Wpisy archiwalne w kategorii
Praca
Dystans całkowity: | 3177.33 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 138:31 |
Średnia prędkość: | 20.82 km/h |
Liczba aktywności: | 88 |
Średnio na aktywność: | 36.11 km i 1h 43m |
Więcej statystyk |
Takie tam
Czwartek, 15 listopada 2012 | dodano:16.11.2012Kategoria Praca
Km: | 59.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 19.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Na uczelnię, do domu, do pracy, do promotora, do Biedronki, do pracy, do Magnolii, do pracy, do domu. Mgliście.
Śmierć się czai.
Środa, 14 listopada 2012 | dodano:14.11.2012Kategoria Praca
Km: | 40.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Aż dziwne, że mnie natchnęło dzisiaj jechać do Trzebnicy do pracy na rowerze. Dziwne, bo jest zimno, dziwne, bo mam jesienne opady nastroju i dziwne, bo gdybym jechała w obie strony szynobusem zapłaciłabym 5,68. A tak zapłaciłam 2,34 zł więcej, bo 2,84 JA i 5,50 rower.
Wyjechałam po 16.00 ze świadomością, że słońce właśnie zaszło i ciemno zrobi się w mig. Tak też się stało. Krzaki i odludzie, w których mógłby się czaić zboczeniec-morderca mijałam po ciemku. Stety nie miał okazji mnie dopaść, bo godzina była strategiczna- liczne powroty z pracy, dzięki czemu nie obawiałam się napaści na mój rower.
Nie zdecydowałam się wracać po 21.00 przez odludzia, choć mnie kusiło. Wolę zginąć w górach*. I tak pokręciłam się jeszcze do 21.45 po Trzebnicy (6 km) i wylądowałam w szynobusie. Ja nie wiem na jakiej podstawie oni tam zatrudniają konduktorów, ale rzekłabym, że wygląd nie jest bez znaczenia....... :D
*Mój chłopak Play dzisiaj do mnie dzwonił. Oferowali mi ubezpieczenie za jedyne 68 groszy dziennie. Najważniejszym argumentem było "W przypadku Pani śmierci najbliższa rodzina otrzymuje wsparcie finansowe w wysokości 100 000 złotych. Również z każdym dniem im dłużej pani jest z nami naliczane są odsetki i kapitał na wypadek gdyby pani umarła może wzrosnąć do 150 tysięcy. Obejmujemy rodzinę pakietem, dzięki któremu pokrywamy zobowiązania wobec nas do kwoty 240 złotych, gdyby coś się pani stało." I to notoryczne akcentowanie "Gdyby kopnęła pani w kalendarz"
Mam się bać?
Wracając z Tatr w pociągu śnił mi się wypadek samochodowy. Ja byłam obserwatorem, ktoś zginął.
"Interpretacja snów o wypadkach wg Freuda
Freud uważał, że wszystkie sny, w których dochodzi do wypadku lub w których spóźniamy się na dany środek transporu, wyrażają nasze obawy przed śmiercią i są niejako manifestacją Tanatosa. Oprócz tego statki, a także inne jednostki pływające interpretował jako senne symbole macicy.
Interpretacja snów o wypadkach wg Junga
Jung był zdania, że każdy środek transportu, przewijający się przez nasze marzenia senne, „ilustruje charakter życia psychicznego osoby śniącej”."
Wyjechałam po 16.00 ze świadomością, że słońce właśnie zaszło i ciemno zrobi się w mig. Tak też się stało. Krzaki i odludzie, w których mógłby się czaić zboczeniec-morderca mijałam po ciemku. Stety nie miał okazji mnie dopaść, bo godzina była strategiczna- liczne powroty z pracy, dzięki czemu nie obawiałam się napaści na mój rower.
Nie zdecydowałam się wracać po 21.00 przez odludzia, choć mnie kusiło. Wolę zginąć w górach*. I tak pokręciłam się jeszcze do 21.45 po Trzebnicy (6 km) i wylądowałam w szynobusie. Ja nie wiem na jakiej podstawie oni tam zatrudniają konduktorów, ale rzekłabym, że wygląd nie jest bez znaczenia....... :D
*Mój chłopak Play dzisiaj do mnie dzwonił. Oferowali mi ubezpieczenie za jedyne 68 groszy dziennie. Najważniejszym argumentem było "W przypadku Pani śmierci najbliższa rodzina otrzymuje wsparcie finansowe w wysokości 100 000 złotych. Również z każdym dniem im dłużej pani jest z nami naliczane są odsetki i kapitał na wypadek gdyby pani umarła może wzrosnąć do 150 tysięcy. Obejmujemy rodzinę pakietem, dzięki któremu pokrywamy zobowiązania wobec nas do kwoty 240 złotych, gdyby coś się pani stało." I to notoryczne akcentowanie "Gdyby kopnęła pani w kalendarz"
Mam się bać?
Wracając z Tatr w pociągu śnił mi się wypadek samochodowy. Ja byłam obserwatorem, ktoś zginął.
"Interpretacja snów o wypadkach wg Freuda
Freud uważał, że wszystkie sny, w których dochodzi do wypadku lub w których spóźniamy się na dany środek transporu, wyrażają nasze obawy przed śmiercią i są niejako manifestacją Tanatosa. Oprócz tego statki, a także inne jednostki pływające interpretował jako senne symbole macicy.
Interpretacja snów o wypadkach wg Junga
Jung był zdania, że każdy środek transportu, przewijający się przez nasze marzenia senne, „ilustruje charakter życia psychicznego osoby śniącej”."
Wiosnopad
Wtorek, 13 listopada 2012 | dodano:13.11.2012Kategoria Praca
Km: | 45.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
W góry!
Czwartek, 8 listopada 2012 | dodano:12.11.2012Kategoria Praca
Km: | 46.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 18.44 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Rano na uczelnię,potem szybko po spodnie na wyjazd i po prowiant. W drodze powrotnej z Lidla objechałam okolice dworca na Psim Polu:
Ciekawe kto tu będzie parkować rower. Ale miło, niech sobie stoją, przynajmniej jest rowerowo ;)
Przy samym dworcu również dwa parkingi:
Jako że lista z rzeczami do wzięcia, która stworzył Prezes kończyła się wskazówkami żywieniowymi:
" JEDZONKO :
- flakonik z %
- herba ( w termosie)
- suchy prowiant
- trochę słodyczy
- muffinki
- i inne wasze zachcianki"
Pakowanie i pieczenie trochę trwało.
Wyjechałam z całym ekwipunkiem spakowanym do 50 litrowej Tatonki ważącej jakieś 23 kilogramy do Wojtka. Zostawiłam plecak, pojechałam do pracy, wróciłam do Wojtka, zostawiłam rower, wzięłam plecak i pojechaliśmy na dworzec.
Łącznie w czwartek startowało nas około dwudziestu, druga połowa dotrzeć miała w sobotę.
23:55 start, 10:40 w Zakopanem.
Ciekawe kto tu będzie parkować rower. Ale miło, niech sobie stoją, przynajmniej jest rowerowo ;)
Przy samym dworcu również dwa parkingi:
Jako że lista z rzeczami do wzięcia, która stworzył Prezes kończyła się wskazówkami żywieniowymi:
" JEDZONKO :
- flakonik z %
- herba ( w termosie)
- suchy prowiant
- trochę słodyczy
- muffinki
- i inne wasze zachcianki"
Pakowanie i pieczenie trochę trwało.
Wyjechałam z całym ekwipunkiem spakowanym do 50 litrowej Tatonki ważącej jakieś 23 kilogramy do Wojtka. Zostawiłam plecak, pojechałam do pracy, wróciłam do Wojtka, zostawiłam rower, wzięłam plecak i pojechaliśmy na dworzec.
Łącznie w czwartek startowało nas około dwudziestu, druga połowa dotrzeć miała w sobotę.
23:55 start, 10:40 w Zakopanem.
Praca
Wtorek, 6 listopada 2012 | dodano:06.11.2012Kategoria Praca
Km: | 27.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:35 | km/h: | 17.37 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Ciężko dzisiaj się jechało.
Wiało.
Powrót lepiej, bo z wiatrem, ale ta prędkość...
Na miarę aktualnych możliwości ;)
Wiało.
Powrót lepiej, bo z wiatrem, ale ta prędkość...
Na miarę aktualnych możliwości ;)
Koło tortury
Poniedziałek, 5 listopada 2012 | dodano:05.11.2012Kategoria Praca
Km: | 51.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:27 | km/h: | 20.82 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Na judo.
Dzisiaj to było! W parze z przedstawicielem PCI męskiej. Z dziewczynami to wiecie jak jest- większość nie chce się pocić, nie chce się rzucać i nie potrafi rzucać. A dzisiaj... Zostałam rzucona. Z hukiem. I to nie raz! (gwoli ścisłości- ja też rzucałam ^^)
Aż mi się powieki spociły. Rozmazałam się w końcowej walce. Następnym razem muszę zrobić makijaż potoodporny. Chociaż przy takich uściskach i tak wszystko się pokruszy.
Do pracy.
Dziś pilates z emerytami. Miał być na 17, wyjechałam oczywiście na torpedzie, w trakcie jazdy wiadomość, że jednak na 17.30 przełożony. Na spokojnie wpadłam jeszcze do Fielmanna odebrać okulary. Ale jazda przez centrum o godzinie 17.00- koszmar... Korki, korki i jeszcze raz KORKI. A jazda między stojącymi samochodami powoduje dyskomfort psychiczny i zaburzenie mojego spokoju wewnętrznego. Co chwilę ktoś zmieniał pas, to stanął tak, że ani z lewej ani z prawej wyprzedzić. Przynajmniej nikt dzisiaj nie trąbił <na mnie>. Musiałam się pchać od Galerii Dominikańskiej na Kwiską czyli jazda najgorszą z najgorszych- Legnicką. Ghost bike wciąż stoi.
Potem do pracy nr 1. Jedzie czereśniaczek w dresie szosą. Uściślając- rowerem szosowym po DDRze.
-Kup sobie lampki, nie widać cię...
-A po co mi lampki?
-Bo cię NIE WIDAĆ.
-Dlatego nie jeżdżę ulicą, po mieście nie są potrzebne.
-Ale inny rowerzysta może cię nie widzieć!
-Ale lampki? Do szosy? To nie wygląda! (Ty za to wyglądasz "do szosy")
-<coś tam, coś tam, coś tam...>
Lat naście, może z 16-17. Może nie tyle do jazdy na rowerze powinny być kursy co testy na inteligencję. Jakby powiedział "Spier.alaj" zamiast całych tych "kontrargumentów" wyszedłby chociaż z tego z twarzą, a tak... Zwątpiłam w polską młodzież.
Koło tortury wraca do łask w ramach urozmaicenia mojego nudnego szarego życia. 2 kg. Swojego czasu po dłuższej adaptacji kręciłam tym godzinę dziennie (po pół w każdą stronę) bez żadnych warstw ochronnych. Jutro mimo koszulki, bluzy i tiszirta będzie boleć. Musiałam znaleźć jakąś alternatywę podczas oglądania serialu dla picia kakao i kawy zbożowej na mleku... Wszak poczytałam o mleku co nieco i w głowie utkwiły mi słowa "szlam" "zapycha" i "procesy gnilne". Proszę, niech ktoś o czekoladzie tak napisze! (z mlekiem teraz jak w telenoweli peruwiańskiej- kocham je, ale nienawidzę!)
Dzisiaj to było! W parze z przedstawicielem PCI męskiej. Z dziewczynami to wiecie jak jest- większość nie chce się pocić, nie chce się rzucać i nie potrafi rzucać. A dzisiaj... Zostałam rzucona. Z hukiem. I to nie raz! (gwoli ścisłości- ja też rzucałam ^^)
Aż mi się powieki spociły. Rozmazałam się w końcowej walce. Następnym razem muszę zrobić makijaż potoodporny. Chociaż przy takich uściskach i tak wszystko się pokruszy.
Do pracy.
Dziś pilates z emerytami. Miał być na 17, wyjechałam oczywiście na torpedzie, w trakcie jazdy wiadomość, że jednak na 17.30 przełożony. Na spokojnie wpadłam jeszcze do Fielmanna odebrać okulary. Ale jazda przez centrum o godzinie 17.00- koszmar... Korki, korki i jeszcze raz KORKI. A jazda między stojącymi samochodami powoduje dyskomfort psychiczny i zaburzenie mojego spokoju wewnętrznego. Co chwilę ktoś zmieniał pas, to stanął tak, że ani z lewej ani z prawej wyprzedzić. Przynajmniej nikt dzisiaj nie trąbił <na mnie>. Musiałam się pchać od Galerii Dominikańskiej na Kwiską czyli jazda najgorszą z najgorszych- Legnicką. Ghost bike wciąż stoi.
Potem do pracy nr 1. Jedzie czereśniaczek w dresie szosą. Uściślając- rowerem szosowym po DDRze.
-Kup sobie lampki, nie widać cię...
-A po co mi lampki?
-Bo cię NIE WIDAĆ.
-Dlatego nie jeżdżę ulicą, po mieście nie są potrzebne.
-Ale inny rowerzysta może cię nie widzieć!
-Ale lampki? Do szosy? To nie wygląda! (Ty za to wyglądasz "do szosy")
-<coś tam, coś tam, coś tam...>
Lat naście, może z 16-17. Może nie tyle do jazdy na rowerze powinny być kursy co testy na inteligencję. Jakby powiedział "Spier.alaj" zamiast całych tych "kontrargumentów" wyszedłby chociaż z tego z twarzą, a tak... Zwątpiłam w polską młodzież.
Koło tortury wraca do łask w ramach urozmaicenia mojego nudnego szarego życia. 2 kg. Swojego czasu po dłuższej adaptacji kręciłam tym godzinę dziennie (po pół w każdą stronę) bez żadnych warstw ochronnych. Jutro mimo koszulki, bluzy i tiszirta będzie boleć. Musiałam znaleźć jakąś alternatywę podczas oglądania serialu dla picia kakao i kawy zbożowej na mleku... Wszak poczytałam o mleku co nieco i w głowie utkwiły mi słowa "szlam" "zapycha" i "procesy gnilne". Proszę, niech ktoś o czekoladzie tak napisze! (z mlekiem teraz jak w telenoweli peruwiańskiej- kocham je, ale nienawidzę!)
Praca
Piątek, 2 listopada 2012 | dodano:02.11.2012Kategoria Praca
Km: | 33.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 22.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Brak weny.
Wtorek, 30 października 2012 | dodano:30.10.2012Kategoria Praca
Km: | 33.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Nie do pisania. Do ŻYCIA (tak brzmi tragiczniej). Mam pewne zadanie (problem ma bardziej tragiczny wydźwięk, a to był już było za dużo tragedii jak na jeden tak krótki wpis). Zadanie, które muszę rozwiązać, bo inaczej polegnę. Game over.
Dostarczyli do pracy nr 1 puszkę do zbiórki. Oni- fundacja 2+4 wspierająca adopcję bezdomnych psiaków. Oczywiście jak puszka sobie stoi to prawie nic tam nie ma. Wzięłam sprawy (i puszkę) w swoje ręce, uprowadziłam z pracy nr 1 i przeprowadziłam zbiórkę w pracy nr 2. Nie, nie- nie postawiłam jej tylko trzymałam w rękach. Do stojącej nikt by nic nie wrzucił. Jutro zabieram ją na uczelnię i znowu...
Powrót z pracy ze średnią 16km/h. I to nie były różowe opony.....
Dostarczyli do pracy nr 1 puszkę do zbiórki. Oni- fundacja 2+4 wspierająca adopcję bezdomnych psiaków. Oczywiście jak puszka sobie stoi to prawie nic tam nie ma. Wzięłam sprawy (i puszkę) w swoje ręce, uprowadziłam z pracy nr 1 i przeprowadziłam zbiórkę w pracy nr 2. Nie, nie- nie postawiłam jej tylko trzymałam w rękach. Do stojącej nikt by nic nie wrzucił. Jutro zabieram ją na uczelnię i znowu...
Powrót z pracy ze średnią 16km/h. I to nie były różowe opony.....
Wrocławska Masa Krytyczna
Piątek, 26 października 2012 | dodano:26.10.2012Kategoria Praca
Km: | 40.60 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:39 | km/h: | 15.32 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Królowa Szos |
Rano ("rano" ;)) przygotowałam Królową Szos do lansu po mieście. Pogoda była zacna pomimo lekkiego chłodu. Jako że wyjechałam dosyć późno, żeby sobie beztrosko pedałować i wsłuchiwać się w odgłos toczenia różowych opon- zdecydowałam skrócić sobie trasę zjeżdżając z wiaduktu nad Aleją Sobieskiego na krajową 8. Pewno się pukali w głowę kierowcy widząc różowe ogumienie, blond włosy i (o zgrozo) szpilki. Przynajmniej nikt nie trąbił- uznaję to za sukces. Tym samym rekord prędkości na dziś- 38 km/h na Miejskim (:
Pod pracą dostałam zakaz przypinania roweru do kosza na śmieci. "Właściciele tu mieszkają i są strasznie upierdliwi" przekonywał mnie ochraniacz. Tym samym moje podejrzenia o przebicie koła stały się bardziej realne...
Do pracy, a z pracy prosto na masę. Całkiem sporo osób się uzbierało jak na tą porę roku i temperaturę w moim mniemaniu.
Dystans masy- 10 km. Nawet już się wideo z przejazdu w rynku pojawiło. Można zwiedzić wirtualnie ;)
&feature=youtu.be
Połowa przed finiszem się wykruszyła- było nas więcej.
Nie lubię jeździć Legnicką, wręcz nienawidzę. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach. Nie to, że się boję, ale w ogóle jazda po mieście, a szczególnie tak obleganych ulicach jest mało przyjemna. Choć dzisiaj mile zaskoczona- zauważyłam na skrzyżowaniu tam gdzie jest przejście podziemne i zawsze zjeżdżam na ulicę obniżony krawężnik. Do tej pory trzeba było albo pokonać wysoki krawężnik zatoczki autobusowej, albo cisnąć dalej ulicą gdy tymczasem jest obok- bądźmy szczerzy- pseudo DDR. Ale lepszy on niż jazda śródmiejska autostradą.
Taki sam obniżony krawężnik pojawił się przed Mostem Grunwaldzkim- tam również omijałam podziemne zjazdy. Chyba jako jedna z nielicznych. Mam więc poczucie, że krawężnik ten został obniżony specjalnie dla mnie ;) Wszak odczuwałam zawsze dyskomfort jadąc Mostem Grunwaldzkim. Choć i tak docelowo pchając się na jezdnię liczyłam na to, żeby nie stać na światłach pieszo-rowerowych.
Pod pracą dostałam zakaz przypinania roweru do kosza na śmieci. "Właściciele tu mieszkają i są strasznie upierdliwi" przekonywał mnie ochraniacz. Tym samym moje podejrzenia o przebicie koła stały się bardziej realne...
Do pracy, a z pracy prosto na masę. Całkiem sporo osób się uzbierało jak na tą porę roku i temperaturę w moim mniemaniu.
Dystans masy- 10 km. Nawet już się wideo z przejazdu w rynku pojawiło. Można zwiedzić wirtualnie ;)
&feature=youtu.be
Połowa przed finiszem się wykruszyła- było nas więcej.
Nie lubię jeździć Legnicką, wręcz nienawidzę. Szczególnie po ostatnich wydarzeniach. Nie to, że się boję, ale w ogóle jazda po mieście, a szczególnie tak obleganych ulicach jest mało przyjemna. Choć dzisiaj mile zaskoczona- zauważyłam na skrzyżowaniu tam gdzie jest przejście podziemne i zawsze zjeżdżam na ulicę obniżony krawężnik. Do tej pory trzeba było albo pokonać wysoki krawężnik zatoczki autobusowej, albo cisnąć dalej ulicą gdy tymczasem jest obok- bądźmy szczerzy- pseudo DDR. Ale lepszy on niż jazda śródmiejska autostradą.
Taki sam obniżony krawężnik pojawił się przed Mostem Grunwaldzkim- tam również omijałam podziemne zjazdy. Chyba jako jedna z nielicznych. Mam więc poczucie, że krawężnik ten został obniżony specjalnie dla mnie ;) Wszak odczuwałam zawsze dyskomfort jadąc Mostem Grunwaldzkim. Choć i tak docelowo pchając się na jezdnię liczyłam na to, żeby nie stać na światłach pieszo-rowerowych.
Dzień jak co dzień.
Czwartek, 25 października 2012 | dodano:25.10.2012Kategoria Praca
Km: | 60.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 20.03 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Dzień jak co dzień. Nie wyspałam się.
Dzień jak co dzień. Uczelnia.
Dzień jak nie co dzień. Prowadząca nie przyszła na zajęcia. Zostawiliśmy listę obecności: "Wszyscy byli"
Dzień jak co dzień. Znowu uczelnia. Już prawie mam promotora. Prawie.
Dzień jak co dzień. Padało-nie padało.
Dzień jak co dzień. Opiernicz dla wiekowej pani w aucie, która czekała na swoje zielone na DDRze.
Czwartek jak to czwartek. W "międzypracy" dokręciłam całe 8 km. Było chłodno, ciemno, wiało, ciśnienie spadło, chwilowy gorszy stan fizyczny. W sumie mi się nie chciało. Niechciane 8 km to jak chciane 100.
Dzień jak co dzień. Uczelnia.
Dzień jak nie co dzień. Prowadząca nie przyszła na zajęcia. Zostawiliśmy listę obecności: "Wszyscy byli"
Dzień jak co dzień. Znowu uczelnia. Już prawie mam promotora. Prawie.
Dzień jak co dzień. Padało-nie padało.
Dzień jak co dzień. Opiernicz dla wiekowej pani w aucie, która czekała na swoje zielone na DDRze.
Czwartek jak to czwartek. W "międzypracy" dokręciłam całe 8 km. Było chłodno, ciemno, wiało, ciśnienie spadło, chwilowy gorszy stan fizyczny. W sumie mi się nie chciało. Niechciane 8 km to jak chciane 100.