Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Grudzień, 2012

Dystans całkowity:664.30 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:35:20
Średnia prędkość:18.29 km/h
Liczba aktywności:23
Średnio na aktywność:28.88 km i 1h 36m
Więcej statystyk

Na koniec świata po raz drugi

Niedziela, 23 grudnia 2012 | dodano:23.12.2012Kategoria Królowa Szos
Km:5.00Km teren:0.00 Czas:00:20km/h:15.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Po pieczarki. Znów. Nie żeby tym razem kolejka była mniejsza, wręcz przeciwnie. Nie dość, że kolejka większa, cena wyższa niż była to jeszcze pieczarki mniejsze. Czas stania w kolejce wykorzystałam na obdzwonienie znajomych, sprawdzenie poczty, fejsika, przegląd wiadomości dnia, podrapanie się po nosie.

Dostałam pieczarki.

A koszyk na kubek termiczny przy Królowej Szos to naprawdę cudny pomysł. Jadę, popijam sobie gorącą herbatę, czilluję się... A ludzie pewnie widząc rower, ostrzegawczą tabliczkę i kubek termiczny w ręce pewnie myślą "Też bym chciał taki rower!" :D


150 trufli na koniec świata

Piątek, 21 grudnia 2012 | dodano:22.12.2012
Km:35.00Km teren:0.00 Czas:01:21km/h:25.93
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Turlane z Martą przez dwie godziny.






Pogubiłam się dzisiaj we Wrocławiu, że aż wstyd :D Za pierwszym razem nie mogłam trafić do Marty na Dubois. Byłam na Dubois, ale nie mogłam, się kompletnie odnaleźć.

Miałyśmy obejrzeć film- zepsuł się zasilacz do laptopa (przynajmniej tak nam się wydawało. Chcąc <obejrzeć film> nie chcąc <wychodzić na zewnątrz> zebrałam się i podjechałam do Media Marktu po nowy zasilacz.

I ponownie się zgubiłam. Kolejny raz nie mogłam odnaleźć się na Dubois. Gdy tak bezradnie się rozglądałam szukając charakterystycznego punktu w postaci "Żabki" zaczęłam się już wkurzać i kląć pod nosem (na siebie). Tym bardziej, że owa "Żabka" jest zaraz za mostem, przez który przejeżdżałam...

A laptop jak nie działał tak nie działał. Kontrolka ładowania baterii nawet się nie świeciła.

Cóż nam zostało- 6 kanałów w starym telewizorze.

Obejrzałyśmy "Goło i wesoło", kawałek "Tunelu" i reklamy.

Po 23.00 się zebrałam na powrót. Chciałam wrócić w stronę Zakrzowa tak jak jedzie autobus. Zadowolona śledziłam przystanki, na których widniała linia 128. Mina mi nieco zrzedła gdy znalazłam się obok Tesco. Może i jechałam po linii autobusu, ale w przeciwną stronę niż zamierzałam. Pewne jest to, że w rajdach na orientację startować nie powinnam :D

Ta zniewaga rozjechania wymaga!

Czwartek, 20 grudnia 2012 | dodano:21.12.2012Kategoria Praca
Km:27.00Km teren:0.00 Czas:01:26km/h:18.84
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Jadę DDRem, mijam idącego obok pana. Będąc na jego wysokości przed twarzą przeleciał mi niedopałek z papierosa i odbił się od mojej ręki. Jak krzyknęłam do niego "Wesołych świąt!" to się cały przystanek popatrzył w naszą stronę.

Nie zatrzymałam się, pan z uśmiechem (uśmiechem w stylu "Oj, ale ze mnie głupek") odkrzyknął "Ups, sorry!".

Nie było to umyślne, wiem. Dobrze, że nie był żulem z ruskim szampanem i nie wyrzucał właśnie butelki, bo zostać znokautowanym tuż przed gwiazdką przez równowartość pięciu złotych- to by dopiero było nieszczęście!


Zniewaga nr 2.

Jadę wałami w stronę Mostów Trzebnickich.

Na przejściu dla pieszych przejeździe dla rowerów czerwone.

Jadę, jadę, dojeżdżam...

Zielone! Widzę, że jeden samochód zatrzymał się w połowie pasów. Piesi przechodzą.

Gazuję (pedałuję), żeby zdążyć.

Zielone mruga- wjeżdżam na pasy i hamuję nim przejadę przed maską tego co się nie wyrobił z hamowaniem... Zatrzymuję się, bo widzę, że się nie rozgląda czy ktoś jeszcze nie przechodzi/przejeżdża.

W tym momencie zrobiło się czerwone, on mnie zobaczył i podniósł na mnie głos:

&


Zrobiłam tylko gest "up" (uniesienie ręki z rzuceniem beznadziejnego spojrzenia w stylu "Panie, co pan robisz!") i pognałam dalej.

Codzienność miejskiej dżungli. Tylko papierosami we mnie każdego dnia nie cisną :)

Między zajęciami zajrzałam do Magnolii, żeby znaleźć coś na prezent dla tych co jeszcze nie mają. Weszłam i poczułam się zagubiona. Nie wiem gdzie co jest, gdzie jaki sklep... Weszłam do Empiku, przeszłam się... Stwierdziłam, że tam i tak nic nie kupię. Książka? Zbyt banalne. A wszystko inne w cenach takich, że nawet gdyby to miało związek z rowerem czy górami to bym nie kupiła. Ot- terminarz rowerowy. Jak znalazł do dla mnie. Ale 30 zł? E. 50 minut skakania. E. Odłożyłam.


Jazda powrotna była niesamowitym wyzwaniem. W plecaku bowiem ukryłam 3 połówki Soplicy orzechowej i do tego w prezencie dostałam nieruski szampan. Orzechówkę kupiłam do trufli.

*ilustracja zaczerpnięta z "Bajki o Somku Wawelskim"

Po różowe buty.

Środa, 19 grudnia 2012 | dodano:19.12.2012
Km:32.00Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:21.33
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Wczoraj upatrzyłam sobie różowe pantofle. Niestety zapomniałam swojego karminowego portfela, w związku z czym nie mogłam się stać ich szczęśliwą posiadaczką. Poprosiłam panią w czerwonej bluzce, aby odłożyła mi różowe buty do godziny 11.00.

Zmuszona dzisiaj byłam wstać skoro świt z spod zielonej kołdry o 9.15, ogarnąć się i przejechać w pocie czoła na białym Treku 15 km. W sklepie byłam dokładnie o 10.59.

Nie chce mi się robić zdjęć, więc dla zobrazowania porównam buty do apaszki. Są tak samo różowe. Będą idealnie pasować do pancerzy ;)



Wpadłam jeszcze do rowerowej budki koło Astry- kupiłam okładziny do hamulców (nie wiem czy przypadkiem już nie hamuję samą obudową klocka ;)). Do tego wzięłam jeszcze dla mamy na Dziadomrozowy prezent wielki kosz na zakupy mocowany do bagażnika. Żeby mogła więcej ziemniaków zmieścić :)



Poza tym kupiłam różową piżamę i rajtki na rower. Z różowymi (i zielonymi!) wstawkami.

Obejrzyjcie do końca, coty są cool.

"Wściekłe psy 3"

Wtorek, 18 grudnia 2012 | dodano:18.12.2012Kategoria Praca
Km:33.00Km teren:0.00 Czas:01:40km/h:19.80
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Nie łudźcie się, nic mnie nie pogryzło ani nie napadło.

Nic się dzisiaj nie działo w sumie (standardowe potyczki przy poruszaniu się w mieście).

1. Na pewno to z czego jestem zadowolona to soczewki, które kupiłam przed wyjazdem w Tatry. Można ja nosić bez ściągania na noc. Szczerze się obawiałam co się stanie z moimi oczami po spaniu w soczewkach, ale jak się obudziłam to nawet zapomniałam, że je mam. Cudo. Nie będę musiała biegać w Hiszpanii w okularach.

2. Rezygnuję z Zimowej Korony Gór Polski- weekendowy wyjazd uświadomił mi na co się piszę. Co innego zapieprzać dwa- trzy dni w górach, co innego 8-10. Zero przyjemności w skrajnym wyczerpaniu zapewne. 28 szczytów. Lubię wyzwania i być może bym się skusiła (na pewno bym się skusiła) na łojenie tego z resztą ekipy gdyby nie fakt, że Koronę możemy skończyć 13. stycznia dopiero, a już 15. następny wyjazd. Poza tym opuściłabym dwa ostatnie tygodnie semestru. Zbyt dużo "przeciw" się nazbierało.

A teraz zamiast bajki o Smoku Wawelskim "Wściekłe psy 3" (uwaga- zanim odtworzysz ten film zastanów się czy chcesz stracić prawie 2 minuty swojego życia)



Jestem lama. W rzeczach do zrobienia na 2012 rok miałam zaliczenie "Dziadka do orzechów". Przegapiłam, już nie wystawiają... Jakość słaba, ale z dostępnych na YT interpretacji "Walca kwiatów" ta mi się najbardziej podoba.

Grudniowe Tatry czyli kisiel z baterii.

Poniedziałek, 17 grudnia 2012 | dodano:17.12.2012
Km:18.00Km teren:0.00 Czas:01:00km/h:18.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dzisiejsze km jazdy na uczelnię :)

------------------------------------------------------


"Magda... Nie chciałabyś w góry jechać?"
"Kiedy?"
"W piątek"
"W sumie chciałabym"

Po Olimpowej wigilii w piątek zostałam zgarnięta przez zacną ekipę w liczbie czterech panów.

W Tychach przesiedliśmy się do większego auta i jechaliśmy już ekipą sześcioosobową. W tym jedna ja.

Pięciu wspaniałych:



I ona (niemniej wspaniała :D)



Nie nam samym przyszło do głowy, żeby w taką fatalną, deszczową pogodę zdobywać góry (i młodą piersią chłonąć wiatr). W Palenicy byliśmy koło 3-4 rano. Przespaliśmy się do 8.00 jeszcze w samochodzie, a potem w drogę.







Odbiliśmy z czerwonego szlaku w stronę Doliny Pięciu Stawów gdzie w schronisku przyszedł czas na ziemniaki w proszku.



Deszcz zamienił się w śnieg co było bardziej przyjemne, choć w zestawie z wiatrem i tak utrudniało znalezienie miejsce na nocleg. Godzina drogi od schroniska...



I znaleźliśmy miejscówkę!



"To my rozkładamy, a Ty rób zdjęcia" :D



Przesyłka!



Całą noc... Padał śnieg...





"Nabierz śniegu, zrobimy kisiel!"

Nabrali.

Zrobili.

Zjedli.

I zajrzeli na dno:



:D Cóż, nie miałam szansy spróbować tego ołowianego kisielu, ale za to nasz namiot przygotował na kolację... Zaprawę makaronową :P




Wychylasz głowę z namiotu i...





Opad ustały, słońce wyszło, doskonała widoczność. Pogoda wymarzona! Zaczęliśmy koło 8.30 (a obudziliśmy się o 6.00 :P). Wyłączyłam endo jak mi chwycił telefon Słowacką sieć (za zabawy z endo w maju na Bałkanach zapłaciłam 150 zł...)




Wytyczaliśmy szlak, którym kierowali się później inni piechurzy. Droga była trudna- świeży śnieg, niestabilne skały. Nie raz noga wpadała w wielką dziurę przykrytą śniegiem. Raki zapewniały przyczepność i pozwalały wdrapać się na skały, na których wejście w samych butach wiązało się z większym ryzykiem.





A jeszcze wczoraj mgła, śnieg i wiatr...



Grań Koziego Wierchu.





Oni już doszli! A ja z tyłu radząc sobie bez czekana powoli się wdrapywałam co chwilę sięgając po aparat napawając się widokami...





Na najwyższy wierzchołek poszedł tylko Żłob(p)ek- przejście było dość ryzykowne ze względu na świeży, niezamarznięty śnieg.





W końcu i ja miałam swoją chwilę na szczycie Koziego Wierchu!



Podobnie jak rok temu :)



Spora część drogi powrotnej oznaczała zjazd. Przyjemność ze zjazdu odbierały momentami bardziej wystające skały (If you know waht I mean ;))



Momenty poczucia, że straciło się kontrolę nad prędkością zjazdu i hamowaniem dostarczały małej dawki adrenaliny.


Zejście było ciężkie ze względu na wspomniane wcześniej bujające się skały i szczeliny. Na szczęście kostki całe, kolana również (w całej ekipie) tylko siniaków trochę na "płozach" ;)) i piszczelach.

Ponownie trafiliśmy do Schroniska w Dolinie 5 Stawów gdzie chcąc odciążyć plecaki wyjadaliśmy to co do zjedzenia było.

"Gdzie te zupki chińskie?"



"O, idą!"




Koło godziny 14.00 gdy ruszyliśmy w stronę Palenicy pogoda przypominała już tą wczorajszą- tym bardziej cieszyliśmy się z warunków, które nas zastały w trakcie ataku Koziego :)




W Tychach ponownie przesiadka do "pięcioosobowówki" i wizyta w chińczyku ku pokrzepieniu pustych żołądków :)

Pieczarki i makaron w sakwach ;)

Piątek, 14 grudnia 2012 | dodano:17.12.2012
Km:5.00Km teren:0.00 Czas:00:15km/h:20.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Pojechałam na koniec świata 2 km po pieczarki do warzywniaka. W sumie byłam gotowa przepłacić nawet dwukrotnie za te co bliżej sprzedają, ale jak zobaczyłam te pieczarunie wielkości mego małego palca to jednak się przemogłam.

Szybko mój entuzjazm nie trwał, wszak w słynnym warzywniaku na Psim Polu kolejka wychodziła za drzwi. Fakt, że pieczarki były dwa razy tańsze. Fakt, że były duże. Ale ich wielkość nie wygrała z długością kolejki, którą tworzyły babuleńki.

Na Olimpową Wigilę postanowiłam więc zrobić trufle.

Małe to, zrobione w godzinę (sztuk 50) a wszyscy się zajadali. Każde "omnomnomnom" przy rozgryzaniu trufli odbierałam jako komplement.




Poza tym jeszcze zajechałam na pocztę po odbiór zamówionego egzemplarza...

Wykańczający czwartek.

Czwartek, 13 grudnia 2012 | dodano:13.12.2012Kategoria Praca
Km:39.00Km teren:0.00 Czas:02:30km/h:15.60
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Najpierw do biblioteki poudawać, że czegoś szukam do pracy mgr, potem do promotora pościemniać, że mocno jestem zaangażowana w temat (którego nota bene jeszcze nie mam... :P).

Promo miał konsultacje od 15.00. Wpadam 14.55, a tam korytarz pełen ludzi. Telefonicznie się z DeeRem dogadałam, że wejdę jako pierwsza, bo na 16.00 mam do pracy. Fakt ten w oczach czekających w kolejce studentów wcale do nich nie przemówił :P Cóż, jak się jest na piątym roku ma się inne przywileje niż na pierwszym (na pierwszy w zasadzie nie ma się żadnych).

Promo się i tak spóźnił, do pracy dojechałam prawie na styk.

Godzina zajęć
45 minut treningu w tym 30 minut podbiegów w intensywnością 91% HRmax
2 godziny zajęć

Oraz na koniec dobijający powrót do domu. Dystans 14 km jechałam GODZINĘ. Wcale nie było trudnych warunków. Chociaż nie, były... Trudne warunki w mojej głowie. Momentami na pustej drodze jechałam z zamkniętymi oczami. Po prostu wykończona.

Na tyle, że zamiast prysznica marzyłam dzisiaj o rozpuszczeniu się w wannie z gorącą wodą. Kolejne marzenie spełnione! Do tego gorąca earl grey z miodem i odżyłam. Na tyle by mieć siłę zrobić wpis i umyć zęby.

Tym samym bajka o Smoku Wawelskim znowu musi poczekać...

Uczelnia.

Środa, 12 grudnia 2012 | dodano:12.12.2012
Km:19.30Km teren:0.00 Czas:01:10km/h:16.54
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Przeanalizowałam swój dzień i w sumie nic rowerowego ciekawego mnie dzisiaj nie zaskoczyło. Kilku rowerzystów mijałam, samochody nie witają mnie fanfarami gdy toczę się jezdnią. Albo podziwiają, albo klną po cichu. Optymistycznie założę wersję pierwszą.

Dzisiaj trochę po Parku Szczytnickim wykręciłam przed zajęciami- poćwiczyłam ŁAPĘ jadąc po wydeptanym śniegu. Przyda się do wspinaczki na Rysy.

Widzieli? :D



A teraz wstęp.

Pewnego dnia, dwie niewiasty postanowiły odwiedzić Smoka Wawelskiego...





Jak ja nie lubię...

Wtorek, 11 grudnia 2012 | dodano:11.12.2012
Km:31.00Km teren:0.00 Czas:01:50km/h:16.91
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
poniedziałków. Tak wiem, że dzisiaj wtorek, ale u mnie poniedziałki są we wtorki. Wróciłam z Wawelu ze świadomością konieczności zmiany dętki w rowerze.

Walczyłam ze ściągnięciem opony 10 minut. Taka jakby nierozciągnięta... Musiałam wszystkie swoje bicepsy i tricepsy zaangażować w proces wymiany ogumienia.

Do i z pracy. Nieodśnieżone DDRy, chodniki spychają mnie na ulice. Całkiem dobrze sobie Trek radzi w tych warunkach. Poza koleinami w śniegu :)

A co do odśnieżania DDRów we Wrocławiu...

2 miesiące temu...

"W połowie października Urząd Miasta Wrocław zorganizował pilotażowo pierwszą akcję zachęcającą rowerzystów do jazdy także w zimę. Akcja pod tytułem "Nie porzucaj mnie zimą" odbywała się przy drodze rowerowej na ulicy Powstańców Śląskich (naprzeciwko Arkad Wrocławskich).

Każdy rowerzysta przejeżdżający tą ruchliwą trasą rowerową mógł się dowiedzieć jak przygotować siebie i swój pojazd do zimy. Oprócz tego pracownicy sekcji rowerowej Urzędu Miejskiego we Wrocławiu, z oficerem rowerowym na czele, smarowali cyklistom łańcuchy. Można też było dopompować koła w swoich jednośladach. Dla rowerzystów przewidziane były też upominki od lokalnych sponsorów."

A dziś...

"- Odśnieżymy tylko ważne z punktu widzenia komunikacyjnego kontrapasy dla rowerów oraz ciągi pieszo - rowerowe (chodnik, gdzie wytyczony jest pas dla roweru) np. na Powstańców Śląskich, Armii Krajowej czy ulicy Legnickiej. Żadne z dużych miast Polski nie odśnieża wszystkich ścieżek. Ten zakres, który my proponujemy w zupełności wystarczy."


I to by było na tyle jeśli chodzi o zachęcanie do jazdy na rowerze zimą. O ile mnie to nie zniechęci to wcale się nie dziwię, że większość zrezygnuje- nie każdy potrafi manewrować na śniegu bez wywrotki.



Bajka o Smoku Wawelskim innym razem.




"All I can". I wszystko co do tej pory w życiu robiłam wydaje się bezpieczne jak leżakowanie w przedszkolu.

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum