30. Wrocławski Maraton- same rekordy!
Niedziela, 16 września 2012 | dodano:17.09.2012
Km: | 16.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:49 | km/h: | 20.38 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
To zabawne jak wiele czasu się poświęca na myślenie o czymś, przygotowanie, oczekuje się TEGO dnia, a jak już jest PO to coś co wydawało się trudne do osiągnięcia przeistacza się w błahostkę. Może nie błahostkę, ale to uczucie, że można lepiej!
O 5.00 z błogiego, czterogodzinnego snu wyrwał mnie budzik. Wcisnęłam się w lycrę i poszłam pocisnąć 2-3 km, żeby uzyskać przed śniadaniem efekt przeczyszczający. 2 km w 10 min wystarczyły.
Na śniadanie makaron pełnoziarnisty z deserem czekoladowym.
Pogoda- niebo zasnute chmurami. Temperatura- ok. 20 stopni. Lepiej być nie mogło!
4000 biegaczy, a wśród nich od razu zauważyłam Michała. 8.40 już wybiła, więc przywitałam się i podreptałam ściągnąć nogawki, kurtkę i przebrać buty.
Czułam, że nie potrzebuję bardziej się rozgrzewać, więc przypięłam Treka i poszłam oddać rzeczy do depozytu. Nie, wzrok Was nie myli- Trek ma z przodu dwa różowe pancerze. Miały być białe, ale przypadek sprawił, że są różowe. Pasują do plecaka (;
Ostatecznie zdecydowałam się na "curvesową" koszulkę, gdyż po pierwsze jest od Brubecka, a po drugie ma kieszenie z tyłu, które postanowiłam zapełnić sezamkami. Prócz tego przygotowałam sobie zmielone orzechy arachidowe z czekoladą. Wyglądało jak TO, z czego czyściłam się rano.
Start! (4:00, włączam Endo :D)
Piknik to nie był i nie miałam nawet ochoty i potrzeby jeść przygotowanego przez siebie pożywienia. Banany doskonale spełniały swoją rolę. Poza tym były śliskie i łatwo przelatywały w całości przez przełyk.
Do tego garść kostek cukru...
I torpeda!
Jeżeli jeszcze się uśmiechałam to na pewno było przed 25 km :)
Półmetek minięty z bananem- tym razem na twarzy nie w buzi. Jak tu się nie cieszyć, skoro to moje najlepsze 21 km pokonane w 2 godziny!
"Gonią nas, uciekamy!"
Piękny start był! Do 17 km czasy na km wahały się od 5:22 do 5:46. Potem niestety wizyta w ToiToi i spadek tempa- do 30 km między 6 a 7 minutami/km. Cały czas odczuwałam dyskomfort i do tego co chwilę łapiąca kolka pod prawym żebrem.
"Biegnij prosto, po 300 m skręć w lewo" czyli nawigacja do ToiToi w wykonaniu Michała :D
Po 30 km nachodziły całkiem realne chęci- może by tak kawałek przedreptać... Niby już tak blisko, ale jeszcze 12 km- ponad godzina! Cały czas sobie powtarzałam, że przejście z biegu do marszu nic nie da, a wręcz przeciwnie. POZA tym będzie rekord nie tylko czasowy, ale przebytego dystansu NON STOP. POZA tym krążył gdzieś Michał, który działał na mnie jak trener, który spojrzy zawiedzionym wzrokiem, jeżeli nie wytrzymam do końca :D To wszystko sobie powtarzałam w głowie między 30 a 35 km, gdzie tempo spadło do 7min/km...
Po 35 km gdzie już TYLKO ostatnie 7 zostało- spróbowałam podkręcić tempo. Jak sie okazało nogi nie przestały reagować na polecenia wysyłane z mózgu. Bolały mocno, ale miałam energię, żeby przyspieszyć. I ostatnia szczęśliwa 7. Pokonana w czasach wahających się 5:55-6:48. 5:55 to był odcinek przebiegający przez rynek. Widzowie działają motywująco!
Ostatnia prosta z flagą Polski, którą na 40. kilometrze wręczył mi nieznany dziadek- to piękne jak nieznani ludzie podają wodę na trasie, krzyczą "Już końcówka!", zagrzewają do walki o każdy kilometr. Atmosferę tworzą przede wszystkim kibice :)
Ostatnie metry- wbiegam na metę z uśmiechem i szczęśliwa, że udało mi się uzyskać tak dobry czas- 4:27:39 brutto i 4:24:08 netto! Obydwa pomiary poniżej 4:30!
Wreszcie mogłam się porządnie napić! Nie zrobiłam tego co inni po minięciu ostatniego pomiaru czasu i nie padłam na ziemię, choć miałam straszną ochotę. Wiedziałam, że przyjęcie ponownie pozycji dwunożnej będzie później nie lada wyczynem. Przywitałam się z rodzicami i poszłam porozciągać, co już samo w sobie dało niesamowitą ulgę! Później zimny prysznic i odżyłam na nowo.
A jakie były założenia?
1. Pesymistyczne: byle poniżej 5:18 (czas zeszłoroczny)
2. Realistyczne: 4:45 (na luzie)
3. Optymistyczne: 4:30 (jeżeli będę mieć dobry dzień)
Poniżej 4:30 nawet nie zakładałam.
Cóż, moja zajebistość i determinacja łamie wszelkie granice... :D Sądzę, że mogłabym zejść do okolic 4 godzin gdyby nie krążące po głowie "toitojki" i ta upierdliwa kolka! Znalazłam na nią sposób w trakcie biegu- rozluźnienie mięśni brzucha (w zasadzie wypchnięcie go jak najmocniej do przodu) z jednoczesnym niewielkim skłonem. I oddychanie przeponą. I tak co chwilę! Więc nie był to szczyt mojej formy, ale mimo wszystko...
Cudowny maraton. Wielu kibicujących znajomych na trasie spotkałam- to pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o bólu w stawach skokowych i biodrowych i zastanawiać się "Co ona tu robi?".
Dziękuję Michałowi, że mogłam się wyżalić w kryzysie i za zdjęcia! Praktycznie wszystkie tu zamieszczone są jego autorstwa.
Znowu nic nie wygrałam w loterii. Shit happens!
Zawiedziona, iż nie wylosowałam samochodu (reszta mnie nie interesowała :P) zasiadłam na wyczyszczonym wczoraj Treku z różowymi pancerzami i na "lajtowych" przełożeniach dojechałam do domu, gdzie czekała na mnie mało przyjemna, aczkolwiek prozdrowotna lodowata kąpiel. Mało lodu miałam, dorzuciłam jeszcze zimne żelowe okłady, które były w zamrażarce. Chciałam dorzucić zamrożone mięso i kiełbasy, ale mama się oburzyła.
Podsumowując... Padły TRZY rekordy!!! (czasy netto of kors)
10 km w 55:18 (niedawno było 54 z sekundami, ale z przerwami)
Półmaraton w 2:02:18 (było 2:10)
Maraton 4:24:13 BEZ ZATRZYMYWANIA! (było w 2011 roku 5:18 z marszobiegiem po 25 km- poprawa o 53 minuty!)
I rekord dystansu dziennego- 45 km
Średnia biegu tegorocznego maratonu- 6:15min/km (6:10 wg Endomondo)
Średnia biegu zeszłorocznego maratonu- 7:32min/km
Klasyfikacja:
K20: 16/40
K: 174/417
Open: 2459/ 3896
Podium zdominowali Kenijczycy, najlepszy czas to 2:15 (rekord wrocławskiego to 2:13), najlepszy Polak- coś koło 2:20. Na linii startu stawiło się nieco ponad 4000 zawodników, z czego bieg ukończyło 3896 osób.
Po 30 km zastanawiałam się "Po cholerę mi to było?!" i obiecałam sobie, że jak zrobię satysfakcjonujący mnie czas to już nigdy więcej nie pobiegnę.
Plany na przyszły rok? Ustrzelić 4 godziny. Chyba że tym razem porządnie się przygotuję to 4:00 powinnam złamać. Wszak nie brakowało energii ani tchu tylko układ ruchu nie był wytrenowany na tyle by bez problemu i bólu pokonać 42 km. Wszystko do zrobienia!
O 5.00 z błogiego, czterogodzinnego snu wyrwał mnie budzik. Wcisnęłam się w lycrę i poszłam pocisnąć 2-3 km, żeby uzyskać przed śniadaniem efekt przeczyszczający. 2 km w 10 min wystarczyły.
Na śniadanie makaron pełnoziarnisty z deserem czekoladowym.
Pogoda- niebo zasnute chmurami. Temperatura- ok. 20 stopni. Lepiej być nie mogło!
4000 biegaczy, a wśród nich od razu zauważyłam Michała. 8.40 już wybiła, więc przywitałam się i podreptałam ściągnąć nogawki, kurtkę i przebrać buty.
Czułam, że nie potrzebuję bardziej się rozgrzewać, więc przypięłam Treka i poszłam oddać rzeczy do depozytu. Nie, wzrok Was nie myli- Trek ma z przodu dwa różowe pancerze. Miały być białe, ale przypadek sprawił, że są różowe. Pasują do plecaka (;
Ostatecznie zdecydowałam się na "curvesową" koszulkę, gdyż po pierwsze jest od Brubecka, a po drugie ma kieszenie z tyłu, które postanowiłam zapełnić sezamkami. Prócz tego przygotowałam sobie zmielone orzechy arachidowe z czekoladą. Wyglądało jak TO, z czego czyściłam się rano.
Start! (4:00, włączam Endo :D)
Piknik to nie był i nie miałam nawet ochoty i potrzeby jeść przygotowanego przez siebie pożywienia. Banany doskonale spełniały swoją rolę. Poza tym były śliskie i łatwo przelatywały w całości przez przełyk.
Do tego garść kostek cukru...
I torpeda!
Jeżeli jeszcze się uśmiechałam to na pewno było przed 25 km :)
Półmetek minięty z bananem- tym razem na twarzy nie w buzi. Jak tu się nie cieszyć, skoro to moje najlepsze 21 km pokonane w 2 godziny!
"Gonią nas, uciekamy!"
Piękny start był! Do 17 km czasy na km wahały się od 5:22 do 5:46. Potem niestety wizyta w ToiToi i spadek tempa- do 30 km między 6 a 7 minutami/km. Cały czas odczuwałam dyskomfort i do tego co chwilę łapiąca kolka pod prawym żebrem.
"Biegnij prosto, po 300 m skręć w lewo" czyli nawigacja do ToiToi w wykonaniu Michała :D
Po 30 km nachodziły całkiem realne chęci- może by tak kawałek przedreptać... Niby już tak blisko, ale jeszcze 12 km- ponad godzina! Cały czas sobie powtarzałam, że przejście z biegu do marszu nic nie da, a wręcz przeciwnie. POZA tym będzie rekord nie tylko czasowy, ale przebytego dystansu NON STOP. POZA tym krążył gdzieś Michał, który działał na mnie jak trener, który spojrzy zawiedzionym wzrokiem, jeżeli nie wytrzymam do końca :D To wszystko sobie powtarzałam w głowie między 30 a 35 km, gdzie tempo spadło do 7min/km...
Po 35 km gdzie już TYLKO ostatnie 7 zostało- spróbowałam podkręcić tempo. Jak sie okazało nogi nie przestały reagować na polecenia wysyłane z mózgu. Bolały mocno, ale miałam energię, żeby przyspieszyć. I ostatnia szczęśliwa 7. Pokonana w czasach wahających się 5:55-6:48. 5:55 to był odcinek przebiegający przez rynek. Widzowie działają motywująco!
Ostatnia prosta z flagą Polski, którą na 40. kilometrze wręczył mi nieznany dziadek- to piękne jak nieznani ludzie podają wodę na trasie, krzyczą "Już końcówka!", zagrzewają do walki o każdy kilometr. Atmosferę tworzą przede wszystkim kibice :)
Ostatnie metry- wbiegam na metę z uśmiechem i szczęśliwa, że udało mi się uzyskać tak dobry czas- 4:27:39 brutto i 4:24:08 netto! Obydwa pomiary poniżej 4:30!
Wreszcie mogłam się porządnie napić! Nie zrobiłam tego co inni po minięciu ostatniego pomiaru czasu i nie padłam na ziemię, choć miałam straszną ochotę. Wiedziałam, że przyjęcie ponownie pozycji dwunożnej będzie później nie lada wyczynem. Przywitałam się z rodzicami i poszłam porozciągać, co już samo w sobie dało niesamowitą ulgę! Później zimny prysznic i odżyłam na nowo.
A jakie były założenia?
1. Pesymistyczne: byle poniżej 5:18 (czas zeszłoroczny)
2. Realistyczne: 4:45 (na luzie)
3. Optymistyczne: 4:30 (jeżeli będę mieć dobry dzień)
Poniżej 4:30 nawet nie zakładałam.
Cóż, moja zajebistość i determinacja łamie wszelkie granice... :D Sądzę, że mogłabym zejść do okolic 4 godzin gdyby nie krążące po głowie "toitojki" i ta upierdliwa kolka! Znalazłam na nią sposób w trakcie biegu- rozluźnienie mięśni brzucha (w zasadzie wypchnięcie go jak najmocniej do przodu) z jednoczesnym niewielkim skłonem. I oddychanie przeponą. I tak co chwilę! Więc nie był to szczyt mojej formy, ale mimo wszystko...
Cudowny maraton. Wielu kibicujących znajomych na trasie spotkałam- to pozwalało chociaż na chwilę zapomnieć o bólu w stawach skokowych i biodrowych i zastanawiać się "Co ona tu robi?".
Dziękuję Michałowi, że mogłam się wyżalić w kryzysie i za zdjęcia! Praktycznie wszystkie tu zamieszczone są jego autorstwa.
Znowu nic nie wygrałam w loterii. Shit happens!
Zawiedziona, iż nie wylosowałam samochodu (reszta mnie nie interesowała :P) zasiadłam na wyczyszczonym wczoraj Treku z różowymi pancerzami i na "lajtowych" przełożeniach dojechałam do domu, gdzie czekała na mnie mało przyjemna, aczkolwiek prozdrowotna lodowata kąpiel. Mało lodu miałam, dorzuciłam jeszcze zimne żelowe okłady, które były w zamrażarce. Chciałam dorzucić zamrożone mięso i kiełbasy, ale mama się oburzyła.
Podsumowując... Padły TRZY rekordy!!! (czasy netto of kors)
10 km w 55:18 (niedawno było 54 z sekundami, ale z przerwami)
Półmaraton w 2:02:18 (było 2:10)
Maraton 4:24:13 BEZ ZATRZYMYWANIA! (było w 2011 roku 5:18 z marszobiegiem po 25 km- poprawa o 53 minuty!)
I rekord dystansu dziennego- 45 km
Średnia biegu tegorocznego maratonu- 6:15min/km (6:10 wg Endomondo)
Średnia biegu zeszłorocznego maratonu- 7:32min/km
Klasyfikacja:
K20: 16/40
K: 174/417
Open: 2459/ 3896
Podium zdominowali Kenijczycy, najlepszy czas to 2:15 (rekord wrocławskiego to 2:13), najlepszy Polak- coś koło 2:20. Na linii startu stawiło się nieco ponad 4000 zawodników, z czego bieg ukończyło 3896 osób.
Po 30 km zastanawiałam się "Po cholerę mi to było?!" i obiecałam sobie, że jak zrobię satysfakcjonujący mnie czas to już nigdy więcej nie pobiegnę.
Plany na przyszły rok? Ustrzelić 4 godziny. Chyba że tym razem porządnie się przygotuję to 4:00 powinnam złamać. Wszak nie brakowało energii ani tchu tylko układ ruchu nie był wytrenowany na tyle by bez problemu i bólu pokonać 42 km. Wszystko do zrobienia!
komentarze
22 min. temu pisałaś, że wlaśnie idziesz spać.
Jak można Ci wierzyć? ;) mors - 21:38 środa, 19 września 2012 | linkuj
Jak można Ci wierzyć? ;) mors - 21:38 środa, 19 września 2012 | linkuj
Jej bluzgi na mnie i tak zawsze są o krok przed moimi. ;p Jakby co. ;p
mors - 01:03 środa, 19 września 2012 | linkuj
Maratonko, słońce, pomyślałaś to wystarczająco głośno ;)
Savil - 00:17 środa, 19 września 2012 | linkuj
Nawet nieźle. ;)
Zdaje się, że w tym roku trenowałaś umiarkowanie, czyli potencjał jest.
Do tego jakiś dłuższy sen...no nie mówię że od razu 5h, ale chociaż 4,5 wytrzymaj. ;p
PS. Rejestrując się tutaj z nickiem ''maratonka'' miałas na sumieniu tylko 1 maraton?? :>
PS2. na większości zdjęc wyglądasz jak udająca, z jakiejś reklamy albo akcji promocyjnej. ;]
A nogi zakrywaj. ;p mors - 23:53 wtorek, 18 września 2012 | linkuj
Zdaje się, że w tym roku trenowałaś umiarkowanie, czyli potencjał jest.
Do tego jakiś dłuższy sen...no nie mówię że od razu 5h, ale chociaż 4,5 wytrzymaj. ;p
PS. Rejestrując się tutaj z nickiem ''maratonka'' miałas na sumieniu tylko 1 maraton?? :>
PS2. na większości zdjęc wyglądasz jak udająca, z jakiejś reklamy albo akcji promocyjnej. ;]
A nogi zakrywaj. ;p mors - 23:53 wtorek, 18 września 2012 | linkuj
Gratulację. Sam chciałem zacząć biegać, ale na kupieniu butów się skończyło. Plan dalej jest aktualny, może na jesień się uda ;)
Platon - 11:38 wtorek, 18 września 2012 | linkuj
Niesamowite osiągnięcie, może kiedyś też mi sięuda przebiec marator. Podziwiam i gratuluję
amiga - 09:36 wtorek, 18 września 2012 | linkuj
Jestem pełna podziwu :) Gratuluję i już trzymam kciuki za następne rekordy :)
I właśnie turlam się ze śmiechu, wyobrażając sobie Ciebie w wannie z kiełbasami :D Savil - 00:24 wtorek, 18 września 2012 | linkuj
I właśnie turlam się ze śmiechu, wyobrażając sobie Ciebie w wannie z kiełbasami :D Savil - 00:24 wtorek, 18 września 2012 | linkuj
Może warto zimę mocno pociągnąć i potem w kwietniu Dęblin? Zimą łatwiej się biega, bardzo rzadko się człowiek przegrzewa ;) Do tego na ścieżkach mniej truchtaczy i nie trzeba się przepychać :)
drucik - 19:44 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj
Gratulacje. Trzymam kciuki za kolejny wyznaczony próg :)
drucik - 19:20 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj
Widzę, że nawet pod koniec uśmiechnięta byłaś :D
Mam dziwne wrażenie, że Ty jak i inni uczestnicy mają jedną nogę bardziej opaloną O.o Lub jak kto woli jedną mniej :D
No i może to dziwne, ale nawet nie wiesz jak chciałbym móc biegać, jak przebiegnę dystans ze szkoły na pks, trasę odwrotną czy z przystanku do domu (jak pada itd) to kręgosłup boli kilka godzin bardziej niż zwykle :x
Gratuluję świetnego wyniku i powodzenia w dążeniu do celu :D Kenhill - 19:14 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj
Mam dziwne wrażenie, że Ty jak i inni uczestnicy mają jedną nogę bardziej opaloną O.o Lub jak kto woli jedną mniej :D
No i może to dziwne, ale nawet nie wiesz jak chciałbym móc biegać, jak przebiegnę dystans ze szkoły na pks, trasę odwrotną czy z przystanku do domu (jak pada itd) to kręgosłup boli kilka godzin bardziej niż zwykle :x
Gratuluję świetnego wyniku i powodzenia w dążeniu do celu :D Kenhill - 19:14 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj
Wow ty biegasz! 40km? SZOK! Ja po 5km na WOŚPIE płuca wypluwałem i co jakiś czas musiałem iść bo mnie zatykało! Szacun!
Ksiegowy - 19:14 poniedziałek, 17 września 2012 | linkuj
Komentuj