Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:1005.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:09
Średnia prędkość:21.94 km/h
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:32.43 km i 1h 29m
Więcej statystyk

Królowa Szos jest tylko jedna! Premierowo Pink My BIKE!

Niedziela, 23 września 2012 | dodano:23.09.2012Kategoria Królowa Szos
Km:30.58Km teren:0.00 Czas:01:26km/h:21.33
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Rano 5 km wybiegania. Zjadłam banana przed 9.00, poszłam dospać, i z wielkim ociąganiem się zebrałam, żeby podtrzymać to, co wypracowałam przed maratonem. 5:20/km.

A teraz... Czas na premierę dawno oczekiwanego (przeze mnie), wytęsknionego Wrocławskiego Roweru już nie wiejskiego! Nic nie skrzypi, nic nie stuka, nic nie puka. Królowa Szos (nie tylko miejskich!) :)))))))))))))




















Żeby słodkościom nie było końca- sakwa miejska w różowe serduszka (zda się na pyry z warzywniaka)



Staw w Szczodrem prezentował się pięknie...



A teraz dla kontrastu (piękna):



... i trasa- taka sama jak na wczorajszym Treku.





Z drogi patałachy, bo od jutra będzie terror różowymi oponami. I pamiętajcie- blondynka ma ZAWSZE pierwszeństwo! :D

Co raz bliżej nieba bram.

Sobota, 22 września 2012 | dodano:22.09.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:9.59Km teren:0.00 Czas:00:25km/h:23.02
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Otóż to.

Trip był do Korony po 2 dętki, szczypce do cięcia linek oraz rozcieńczalnik ekstrakcyjny.

Byłam PRZEKONANA, że przecież gdzieś powinna być jeszcze 1 dętka 26". I była. Pod siodełkiem w torebeczce. Ale przypomniało mi się po fakcie. No nic, trzeba jakiegoś kapcia złapać, żeby się nie zmarnowały...

W Castoramie dzisiaj TŁUMY. Już nigdy więcej nie wybiorę się do żadnego supermarkjetu w weekend. Mają szczęście Ci ludzie, że sobota była. Bo jakbym w niedzielę takie kolejki zobaczyła to rzekłabym TŁU(MAN)Y.

Dobry uczynek na dziś spełniony. Pod Whirpoolem, obok kwiaciarni, Vis a vis przystanku, niedaleko sklepu, nieopodal przychodni, kawałek od skrzyżowania Krzywoustego z Irkucką robiła się butelka Po Heinekenie. Miała czelność rozpieprzyć się i rozbryznąć akurat na DDRze.

Zaszłam do kwiaciarni po miotłę. Zmiotłam zielone rozbryzgi i zajechałam do domu.

Krasula ponownie zaprasza na jutro. Będą ochy i achy, emocje gwarantowane.

Aaaaleee ze mnie laaaamaaaa!

Sobota, 22 września 2012 | dodano:22.09.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:30.17Km teren:0.00 Czas:01:05km/h:27.85
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Nie dość, że kurier ciotowaty to lama w kwestii serwisowania roweru. Bo JAK MOŻNA ZAŁOŻYĆ ŁAŃCUCH podążając za paprykami:






A potem regulować bez końca przerzutki i pytać z rozpaczą: why? WHY? WHY?! Dlaczego te cholerna deorka mi terkocze?!






Nic tam- to tylko dowodzi, że kobiecości się jednak nie pozbyłam, a rozjaśnienie włosów z ciemnego na jaśniejszy blond było trafnym posunięciem. Lama. Blond lama. Aż sama z siebie rżę w niebogłosy. I rumak mojego księcia również.



Nim jeszcze zostałam uświadomiona, że fachowiec ze mnie żaden chcąc-NIECHCĄC (wiatr, chmury się zbierały, powakacyjne załamanie nastroju i chęci) wsiadłam na Treka pokręcić trochę. Chyba do wyjazdu tak naprawdę zmotywowały mnie zjedzone na śniadanie orzechy, czekolada i ciasto. Jakieś 2000 kcal. Jak nie pojadę nie spalę. Jak nie spalę pójdzie w dupę. Pójdzie w dupę- będę mieć zły humor. Będę mieć zły humor- nie wyjdę pojeździć. Nie pojeżdżę- nie spalę. Nie spalę, pójdzie w dupę. Itd...

Wlokłam się tak z 2 km licząc, że może będzie na co (kogo) popatrzeć na trasie. Księcia na białym rumaku nie spotkałam, ale za to przed Ramiszowem z Pawłowic wyjechał jakiś eMTeBek. "Goń strusia kojocie, goń świeże mięso!". Wzięłam go na światłach przy AOW i zamiana ról- ja byłam strusiem.



Do 15. km 30 z licznika nie schodziło. Jeśli mam być szczera to sapałam nieźle, ale nic tam- udawałam, że paznokcie oglądam, na chmurki patrzę. Że niby w tlenie jadę- wycieczka krajoznawcza. Na podjeździe w Skarszynie zrównał się ze mną (o zgrozo) i wymusił na mnie odezwanie się. Nie wiem co było trudniejsze- pedałowanie czy wypowiedzenie kilku słów bez nadmiernego sapania.

Potem tempo spadło, bo kojot odbił w lewo, wiatr dał w pysk, zaczęło padać i ten cholerny asfalt przed Szczodrem. Miałam w Łozinie odbić na Wrocław, ale droga w remoncie- stąd objazd przez Szczodre.

Gładki asfalt jest fajny, gdy jest suchy. A dzisiaj się nałykałam "asfaltówki", piach trzeszczał między zębami (fe), a dziura w siodełku bardziej przeszkadzała niż pomagała.

Dziś pucowanie Treka. W zasadzie napędu- reszta tak, żeby czysta była. Zmiana korby- w sumie ta miała pójść do Wiejskiego, ale okazało się, że suport jest za długi. Dopiero co wymieniałam suport, więc w Wiejskim zamontowałam korbę z 1 zębatką, a ta poszła do Treka. Na starą czas już był- wyjeździła-bagatela- ponad 13 000 km!







Krasula zaprasza na jutrzejszą premierę pierwszego odcinka PIMMAJBAJK. Metamorfoza wiejskiego w miejski. Muuuuuuuusisz to zobaczyć!

Tramwaj widmo.

Czwartek, 20 września 2012 | dodano:20.09.2012
Km:63.00Km teren:0.00 Czas:02:35km/h:24.39
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
1. Ja nie wiem o co chodziło, ale miałam ja zielone światło dla lewoskrętu na skrzyżowaniu pod Galerią Dominikańską. Ruszam, razem ze mną rusza tramwaj i jedzie prosto(?!?!) Nie powiem- zagubiona na środku najbardziej znienawidzonego skrzyżowania odwracam się i patrzę czy czasem mnie mój blask nie oślepił i kolory światła mi się nie pomyliły. Otóż nie, auta za mną też czekały, aż tramwaj-widmo przejedzie. Hm.

2. Wracając z pracy skrajnie zmęczona i nieskupiona rozmyślałam nad swoim życiem (rowerzystki), żeby nie skupiać się na tym jak JEST MI ZIMNO(!). Wnioski mi się nasunęły takie, że mój styl jazdy nazwałabym "na kuriera"- jak tylko da się to na czerwonym, zjazd na ulicę, gdy dla samochodów zielone światło, wieczny pośpiech (ale tylko na rowerze). Miła gdy trzeba, zionąca ogniem jak ktoś się jej (niesłusznie) czepia.

3. Rower MIEJSKI już praktycznie złożony! Musicie wiedzieć, iż wygląda ZJAWISKOWO i muszę sobie kupić dru(o)giego U-lock'a. Może i osprzęt najniższej klasy, ale ten widok... "JARAM SIĘ".

A zdjęcie z wystawy przedwojennych samochodów. W końcu zapomniałam opisać ten wypad. Może kiedyś mi się przypomni. Samochody samochodami, ale to co stało pod drzewkiem... Jeździłabym.

I pogroziła jej palcem zła wiedźma, a ona się nie zlękła.

Środa, 19 września 2012 | dodano:19.09.2012Kategoria Praca
Km:31.20Km teren:0.00 Czas:01:18km/h:24.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dziś dzień nie warto było mnie zaczepiać. Gadanego nie miałam, ale za to ostatnie słowo musiało należeć do mnie.

Przejeżdżając przez przejazd dla rowerów zadzwoniłam parę razy na babcię dreptającą po nim i zwróciłam uwagę, że to jest droga dla rowerów.

Stanęłam nieopodal zapinając rower, a tu zaczepia mnie zła wiedźma i mówi, że tu są chodniki, że sobie za dużo pozwalam. I ogólnie "Jeździcie jak wariaci, ja pracuję w policji i to się skończy te wasze jazdy!"



Na jej oświadczenie, iż pracuje w policji z mej głośni wydarło się drwiące "hahaha" i " jeśli tak to sami nie znacie przepisów. Wiem lepiej jak mogę jeździć".

"Jeszcze zobaczymy!"
"Zobaczymy!"

Nie, to nie był mój dzień, gdyż nie powinnam się nawet wdawać w dyskusję.

Na oko miała lat 55 plus, więc opcje są takie, że albo jest jakąś ważną szychą, albo siedzi tam za biurkiem (taka jędzowata była, więc tylko za biurkiem by mogła być), albo sprząta komisariat. Ostatecznie siedzi w budce na Podwalu obok ambasady.

Sądząc po jej ponczo, iście bohaterskiej obronie pieszych, nienawiści do rowerzystów i nieznajomości przepisów- odrzuciłabym posadę sprzątaczki. Trzeba przypilnować krzyżówkę na Nowy Dworze- czy na dniach nie będzie się tam na rogu jaki Strażnik z Teksasu czaił, żeby mnie złapać na tych kilku metrach chodnika.

BTW- ja tez pracuję w POLICJI.




Przepis na śmietanowca umieszczony na torebce cukru z "Biedronki" sprawdzony. Poranne natchnienie.

Nadzienie- czekolada+orzechy ziemne zmielone blenderem.

Krakowianie meldujcie się!

Wtorek, 18 września 2012 | dodano:18.09.2012Kategoria Praca
Km:71.52Km teren:0.00 Czas:02:50km/h:25.24
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
W prywatnych wiadomościach się meldujcie ;)

Do, do, do, do, z, do, z, do, z.

I na tym mogłabym w zasadzie zakończyć dzisiejszy wpis, ale mam parę słów do wypowiedzenia. Wypisania.

1. Do...
Pracy nr 1- w sumie nic ciekawego poza tym, że nasłuchałam się ochów i achów od klientek za maraton. Miło, miło.

2. Do...
Ducato na Hallera. W poszukiwaniu korby do roweru. Wiejskiego i Treka, bo mi łańcuch przeskakuje, a nie mam wymiennych blatów. Takie rozwiązania technologiczne to nie u mnie. Niiiiic cieeeekawegooo! Nie było. Kupiłam tylko linki do przerzutek.

3. Do...
Sportprofitu. A tam... Coooś cieeeekawegooo! Mieli. Nawet taka jaką chciałam! I cena tez do przyjęcia. Nie będę się chwalić, bo nie ma czym. Jak zamontuję to pokażę. BTW- Sportprofit od lutego (?) zmienia siedzibę.

4. Do...
Robexu, a tu... Niespodziewanka! Zamknięty! Wywieszona karteczka, że od 17.09 sklep nieczynny. DLACZEGO pytam się? Nie, żebym ubolewała, ale ot- ciekawość kobieca. MAŁO tego serwisant z Robexu odnalazł się w... Ducato. He.

Cóż to to za roszady!

5. Z...
miasta do domu. A tam "zajarana przeokrutnie" podejrzanym u Platona filmikiem zakochuję się w "Call me maybe" (i nie tylko! <3) i układam choreografię na dziś do tejże piosnki. Taki tam popik, ale mając przed oczami poniższe sceny... I tak nie zrozumiecie (mężczyźni, do Was mówię!) :D



6. Do...
Pracy nr 2 (ze średnią 26 km/h olewając falisty ŚDR wzdłuż Krzywoustego podczepiając się kawałek do autobusu, który ruszył z przystanku). Nie chce mi się brać plecaka- ładuję co mogę do kieszeni koszulki, pantofelki na fitness zawiązuję na kierownicy (nie zgubiłam ani jednego i pal licho księcia trafił. Bo jak mnie teraz znajdzie, jak nie ma mojego trzewiczka?!), do tego dwa zapięcia (lepsze i gorsze) oraz guma do fitnessu. Pewnie, że prościej z plecakiem, ale NIE. Bo nie. Bo nie chciałam i już.

7. Z...
Pracy do domu- 26km/h. Jak na ta porę istna torpeda.
JADĘ... PACZĘ... I NIE WIDZĘ... Widzę, ale nie widzę. Nie widzę światła pro noise'a! Co jest?! Przecież nie wyłączałam (prawda...?)! 1Pyk, 2pyk, 3pyk- ustawiam ponownie na najsłabszy tryb. Wciskam się przed autobus na światłach przy zwężeniu na Boya Żeleńskiego, zjeżdżam z krawężnika i.. (inny)PYK. Zgasła. Włączam jeszcze raz, strzelam jej z liścia i znowu pyk. Wyłącza się. Ojojoj! Akurat teraz, kiedy mam plany na weekend. Na krowie kopytko!

Chodzę dzisiaj jak nakręcona. Czym? Nową muzyką do ćwiczeń, śmiechem z porannych zajęć, klipem ukradzionym od Platona, szczęściem przyjaciółki, która się zakochała, frekwencją klientek, udanymi zakupami i świetną formą. 2 dni po maratonie a ja biegam, skaczę, jeżdżę- WSZYSTKO mogę!

Piękny zachód dzisiaj był na Milenijnym, a jedyne zdjęcie, jakie dzisiaj mym aparatem (<małej> Mi) zrobiono można zatytułować "Look on my hand". Cóż. Lepsza ręka niż nic.

30. Wrocławski Maraton- same rekordy!

Niedziela, 16 września 2012 | dodano:17.09.2012
Km:16.64Km teren:0.00 Czas:00:49km/h:20.38
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
To zabawne jak wiele czasu się poświęca na myślenie o czymś, przygotowanie, oczekuje się TEGO dnia, a jak już jest PO to coś co wydawało się trudne do osiągnięcia przeistacza się w błahostkę. Może nie błahostkę, ale to uczucie, że można lepiej!






O 5.00 z błogiego, czterogodzinnego snu wyrwał mnie budzik. Wcisnęłam się w lycrę i poszłam pocisnąć 2-3 km, żeby uzyskać przed śniadaniem efekt przeczyszczający. 2 km w 10 min wystarczyły.


Na śniadanie makaron pełnoziarnisty z deserem czekoladowym.


Pogoda- niebo zasnute chmurami. Temperatura- ok. 20 stopni. Lepiej być nie mogło!
4000 biegaczy, a wśród nich od razu zauważyłam Michała. 8.40 już wybiła, więc przywitałam się i podreptałam ściągnąć nogawki, kurtkę i przebrać buty.






Czułam, że nie potrzebuję bardziej się rozgrzewać, więc przypięłam Treka i poszłam oddać rzeczy do depozytu. Nie, wzrok Was nie myli- Trek ma z przodu dwa różowe pancerze. Miały być białe, ale przypadek sprawił, że są różowe. Pasują do plecaka (;




Ostatecznie zdecydowałam się na "curvesową" koszulkę, gdyż po pierwsze jest od Brubecka, a po drugie ma kieszenie z tyłu, które postanowiłam zapełnić sezamkami. Prócz tego przygotowałam sobie zmielone orzechy arachidowe z czekoladą. Wyglądało jak TO, z czego czyściłam się rano.




Start! (4:00, włączam Endo :D)





Piknik to nie był i nie miałam nawet ochoty i potrzeby jeść przygotowanego przez siebie pożywienia. Banany doskonale spełniały swoją rolę. Poza tym były śliskie i łatwo przelatywały w całości przez przełyk.

Do tego garść kostek cukru...





I torpeda!




Jeżeli jeszcze się uśmiechałam to na pewno było przed 25 km :)




Półmetek minięty z bananem- tym razem na twarzy nie w buzi. Jak tu się nie cieszyć, skoro to moje najlepsze 21 km pokonane w 2 godziny!




"Gonią nas, uciekamy!"


Piękny start był! Do 17 km czasy na km wahały się od 5:22 do 5:46. Potem niestety wizyta w ToiToi i spadek tempa- do 30 km między 6 a 7 minutami/km. Cały czas odczuwałam dyskomfort i do tego co chwilę łapiąca kolka pod prawym żebrem.
"Biegnij prosto, po 300 m skręć w lewo" czyli nawigacja do ToiToi w wykonaniu Michała :D




Po 30 km nachodziły całkiem realne chęci- może by tak kawałek przedreptać... Niby już tak blisko, ale jeszcze 12 km- ponad godzina! Cały czas sobie powtarzałam, że przejście z biegu do marszu nic nie da, a wręcz przeciwnie. POZA tym będzie rekord nie tylko czasowy, ale przebytego dystansu NON STOP. POZA tym krążył gdzieś Michał, który działał na mnie jak trener, który spojrzy zawiedzionym wzrokiem, jeżeli nie wytrzymam do końca :D To wszystko sobie powtarzałam w głowie między 30 a 35 km, gdzie tempo spadło do 7min/km...


Po 35 km gdzie już TYLKO ostatnie 7 zostało- spróbowałam podkręcić tempo. Jak sie okazało nogi nie przestały reagować na polecenia wysyłane z mózgu. Bolały mocno, ale miałam energię, żeby przyspieszyć. I ostatnia szczęśliwa 7. Pokonana w czasach wahających się 5:55-6:48. 5:55 to był odcinek przebiegający przez rynek. Widzowie działają motywująco!

Ostatnia prosta z flagą Polski, którą na 40. kilometrze wręczył mi nieznany dziadek- to piękne jak nieznani ludzie podają wodę na trasie, krzyczą "Już końcówka!", zagrzewają do walki o każdy kilometr. Atmosferę tworzą przede wszystkim kibice :)







Ostatnie metry- wbiegam na metę z uśmiechem i szczęśliwa, że udało mi się uzyskać tak dobry czas- 4:27:39 brutto i 4:24:08 netto! Obydwa pomiary poniżej 4:30!




Wreszcie mogłam się porządnie napić! Nie zrobiłam tego co inni po minięciu ostatniego pomiaru czasu i nie padłam na ziemię, choć miałam straszną ochotę. Wiedziałam, że przyjęcie ponownie pozycji dwunożnej będzie później nie lada wyczynem. Przywitałam się z rodzicami i poszłam porozciągać, co już samo w sobie dało niesamowitą ulgę! Później zimny prysznic i odżyłam na nowo.




A jakie były założenia?
1. Pesymistyczne: byle poniżej 5:18 (czas zeszłoroczny)
2. Realistyczne: 4:45 (na luzie)
3. Optymistyczne: 4:30 (jeżeli będę mieć dobry dzień)

Poniżej 4:30 nawet nie zakładałam.

Cóż, moja zajebistość i determinacja łamie wszelkie granice... :D Sądzę, że mogłabym zejść do okolic 4 godzin gdyby nie krążące po głowie "toitojki" i ta upierdliwa kolka! Znalazłam na nią sposób w trakcie biegu- rozluźnienie mięśni brzucha (w zasadzie wypchnięcie go jak najmocniej do przodu) z jednoczesnym niewielkim skłonem. I oddychanie przeponą. I tak co chwilę! Więc nie był to szczyt mojej formy, ale mimo wszystko...
Cudowny maraton. Wielu kibicujących znajomych na trasie spotkałam- to pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o bólu w stawach skokowych i biodrowych i zastanawiać się "Co ona tu robi?".

Dziękuję Michałowi, że mogłam się wyżalić w kryzysie i za zdjęcia! Praktycznie wszystkie tu zamieszczone są jego autorstwa.

Znowu nic nie wygrałam w loterii. Shit happens!

Zawiedziona, iż nie wylosowałam samochodu (reszta mnie nie interesowała :P) zasiadłam na wyczyszczonym wczoraj Treku z różowymi pancerzami i na "lajtowych" przełożeniach dojechałam do domu, gdzie czekała na mnie mało przyjemna, aczkolwiek prozdrowotna lodowata kąpiel. Mało lodu miałam, dorzuciłam jeszcze zimne żelowe okłady, które były w zamrażarce. Chciałam dorzucić zamrożone mięso i kiełbasy, ale mama się oburzyła.

Podsumowując... Padły TRZY rekordy!!! (czasy netto of kors)
10 km w 55:18 (niedawno było 54 z sekundami, ale z przerwami)
Półmaraton w 2:02:18 (było 2:10)
Maraton 4:24:13 BEZ ZATRZYMYWANIA! (było w 2011 roku 5:18 z marszobiegiem po 25 km- poprawa o 53 minuty!)

I rekord dystansu dziennego- 45 km

Średnia biegu tegorocznego maratonu- 6:15min/km (6:10 wg Endomondo)
Średnia biegu zeszłorocznego maratonu- 7:32min/km

Klasyfikacja:
K20: 16/40
K: 174/417
Open: 2459/ 3896


Podium zdominowali Kenijczycy, najlepszy czas to 2:15 (rekord wrocławskiego to 2:13), najlepszy Polak- coś koło 2:20. Na linii startu stawiło się nieco ponad 4000 zawodników, z czego bieg ukończyło 3896 osób.

Po 30 km zastanawiałam się "Po cholerę mi to było?!" i obiecałam sobie, że jak zrobię satysfakcjonujący mnie czas to już nigdy więcej nie pobiegnę.

Plany na przyszły rok? Ustrzelić 4 godziny. Chyba że tym razem porządnie się przygotuję to 4:00 powinnam złamać. Wszak nie brakowało energii ani tchu tylko układ ruchu nie był wytrenowany na tyle by bez problemu i bólu pokonać 42 km. Wszystko do zrobienia!


To już!

Piątek, 14 września 2012 | dodano:15.09.2012
Km:36.00Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:24.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Oby to był "ten" dzień!

Ps. Nie wiem w co się ubrać...

Praca

Czwartek, 13 września 2012 | dodano:01.10.2012Kategoria Praca
Km:27.65Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100

W gorszych czasach, skrajnej biedzie- nigdy Woretex nie zawiedzie!

Środa, 12 września 2012 | dodano:12.09.2012Kategoria Praca
Km:38.00Km teren:0.00 Czas:01:43km/h:22.14
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Spojrzałam rano w niebo: "Eeee chyba nie będzie padać".

2 godziny później nie miałam żadnej suchej części garderoby. A nie, miałam. W plecaku. Jedyne co miałam na deszcz dzisiaj to znaleziony pokrowiec Salewy na różową Pumę.

Ze zdziwieniem (i satysfakcją) mijałam kolejnych rowerzystów z zapalonymi lampkami pomimo, iż do zmroku daleko było.

Poza tym edukowałam pieszych...



I mają okazje przejeżdżać Robotniczą zwróciłam uwagę roweromężczyźnie, że jedzie pod prąd kontrapasem.

A ostatnio na DDRze prawie bym zarobiła otwierającymi się drzwiami od zaparkowanego samochodu na Kasprowicza. Mam focha i będę tam jeździć ulicą.

A tutaj podręcznikowe "Suche morze". Podczas gdy w Sopocie ograniczają rowerzystom prędkość do 10 km/h, bo stwarzają zagrożenie dla pieszych (na DDRze!), Toruńska policjantka uważa, że rowerzysta powinien jechać DDRem, podczas gdy z poniższego filmu można wywnioskować, że jechał on co najmniej z 30 km/h. Poza tym nie było DDRu po jego stronie, więc pieprzy głupoty blondyna. Ale jak zawsze rowerzysta też musi być winny. Nawet gdyby nie był, to przecież zawsze albo zabraknie mu kasku, albo kamizelki, albo światełka odblaskowego albo różowej wstążeczki i zostanie to wypomniane.

Tu nie Ojropa panie, tu je Polska!

I to bezmyślne dziecko!

A tak jeszcze refleksja odnośnie dzieci- jak można do szkoły się ubierać w czarne zakolanówki i krótkie spodenki? Jeżeli w moich oczach jest to dosyć wyzywające to co dopiero w oczach napalonych nastolatków? Rok szkolny się zaczął, zaczną się zabawy w słoneczko...




Dobre to :D

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum