Grudniowe Tatry czyli kisiel z baterii.
Poniedziałek, 17 grudnia 2012 | dodano:17.12.2012
Km: | 18.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 18.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Dzisiejsze km jazdy na uczelnię :)
------------------------------------------------------
"Magda... Nie chciałabyś w góry jechać?"
"Kiedy?"
"W piątek"
"W sumie chciałabym"
Po Olimpowej wigilii w piątek zostałam zgarnięta przez zacną ekipę w liczbie czterech panów.
W Tychach przesiedliśmy się do większego auta i jechaliśmy już ekipą sześcioosobową. W tym jedna ja.
Pięciu wspaniałych:
I ona (niemniej wspaniała :D)
Nie nam samym przyszło do głowy, żeby w taką fatalną, deszczową pogodę zdobywać góry (i młodą piersią chłonąć wiatr). W Palenicy byliśmy koło 3-4 rano. Przespaliśmy się do 8.00 jeszcze w samochodzie, a potem w drogę.
Odbiliśmy z czerwonego szlaku w stronę Doliny Pięciu Stawów gdzie w schronisku przyszedł czas na ziemniaki w proszku.
Deszcz zamienił się w śnieg co było bardziej przyjemne, choć w zestawie z wiatrem i tak utrudniało znalezienie miejsce na nocleg. Godzina drogi od schroniska...
I znaleźliśmy miejscówkę!
"To my rozkładamy, a Ty rób zdjęcia" :D
Przesyłka!
Całą noc... Padał śnieg...
"Nabierz śniegu, zrobimy kisiel!"
Nabrali.
Zrobili.
Zjedli.
I zajrzeli na dno:
:D Cóż, nie miałam szansy spróbować tego ołowianego kisielu, ale za to nasz namiot przygotował na kolację... Zaprawę makaronową :P
Wychylasz głowę z namiotu i...
Opad ustały, słońce wyszło, doskonała widoczność. Pogoda wymarzona! Zaczęliśmy koło 8.30 (a obudziliśmy się o 6.00 :P). Wyłączyłam endo jak mi chwycił telefon Słowacką sieć (za zabawy z endo w maju na Bałkanach zapłaciłam 150 zł...)
Wytyczaliśmy szlak, którym kierowali się później inni piechurzy. Droga była trudna- świeży śnieg, niestabilne skały. Nie raz noga wpadała w wielką dziurę przykrytą śniegiem. Raki zapewniały przyczepność i pozwalały wdrapać się na skały, na których wejście w samych butach wiązało się z większym ryzykiem.
A jeszcze wczoraj mgła, śnieg i wiatr...
Grań Koziego Wierchu.
Oni już doszli! A ja z tyłu radząc sobie bez czekana powoli się wdrapywałam co chwilę sięgając po aparat napawając się widokami...
Na najwyższy wierzchołek poszedł tylko Żłob(p)ek- przejście było dość ryzykowne ze względu na świeży, niezamarznięty śnieg.
W końcu i ja miałam swoją chwilę na szczycie Koziego Wierchu!
Podobnie jak rok temu :)
Spora część drogi powrotnej oznaczała zjazd. Przyjemność ze zjazdu odbierały momentami bardziej wystające skały (If you know waht I mean ;))
Momenty poczucia, że straciło się kontrolę nad prędkością zjazdu i hamowaniem dostarczały małej dawki adrenaliny.
Zejście było ciężkie ze względu na wspomniane wcześniej bujające się skały i szczeliny. Na szczęście kostki całe, kolana również (w całej ekipie) tylko siniaków trochę na "płozach" ;)) i piszczelach.
Ponownie trafiliśmy do Schroniska w Dolinie 5 Stawów gdzie chcąc odciążyć plecaki wyjadaliśmy to co do zjedzenia było.
"Gdzie te zupki chińskie?"
"O, idą!"
Koło godziny 14.00 gdy ruszyliśmy w stronę Palenicy pogoda przypominała już tą wczorajszą- tym bardziej cieszyliśmy się z warunków, które nas zastały w trakcie ataku Koziego :)
W Tychach ponownie przesiadka do "pięcioosobowówki" i wizyta w chińczyku ku pokrzepieniu pustych żołądków :)
------------------------------------------------------
"Magda... Nie chciałabyś w góry jechać?"
"Kiedy?"
"W piątek"
"W sumie chciałabym"
Po Olimpowej wigilii w piątek zostałam zgarnięta przez zacną ekipę w liczbie czterech panów.
W Tychach przesiedliśmy się do większego auta i jechaliśmy już ekipą sześcioosobową. W tym jedna ja.
Pięciu wspaniałych:
I ona (niemniej wspaniała :D)
Nie nam samym przyszło do głowy, żeby w taką fatalną, deszczową pogodę zdobywać góry (i młodą piersią chłonąć wiatr). W Palenicy byliśmy koło 3-4 rano. Przespaliśmy się do 8.00 jeszcze w samochodzie, a potem w drogę.
Odbiliśmy z czerwonego szlaku w stronę Doliny Pięciu Stawów gdzie w schronisku przyszedł czas na ziemniaki w proszku.
Deszcz zamienił się w śnieg co było bardziej przyjemne, choć w zestawie z wiatrem i tak utrudniało znalezienie miejsce na nocleg. Godzina drogi od schroniska...
I znaleźliśmy miejscówkę!
"To my rozkładamy, a Ty rób zdjęcia" :D
Przesyłka!
Całą noc... Padał śnieg...
"Nabierz śniegu, zrobimy kisiel!"
Nabrali.
Zrobili.
Zjedli.
I zajrzeli na dno:
:D Cóż, nie miałam szansy spróbować tego ołowianego kisielu, ale za to nasz namiot przygotował na kolację... Zaprawę makaronową :P
Wychylasz głowę z namiotu i...
Opad ustały, słońce wyszło, doskonała widoczność. Pogoda wymarzona! Zaczęliśmy koło 8.30 (a obudziliśmy się o 6.00 :P). Wyłączyłam endo jak mi chwycił telefon Słowacką sieć (za zabawy z endo w maju na Bałkanach zapłaciłam 150 zł...)
Wytyczaliśmy szlak, którym kierowali się później inni piechurzy. Droga była trudna- świeży śnieg, niestabilne skały. Nie raz noga wpadała w wielką dziurę przykrytą śniegiem. Raki zapewniały przyczepność i pozwalały wdrapać się na skały, na których wejście w samych butach wiązało się z większym ryzykiem.
A jeszcze wczoraj mgła, śnieg i wiatr...
Grań Koziego Wierchu.
Oni już doszli! A ja z tyłu radząc sobie bez czekana powoli się wdrapywałam co chwilę sięgając po aparat napawając się widokami...
Na najwyższy wierzchołek poszedł tylko Żłob(p)ek- przejście było dość ryzykowne ze względu na świeży, niezamarznięty śnieg.
W końcu i ja miałam swoją chwilę na szczycie Koziego Wierchu!
Podobnie jak rok temu :)
Spora część drogi powrotnej oznaczała zjazd. Przyjemność ze zjazdu odbierały momentami bardziej wystające skały (If you know waht I mean ;))
Momenty poczucia, że straciło się kontrolę nad prędkością zjazdu i hamowaniem dostarczały małej dawki adrenaliny.
Zejście było ciężkie ze względu na wspomniane wcześniej bujające się skały i szczeliny. Na szczęście kostki całe, kolana również (w całej ekipie) tylko siniaków trochę na "płozach" ;)) i piszczelach.
Ponownie trafiliśmy do Schroniska w Dolinie 5 Stawów gdzie chcąc odciążyć plecaki wyjadaliśmy to co do zjedzenia było.
"Gdzie te zupki chińskie?"
"O, idą!"
Koło godziny 14.00 gdy ruszyliśmy w stronę Palenicy pogoda przypominała już tą wczorajszą- tym bardziej cieszyliśmy się z warunków, które nas zastały w trakcie ataku Koziego :)
W Tychach ponownie przesiadka do "pięcioosobowówki" i wizyta w chińczyku ku pokrzepieniu pustych żołądków :)
komentarze
Gratuluję zimowego zdobycia Koziego. Byłem tam dwa w zimie, raz Żlebem Kulczyńskiego a drugi raz granią przy przechodzeniu Orlej.
Przedostatnie zdjęcie - spałem kiedyś na tej kamiennej ławie przed schroniskiem i przyszedł niedźwiedź. Na szczęście tylko mnie obwąchał:) daniel3ttt - 21:41 piątek, 21 grudnia 2012 | linkuj
Przedostatnie zdjęcie - spałem kiedyś na tej kamiennej ławie przed schroniskiem i przyszedł niedźwiedź. Na szczęście tylko mnie obwąchał:) daniel3ttt - 21:41 piątek, 21 grudnia 2012 | linkuj
My byliśmy na Świnicy, szliśmy od Hali Gąsienicowej. :)
Hipek - 14:39 środa, 19 grudnia 2012 | linkuj
Taka ładna pogoda była tylko w niedzielę; wynika z tego, że byliśmy dość blisko o tej samej porze.
Hipek - 13:42 środa, 19 grudnia 2012 | linkuj
Nie widzę daty - kiedy byliście na Kozim? W ostatni weekend, tj. 15-16 XII?
Hipek - 12:50 środa, 19 grudnia 2012 | linkuj
Jakieś 17 lat temu jeździłem, może nie byłbym takim kiepskim uczniem :D
Platon - 21:23 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Mimo że szczerze kocham góry to powyżej pewnego kąta nachylenia podejścia uruchamia się (niech go licho)... lęk wysokości :P
Na szczęście istnieją ludzie, którzy swoje górskie podboje uwieczniają, a potem dzielą się fotami i opisem :D Goofy601 - 16:43 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Na szczęście istnieją ludzie, którzy swoje górskie podboje uwieczniają, a potem dzielą się fotami i opisem :D Goofy601 - 16:43 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Piękne, piękne, przepiękne foty i wycieczka. Wy te namioty rozkładaliście aby zjeść "ołowiankę" i posiedzieć przy Soplicy w kulturalnych warunkach pod dachem? :P Zimno w nocy tak spać pod namiotem na śniegu?
sebekfireman - 16:13 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Jest herbata z prądem, to może być i kiśl ;)
Fajnie, fajnie..
Czekamy jeszcze na zaległą "bajkę o smoku wawelskim"!
mors - 16:02 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Fajnie, fajnie..
Czekamy jeszcze na zaległą "bajkę o smoku wawelskim"!
mors - 16:02 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Coooltowa sprawa.
W PL można tak sobie namiot na dziko rozbić? Szczególnie w górach?
Fajnie byłby kiedyś wybrać się na taką wycieczkę, ale póki co można pooglądać :) kjkj - 09:25 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
W PL można tak sobie namiot na dziko rozbić? Szczególnie w górach?
Fajnie byłby kiedyś wybrać się na taką wycieczkę, ale póki co można pooglądać :) kjkj - 09:25 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Coś niesamowitego, te rozbite namioty w śniegu, cudo !
vanhelsing - 09:19 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
No i mam kolejny powód by tu jeszcze częściej zaglądać :) "Na żywo" w życiu bym czegoś takiego nie zobaczył.
Sam nie wiem czego bardziej gratulować: zdobycia szczytu, fantastycznych widoków przy sprzyjającej pogodzie, czy... niezniszczalnych żołądków :P Goofy601 - 08:32 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Sam nie wiem czego bardziej gratulować: zdobycia szczytu, fantastycznych widoków przy sprzyjającej pogodzie, czy... niezniszczalnych żołądków :P Goofy601 - 08:32 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Świetna wycieczka!
To cud, że wracacie z gór po takim jedzeniu ;-) WrocNam - 05:34 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
To cud, że wracacie z gór po takim jedzeniu ;-) WrocNam - 05:34 wtorek, 18 grudnia 2012 | linkuj
Jeśli kiedyś fundusze pozwolą, to chciałbym zacząć hasać po górach, ale jak patrzę na Twoje zdjęcia, to już wiem, że zacznę od zdobycia górki szczepińskiej w zimie, a następnie może porwę się na Ślężę a.k.a "Sobótkę" :D
Kornal - 22:13 poniedziałek, 17 grudnia 2012 | linkuj
Kornal - 22:13 poniedziałek, 17 grudnia 2012 | linkuj
Zazdroszczę, ja bym chętnie w górach na biegówkach poganiał tylko najpierw ktoś musiałby mnie nauczyć :)
Platon - 21:51 poniedziałek, 17 grudnia 2012 | linkuj
Zgrzeszyłem. Biję się w zapadłą pierś aż huczy. Inni też powinni jeśli mają krztynę przyzwoitości. My tu na BS wypisujemy jakieśmy to hardcorowe km-y na rowerkach kręcili a tu się okazuje, że nas na butach Maratonka rozniosła do szczętu. Szansę ma przebić tą opowieść tylko ten, kto pogryzł w tym samym czasie rekina na Karaibach ;-p
Ale że też Wam się chciało... Na rowerze to cykloza a w górach? limit - 21:02 poniedziałek, 17 grudnia 2012 | linkuj
Komentuj
Ale że też Wam się chciało... Na rowerze to cykloza a w górach? limit - 21:02 poniedziałek, 17 grudnia 2012 | linkuj