Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

"Bal Maskowy"- Fe.. Fe.. Festyn?

Piątek, 22 czerwca 2012 | dodano:22.06.2012
Km:34.54Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:23.03
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dziś kilka słów odnośnie WIELKICH WIDOWISK Opery Wrocławskiej wystawianych na stadionie olimpijskim...

Dostąpiłam w niedzielę zaszczytu wysłuchania "Balu maskowego". Nauczka była już wcześniej na prawie czterogodzinnym "Parsifalu", że do opery nie idzie się NIEWYSPANYM bez kawy. Przy monotonnych ariach walczyłam z opadającymi powiekami. O ile w budynku opery można było sobie przysnąć na balkonie w wygodnym fotelu (bądź pooglądać orkiestrę), tak siedząc na stadionowej ławeczce po pierwsze nie wypadało (spać), po drugie nie było o co się oprzeć, po trzecie "Bal maskowy" to jednak nie "Parsifal"- ten pierwszy to uczta (może nie królewska, ale jednak) zarówno dla uszu jak i oczu (w mniejszym stopniu dla tych drugich).

Przechodząc do sedna- nie wybiorę się więcej na takie MEGA widowisko operowe. Czułam się jak na jakimś rodzinnym festynie sponsorowanym przez TAURON. Wszędzie różowe balony, jakieś szwendające się szaro-różowe... Krówki. Sielska atmosfera. W przerwie można było kupić herbatę, kawę, PAJDĘ ZE SMALCEM, kiełbasę z grilla... Aż strach pomyśleć co jeszcze.

Dialog pewnej matki z córką:
<mama zarzyna kiełbaskę plastikowym nożem>
"Może zjesz kawałeczek kiełbaski?"
"Nie chcę, ja nie jem już o tej godzinie..."
"Ja w sumie też nie, ale..." <omomom...>
-.-

NIE potrafiłam się wczuć. NIE potrafiłam się zachwycić śpiewem. NIE "podjarało" mnie zaangażowanie w ten spektakl koni, kilkudziesięciu(kilkuset?) artystów i te przerośnięte fontanny od tortu na koniec.

I zastanawiałam sie po co ludzie robili po zmroku zdjęcie aparatami z flashem. Na pewno światło z ich cyfrówek oświetlało odległą o dobrych kilkadziesiąt metrów scenę...

Sztuka sama w sobie- godna uwagi, ale nie rozpływałabym się z rozkoszy oglądając ją drugi raz. Na pewno nie w towarzystwie PAJDY ZE SMALCEM. W budynku opery tak. Stadion zostawmy meczom, koncertom i festynom.

Poza tym wolę balet.

Sami oceńcie:





W przerwie można było się poczuć jak na "techniawkowej" imprezce.



Przed spektaklem





A z dziś- jeziorko na Pawłowicach:





Zagadka na dziś- które zdjęcie jest obrócone o 180 stopni?

B.


A.




POZA tym sukces mój osobisty, trzeci dzień nie jem czekolady i "Góralków" (Horalky!). I robię się (o zgrozo) uczuciowa. Tęsknię za Wami moje mleczne Horalky!



I na koniec- bo od dwóch godzin leci w kółko i dobrze mi się przy niej wpis tworzyło:

Nic ciekawego.

Czwartek, 21 czerwca 2012 | dodano:21.06.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:01:24km/h:22.14
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Czyli z i do pracy. W sumie to na odwrót. Siłówka dzisiaj dobiła moje czworogłowe (ćwiczenia w klęku obunóż- odchylanie tułowia w tył), a salsa przybiła gwóźdź do trumny. Idę do mojego ukochanego... Łóżka!

Za mundurem rower sznurem.

Środa, 20 czerwca 2012 | dodano:20.06.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Jadę sobie Osobowicką. Z pracy. Jadę jadę, jedzie za mną coś ciężkiego, wielkiego. Sapie prycha, nie wyprzedza choć przeciwny pas wolny. "Pewno jakiś zbok z TIRa" w moich myślach zasiana myśl została. A tu wojskowa ciężarówa, wychyla się jakiś blondasek w mundurze i rzuca do mnie "Tam jest ścieżka rowerowa!" "Ale przed chwilą jej nie było" odpowiadam. Blondas się schował i odjechał.

Co mnie tu będzie jakiś chłoptaś w moro pouczał jak mam jechać, chyba minął się z powołaniem- rola policjanta jest czepiać się rowerzysty.

Potem mało we mnie samo-CHÓD nie wjechał gdy znowu te cholerne krzaki zasłoniły jego światła. Zastanawia mnie moja nieadekwatna reakcja w tej sytuacji, czyli hamowanie w momencie gdy jestem na środku przejazdu przed maską. Zamiast przyspieszyć. Jak blondynka, jak blondynka...

Pod Whirpoolem telefon od Kozła. Przyszła koza do woza- tak to się czepia fontów, których użyłam na plakacie, a jak przyszło co do kapcia to "Magda, pożycz pompkę". Słabość mam do zwierząt, stąd się zlitowałam nad Kozłem.

A teraz postawiłam sobie pod nosem papier toaletowy, bo mi się jego zapach podoba.

I nie będzie nocy na balkonie, bo grzmi, błyska się i chyba pada. A jak nie pada to będzie padać. Sama się boję burzy. Nie sama też się boję.

A macie tu jeszcze ładniejsze foty z wycieczki z WIRem- pstrykał Marcin Korzonek:







A to zdjęcie z teraz (00:45)- błyskawice rozproszone, bo chmury przysłaniają. Więcej zdjęć nie próbuję robić, bo ściągnę na siebie gromy z nieba- należą się :P

Jak ja się do czegoś wezmę... To śrubki o(d)padają.

Wtorek, 19 czerwca 2012 | dodano:19.06.2012
Km:31.08Km teren:0.00 Czas:01:20km/h:23.31
Pr. maks.:0.00Temperatura:23.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Do i z pracy.

Najpierw był poranek- aż się poczułam jak za starych dobrych czasów kiedy to się domki z koców robiło. Ochrona przed porannym słońcem. Hello Kitty czuwa.




Po tym jak wczoraj niebieski składak mamy o mało mnie nie zabił prawie nie działającymi hamulcami, postanowiłam postanowiłam mu dzisiaj dokręcić śrubę. I dokręciłam.

Pierwsza była zapieczona
Druga się ułamała
W trzeciej gwint się "wygwintował" (ukręcił, wyszlifował- po prostu zniknął)

Oto sprawca całego zamieszania:



I mordercze hamulce:



Może w końcu jutro uda się opisać wypad do Lubiąża. MOŻE.

Praca popłaca

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 | dodano:18.06.2012
Km:31.10Km teren:0.00 Czas:01:15km/h:24.88
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Zwłaszcza, gdy najchętniej dzień by się z kalendarza wycięło, zamazało korektorem, wypaliło zapalniczką, wydarło- cokolwiek. Te 3 godziny w klubie uratowały ten dzień. Nawet gdy chwilami brakowało tchu, nawet pierdnąć nie było kiedy.

Gorąco jest teraz. Na dworze. Czekałam na te dni, kiedy będę mogła jechać i wracać w krótkim rękawku i się doczekałam! W drodze powrotnej najpierw gonił mnie jakiś kask, potem telepiący się błotnik. Uciekałam całą drogę i tak wykręciłam średnią w drodze powrotnej 25 km/h.


A w pracy... Wszędzie się wkręcę na rowerze :D

Wycieczka z WIRem nad Bajkał przez Grądy Odrzańskie

Niedziela, 17 czerwca 2012 | dodano:18.06.2012
Km:65.00Km teren:0.00 Czas:04:00km/h:16.25
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazuję, że dziczeję. Spodobało mi się spanie pod gołym niebem, dzisiaj też nie zamierzam wracać do łóżka. Tylko kwestia czasu kiedy przeniosę się do lasu, zbuduję szałas i wyjdę za Tarzana.



W planach na dziś była wycieczka z WIRem- "Nad Jezioro Bajkał przez Grądy Odrzańskie"
Szczerze mówiąc drugi dzień po niecałych 5 godzinach snu- nie do końca byłam przekonana, żeby się stawić o 10.00 przy Opatowickiej, ale skoro biker81 już się nie załapał, bo miejsc zabrakło- głupio by było nie przyjechać blokując miejsce. Poranna porcja kofeiny, tylko endorfin brakło czego osobiście doświadczył Zielony.
"Nie mów, nie patrz, nie dotykaj"- pod takim hasłem upłynął dzisiejszy- jakże cudowny- dzień, mimo początkowego notorycznego naruszania mojej strefy intymności, której promień dziś wynosił metrów JEDEN. Więc nie było najgorzej.

Obawiałam się nieco, że wycieczka będzie wyglądać nieco jak wycieczka rodzinna- tempo 10-15 km/h, pewnie ktoś dzieciaka weźmie, pewnie ktoś będzie ogon wydłużał. A tu miłe zaskoczenie. Owszem, tempo mieściło się w przedziale 15-18 km/h, ACZKOLWIEK drodzy czytelnicy pragnę zwrócić uwagę na fakt, iż spora część trasy przebiegała w terenie- a to niewydeptane ścieżki, a to drogi z krzywej kostki (100% jędrnej skóry), a to lasek, kałuże. Jednym słowem- MIŁO.

Tu macie trasę (wycieczka zaczyna się od Bartoszowic)



Tu macie parę zdjęć. Jako że hasło dnia dzisiejszego (w sumie to już wczorajszego) to: "Nie mów, nie patrz, nie dotykaj"- więcej sobie pooglądacie niż poczytacie- i tak większość z Was to wzrokowcy.

Zielony po mnie przyjechał i ruszyliśmy. Nawet nie wiedziałam, że kasy do parku linowego są PRZED wyspą, a nie na. Zbieramy się:



Ruszamy:



WIRowy traso-ogarniacz" Marcin:



Pierwszy postój, pierwsza pogadanka:



Jadą dalej...



I Zielony też jedzie...




Nie jedziemy... Postój nr 2: las Strachociński. Legenda o smoku Strachocie:

Dawno, dawno temu, straszny potwór zamieszkał w Strachocińskim Lesie. Łbem uzbrojonym w potężne zęby sięgał ponad konary drzew, a wielki tułów wspierał na olbrzymim jaszczurczym ogonie. Na skraju lasu, przy “Czosnkowej łące” biło źródełko, którego woda zbierała się w studni, jednak ludzie tej wody nie czerpali gdyż obawiali się smoka, który porywał owce i bydło, a i człowiekiem nie pogardził. Nazywano go Strachota, bo mieszkańcy pobliskiej wsi bali się wieczorami wychodzić z domów. Trwało to wiele lat. Sąsiedzi z odleglejszych wiosek drwili z bojaźliwych chłopów i nazywali ich Strachocice. Z tego określenia powstała dzisiejsza nazwa miejscowości. Miarka się przebrała, gdy pewnego razu BLA BLA BLA i tak nie przeczytalibyście całej o ile dotąd dotarliście!



Znowu jedziemy...



Kozioł na wycieczkę się nie pisał, bo za mały dystans, bo tempo za małe, wszystko za małe dla niego. A tu rano telefon mój rozbrzmiewa, a Kozioł smsa wyskrobał, że w sumie to by się doczepił do nas, bo AREK go wystawił dziś. I się doczepił w Łanach. A fikał dzisiaj niemało- jak to Kozioł :P



Prawo masy mówi o tym, że im większa masa pojazdu tym większe prawdopodobieństwo, że posiada pierwszeństwo.




Docieramy nad Bajkał.



Oto i ona- koszulka taka FAJNA jak ja, a może ja FAJNA jak ta koszulka. Mniejsza z tym FAJNA+FAJNA= podwojona FAJNOŚĆ.


Tu jeszcze nie fikał. Pragnę zwrócić uwagę, iż wiecznie BAWEŁNIANY Kozioł kupił sobie- jak on ma to w zwyczaju określać- foliowa koszulkę. Mało tego- chce więcej. Poliester nową kozłową miłością :P Tylko kwestia czasu jak u mnie z tym tarzanem, aż rogacz nasz kupi sobie kask na głowę.



Leżę, patrzę w lewo:



Dalej leżę, patrzę w prawo, a tam Kozioł w kapelutku. To juz jakaś namiastka kasku.



Zebraliśmy się z nad jeziorra, mijamy EW w Janowicach.






Mustafa Sandał




Nie podjedziemy!



Jeśli nie podjedziemy to podejdziemy.



Most kolejowy w Czernicy

"Stalowy most kolejowy wybudowano w 1935 roku na otwartej 1 października 1909 linii kolejowej o długości 15,4 km łączącej Miłoszyce z Brochowemi i był to ówcześnie jeden z największych mostów na Śląsku (o długości prawie pół kilometra). W 1945 roku w tym miejscu wojska radzieckie przekroczyły rzekę. Podobno w czasie tej akcji zostało zatopionych 11 czołgów. Obecnie most posiada dwa tory kolejowe i kładkę dla pieszych. Kładka jest dosyć wąska i tylko z jednej strony posiada barierkę. Z drugiej strony są tylko stalowe przęsła, a pomiędzy nimi duże otwory przez które widać w dole rzekę. Z tego powodu przejechanie, a nawet przejście jest polecane osobom o silnych nerwach i z brakiem lęku wysokości."



FACEPALM :D



Fajny lodzik pod kolor fajnej koszulki.



Przerwa na loda.



Wieża widokowa w Kotowicach



Nie tylko my wpadliśmy na pomysł podziwiania widoków z wieży- inne rowery również.



Widoczność doskonała- nasz cel na niedzielę.



Skytower



Chwila dla sponsora:



hejoooo



Zielony jak to zielony- kombinuje :)




Przeskakujemy przez tory





Zielony znów kombinuje



jedzieMY



Zażywamy kąpieli błotnych



I w sumie na tym skończę, bo już mi się nie chce, nie mam weny. Wróciliśmy z Kozłem, który odbił na Kowale, a Zielony odstawił mnie pod same drzwi.

A potem dostałam zaproszenie na operę "Bal maskowy" na stadion olimpijski. Opinię swa wyrażę w następnym wpisie.

Balkonie szykuj się.

Brzeg Dolny, Lubiąż

Sobota, 16 czerwca 2012 | dodano:20.06.2012
Km:127.37Km teren:0.00 Czas:05:52km/h:21.71
Pr. maks.:0.00Temperatura:30.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
"Umówiłam się z nimi na dziewiątą
Tak mi do nich tęskno już"

Nie było mi tęskno, bo nawet nie mogłam na nich poczekać. Biker81 AKA szybki Bill pojawił się już za piętnaście dziewiąta, a Zielony spóźnił się 5 minut. Co i tak nie uratowało go przed 15 minutami czekania na księżniczkę (tak, tak- o mnie mowa). Biorąc pod uwagę niecałe 5 godzin snu i późną pobudkę- czuje się w pełni usprawiedliwiona. POZA tym gwiazdy zawsze przychodzą na końcu, czyż nie? :P



Ruszyliśmy. Nie było co zahaczać o Trzebnicę, więc od razu w stronę Obornik. A myślałam, ze prawdziwy ninja z mapy nie korzysta, a tu proszę. Ledwo wyjechaliśmy i już Bikerafała dopadły wątpliwości:



Niektórzy zarobili tego dnia w twarz z liścia...




Mężczyźni jak to mężczyźni- urodzeni daltoniści. Co za różnica czy czerwone czy zielone. A potem się dziwić skąd u mnie problem z rozróżnieniem kolorów. Kto z nimi przystaje daltonistą się staje!



Przejeżdżaliśmy przez Dolinę Muminków.



Migotka cisnęła w nas kamieniami, a Paszczak pielęgnował swoje rabatki- nigdy dziada nie lubiłam.



Po drodze minęliśmy Włóczykija, którego chcieliśmy podwieźć, ale odmówił przejażdżki na ramie. Ryjek za to chciał, ale my go nie chcieliśmy. Nieco zbłądziliśmy i natrafiliśmy na Bobka:



Z obawy przed spotkaniem z Buką



Opuszczamy jak najszybciej Dolinę Muminków



I zajeżdżamy do:



Na ryneczku przerwa na LUNCH




Beztroskie dzieciństwo...:)



piJEMY czekoladę (Biker, masz coś na ustach :D)



Temperatura nie rozpieszcza



Dlatego chłodzimy się z przodu



I z tyłu (wiem, co najmniej dziwnie to wygląda)



Potem czyścimy moje okulary. Jako że Bikerowe Rafałowe chusteczki miały jakiś badziewny balsam, który tworzył smugi na moich szkłach Zielony się zdenerwował i poszedł kupić serwetki :D A cały proces pucowania trwał z 20 minut.

Chłopaki się wspierają. Szkoda tylko, żeś Zielony nie pomógł temu biednemu chłopaczkowi na składaku. Pewnie mało nie wyzionął ducha próbując Cię wyprzedzić :P



"Tam jedziemy za tydzień!"



Król Artur i rycerze okrągłego stołu już czekają. A nie, to nie ten zamek...





Kruwitz :P



Cuuuuuuuuukier! Ile by z tego muffinek można upiec!



Są i KSIĄŻĘTA






Zabudowania nieudostępnione do zwiedzania czyli zakazany owoc smakuje najlepiej.









Limuzyny już czekają



Kościół w Szczepanowie



Ławka dla rowerów, chodnik dla bikerów :D



Bo teraz krasnale już nie są w modzie. Teraz są ogrodowe DIZNOAURY.



Dom Dizonaura



Godzina 18.00 okolice stadionu- gwarno się zaczynało robić.



Za późny śmy dojechali, Biker nas opuścił i grzaliśmy z Zielem do mnie. Nie wiem jak ja to zrobiłam, ale w 40 minut się ogarnęłam i dołączyłam do dziewczyn:



Dzikie tłumy wylały się po meczu ze strefy kibica:



A eins zwei polizei nie została skierowana na kierowanie ruchem- co tam, autobus poczeka aż będzie pusto.



W niedzielę jedziemy na Sobótkę. Można się przeczepić. Z nami Sobótkę poznasz z innej strony :P

I dzięki tej wycieczce "Dzień bez stanika" został pomnożony przez 3- przez kolejne 3 lata nie muszę obchodzić. A mówiła mama "Posmaruj się kremem z filtrem"... Kto by tam mamy słuchał. :]






W niedzielę jedziemy na Sobótkę. Można się przeczepić. Z nami Sobótkę poznasz z innej strony :P

Pałac Glitterów, zamek Reiterburg, grodzisko

Piątek, 15 czerwca 2012 | dodano:15.06.2012Kategoria Zamki i pałace Dolnego Śląska
Km:50.00Km teren:5.00 Czas:02:54km/h:17.24
Pr. maks.:0.00Temperatura:21.0 HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Co te WIŚNIE w sobie mają, że muffinki jak DĄB stają?!
Czego brakuje czekoladzie, że sile grawitacji ulegają?!

Dzisiaj to mi wyszły bardziej placki niż muffinki, prawie nie urosły. Dalej ich nie rozgryzłam, kaKAŁOWE bitches. Klapciochy jedne.

Dziś przed pracą postanowiłam zaznajomić się z trasą wycieczki klubowej, której przewodniczyć będę w następną sobotę. Odebrałam koszulkę reklamową. Prezentacja kiedy indziej.


Ruszyłam do Parku Sołtysowickiego rzucić okiem na ruiny grodu, znaleźć tego jednego drewnianego Pana Pala, który stoi gdzieś samotnie, ale czas mnie naglił i nie spotkałam się dzisiaj z Panem Palem. Następnym razem.





Jazda od Mostu Sołtysowickiego wzdłuż Widawy wałami do ulicy Sułowskiej- nie oceniłabym tej trasy jako łatwej, ale nie będę tego podciągać pod poziom MEDIUM, bo się wystraszą babki i żadna ze mną nie pojedzie :D Wały wzdłuż Widawy rzadko uczęszczane stąd 4 km jazdy po wśród wysokich BAZI i po kępach trawy. Trochę je wytrzęsie, po nogach pogłaszcze, ale musi być różnorodność trasy :P


Docieram do ulicy Fryzjerskiej, na której znajdują się ruiny Pałacu Glitterów (zamek Reiterburg). Z jednej strony teren ogrodzony, z drugiej płotu brak i znaku "Teren prywatny" również. Wykorzystuję ten fakt dokonuje wtargnięcia na teren. Po upewnieniu się, że nic mi nogi nie odgryzie krzątam się między pozostałościami pałacu i robię zdjęcia:





























W pewnym momencie niewiasta do mnie krzyczy "A co pani tu robi, to jest teren prywatny!". Głupa rżnę :), że nie wiedziałam, że nie było ani płotu ani znaku. Podchodzę do właścicielki ziemi, która okazała się na tyle w porządku, że zaoferowała się jako przewodnik tych terenów podczas mojej wycieczki. Opowie historię zamku, pokaże nam zdjęcia z okresu jego świetności i wprowadzi do podziemi. Gratki!

Jak się dowiedziałam cały czas próbują uprzątnąć tamten teren, zabezpieczyć pozostałości i udostępnić do zwiedzania, aczkolwiek długa droga ku temu. Umówiłam się z Agnieszką (powiedział, że też na rowerze jeździ, więc od razu na ty przeszłyśmy:)) na sobotę 23. na zwiedzanie tego co pozostało z pałacu po jego wysadzeniu. Dziś czas naglił, więc nic więcej się dowiedzieć o nim nie zdążyłam.





Do pracy dojechałam akurat 10 minut przed zmianą, czas idealnie wyliczony. Jak ze mnie taki rachmistrz to chyba się minęłam z powołaniem i na politechnice powinnam być (:

Co? WIADRO!



Kościół św. Anny





Eins, zwei... MILIZEI?!




Droga powrotna przez Sołtysowice- w poszukiwaniu alternatywnej drogi do i z pracy :)






Jakby sprzedać taki dom- ile można by za ta kasę rowerów kupić! A ile świata przejechać!




Jeszcze mi został ostatni obiekt do wybadania przed wycieczką- las Osobowicki. Z tego co widziałam na zdjęciach- jest czego szukać między drzewami. Ence pENce już zacieram rENce!

Fit Curves

Czwartek, 14 czerwca 2012 | dodano:15.06.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:01:15km/h:24.80
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Do i z pracy. Po treningu warsztaty z metody CANTIENICA. Prawie usnęłam na części teoretycznej. Uwielbiam swoja pracę. Uwielbiam ludzi, z którymi się tam spotykam.

Powrót ze średnią 26,5 km/h nie odliczając postojów na światłach. Rekord w dojeździe do domu- 35 minut. Na światłach za dużo nie stałam, bo nie odróżniałam zielonego od czerwonego :D

Tssssssssssssss....

Środa, 13 czerwca 2012 | dodano:13.06.2012
Km:53.63Km teren:0.00 Czas:02:00km/h:26.82
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Miałam do wyboru: utonąć w deszczu lub własnym pocie. I tak zarzuciłam pomysł ubrania kurtki przeciwdeszczowej z funkcją sauny wybierając się do pracy gdy JESZCZE nie padało bez odzieży wierzchniej. Nie minęło 30 sekund, nie przejechałam 200 metrów, nie zdążyłam dobrze się wpiąć w SPD i już czułam krople deszczu na rękach.

Do pracy miałam 30 sekund, jakieś 100 metrów, już prawie się wypięłam z SPD a tu padać przestało.

Ma się tego farta w życiu!

Dobrze, że szuszarki do włosów na miejscu mam.

Na Psim Polu kałuża na całą szerokość i pół długości jezdni, istne jezioro, a tu jedzie młody ŻIGOLO i widząc kałużę jeszcze wcisnął pedał gazu. Gdyby nie fakt, że akurat za samochodem stałam (biedne małe dziewczynki przy krawężniku...) to nie tylko po twarzy uliczną wodą bym oberwała. I gdyby nie fakt, że miałam w ręku dwa koszyki truskawek zawróciłabym za gnojem i zapytała "Przepraszam, czy mógłby pan następnym razem nie chlapać wszystkich przechodniów swoim cudownym, zapierającym dech w piersiach samochodem? Z góry dziękuję!". Pewnie ten chwilowy wkurw, który wtedy mnie ogarnął pozamieniałby szyk w zdaniu i wzmocnił przekaz. Truskawki mnie uratowały. W nagrodę je zjem!


Po otrzymaniu smsa z informacją o dobrym stanie pacjenta srE52 i możliwością wypisania do domu- dosiadłam Treka i ruszyłam na Mosbacha. Odwożąc koszyki od truskawek krzyknał do mnie stojący (jadący?) na rogu pod latarnią pusz-AREK. Pyta się czy nie jadę z nim i Kozłem na Siechnice. W sumie czemu nie- i gdybym nie spotkała puszArka to nie byłoby po chwili donośnego TSSSSSsssss...

Przy zmianie dętki okazało się, że konus nie dokręcony, przez co zajechaliśmy do Kozła, który przez pół godziny szukał narzędzi w swojej piaskownicy, potem pokazał mi to i owo- dowiedziałam się czegoś, czego nie wi(e)działam.

Zrobiła się 17.00, pusz-up-Arek stwierdził, że MUSI mecz oglądać i planowana podróż do Siechnic zakończyła się na serwisie Nokii, skąd odebrałam srE52. Wgrali nowe oprogramowanie, wymienili głośnik... Zrobili test baterii, który wykazał, ze bateria jest OK- tyle to ja im mogłam powiedzieć bez testu :]

Pozostaje wiara, ze teraz będzie tylko lepiej i nie wyłączy mi się mapa w szczerym polu tudzież wiosce, której nazwę pierwszy raz słyszę.

Piękny dzień, piękny Trek, piękna ja :D

&list=PLDC8460AE0EB0D1DA

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum