Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:1005.45 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:43:09
Średnia prędkość:21.94 km/h
Liczba aktywności:31
Średnio na aktywność:32.43 km i 1h 29m
Więcej statystyk

Szare skarpety.

Wtorek, 11 września 2012 | dodano:11.09.2012Kategoria Praca
Km:57.00Km teren:0.00 Czas:02:34km/h:22.21
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Doprawdy nie wiem jak inaczej zatytułować ten wpis, bo dzisiaj takowe się ze mną rano bawiły w "Catch me if you can".

Zaznaczam, że szare skarpety były podciągnięte jak należy do połowy łydki.

ONE stoją na światłach. Ja nie staję- wyprzedzam.

ONE mijają mnie na Milenijnym (i tak naprawdę tutaj zauważam bijąca po oczach szarość skarpet)

Doganiam JE na światłach na skrzyżowaniu z Pilczycką (i po co ście tak grzały). ONE stoją, ja jadę.

ONE chwilę później mijają mnie na wąskim DDRze przed Astrą (doprawdy nie lubię jak mnie ktoś tam wyprzedza).

Doganiam JE na kolejnych światłach na skrzyżowaniu (i po ście tak grzały).

Tam już zjeżdżam na chwilę na ulice do kolejnego skrzyżowania by nie czekać na pasach dla rowerów. Szarość skarpet pozostaje w tyle. Dobrze, że mnie na Gądowiance nie wzięły, bo chyba bym zwątpiła w swoje nogi.

Do pracy, z pracy, do pracy z pracy.


Prawie dzisiaj wzrok straciłam. Jak mi się wydawało, że akumulator w pro noise padł i włączyłam ją bacznie wpatrując się w diodę. B-R-A-W-O. Dobrze, że mi źrenic nie wypaliło :P


Położyłam się wczoraj przed 23.00 (!!!), aby się jak człowiek wyspać i wstać z uśmiechem na ustach. Zamiast cudownej nocy miałam jakieś drzemanie i pobudkę z piekła rodem dzięki wieży nastawionej na VOLUME MAX. Zawsze pierwsza dzwoni Nokia, ale tym razem się WYŁĄCZYŁA! Zdrajca. Zdrajczyni. W sumie nie znam płci. Gdyby nie wieża- niezłego bigosu by mi narobiła. Nie lubię bigosu z rana i to na początku tygodnia, bo potem wszystkie kolejne dni jeszcze śmierdzą. Bigosem.

Premia szczęścia.

Poniedziałek, 10 września 2012 | dodano:10.09.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:01:13km/h:25.48
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dzień poczęty śniadaniem złożonym z 3 czekolad z makaronem nie mógł być zły. W pracy same dobre wiadomości.

To takie głupie cały czas się uśmiechać prowadząc zajęcia. Za dużo czek<3lady.

Szybka jazda to i szybki wpis będzie.

DO szybko, bo jak zawsze zamiast za 5 wyjechałam 5 po.

Z szybko, bo... Czekolady chyba jeszcze dawały czadu. Poza tym minęłam jakiegoś mĘżczyznĘ, któremu chyba weszło na ambicję, że jakaś lasia z "FitCurves" na plecach go minęła, bo potem gonił mnie całkiem żwawo. Dopadł mnie syndrom uciekającego króliczka. Uciekającego- nie złapanego.

Poza tym zaliczyłam prawie wszystkie czerwone światła. I jechałam asfaltem na Kasprowicza zamiast falować DDRem. Tyle grzechów, Lucyfer już zaciesza...

Pastaweek zaczęłam, poza tym w tym tygodniu będę się wysypiać >6 godzin. I o ludzkiej porze wyląduję w łóżku.


Nie wiem czy pisałam w poprzednim wpisie, ale SŁUPKI GŁUPKI na Sycowskiej już nie są połączone łańcuchami. ANI jeden. Nawet uchwytów do tych łańcuchów nie ma. Chyba ktoś dostał odgórny nakaz ^^

Ładne:

Wystawa, której nie było.

Niedziela, 9 września 2012 | dodano:09.09.2012
Km:36.77Km teren:0.00 Czas:01:40km/h:22.06
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
W zasadzie to była, ale nas nie było. Bylibyśmy, ale nie dojechaliśmy. Więc nie wiemy czy była. Ale o tym potem.

Wczoraj zatankowałam do pełna, dzisiaj trzeba było wykorzystać pełny bak.

Przed 9.00 zjadłam jeszcze ostatni kawałek ciasta i kanapkę z masłem. Dwie godziny leżakowania, drzemania. Leniwie wstałam. Wiedziałam, ze dzisiaj ostatni dzień, w który mogę zrobić jakiś dłuższy dystans przed maratonem. Nie powiem, żeby mi się chciało, ale...

Ale się zebrałam. Dopiero po 12.00 ruszyłam. Ładne tempo od pierwszych kilometrów poszło- 5:30/km.



Po 3 km wizyta na stacji- kontrola czystości sanitariatów na Lukoil.

Testowałam dzisiaj bieg z pasem i bidonem. Po 5 km zaczęła mnie łapać kolka pod żebrem. Z palcem wciśniętym pod ostatnie żebro dobiegłam do 8. kilometra. Nieźle się wkurzyłam, że mógłby być nowy rekord półmaratonu, a tu takie kłucie niweczy moje plany!

"Pieprzłam" w krzaki pas z bidonem i koszulką (zapasową, nie żebym w samym topie hasała).

Jakbym skrzydeł dostała. Kolka odpuściła. Po 10 km trochę zwolniłam. Po 12. wyłączyłam przypadkowo endo. A potem co kilometr to gorzej. 6:15, 6:05, 6:10, 6:20. Zatęskniłam za pieprzniętym w krzaki bidonem. I paliwo się skończyło.

Stwierdziłam, że nie ma sensu klepać dalej do 20 km, skoro pewnie ostatni km zrobię w 7 minut. Kończę bieg na 16. kilometrze.



Niestety do krzaków, w których zostawiłam dobytek brakowało mi 5 km. To już marszobieg był.

Biegnidę po swoje rzeczy, a tu Arczi dzwoni czy bym z nim nie pojechała na wystawę starych rowerów.

Nie wiem, nie wiem... Kurdę, szkoda nie zobaczyć, ale nie wiem... Poleżałabym, książkę poczytała, nogi do góry wyłożyła, nie wiem... Wiem, że manicure i pedicure muszę zrobić, nie chce mi się, nie wiem... Lody bym wszamała, "Bezsenności" się oddała. Ale Arczi... Tak tęsknił. Tak dawno śmy się nie widzieli. Nie mogłam mu tego zrobić. Nie wiem, nie chce mi się, ale... No doooooobra.

"Bądź o wpół do." Poszedł sms. A może jeszcze jednak odwołać? Nie wiem...

Cholera dosyć daleko te krzaki z moimi rzeczami były! Autobus przyjechał za wcześnie, ja byłam za wolna... Wsiadłam w następny, w domu uzupełniłam cukry winogronem i brzoskwiniami. Względnie szybki prysznic (Arczi już czeka). Zestaw małego tynkarza. Domowy fryzjer. Czekał tylko 10 minut.

Wystawa czynna do 17.00, wyjechaliśmy 15.50. I może byśmy się załapali na sprzątanie śmieci po imprezie, gdyby nie...

"Noż kurdĘ, ja nie mogĘ!" Arczi i jego bylegównołapiąca kolarzówka.



"Dlaczego to koło nie chce się ściągnąć?! Pomogłabyś!" :D



Zielony okruszek. O ironio- pewnie z butelki Heinekena...



Wybiła 17.00 nim A. zdołał koło umiejscowić ponownie w ramie. Nie daję się przekonać i zarządzam powrót do domu- nie pojadę tam wydeptanej trawy oglądać. Nawet na zbieranie śmieci byśmy się nie załapali. Arczi próbuje mi wjechać na ambicje, ale odmawiam. Chcę być w domu na 18.00. Pedicure, manicure, King i te sprawy.

Wracamy okrężnie przez Krzyżanowice, a tam... Szok! Przygotowana na kolejną dawkę masażu antycellulitowego szczerze się zawiodłam. To co jeszcze niedawno powodowało w czasie jazdy masaż mięśni głębokich:



Zamieniło się w drogę mlekiem i miodem płynącą, po której się sunie jak w najpiękniejszych snach:



I tak w domu byłam dopiero przed 19.00. Rama pokryta kolejnym "czymś". To jeszcze nie kolor, nie-e :) Kompletne malowanie w tygodniu, dwa dni na wyschnięcie i aż 30 dni do pełnego utwardzenia. Aż się boję zabrać za ponowne skręcanie roweru. Chyba muszę sobie pomoc załatwić, bo jak znowu czegoś nie będę umiała zrobić skończy się to nadmiernym napięciem nerwowym. Złość piękności szkodzi, ot dlatego muszę dbać o to co jeszcze ocalało...

Lakier+piwo

Sobota, 8 września 2012 | dodano:08.09.2012
Km:9.00Km teren:0.00 Czas:00:25km/h:21.60
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Rano o 10.00 skoro świt zerwałam się z łóżka i pojechałam po bazę i utwardzacz do malowania ramy. Poprosiłam o wzornik kolorów, a miły (i przystojny) sprzedawca "rzucił" mi na blat 4 zestawy. 4 zestawy koloru X, a w każdym zestawie znajdowało się jakieś 20-25 odcieni. Szyba matematyka: 4x25 daje 100. 100 odcieni jednego koloru. I poszła tam kobieta, która pół godziny zastanawia się nad wyborem pomiędzy DWIEMA bluzkami (życiowe dylematy...).

Nie wiem co podziałało na mnie motywująco- czy ten sprzedawca, czy fakt, że tak naprawdę różnicy pomiędzy niektórymi odcieniami nie widziałam i wyboru dokonałam w niecałą minutę.

Lakier 300 ml 57 zł, utwardzacz 150 ml 15 zł.

Szczerze? Jakby tak policzyć ilość godzin poświęconych na czyszczenie ramy, dodać koszt papieru ściernego, resztki rozpuszczalnika lakieru, kwotę zapłaconą za lakier, utwardzacz, podkład po lakier i ilość godzin poświęconych przez brata na malowanie... Pewnie bardziej opłaciło by się za te 150 zł oddać ją w fachowe ręce.

ALE... Ale wartość tego roweru będzie kilkakrotnie dla mnie wyższa mając świadomość ile czasu w jego odpicowanie włożyłam i ile skóry z paliczków pozdzierałam. Jak mi ktoś go spróbuje uszkodzić to nie omieszkam przetestować gazu pieprzowego.

Gdy brat zajmował się ramą pojechałam zabrać jeszcze po olimpowej imprezie reklamówkę pełną niepasteryzowanych piw. Nikt się do nich nie przyznał, więc zapłacę nimi za malowanie (;



Szorowania ramy część druga...

Piątek, 7 września 2012 | dodano:07.09.2012Kategoria Praca
Km:31.20Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Miał być trening biegowy, ale za duże śniadanie było i za bardzo wkręciłam się w usuwanie lakieru z ramy. Dziś wspomagałam się chemikaliami- podkradłam bratu 3V3 i po 20 minutach od naniesienia na ramę uzyskałam taki efekt:



Az mi serce urosło jak to zobaczyłam! Wystarczyła mała szpatułka i szczotka druciana, aby w parę minut pozbyć się lakieru.

Ciężko nanieść równomiernie ten preparat, bo spływa- stąd jego miejscowe działanie. Ale co nie zejdzie samo doszoruję papierem ściernym. A przynajmniej z pomocą szczoty i 3V3 usunęłam starą bazę z trudno dostępnych miejsc.

Poza tym podróż na Treku do i z pracy. Na nikogo nie nakrzyczałam, nikogo nie przejechałam. Nikt na mnie nie nakrzyczał, nikt nie przejechał. Taki miły piąteczek.

A wracając koło 21.00 na Bora-Komorowskiego przy skrzyżowaniu z Irkucką zastawiając nieco DDR stanął sobie wóz policyjny. Zastanawiam się czy tak po prostu sobie stanęli czy polowali na kogoś. Mnie nie mieli za co zatrzymać. Chyba że za brak kamizelki odblaskowej...

Do pracy i do pracy.

Czwartek, 6 września 2012 | dodano:06.09.2012Kategoria Praca
Km:42.50Km teren:0.00 Czas:01:55km/h:22.17
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Jedyna pewna rzecz w dniu dzisiejszym była taka, że z pracy wrócę rowerem. Plany na dotarcie były do wyboru:

A. Biegiem
B. Na rolkach

Plan B mógłby pokrzyżować deszcz, więc jedynym pewnym środkiem transportu byłyby nogi. Jednak biorąc pod uwagę fakt przemęczenia podudzi i 4 godzin snu wykluł się plan C, który zakładał bieg w ostateczności gdyby był deszcz.

C. Pobudka o 5.00 rano. Deszcz- biegniem. Suchu- na rolkach jedziem

Szczęśliwie ani kropla z nieba nie spadła. Wszak po pierwszej pobudce w mych ust wymknęły się słowa, które z reguły wypowiada się jako pierwsze po obudzeniu się na ogromnym kacu.

Czy jest na sali lekarz?!

Środa, 5 września 2012 | dodano:05.09.2012Kategoria Praca
Km:15.50Km teren:0.00 Czas:00:35km/h:26.57
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Zaznaczam, ze ginekolog na nic się tu zda!

Co może być przyczyną uwypuklenia kości grochowatej? Przy chociażby dotyku i przywodzeniu dłoni odczuwalny dosyć mocny ból. Nie kojarzę, żebym się uderzyła, w pewnym momencie po prostu zaczęła boleć ręka podczas ruchów w stawie promieniowo-nadgarstkowym. Bo już się naczytałam o złamaniach, powstawaniu stawów rzekomych co mnie ani trochę nie uspokoiło. Wcześniej był problem z tym nadgarstkiem po tripie nad morze (przy robieniu pompek bolał). Potem przeszło i teraz takie cuda.




Leniwy poranek. PORANEK. Dobre sobie. Przedpołudnie, południe i popołudnie. 11-13.

Wpadła gŻanka. Na lunch:



Lody czekoladowe z polewa bananowo-czekoladową i białymi Michałkami. Zaznaczam, ze lody były te najtańsze robione na mleku, więc w zasadzie posiłek niskokaloryczny :P

Beztrosko... Wpieprzamy te setki kalorii, które trzeba będzie spożytkować.




Niejeden (kot) chciałby się pałętać między takimi nogami:



Moja hodowla. Kiedyś będzie tarantulą.




gŻanka grzała swe nogi na słońcu, a ja relaksowałam... "Relaksowałam" się szorując lakier z widelca WRW.



Brat uznał, że nie trzeba zdzierać lakieru do samej stali, więc taki stopień zmatowienia powinien wystarczyć do pokrycia nową bazą.




Po ściernej sielance 15 km do pracy, parę godzin treningu, powrót biegiem. Cóż to był za przyjemny bieg dzisiaj! A raczej mógłby być gdyby nie zmęczenie nóg po 5 km odczuwalne jak po półmaratonie. Kości piszczelowe dają w kość ;) Rozsądnie nie chcąc przedobrzyć zakończyłam bieg na 10 km i pozostałe 6 kosztowało mnie 1,50 zł. Bilet autobusowy. A mógłby być taki ładny czas na 15 km...

Słoneczko nasze rozchmurz buzię!

Wtorek, 4 września 2012 | dodano:04.09.2012Kategoria Praca
Km:59.00Km teren:0.00 Czas:02:29km/h:23.76
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Praca 1, dom, praca 2, dom.

Taka ciekawa wycieczka :P

Podczas podróży do pracy 2 od Mostów Warszawskich do Trzebnickich trzymałam się na kole pewnego rowerzysty- dobrze, że tempo niezłe narzucił. Samej by mi się nie chciało zmusić do mocniejszego przyciśnięcia, a jak zawsze czas na dojazd miałam wyliczony niemal co do minuty. Przydało się podprowadzenie.

Albo się przesłyszałam, albo w drodze powrotnej dwie "dziunie" mnie przeprosiły, gdy dzwonkiem zgoniłam je z DDRu.

Poza tym w końcu dzisiaj pojawiło się słońce! Brakowało go, bardzo...

Co do WRW- ramę spróbuję sama oczyścić, farbę utwardzacz nałoży brat za pomocą urządzenia, którym kolorował sobie Jawę.

Brak czasu na treningi, znowu będzie kumulacja. W tym tygodniu (w zasadzie od czwartku!) jeszcze km nie pokonałam biegiem. Trzeba nadrobić. 10 dni!!!


Niedzielny kot-komandos. Dużo by mu ten kapelusz dał... ;)

Gdzie niedziela?!

Poniedziałek, 3 września 2012 | dodano:03.09.2012Kategoria Praca
Km:35.50Km teren:0.00 Czas:01:42km/h:20.88
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Znowu poniedziałek! Tyle z tej niedzieli miałam co nic. Jeden dzień odpoczynku i znowu cały tydzień zawalony.

Na Krakowskiej krzyknęli do 250 zł za piaskowanie i malowanie. HAHAHAHAHA. Ale znalazłam już miejsce gdzie zrobią mi to dobrze za 150. Toż to 3x drożej niż wartość ramy, ale cóż... Pewnie, że bardziej by się opłacało kupić nowy rower, ale wiecie- nie o to chodzi. Chodzi o zrobienie czegoś po swojemu, zrealizowanie pomysłu i fantazji.

Bolą mnie kości piszczelowe. Ból odczuwalny z przodu. Nasila się przy wyskokach, wspięciach na palce. Jakieś pomysły? Za mało rozciągania?

Panieneczka w szpileczkach.

Niedziela, 2 września 2012 | dodano:02.09.2012
Km:17.80Km teren:0.00 Czas:01:00km/h:17.80
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:
Krótka rundka na Wiejskim po piłkę do siatki, na kawę z gŻanką i do domu.



Dziś w ramach niedzielnego odpoczynku rozbieranie ramy Wiejskiego do zera. Będzie malowanie!



Kot z powątpiewaniem ziewnął w moją stronę zastanawiając się jak można w niedzielę NIE LEŻEĆ.



Koci spokój zakłócił szczeniak z sąsiedztwa.



Nawet nie wiedziałam, że jest taki puszysty!



Komandos czaił się za kapeluszem bacznie obserwując rudego intruza.



Każda wiedźma ma czarnego kota.



W końcu! Odczepili się... Obudźcie mnie w piątek!




Moje najnowsze odkrycie- burleska!

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum