Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2012

Dystans całkowity:1911.67 km (w terenie 1.00 km; 0.05%)
Czas w ruchu:91:09
Średnia prędkość:20.63 km/h
Maksymalna prędkość:41.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:171 (86 %)
Maks. tętno średnie:142 (71 %)
Suma kalorii:2615 kcal
Liczba aktywności:28
Średnio na aktywność:68.27 km i 3h 22m
Więcej statystyk

Wymuszenie pierwszeństwa...?

Czwartek, 10 maja 2012 | dodano:10.05.2012
Km:52.31Km teren:0.00 Czas:02:17km/h:22.91
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Na początku chłosta dla mnie i izolatka przez miesiąc.
A było to tak....
Klasyczna głupota i nieuwaga- przejeżdżałam przez DDR patrząc w prawo czy samochód nie jedzie, a starsza kobieta jechała z lewej. W sumie nie zderzyłam się z nią na skrzyżowaniu, tylko w ostatniej chwili szerokim łukiem objechałam, a ona się wystraszyła, skręciła lekko w moją stroną, zahaczyła kierownicą i nie utrzymała równowagi. Upadła, uderzyła lekko głową o chodnik i rozcięła nieco łuk brwiowy. Nie chciała wzywać ani policji, ani karetki. Była dosyć wystraszona całą sytuacją, nieco oszołomiona. Przypadkiem jej koleżanka jechała i odstawiła ją do domu, a ja musiałam na uczelnię jechać. Wzięłam numer telefonu, jutro będę dzwonić i się dowiadywać jak się czuje...

Wyrzuty sumienia mam przeogromne, choć żeby je zagłuszyć próbuję sobie tłumaczyć, że może nie do końca w 100% moja wina, że nie jechała całkiem po prawej stronie DDR, że sama o mnie zahaczyła, ale... Ale prawda jest taka, że to ja nie uważałam i że jej się coś stało. Bo gdyby mi to pół biedy...

czerwony kolor- ja
zielony- starsza pani
i miejsce zahaczenia na żółto...


Syn Zachariasza, kuzyn Maniasza, stryj Jonasza wuja Bałbaniasza

Środa, 9 maja 2012 | dodano:09.05.2012
Km:32.76Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:21.84
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Zaczniemy pozytywnie z kabaretem Limo. Krótko i dobrze, czyli liczy się jakość nie długość.




Jazda dzisiaj do i z pracy, zdjęć z tej jakże fascynującej wycieczki nie ma, ALE dwie rzeczy z rowerami związane godne są wspomnienia.

Na Milenijnym minęłam jakiegoś górala, którego prowadził właściciel jego. Owy właściciel w kasku na głowie szczękał blokami po betonie, a rower koło niego się toczył. Zerknęłam na opony- kapcia nie widać i pojechałam dalej. Ale gryzło mnie to. Dlaczego rower się toczy, a nie jedzie? Może nie o dętkę chodziło? Jadę, jadę, myślę, myślę i zawracam. Mijam porzuconą dętkę. Pewnie zmieniał. Widziałam oddalający się kask- bynajmniej nie pieszo, więc już wszystko ok. ALE zdegustowana byłam, że zostawił po sobie zużytą gumę tak perfidnie. A kosz 300 m dalej. Nie zakochałabym się w nim.

Sprzątnęłam więc ten rowerowy odpadek. W sumie to takie dziwne, bo porządek w pokoju potrafię utrzymać 5 minut, a jakaś porzucona dętka mnie w oczy kole. Nie pytajcie, sama siebie nie "ogarniam" czasem.

W sumie dzięki zużytej gumie poznałam osobiście poznałam GhOsTwRc. Na milenijnym znowuż żeśmy się minęli, tym razem jak obiecał tak się przywitał. Kilka słÓW na temat rowerÓW i rozjazd.

Urodzinowa niespodziewanka

Wtorek, 8 maja 2012 | dodano:08.05.2012
Km:20.00Km teren:0.00 Czas:01:10km/h:17.14
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Minęła majóweczka, już jedynym zajęciem w ciągu dnia nie jest pedałowanie. PINIONDZ sam się nie zarobi, INDEKS sam się nie uzupełni. I zaczęło się szatkowanie podróży. Dzisiaj jedno wielkie Gje na uczelnię 8 km i powrót z zahaczeniem po fontanny do tortu 12 km. Hurtem 4 zakupiłam, bo urodzinowy okres się zbliża, a jako że lubię się babrać w biszkoptach, kremach i pobawić w cukiernika- będę tych tortów robić i robić.

Dzisiaj "obczaiłam" na Allegro coś takiego jak lukier plastyczny. Do tego jeszcze będę kleić jak z modeliny. W sumie jest przepis na zrobienie plastycznego lukru w internecie, glukozę już nawet dzisiaj do niej kupiłam. Będziem pieeeec, ozdabiaaaać, lepiiiić i malowaaać!

"Oda do doby"

O dobo! Wytłumacz proszę,
Dlaczego czasu mi dajesz po trosze!
Jakim prawem, kto tak ustalił,
Że 24 godziny Ci tylko nadali.
Toć sprawiedliwością wielką by było
gdyby z 24 48 się zrobiło.
O dobo! Wykorzystać można by Cię wtedy
Do pożytecznych i przyjemnych rzeczy.
Jedne 24 godziny na zarabianie
Drugie na pasji realizowanie.
O dobo...!


Początkowo zamysł był, aby ten tort zawieźć na rowerze- raptem 8 km drogi. Ale wyszedł na tyle wysoki, że nie mogłam zamknąć pudełka. I tak koleżanki przyjechały po tort, mnie przy okazji zabrały. Rolki w torbę i powrót na dwóch nogach, a w zasadzie ośmiu kółkach. Może bym jeszcze MPK wróciła, gdyby nie fakt, że bilet zwykły 1,50 zł kosztuje. Niech się MPK w dupę pocałuje. Jedyny minus rowerowych tudzież rolkowych podróży jest fakt, że takowy transport piciu nie służy. Chociaż jak wspominam mojego kolegę, który rok temu na swoim CARBONIE przyjechał na wały i się tak wstawił, że co 100 m słychać było tylko szczęk CARBONU na asfalcie... To się dziwię, że nikt mu tego roweru nie ukradł, nie skonfiskował i mandatu nie wystawił. Wszak przez same centrum podróżował w tym stanie.

Jak na urodzinową niespodziewankę naprawdę fajnie wyszło- jak widać poniżej sporo ludu przyszło. Chyba się prezes nie spodziewał, bo otwierając nam drzwi szeroko ziewał. A napis na torcie jak najbardziej słuszny, wszak Wojciech jest prezesem Klubu Górskiego "Olimp" na wrocławskim AWFie, a poznałam go na tripie do Chorwacji, o którym pisałam wcześniej.



Ledwośmy się pomieścili, a ludzie wciąż dochodzili.

Spontan- POWRÓT Wiązowa Wola-> Wrocław

Niedziela, 6 maja 2012 | dodano:08.05.2012
Km:154.51Km teren:0.00 Czas:09:10km/h:16.86
Pr. maks.:0.00Temperatura:10.0 HRmax:162( 81%)HRavg117( 59%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dzień drugi wielkiego SPONTANA

Skończyło się na tym, że poszłam spać o 5.00, a o 8.30 już zostałam obudzona przez biegającego, głośno manifestującego swoją radość brzdąca. Dzieci są kochane, dlatego uważam, że jeszcze nie zasłużyłam na takie szczęście :) O 9.00 zostałam zaproszona na śniadanie, a nie powiem- WYBORNIE mi w brzuchu burczało. Pal licho, nie raz się tyle spało.

Podjęliśmy z kolegą decyzję o powrocie tego samego dnia. W zasadzie od początku były plany, aby wrócić w niedzielę, a gdybanie było co by zostać do poniedziałku jeszcze. ALE obowiązki wzywają, wiadomo, że uczelnia nie zając. Ale po co potem gonić...

Wczoraj jeszcze byłam u koni w stajni, u gołębi w gołębniku i u rybek w hodowli rybek akwariowych. Zdjęć nie mam z tamtych wizyt, gdyż aparatu ze sobą nie wzięłam (jak mogłam!).

Szybki spacer po okolicy przed wyprawą,
Konie na lunch zajadają się trawą.





Mniszek dla wielu chwastem pospolitym-
dla mnie zwiastunem wakacji znakomitym!



Urządzenie do połowy planktonu
własnoręcznie zrobione przez właściciela domu.




Nie do kąpieli, ani topienia marzanny
Na karpie (których nie było) były te wanny.



Amstaff- odpowiedź dostałam,
Gdy o rasę psa pytanie zadałam,
Obawy związane z psimi doświadczeniami,
Okazały się bezpodstawnymi podejrzeniami,
Gdyż Drako to wyjątkowo kochany psiak,
I jakiejkolwiek agresji u niego brak.
W głowie mu tylko harce i zabawy,
W mgnieniu oka zniknęły me obawy.






Jeden duży, drugi mały,
Dwa psiaki razem się trzymały.
Radośnie za dnia szalały,
Życie by za siebie oddały.



Wicher namiętnie czochrał me włosy,
Nie TAK różowo zapowiadały się nasze losy,
Nie dość, że od przodu nas wydymało,
20 na godzinę pedałować się nie dało.



Oto i on- rower wiekowy
40 lat ma- a prawie jak nowy
Żłobek namiętnie w nim zakochany
Nie wziąłby KROSSa nieubłagany.
Kobieta jak się uprze na co- nie ma bata
Ale JEGO decyzji nie zmieni nawet koniec świata.



Gotowi do drogi, czas pożegnania,
Wiatr nas hamował zamiast poganiać.



Pierwszy kilometr- uśmiechy na twarzy,
Ciekawi co jeszcze się dzisiaj przydarzy.
Dobrze, że nie żadne z nas nie wróży
Bo przeraziłby nas koniec podróży.
A tak nieświadomie, ambitnie, z zapałem
Kręcił się pedał za pedałem.



"AhOj przygodo!" na początku wołali,
A z każdym kilometrem O na U zmieniali.



Co raz zimniejszy wiatr prosto w pysk daje,
30 km za nami, żadne się nie poddaje.



Raptem 50 km przebyli,
o czekoladzie zamarzyli,
Koło spożywczego stają,
Tak się marzenia spełniają!



Pogoda nie tylko wiatrem nas uraczyła,
Ale temperaturą 10 stopni trip utrudniła.
Gorzej być nie mogło? A deszcz i pioruny?
Ej, bez takich! Nie przeciągajmy struny.



Jedyne co mi na trasie ciśnienie podnosiło-
Pędzące obok nas TIRy- jak miło...



Jadą S8, krajobrazem znudzeni,
Wnet stukotem kopyt rozbudzeni,
Samotnie koń ulicą hasał,
Od lewego do prawego pasa.



Były chipsy, czekolada,
A tu w brzuchu serenada,
Wnet magiczne "eM" ujrzeli,
I do Maca pocisnęli,
Hamburgery zdrowe zjedzone,
Frytki na świeżym oleju smażone,
Nie żebyśmy w to uwierzyli,
Ale nie na jakość żeśmy patrzyli.
Gdy na coś ciepłego ochota naszła,
Nie było czasu szukać lepszego jadła,
Z ciężkimi brzuchami na rowery SIUP,
Nie było łatwo posadzić DUP!
Ja przez spory czas od obiadu,
Nie mogłam ze swoją dojść do ładu,
Jazda BEZ siodełka potrzebna mi była,
Żeby ma pupa choć trochę odżyła.
I nawet nie wiem kiedy się to zdarzyło,
Dupsko na siodełko same się posadziło.
I jakoś wytrzymało aż do Wrocławia,
Ponownie ze sztycy nie chciało wstawać.



Mrok nas zastał przed Oleśnicą,
Odblaski to podstawa jadąc ulicą!
Wszelkich ciemniaków potępiam szczerze
Co bez lampek jeżdżą na rowerze.




Nie wiadomo po co przez barierki skakALI
Na drugą stronę E67 się pchALI
Kawałek poboczem pod prąd pojechALI
Na budowaną AOW do Łoziny zjechALI.
15 km ciemną drogą pedałowALI
Wściekłe stróżujące psy odganiALI
Przez to zjazdy na Wrocław mijALI,
Mieli już dość, ledwo się trzymALI.
Gdy po wszystkim zdarzenie to wspominALI
Ze strachem w oczach się uśmiechALI.
Zmęczeni lecz z satysfakcją dom powitALI
Na łóżka jak trupy wnet popadALI!





Zdjęcia beztroskie by się wydawało
Nie macie pojęcia co przeszkadzało:
- Od przodu na zimno wiatr nas że HEJ wydymał
- Nadgarstki bolały- bo kierownicę miejską Żłobek trzymał
- przerzutka w zabytkowym bajku nie działała
- siodełko i sztyca się na dziurach bujała
- fakt, że trzeci dzień ponad sto wysiedziałam
- całe trzy godziny i Żłobek i ja spałam
- WYBOROWO tej nocy się rozlewało
- Żłobka od połowy kolano bolało
- przy zjeździe do domu psy pogryźć chciały,
przez 200 metrów przy naszych nogach zapier...niczały


Ja składam hołdy moim pośladom,
Przynajmniej wiem ile ujadą.
Cztery litery niech się hartują
I na kolejne wyprawy szykują.
Dystans nie maleć, lecz rosnąć będzie
Do Krakowa dojadę jak się rozpędzę.

To tyle o mnie, jeszcze dwa słowa,
Nim na poduszkę opadnie ma mądra głowa.
Wielkim szacunkiem darzę kolegę mego,
Bo nie mam w swoim gronie znajomego,
Który ostatnio pedałował hohohooooo
A tu ze mną przejechał ponad stoooo!
Mało tego- sto sześćdziesiąt,
To więcej niż mój dzienny rekord!
I to jeszcze na TAKIM rowerze,
Z bólem kolana- po prostu nie wierzę.
Szacun dla Ciebie, to był wyczyn,
W Twojej ambicji szukałabym przyczyn,
Że dałeś radę mimo wysokiej poprzeczki,
I jeszcze ochotę masz na dłuższe wycieczki.

Kolejna osoba cyklozę złapała,
Miłością do bajków zapałała.

Suma sumarum dojechali my przed dwudziestą czwartą,
Nawet nas nie pytajcie czy było warto...! :)

Wrocław -> Wola Wiązowa

Sobota, 5 maja 2012 | dodano:07.05.2012
Km:143.66Km teren:0.00 Czas:06:42km/h:21.44
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:165( 83%)HRavg135( 68%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Od smsa do smsa i cel podróży- Wola Wiązowa został obrany!
A wyglądało to tak:
Ż: Gdzie dętki kupujesz?
JA: <mój wywód na temat dętek> jesteś we Wrocławiu?
Ż: Jestem na wsi i chcę jechać rowerem do Wro jutro albo pojutrze.
JA: O! Sam?
Ż: Sam. A co chcesz dołączyć?

Bądź gotowy dziś do drogi, nie znasz chwili, nie znasz dnia!

Godzina była 10.40, ALE zanim się wygrzebałam, namęczyłam z zamontowaniem bagażnika ze starego roweru w mgnieniu oka zrobiła się 14.00.



150 km do przejechania oszacowałam na 7 godzin- jakiś krótki postój był już w to wliczony. Jako że do 21.00 chciałam zajechać- jazda po zmroku mnie nie kręci jak kręcenie na rowerze to nie mogłam sobie pozwolić na błądzenie.


Do Oleśnicy i za Kępnem mknęłam S8. Czasami chodnikami...



Czasami szerokimi poboczami...




A czasami nie było pobocza, a chodnik był w fatalnym stanie. I wtedy zdjęć nie robiłam :)


Czekoladą tankowanie w trakcie samotnej podróży,
Jeszcze 2 Twixy i spod opon będzie się kurzyć!



Za Oleśnicą zjechałam na wioski i odcinek Oleśnica-Kępno praktycznie cały na spokojnie. Wolniej, ale na zróżnicowanie terenu i krajobrazu czas mijał o wiele szybciej. Taki paradoks- wolniej, ale szybciej.

Dróżki były polne...



Dróżki były leśne... Ta akurat dosyć trudna do pokonania ze względu na grząską nawierzchnię, w którą chętnie Trekowe koła się zapadały.



I ku mojej oraz Treka uciesze- dróżki były asfaltowe.



Łaciatrek!



UWAGA SUCHAR, który zawsze mi się przypomina, gdy bez widzę.
Złapał murzyn złotą rybkę i ma życzenie:
- Chcę być kwiatkiem,
- A rybka na to: nie ma czarnych kwiatków,
- Murzyn: spełniaj życzenie bo cię usmażę.
Zaszumiało, zagrzmiało, murzyn został bez fiutka.
- Coś ty zrobiła!
- Czarny bez.


<laught>



Dojechałam do Wielunia z-nie powiem- dużym zadowoleniem, wszak na mapie do Woli Wiązowej to z zasadzie pierdnięcie. Niestety jak się okazało nie było to takie PYK jak sobie wyobrażałam- a fakt co raz wyraźniejszej pełni wcale mnie nie pocieszał.



Za Wieluniem już cały czas byłam w kontakcie z kolegą, który za Osjakowem mnie zgarnął wraz ze swoim WIEKOWYM rowerem z- UWAGA UWAGA- 1970 roku! Ale o nim w następnym wpisie.

I tak zajechaliśmy jakoś po 21.00 do celu. Była kiełbaska z ogniska, były wieczorne rozmówki i była WYBOROWA atmosfera :) Jeśli mam być szczera to odkąd tam przyjechałam czułam się jak w innym świecie. Tam nie myśli się o niczym- tam po prostu jest się szczęśliwym! Wspominając te kilka godzin mam bardziej wrażenie jakby to był sen. Czas się zatrzymał na chwilę.

A siedzenie nad brzegiem jeziora przy pełni księżyca wsłuchując się w odgłos żab sprawiło, że jak w bajce było. I żadne słowa magii tamtej chwili nie oddadzą- trzeba by było mój uśmiech zobaczyć.



Siedzenie siedzeniem. Na dowód, że na tym nie poprzestałam i że rozmazałam tusz pod oczami wyglądając jak upiór z nad jeziora. Woda cieplejsza niż temperatura powietrza. I ta namiastka radości wyrażona suszeniem zębów... :)







Położyłam się spać dopiero przed 5.00. Pobudka i reszta opowieści w następnym wpisie (:

Trasy:



Brzeg Dolny, Radwanice, a nawet Siechnice

Piątek, 4 maja 2012 | dodano:04.05.2012
Km:120.72Km teren:0.00 Czas:04:53km/h:24.72
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:171( 86%)HRavg142( 71%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Znowuż jestem już zmęczona o tej porze i nie mam weny na rozpisanie dzisiejszego wyjazdu. Będzie dużo zdjęć, mało tekstu- w sam raz dla wzrokowców :)

Sam wyjazd od niechcenia. Jakiś ten dzień dzisiaj nijak się zaczął i tak też wyglądało moje zbieranie się do pedałowania- nijako. 3 godziny się szykowałam. 4 razy planowałam trasę- za każdym razem w innym kierunku. W KOŃCU po zamontowaniu wszystkiego, przeczyszczeniu po wczorajszym deszczu, nasmarowaniu czego trzeba- PRZYGODA się zaczęła.


Jako że na telefonie ostatnio polegać nie mogłam, jak najwięcej starałam się korzystać z własnoręcznie wykonanej nawigacji :P




Ja jadę, on jedzie, jedzieMY... Do Brzegu Dolnego ciśnieMY...



Mission complete!







Jakże urocze, bajecznie kolorowe kamieniczki.



Urząd Miasta (chyba)



Kurna chata! Pewno jaka baby jaga tam pomieszkuje.



I robimy przerwę na uzupełnienie węglowodanów! Ładny rower w każdym stojaku dobrze się prezentuje :)



Dzisiaj wzięłam ze sobą pożywne pożywienie z sosem czyli RYŻ. Bo po batonach to i tak głodna jestem! I ile ich trzeba zjeść, żeby się poczuć syto... I łyżko-nożo-widelec się przydał. Ptasie mleczko gratis.



Takie zboczenie batonowe.



Jem, napawam się widokiem ryneczku dolnobrzeskiego...




Przeprawa promowa dopiero 18.20, na zegarku 17.50.. Nie czekam więc, wszak damy nie zasługują na to, żeby czekać. Zasiadam na siodle i decyduję się przeprawić przez rzekę mostem kolejowym, o którym wspominała pewna mieszkanka tego zacnego miasteczka przy mej poprzedniej gościnie.

Docieram, gdzie będzie mi dane przedostać się na drugi brzeg. Czyżby TĘDY droga wiodła?!



Nieeee, to tylko taka zmyłka, aczkolwiek jadącego pociągu sam Trek się przestraszył i ze strachu przycupnął.



Pociąg pociągiem, ale te zardzewiałe płyty... Mieszane uczucia we mnie budziły. Ale skutecznie od nawierzchni, po której jechałam uwagę odwracały MASY, ROJE, BANDY ciem. Jedna ręka na kierownicy, a druga przed twarzą latała w te i wewte co by mi do żadnego otworu na twarzy zlokalizowanego tudzież do oka nie wleciały.



Ćmy ćmami, płyty płytami. A tu na prawo patrz! Mini plaża nad Odrą. Jak się zakocham to przyjadę tam z moim chłopakiem rowerzystą i będzie roooomantycznie!



Ćmy ćmami, płyty płytami, widoczki widokami. Poniżej kilka ujęć z trasy Od Brzegu do Wrocławia.





Ślimak ślimak, pokaż rogi, albo zdepczą Cię moje nogi!



Dmuchawce, latawce, wia... O nie! Bez tego ostatniego. Nie dzisiaj :)





I już Wrocław. Pociąg od nieba.



Na liczniku było już ponad 90 km. Ale że zaproszenie do Siechnic od kolegi dostałam i parę w nogach miałam- pojechałam. Powrót do domu 23.00. Czas trwania wycieczki: 7 h, czas jazdy: 4:53.


Jak kot własnymi ścieżkami chodzi
Jak ptak wolna- nie liczę godzin
Kiedy pedałuję tak się właśnie czuję
Nic więcej do szczęścia nie potrzebuję!

Serwisowanie Treka+ WorcLove by night

Czwartek, 3 maja 2012 | dodano:04.05.2012
Km:43.71Km teren:0.00 Czas:02:04km/h:21.15
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Czyli z zaplanowanych 3 godzin poświęconych na czyszczenie Treka zrobiło się 7(!).
Zaczęłam dopiero o 12.00, wszak rano naszła mnie ochota na upieczenie muffinek. Stąd poślizg.

Jak już zaczęłam go pucować, to zachciało mi się to zrobić porządnie- tym bardziej, że nic dzisiaj nie miałam zaplanowanego, nic innego nie musiałam zrobić i jutro, a w zasadzie dzisiaj też nie muszę. Więc na spokojnie rozkręciłam prowadnice wózka i wyczyściłam kółeczka. Co tam było!




Już od dawna zbieram się do zakupienia stojaka serwisowego. A póki co starą metodą do góry nogami. Pogoda idealna- ciepło, słońce przez większość czasu za chmurami.



Białe oponki dały radę przez raptem~ 4500 km. Spękały przed planowanymi setkami :)



Wczoraj przez dętkę miałam emocje! Zakleiłam sobie samoprzylepną łatką dziurkę, napompowałam zadowolona. Poszłam się przebrać migiem, wszak godzinę do rozpoczęcia pracy miałam. Wyprowadzam Całobiałego, a tu flak! Dzwonię po osobisty assistance z prośbą o podrzucenie, bo bym w czarnej dupie była- klub czynny tylko 2 godziny, sama miałam być, więc nie miałby kto zastąpić, a co gorsza- otworzyć klubu. Assistance przyjechał migiem, wzięłam w rękę rolki- przecież autobusem nie będę wracać :) I tak wczoraj ani 1 km na dwóch kółkach nie przebyłam, ale za to 16 na ośmiu- z Nowego Dworu na Psie Pole. Chodnik miejscami pozostawiał wiele do życznia. Na monotonię narzekać nie mogę! W powrocie zajrzałam do GO po dętki- zakupiłam hurtem 3, w tym jedną grubą i ciężką jak opona. Oby mnie nie zawiodła!





Z dumą przyznaję, że dzisiaj pierwszy raz na żywo ujrzałam ścigacz do korby i z powodzeniem go użyłam. Nie obeszło się bez serwisu telefonicznego w postaci
Wojtusia i Zinn. Tarcze wypucowane!



I tak całości nie zdążyłam- dogłębnie wyczyściłam prowadnice i kółka, okolice sprężyny wydmuchałam powietrzem pod ciśnieniem, łańcuch, korbę i tarcze i wolnobieg. Opony póki co stare- Całobiały już nie jest taki biały...



Grzmiało i grzmiało od 17.00 gdzieś, serwis skończyłam o 19.00 i się rozpadało. Ale ja szanowny deszcz mam w dupie mimo spędzenia 7 godzin na czyszczeniu Treka. Wczoraj nie popedałowałam, więc nieszczęściem byłoby dzisiaj nic nie wykręcić! Jako że miałam ochotę kogoś obdarować muffinkami a Wojtuś ewidentnie na nie zasłużył- wyruszyłam z nimi w miasto.



Żeśmy się z Wojtusiem nieco zagadali. Przeczekał ze mną pioruny sypiące się z nieba, ulewę i ugościł herbatą. I tak w dalszą trasę ruszyłam dopiero po 23.00. Objechałam Wrocław- raptem 37 km. Znowu wywiało mnie na Maślice. Przy okazji sprawdziłam pętlę na rolkowy wypad- droga idealna! Pilczycka- aleja Śląska-Lotnicza: ~7.5 km




Po drodze minęłam 2x tego samego "górala". Po raz pierwszy na Klecińskiej i drugi raz na Powstańców przed rondem. Jak widać nie tylko ja lubię czasem krążyć nocą. Prócz niego spotkałam jeszcze jakiś 4 "okazyjnych" rowerzystów, 1 biegacza i całkiem sporo kibiców śląska, którzy podejrzanie na mnie patrzyli. Stosuję tu zasadę tak jak w przypadku psa- nie patrzeć prosto w oczy :P



Dzisiaj pęknie 100. Mam nadzieję!

Roooooooooolki

Wtorek, 1 maja 2012 | dodano:02.05.2012
Km:77.94Km teren:0.00 Czas:03:40km/h:21.26
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dzisiaj szybciuteńko miało być 40 km tak, żeby na 15.00 być w domu i spokojnie dojechać na ND w celu grupowego powożenia się na rolkach po mieście. RACZEJ NIE INACZEJ jadąc z DŻIPSEM zamiast z Malina odbić na Pasikurowice zajechałam aż na Żmigrodzką, cisnęłam do Kasprowicza i do Kromera. Kółko sobie ładne zrobiłam.




Pierwsze 12 km ręcznie wyznaczone w pierwszym treningu- endo mi pokazało 50 km w 18 minut :] Jak nie Polar świruje to GPS.

Wpadłam do domu 15.30, napchałam się makaronem, wpakowałam rolki do plecaka, które tym razem zmieściły się bez problemu. I pognałam. Jak wiatru nie było- tak wiatr się zrobił. Bo się spieszyłam rzecz jasna. Ale kij mu w oko- i tak dojechałam szybciej niż planowałam. Zbiórka była pod Astrą, więc żeby się nie martwić o Treka podjechałam do pracy i go tam zostawiłam. Założyłam rolki i udałam się na miejsce zbiórki. Jeździli my sobie w stronę Leśnicy i z powrotem, w stronę Żmigrodzkiej i z powrotem. I pod stadionem na Maślicach. Tempo rekreacyjne, trzymaliśmy się razem. Było nas naście. SZESnaście.

Pokonany dystans: nieco ponad 30 km, czas: 3,5 h- włączając w to postoje, tankowanie snikersami i rozmówki.





Kosmicznie długa ul. Komsonautów



Zmrok zapadał...



Pod stadionem




Wieczorową porą dostaję jakże miłego smsa o treści: "To jak, jesteś chętna na dzisiejszą noc?"
Czy jestem? Pewnie, ja zawsze jestem!
Tym razem mnie nie pominęli i chcieli ze sobą zabrać na nocne jazdy. I wszystko pięknie dopóki nie okazało się, że kolejna dziura się zrobiła w dętce! Krowie kopytko jego mać! To już druga w tym tygodniu. Jutro całobiałe opony zmieniam na całoczarne- sądząc po stanie tylnej zaistniała sytuacja jest właśnie z jej przyczyny. BTW- po dzisiejszych jazdach po wąwozach trzebnickich jadąc po asfalcie wyraźnie odczuwałam wybrzuszenie na tylnym kole.

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum