety. Dosyć chłodno, ale bez deszczu. Kamil cały czas prowadził, a ja gdzieś w oddali walczyłam z Trekiem bez przedniej przerzutki.
Spaliśmy w hostelu. Zamawianie pizzy po czesku zakończone fiaskiem- niby się udało, ale jedzenie nie dojechało. Wszystkie sklepy pozamykane, na głodzie poszliśmy spać. Budzik nastawiony punkt 7.00- godzina otwarcia pobliskiego Lidla ;)
Czeską przygodę czas zacząć!© maratonka
Jozin z Bazin© maratonka
Woretex© maratonka
Oglądać HD! :)
<object height="450" width="100%"><param name="movie" value="http://www.youtube.com/v/UTxPY3_pOpM"> <embed src="http://www.youtube.com/v/UTxPY3_pOpM" type="application/x-shockwave-flash" wmode="transparent" height="450" width="100%"></embed></object><br>
Węgierska fantazja odcinek 1
Sobota, 27 kwietnia 2013 | dodano:13.05.2013Kategoria Wrocław-Budapeszt
Km: | 156.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 07:00 | km/h: | 22.29 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
"Po ulicach płyną już trosk potoki, skarg strumienie,
By wślizgnąć się za rogiem pod omszały bruk.
Nikt już nie chce słuchać dziś słów deszczowych opowieści
Na co komu obcych kropel deszczu szept?"
Niewyspanie spowodowane przyłożeniem głowy do poduszki o świcie miałoby swoje uzasadnienie, gdyby chociaż miało to przełożenie na wczesny start, a tak... Ani ja ani Kamil nie byliśmy tego dnia rześcy po- odpowiednio- jednej i trzech godzinach snu. Tak się kończy pakowanie wieczór przed wyjazdem :) To czym mogę się usprawiedliwić to fakt, że tak naprawdę na podróż zdecydowałam się dwa dni przed startem. Siłę do pedałowania zapewniała mi jak sądzę adrenalina spowodowana ekscytacją przed nieznanym ("współpedałującym" jak i perspektywą spędzenia tylu dni na siodełku) i zastanawianiem się, czy mój rower bez przeglądu po zimie w ogóle dojedzie do głównego celu wyprawy- Budapesztu!
Był to jeden z najnudniejszych dni. Fatalna pogoda, nadrabianie tempem popołudniowego startu, mało atrakcji po drodze. I mój stres, żeby nadążyć za Kamilem- aby nie przemknęło mu przez myśl, że pojechał z jakąś rowerową lamą i najlepiej ją gdzieś po drodze zostawić w lesie...
Dwa aparaty, dwa kadry, dwie perspektywy, jedna chwila.
"Początki opactwa henrykowskiego sięgają 1222 roku."
Jedyna tego dnia, dla mnie pierwsza w życiu przełęcz!
Nabytek ze stacji Pieprzyk. Kto raz gasił pragnienie tym sokiem, ten zna uczucie tęsknoty za tym smakiem. Rekomenduje towarzysz Kamil :)
Krótkie filmowe streszczenie dnia pierwszego:
By wślizgnąć się za rogiem pod omszały bruk.
Nikt już nie chce słuchać dziś słów deszczowych opowieści
Na co komu obcych kropel deszczu szept?"
Niewyspanie spowodowane przyłożeniem głowy do poduszki o świcie miałoby swoje uzasadnienie, gdyby chociaż miało to przełożenie na wczesny start, a tak... Ani ja ani Kamil nie byliśmy tego dnia rześcy po- odpowiednio- jednej i trzech godzinach snu. Tak się kończy pakowanie wieczór przed wyjazdem :) To czym mogę się usprawiedliwić to fakt, że tak naprawdę na podróż zdecydowałam się dwa dni przed startem. Siłę do pedałowania zapewniała mi jak sądzę adrenalina spowodowana ekscytacją przed nieznanym ("współpedałującym" jak i perspektywą spędzenia tylu dni na siodełku) i zastanawianiem się, czy mój rower bez przeglądu po zimie w ogóle dojedzie do głównego celu wyprawy- Budapesztu!
Był to jeden z najnudniejszych dni. Fatalna pogoda, nadrabianie tempem popołudniowego startu, mało atrakcji po drodze. I mój stres, żeby nadążyć za Kamilem- aby nie przemknęło mu przez myśl, że pojechał z jakąś rowerową lamą i najlepiej ją gdzieś po drodze zostawić w lesie...
Dwa aparaty, dwa kadry, dwie perspektywy, jedna chwila.
"Początki opactwa henrykowskiego sięgają 1222 roku."
Jedyna tego dnia, dla mnie pierwsza w życiu przełęcz!
Nabytek ze stacji Pieprzyk. Kto raz gasił pragnienie tym sokiem, ten zna uczucie tęsknoty za tym smakiem. Rekomenduje towarzysz Kamil :)
Krótkie filmowe streszczenie dnia pierwszego: