Wpisy archiwalne w miesiącu
Maj, 2012
Dystans całkowity: | 1911.67 km (w terenie 1.00 km; 0.05%) |
Czas w ruchu: | 91:09 |
Średnia prędkość: | 20.63 km/h |
Maksymalna prędkość: | 41.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 171 (86 %) |
Maks. tętno średnie: | 142 (71 %) |
Suma kalorii: | 2615 kcal |
Liczba aktywności: | 28 |
Średnio na aktywność: | 68.27 km i 3h 22m |
Więcej statystyk |
SKRADZIONO ROWER WROCŁAW- potrzebna pomoc!
Poniedziałek, 21 maja 2012 | dodano:21.05.2012
Km: | 74.07 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:45 | km/h: | 26.93 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Jak już na forum pisałam- przyda się każda pomoc w poszukiwaniu roweru- ot choćby nawet uważne rozglądanie się podczas codziennych wojaży! Model: Kona Stinky 08
Wpiszcie sobie proszę nr telefonu z poniższego ogłoszenia i kontaktujcie się w razie potrzeby! Jeżeli w niedzielę będziecie gdzieś w okolicy Młyna/Dworca Świebodzkiego- zwróćcie szczególną uwagę na rowerowych handlarzy.
Macie możliwość i chęci- drukujcie ogłoszenia, rozklejajcie gdzie się da. POMÓŻMY W ODNALEZIENIU SKRADZIONYCH MARZEŃ!
Wpiszcie sobie proszę nr telefonu z poniższego ogłoszenia i kontaktujcie się w razie potrzeby! Jeżeli w niedzielę będziecie gdzieś w okolicy Młyna/Dworca Świebodzkiego- zwróćcie szczególną uwagę na rowerowych handlarzy.
Macie możliwość i chęci- drukujcie ogłoszenia, rozklejajcie gdzie się da. POMÓŻMY W ODNALEZIENIU SKRADZIONYCH MARZEŃ!
AZS MTB CUP
Niedziela, 20 maja 2012 | dodano:21.05.2012
Km: | 108.82 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:00 | km/h: | 21.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
A zaczął się dzień od porannego wybiegania z kolega mym Andrzejem. 9 km w tempie towarzyskim. Tak sobie myślę, że nam to by i maraton nie starczył, żeby się wygadać. Nawijka mi się włącza podczas biegania jak po wódce, zastanawiające...
ALE wracając do tytułu wpisu- nie żebym się porywała z Trekiem na wrocławskie Kilimandżaro... Ale Wojtek zaprosił MĄ osobę do kibicowania mu w wyścigu. Tak więc porzuciłam dzisiaj nabijanie km na trzebnickich szosach i po wybieganiu, dorzuceniu węgli zajechałam pod Morskie Oko. Rolą moja było:
-wsparcie
-fotografowanie
-dbanie o bidon
-podziwianie rowerów (Specialized... <3)
-wygranie karnetu do Altra Fitness Club
Wielką przyjemność mi wszystkie te czynności sprawiły. Tym bardziej, że WOJTUŚ mój ulubiony zakończył wyścig na pozycji 12/60 w U23 (ożesz! Ja się nie łapię już! :(). I teraz podziwiamy zdjęcia, bo JA je robiłam i podziwiamy, bo jest na nich WOJTEK.
I tak przyjechałam JA po 17.00 do domu, dorzuciłam węgla i ruszyłam do Siechnic zawieźć gościowi kask sprzedany na Allegro (zysk 60 zł- taka handlara ze mnie) i koleżance spodnie (+50 zł- to już się kwalifikuje do biznesłumen). Wracam już, grzeję prawie 30, a tu JAK MI BIMBER ŚWIŚNIE... Po hamulcach i się mnie pyta czy nie mam ochoty, no wiecie na co... Na nocną penetrację. Po Wrocławiu.
Cóż za pytanie! PRZECIE ja zawsze mam ochotę. A nawet jak jej nie mam, to mi się zachce na samą myśl. I tak penetrowaliśmy z Arkiem i jego kolegą ten Wrocław przez kilometrów prawie PIĘĆDZIESIĄT- stąd suma summarum ponad 100 pyknęło dnia pięknego, niedzielnego, słonecznego. I znowu wina faceta, że nie poszłam spać jak należy, tylko zdjęcia obrabiam i wpis tworzę o godzinie 4.00 rano. Dziś tworzę, a jutro dostaję- z egzaminu, którego nieeee maaaaaam ^^
ALE wracając do tytułu wpisu- nie żebym się porywała z Trekiem na wrocławskie Kilimandżaro... Ale Wojtek zaprosił MĄ osobę do kibicowania mu w wyścigu. Tak więc porzuciłam dzisiaj nabijanie km na trzebnickich szosach i po wybieganiu, dorzuceniu węgli zajechałam pod Morskie Oko. Rolą moja było:
-wsparcie
-fotografowanie
-dbanie o bidon
-podziwianie rowerów (Specialized... <3)
-wygranie karnetu do Altra Fitness Club
Wielką przyjemność mi wszystkie te czynności sprawiły. Tym bardziej, że WOJTUŚ mój ulubiony zakończył wyścig na pozycji 12/60 w U23 (ożesz! Ja się nie łapię już! :(). I teraz podziwiamy zdjęcia, bo JA je robiłam i podziwiamy, bo jest na nich WOJTEK.
I tak przyjechałam JA po 17.00 do domu, dorzuciłam węgla i ruszyłam do Siechnic zawieźć gościowi kask sprzedany na Allegro (zysk 60 zł- taka handlara ze mnie) i koleżance spodnie (+50 zł- to już się kwalifikuje do biznesłumen). Wracam już, grzeję prawie 30, a tu JAK MI BIMBER ŚWIŚNIE... Po hamulcach i się mnie pyta czy nie mam ochoty, no wiecie na co... Na nocną penetrację. Po Wrocławiu.
Cóż za pytanie! PRZECIE ja zawsze mam ochotę. A nawet jak jej nie mam, to mi się zachce na samą myśl. I tak penetrowaliśmy z Arkiem i jego kolegą ten Wrocław przez kilometrów prawie PIĘĆDZIESIĄT- stąd suma summarum ponad 100 pyknęło dnia pięknego, niedzielnego, słonecznego. I znowu wina faceta, że nie poszłam spać jak należy, tylko zdjęcia obrabiam i wpis tworzę o godzinie 4.00 rano. Dziś tworzę, a jutro dostaję- z egzaminu, którego nieeee maaaaaam ^^
Doskonalimy wrocławskie DDRY- interwencje.
Sobota, 19 maja 2012 | dodano:19.05.2012
Km: | 34.27 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:50 | km/h: | 18.69 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Takie nic znowu- dzisiaj po Wrocławiu krążyłam i robiłam zdjęcia do opisania trasy w ramach jakiegoś tam konkursu. Przy okazji porobiłam zdjęcia wszelkich utrudnień na wrocławskich DDRach i wysłałam maila do naszego oficera rowerowego z prośba o interwencję. A było to...
1. Dżungla na ul. Irkuckiej
2. Mój ulubiony przystanek
3. Nieoznaczone DDRy na prostopadłych podporządkowanych do ul. Brucknera: Gęsia, Wronia
A tu ul. Gęsia z perspektywy kierowcy- ni znaku, ni zebry, niczego co by sugerowało, że jest przejście dla pieszych, że o DDR nie wspomnę.
4. Znaki, nad którymi ile razy jadę tyle razy dumam- dlaczegóż to przez ten kawałek DDRu nie ma i co wobec tego oznaczają namalowane na asfalcie rowery na odcinku 20 m, gdzie DDR znika. Hm. :)
5. Zaraz po zjeździe z wiaduktu z ul. Bora Komorowskiego dosyć niebezpieczny zakręt gdzie nie widać czy ktoś jedzie. Że nie wspomnę o młodzieży, która zaraz za zakrętem upodobała sobie DDR do ćwiczenia trików na rolkach lub deskorolce. Ale to akurat nie przeszkadza mi osobiście- lepiej żeby mi po tym DDRze na rolkach czy deskorolkach jeździli niż siedzieli pod sklepem, piwkowali i takie tam... Albo w domu przed komputerem.
I na koniec miło zaskoczona, że wreszcie zrobiono coś z tym nieszczęsnym zakrętem na moście Grunwaldzkim- jest i LUSTRO!
1. Dżungla na ul. Irkuckiej
2. Mój ulubiony przystanek
3. Nieoznaczone DDRy na prostopadłych podporządkowanych do ul. Brucknera: Gęsia, Wronia
A tu ul. Gęsia z perspektywy kierowcy- ni znaku, ni zebry, niczego co by sugerowało, że jest przejście dla pieszych, że o DDR nie wspomnę.
4. Znaki, nad którymi ile razy jadę tyle razy dumam- dlaczegóż to przez ten kawałek DDRu nie ma i co wobec tego oznaczają namalowane na asfalcie rowery na odcinku 20 m, gdzie DDR znika. Hm. :)
5. Zaraz po zjeździe z wiaduktu z ul. Bora Komorowskiego dosyć niebezpieczny zakręt gdzie nie widać czy ktoś jedzie. Że nie wspomnę o młodzieży, która zaraz za zakrętem upodobała sobie DDR do ćwiczenia trików na rolkach lub deskorolce. Ale to akurat nie przeszkadza mi osobiście- lepiej żeby mi po tym DDRze na rolkach czy deskorolkach jeździli niż siedzieli pod sklepem, piwkowali i takie tam... Albo w domu przed komputerem.
I na koniec miło zaskoczona, że wreszcie zrobiono coś z tym nieszczęsnym zakrętem na moście Grunwaldzkim- jest i LUSTRO!
Coś.
Piątek, 18 maja 2012 | dodano:19.05.2012
Km: | 24.48 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:05 | km/h: | 22.60 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Coś czyli prawie nic, ale jednak- symboliczne niecałe 25 km. Godzina 3:00 jest, więc czas na wnioski z dnia wczorajszego, tj. 18.05:
- selekcja w klubach przebiega na zasadzie zdawania egzaminu z fizjologii- podoba się PANU i władcy- jesteś do przodu, nie podoba- hm.
- za stara jestem, żeby tańcować do umc umc umc- choćbym nie wiem co wzięła (choć nie brałam) i ile wypiła
- nie chodzę do klubów, gdyż nie odczuwam więzów z ludźmi tam przebywającymi (nie mam doczepionych włosów i za blada jestem :()
- nie, nie, nie, nie znoszę gdy się ktoś o mnie ociera bez pozwolenia, a co dopiero obija, gdy chcę czerpać radość z tańcowania
A dystans taki humorystyczny dziś, gdyż postanowiłam przed imprezą zrobić tzw. MANIKIR, a wcześniej spałam do popołudnia nadrabiając ostatnie niewyspania- wczorajszy powrót z pracy po 22.00 w tempie 13 (!!!) km/h mówi sam za siebie. Wyglądałam jak Zombie (i tak się czułam).
- selekcja w klubach przebiega na zasadzie zdawania egzaminu z fizjologii- podoba się PANU i władcy- jesteś do przodu, nie podoba- hm.
- za stara jestem, żeby tańcować do umc umc umc- choćbym nie wiem co wzięła (choć nie brałam) i ile wypiła
- nie chodzę do klubów, gdyż nie odczuwam więzów z ludźmi tam przebywającymi (nie mam doczepionych włosów i za blada jestem :()
- nie, nie, nie, nie znoszę gdy się ktoś o mnie ociera bez pozwolenia, a co dopiero obija, gdy chcę czerpać radość z tańcowania
A dystans taki humorystyczny dziś, gdyż postanowiłam przed imprezą zrobić tzw. MANIKIR, a wcześniej spałam do popołudnia nadrabiając ostatnie niewyspania- wczorajszy powrót z pracy po 22.00 w tempie 13 (!!!) km/h mówi sam za siebie. Wyglądałam jak Zombie (i tak się czułam).
Jestem szybsza niż Chuck Norris.
Czwartek, 17 maja 2012 | dodano:17.05.2012
Km: | 49.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:30 | km/h: | 19.60 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Sesja jeszcze się nie zaczęła, a ja już ją skończyłam :D Jeszcze 3 wpisy i 4. rok z głowy! Że nie wspomnę o tym, iż to pierwszy raz, kiedy nie mam żadnego egzaminu. Jeździć, nie umierać!
Dzisiaj dojazdówki na uczelnię i do pracy.
A teraz czas na salsę! Buenas noches!
Dzisiaj dojazdówki na uczelnię i do pracy.
A teraz czas na salsę! Buenas noches!
Maratońska masakra dzidą elektryczną
Środa, 16 maja 2012 | dodano:16.05.2012
Km: | 35.70 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:48 | km/h: | 19.83 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Ale żem sobie wpis zrobiła! Dałam dodaj i mi się usunęło- a zawsze w wordzie zapisuję, tylko dzisiaj się nie chciało :D
4 sytułejszyn dzisiaj miałam takie, że zdałby się tasak, siekiera, dzida i dog francuski lub bullmastiff.
1. Odkroić ozór pyskatej kobiecie próbującej mi wejść pod koła, co na moje "Tu jest DDR" wysuwała argumenty:
- Tu nie ma DDR (pokazałam jej namalowany rower)
- Tu jest przystanek (pokazałam jej chodnik obok gdzie jest przystanek)
- "Chciałam zrobić krok, nie mogę?! (-.-')
- Chcę stanąć w cieniu! (to niech pani stanie ZA DDR na trawie)
- Będę stać gdzie chcę!
2. Rabnąć siekierą w maskę samochodu babie, która zatrzymała się na podporządkowanej przed DDR, a kiedy już prawie ją minęłam dodała gazu i zahaczyła maską o moje tylne koło i odjechała jak gdyby nic. Wypięłam się z SPD i utrzymałam równowagę.
3. Wbić dzidę w babę, która stała na środku DDR WIDZĄC mnie z daleka jak jadę. Spacerowała sobie tym środkiem, a im bliżej byłam to ona się zatrzymała, stała i patrzyła na mnie. Nawet nie drgnęła gdy tuż obok niej przejechałam. Pewnie lubi takie zabawy kto pierwszy ustąpi.
4. Puścić na babę z trzema pieskami radosnego psa rasy bullmastiff- jeden z najbardziej śliniących się co by się o nią powycierał.
Pieski małe trzy szły prawie po DDRze,
maratonka jechała spokojnie na rowerze,
nagle jeden pod koło się ładuje,
klocki na obręczy zaciskam i hamuję.
-Gdzie psy smycz mają?- pytanie zadałam
-A co Cię to obchodzi?- od baby usłyszałam
-Następnym razem mogę nie zdążyć zahamować
I pani psa mogę niechcący staranować.
-Tylko spróbuj!- kurwiki w oczach miała
Z wielką trudnością się wysławiała.
Ale za to jeden miły kierowca, który na pasach wcale nie musiał mnie puszczać, ale uczynił to- rekompensuje wszystkie powyższe zdarzenia :)
A mój temat pracy MGR- jeszcze do dopracowania, ale sensem pracy będzie "Historia tras rowerowych w powiecie trzebnickim oraz ich walory kulturowe." Generalnie przez całą pracę magisterska się przetoczę :D
A to moi idole- chyba najlepsza z ich akcji to UŻYWANIE SŁUCHAWEK NIE BOLI. Ale żeby było tematycznie- w poniższym wygrywa parking dla rowerów :D
4 sytułejszyn dzisiaj miałam takie, że zdałby się tasak, siekiera, dzida i dog francuski lub bullmastiff.
1. Odkroić ozór pyskatej kobiecie próbującej mi wejść pod koła, co na moje "Tu jest DDR" wysuwała argumenty:
- Tu nie ma DDR (pokazałam jej namalowany rower)
- Tu jest przystanek (pokazałam jej chodnik obok gdzie jest przystanek)
- "Chciałam zrobić krok, nie mogę?! (-.-')
- Chcę stanąć w cieniu! (to niech pani stanie ZA DDR na trawie)
- Będę stać gdzie chcę!
2. Rabnąć siekierą w maskę samochodu babie, która zatrzymała się na podporządkowanej przed DDR, a kiedy już prawie ją minęłam dodała gazu i zahaczyła maską o moje tylne koło i odjechała jak gdyby nic. Wypięłam się z SPD i utrzymałam równowagę.
3. Wbić dzidę w babę, która stała na środku DDR WIDZĄC mnie z daleka jak jadę. Spacerowała sobie tym środkiem, a im bliżej byłam to ona się zatrzymała, stała i patrzyła na mnie. Nawet nie drgnęła gdy tuż obok niej przejechałam. Pewnie lubi takie zabawy kto pierwszy ustąpi.
4. Puścić na babę z trzema pieskami radosnego psa rasy bullmastiff- jeden z najbardziej śliniących się co by się o nią powycierał.
Pieski małe trzy szły prawie po DDRze,
maratonka jechała spokojnie na rowerze,
nagle jeden pod koło się ładuje,
klocki na obręczy zaciskam i hamuję.
-Gdzie psy smycz mają?- pytanie zadałam
-A co Cię to obchodzi?- od baby usłyszałam
-Następnym razem mogę nie zdążyć zahamować
I pani psa mogę niechcący staranować.
-Tylko spróbuj!- kurwiki w oczach miała
Z wielką trudnością się wysławiała.
Ale za to jeden miły kierowca, który na pasach wcale nie musiał mnie puszczać, ale uczynił to- rekompensuje wszystkie powyższe zdarzenia :)
A mój temat pracy MGR- jeszcze do dopracowania, ale sensem pracy będzie "Historia tras rowerowych w powiecie trzebnickim oraz ich walory kulturowe." Generalnie przez całą pracę magisterska się przetoczę :D
A to moi idole- chyba najlepsza z ich akcji to UŻYWANIE SŁUCHAWEK NIE BOLI. Ale żeby było tematycznie- w poniższym wygrywa parking dla rowerów :D
Makro-fotorelacja
Wtorek, 15 maja 2012 | dodano:15.05.2012
Km: | 63.44 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 21.15 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Mało pisania, dużo oglądania.
1. Dom -> praca -> AWF -> dom
Po najedzeniu się z moją współmuffinkożercą powyższych wypieków ochota na spalanie naszła. A jak wiadomo milej spala się we dwójkę. Polecam Arka na telefon, nigdy nie zawodzi. Nie dzwonić gdy mu korba szeleści i łańcuch przeskakuje, oraz wódka w lodówce się chłodzi, bo mało km robi (:
1. Dom -> praca -> AWF -> dom
Po najedzeniu się z moją współmuffinkożercą powyższych wypieków ochota na spalanie naszła. A jak wiadomo milej spala się we dwójkę. Polecam Arka na telefon, nigdy nie zawodzi. Nie dzwonić gdy mu korba szeleści i łańcuch przeskakuje, oraz wódka w lodówce się chłodzi, bo mało km robi (:
Bende ich KLNONĆ!
Poniedziałek, 14 maja 2012 | dodano:14.05.2012
Km: | 58.69 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:55 | km/h: | 20.12 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
I to przez następne półtora roku + pół roku obsuwy nim wyremontują Psie Pole.
OSOBIŚCIE mam w dupie korki, które przez durnowate wytyczenie objazdów są już nie tylko w okolicach Psiego Pola, ale przeniosły się na Wojnów. Rower mym wybawcą jest, ale po prostu gul mi lata, oczy krwią zachodzą, piana z pyska leci, jak sobie pomyślę, że przez PÓŁTORA roku, 19 MIESIĘCY mam ja jeździć tym DDRem! Dopóki był tam niewinny przystanek eNŻet to mi nie szkodził. Ale w momencie, kiedy robi się on jeden z GÓWNIEJSZYCH przystanków na Psim Polu, to możecie sobie wyobrazić, co się na DDRze dzieje- tempe człowieki- sami, z psami, z wózkami, laskami tylko MÓZGÓW zapomnieli zabrać!
Sielankowy poniższy obraz niech Was nie zmyli- zrobione tuż po odjeździe autobusu, a i tak już jeden co mózgu z domu nie zabrał się PANOSZY za krzakami.
Pomyślą sobie co poniektórzy- problem baba robi, przecież ulica obok... Powiadam Wam, żebyście nie myśleli więc. Ulica jest- POWIEDZMY że w ostateczności jadąc z w stronę centrum mogę na nią zjechać, ale co przy jeździe na Zakrzów, gdzie z wiaduktu sunęłam sobie zawsze aż przeciąg w uszach ponad 40 km/h. Jeżeli te bezmózgie homo-nie-sapiens sądzą, że będę tam hamować do 10 km/h dzwonić dzwoneczkiem i dziękować, że mi ustąpili to się mylą, OOOOOOOOJ się mylą! I boleśnie się przekonają o tym, że DDR to DDR, a nie przedłużenie chodnika K jego mać! Działają na mnie jak czerwona płachta na byka! (btw- byki nie widzą koloru czerwonego, podobnie jak CZŁOWIEKI DDRów)
Już dzisiaj zjeżdżałam z tego wiaduktu. Nie powiem, żebym pokojowo była nastawiona, a wręcz przeciwnie- CIĄGŁAM i CISŁAM moje SPD co by jeszcze swą frustrację rozładować. Gardło z chrypką, ale moje UWAGAAAAAAAAAAAAAA całkiem nieźle wyszło. Z tym że NIKT, NIKT, NIKT a NIKT na to nie zareagował, tylko stado baranów dalej stało i jak bezmózgi patrzyły się w drugą stronę. Tak z 30 km/h na liczniku było, dzisiaj obyło się bez ofiar.
Jeden, mały pozytywny aspekt remontu- przynajmniej mnie żaden zjeżdżający ze środkowego pasa pajac nie rozjedzie...
I jeszcze jakiś autobusokierowca prawie mnie dzisiaj na krawężnik zepchnął- wyprzedzał na skrzyżowaniu co raz mocniej do prawej zjeżdżając. A zrobił to tylko po to, żeby 10 m dalej w korku stanąć. Gdybym nie zahamowała i nie puściła pajaca to by się o mnie otarł. ZJEB dnia dzisiejszego nr 1, a nr 2...
Jak sobie cudownym asfaltem za Krzyżanowicami jechałam w stronę Pasikurowic słyszę grzeje za mną blachosmród. Z naprzeciwka jedzie następny. Ten z tyłu ciśnie, nie słyszę żeby zwalniał. Jak mnie nie wyprzedzi grzejąc setą co najmniej- i to w momencie mijania tego z naprzeciwka- to mi się cisnęło na usta... Mniejsza z tym co mi się cisnęło- można się domyślić. Bo na dupie samochodu naklejkę sobie przykleił SUBARU to myśli, że rajdowiec z niego! A że takie MENDY wyczuwam na odległość zjechałam maksymalnie do prawego pasa, w zasadzie jechałam po nim, co chyba było błędem. Raczej powinnam jechać środkiem, to przynajmniej nie miał by szans i pocisnąłby po hamulcach! (a przynajmniej miałabym taką nadzieję, że nie zrobi ze mnie maratonki w wymiarze 2D)
Cóż- dzień niezbyt spokojny, ale i tak lepszy niż wczoraj.Zastanawiam się jak postąpić z tym stadem baranów na mojej DDR.
a) olać i liczyć od 10 za każdy razem gdy tamtędy przejeżdżam
b) jechać ile pary w nogach i hamować z piskiem opon tuż przed, może nawet musnąć przednia oponą (trochę szkoda klocków i opon)
c) dzwonić do SM albo dać cynk POLIZEI, że więcej mandatów tam wlepią, aniżeli na Grunwaldzie za przechodzenie na czerwonym
d) nie zwalniać i bawić się w slalom z ryzykiem zaliczenia któregoś pieszego- z tym że jak znowu to będzie babcia to mogę ją wysłać na tamten świat
e) stawać i prawić morale bezmógim, tłumaczyć różnicę między DDR, a chodnikiem (i tak do usranej śmierci można...)
f) kupić air zound i podjeżdżać spokojnie, tuz za głową przystawić i tRĄBNĄĆ!!!
g) przymocować widły do kierownicy
I tak już dla uspokojenia- chmurzyło się, groźnie wyglądało, ale nic nie padało...
Patrzcie jak Japońce grzecznie reagują na dźwięk dzwonka- w Polsce to by nie zdało egzaminu. Nawet na ruchomych schodach schodzą na bok :D
&feature=related
OSOBIŚCIE mam w dupie korki, które przez durnowate wytyczenie objazdów są już nie tylko w okolicach Psiego Pola, ale przeniosły się na Wojnów. Rower mym wybawcą jest, ale po prostu gul mi lata, oczy krwią zachodzą, piana z pyska leci, jak sobie pomyślę, że przez PÓŁTORA roku, 19 MIESIĘCY mam ja jeździć tym DDRem! Dopóki był tam niewinny przystanek eNŻet to mi nie szkodził. Ale w momencie, kiedy robi się on jeden z GÓWNIEJSZYCH przystanków na Psim Polu, to możecie sobie wyobrazić, co się na DDRze dzieje- tempe człowieki- sami, z psami, z wózkami, laskami tylko MÓZGÓW zapomnieli zabrać!
Sielankowy poniższy obraz niech Was nie zmyli- zrobione tuż po odjeździe autobusu, a i tak już jeden co mózgu z domu nie zabrał się PANOSZY za krzakami.
Pomyślą sobie co poniektórzy- problem baba robi, przecież ulica obok... Powiadam Wam, żebyście nie myśleli więc. Ulica jest- POWIEDZMY że w ostateczności jadąc z w stronę centrum mogę na nią zjechać, ale co przy jeździe na Zakrzów, gdzie z wiaduktu sunęłam sobie zawsze aż przeciąg w uszach ponad 40 km/h. Jeżeli te bezmózgie homo-nie-sapiens sądzą, że będę tam hamować do 10 km/h dzwonić dzwoneczkiem i dziękować, że mi ustąpili to się mylą, OOOOOOOOJ się mylą! I boleśnie się przekonają o tym, że DDR to DDR, a nie przedłużenie chodnika K jego mać! Działają na mnie jak czerwona płachta na byka! (btw- byki nie widzą koloru czerwonego, podobnie jak CZŁOWIEKI DDRów)
Już dzisiaj zjeżdżałam z tego wiaduktu. Nie powiem, żebym pokojowo była nastawiona, a wręcz przeciwnie- CIĄGŁAM i CISŁAM moje SPD co by jeszcze swą frustrację rozładować. Gardło z chrypką, ale moje UWAGAAAAAAAAAAAAAA całkiem nieźle wyszło. Z tym że NIKT, NIKT, NIKT a NIKT na to nie zareagował, tylko stado baranów dalej stało i jak bezmózgi patrzyły się w drugą stronę. Tak z 30 km/h na liczniku było, dzisiaj obyło się bez ofiar.
Jeden, mały pozytywny aspekt remontu- przynajmniej mnie żaden zjeżdżający ze środkowego pasa pajac nie rozjedzie...
I jeszcze jakiś autobusokierowca prawie mnie dzisiaj na krawężnik zepchnął- wyprzedzał na skrzyżowaniu co raz mocniej do prawej zjeżdżając. A zrobił to tylko po to, żeby 10 m dalej w korku stanąć. Gdybym nie zahamowała i nie puściła pajaca to by się o mnie otarł. ZJEB dnia dzisiejszego nr 1, a nr 2...
Jak sobie cudownym asfaltem za Krzyżanowicami jechałam w stronę Pasikurowic słyszę grzeje za mną blachosmród. Z naprzeciwka jedzie następny. Ten z tyłu ciśnie, nie słyszę żeby zwalniał. Jak mnie nie wyprzedzi grzejąc setą co najmniej- i to w momencie mijania tego z naprzeciwka- to mi się cisnęło na usta... Mniejsza z tym co mi się cisnęło- można się domyślić. Bo na dupie samochodu naklejkę sobie przykleił SUBARU to myśli, że rajdowiec z niego! A że takie MENDY wyczuwam na odległość zjechałam maksymalnie do prawego pasa, w zasadzie jechałam po nim, co chyba było błędem. Raczej powinnam jechać środkiem, to przynajmniej nie miał by szans i pocisnąłby po hamulcach! (a przynajmniej miałabym taką nadzieję, że nie zrobi ze mnie maratonki w wymiarze 2D)
Cóż- dzień niezbyt spokojny, ale i tak lepszy niż wczoraj.Zastanawiam się jak postąpić z tym stadem baranów na mojej DDR.
a) olać i liczyć od 10 za każdy razem gdy tamtędy przejeżdżam
b) jechać ile pary w nogach i hamować z piskiem opon tuż przed, może nawet musnąć przednia oponą (trochę szkoda klocków i opon)
c) dzwonić do SM albo dać cynk POLIZEI, że więcej mandatów tam wlepią, aniżeli na Grunwaldzie za przechodzenie na czerwonym
d) nie zwalniać i bawić się w slalom z ryzykiem zaliczenia któregoś pieszego- z tym że jak znowu to będzie babcia to mogę ją wysłać na tamten świat
e) stawać i prawić morale bezmógim, tłumaczyć różnicę między DDR, a chodnikiem (i tak do usranej śmierci można...)
f) kupić air zound i podjeżdżać spokojnie, tuz za głową przystawić i tRĄBNĄĆ!!!
g) przymocować widły do kierownicy
I tak już dla uspokojenia- chmurzyło się, groźnie wyglądało, ale nic nie padało...
Patrzcie jak Japońce grzecznie reagują na dźwięk dzwonka- w Polsce to by nie zdało egzaminu. Nawet na ruchomych schodach schodzą na bok :D
&feature=related
Dziura na dziurze: Wrocław ->Milicz
Niedziela, 13 maja 2012 | dodano:13.05.2012
Km: | 52.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 20.58 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Kolejny dzień, który najchętniej przesiedziałabym w domu nadrabiając zaległości z "Desperate Housewives" i "Californication". Jedynym czynnikiem motywującym do dzisiejszych jazd był fakt upieczenia przez mamę bułeczek drożdżowych, którymi się zapchałam i z których energię musiałam gdzieś spożytkować... Dobre i to.
Zimno. Wieje. Przeziębienie wygrywa kolejną rundę z moim gardłem- śpiewać nie mogę (na szczęście dla reszty domowników :P)
Za Łoziną decyzja, aby zapoznać się z drogą na Milicz. Poznałam, przejechałam i zadecydowałam, że nigdy więcej TAMTĘDY nie pojadę. Dziury na drogach w terenie to rzecz naturalna i czasem przyjemna, ALE szwajcarski ser na asfalcie jest jak wyrób seropodobny. W tym wypadku był to wyrób drogopodobny.
Jadę z mapą w srE52 i co mnie spotyka? To co zawsze :) Polne drogi.
Nie poddaję się, nawet mnie rozbudziła ta droga. Jadę, jadę, staję. Na mapie droga jest, a rzeczywistość jaka jest- każdy widzi:
O zawróceniu mowy nie ma. Zjeżdżam nieco na prawo i kontynuuję podróż drogą, której nie ma- przez pola uprawne. Sarenki obok skaczą, na nudę narzekać nie mogę- koło owsem(?) się toczy.
Rysiu Rynkowski nie ma racji- kobiety wcale nie lubią brązu >.<
Za Dobroszycami koła leniwie się toczą. W Januszkowicach spotykam koleżankę z kolegą na rowerowej przejażdżce. Chwila rozmowy, żartów i nakręcona pozytywnie jadę do samego domu :)
Tygodniowy maraton urodzinowy dobiega końca- jako ostatni, najskromniejszy mój torcik. Całe szczęście, że już koniec, bo zabawa z w cukiernika pochłania czas, który mogłabym przeznaczyć na- BĘDZIE ZASKOCZENIE- rower. Ale nie samym pedałowaniem maratonka żyje... :)
Zimno. Wieje. Przeziębienie wygrywa kolejną rundę z moim gardłem- śpiewać nie mogę (na szczęście dla reszty domowników :P)
Za Łoziną decyzja, aby zapoznać się z drogą na Milicz. Poznałam, przejechałam i zadecydowałam, że nigdy więcej TAMTĘDY nie pojadę. Dziury na drogach w terenie to rzecz naturalna i czasem przyjemna, ALE szwajcarski ser na asfalcie jest jak wyrób seropodobny. W tym wypadku był to wyrób drogopodobny.
Jadę z mapą w srE52 i co mnie spotyka? To co zawsze :) Polne drogi.
Nie poddaję się, nawet mnie rozbudziła ta droga. Jadę, jadę, staję. Na mapie droga jest, a rzeczywistość jaka jest- każdy widzi:
O zawróceniu mowy nie ma. Zjeżdżam nieco na prawo i kontynuuję podróż drogą, której nie ma- przez pola uprawne. Sarenki obok skaczą, na nudę narzekać nie mogę- koło owsem(?) się toczy.
Rysiu Rynkowski nie ma racji- kobiety wcale nie lubią brązu >.<
Za Dobroszycami koła leniwie się toczą. W Januszkowicach spotykam koleżankę z kolegą na rowerowej przejażdżce. Chwila rozmowy, żartów i nakręcona pozytywnie jadę do samego domu :)
Tygodniowy maraton urodzinowy dobiega końca- jako ostatni, najskromniejszy mój torcik. Całe szczęście, że już koniec, bo zabawa z w cukiernika pochłania czas, który mogłabym przeznaczyć na- BĘDZIE ZASKOCZENIE- rower. Ale nie samym pedałowaniem maratonka żyje... :)
Wrocław nocą z obstawą
Sobota, 12 maja 2012 | dodano:13.05.2012
Km: | 43.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:15 | km/h: | 19.11 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Jak mi się dzisiaj nie chciałooooooo...!
Ale jak może się chcieć po imprezie skończonej gdy już świtało, po spaniu z budzeniem się co chwilę z czyjąś ręką na swojej twarzy i powrocie do domu o 16.00.
I ta końcówka dnia jakaś taka... Do niczego była. Nawet pedałować nie miałam ochoty. Niby miałam podjechać do chłopaków (chłopak nr 1 i chłopak nr 2), ale ogarnęła mnie niemoc. Psychiczna i fizyczna.
Czasem wśród tych wszystkich cudownych dni zdarzy się taki, w którym nie tryskam energią i czuję się jak stara sparciała guma od gaci. "Czasem" wypada średnio raz na miesiąc.
I już się zbierałam do położenia się o "ludzkiej" porze, czyli tego samego dnia, którego się obudziłam, ale telefon odbieram od chłopaka nr 1 i dostaję informację, że w zasadzie czekają (wraz z chłopakiem nr 2) pod MYM domem. Nie wypadało robić z siebie domatora. Rundka po Wrocławiu.
Lansowanie się w różowej koszulce przy 7 stopniach, gołych łydkach i rękawiczkach z krótkimi palcami NIE uprzyjemniało jazdy. Mówił chłopak nr 1, że będzie mi zimno, ale kto by tam go słuchał... A jednak czasem można wyjść na tym dobrze, wezmę pod uwagę ten fakt następnym razem.
Chłopak nr 1
Chłopak nr 2 i jego najjaśniejsza gwiazda
Nie-chłopak nr 3
Chłopaki tankują
A nie-chłopaki fotografują.
Kierownica chłopaka nr 1
Drugi raz w tym tygodniu szykowanie urodzinowej niespodzianki, stąd wczorajszy brak wpisu- znowu doby nie starczyło, żeby coś wykręcić...
Ale jak może się chcieć po imprezie skończonej gdy już świtało, po spaniu z budzeniem się co chwilę z czyjąś ręką na swojej twarzy i powrocie do domu o 16.00.
I ta końcówka dnia jakaś taka... Do niczego była. Nawet pedałować nie miałam ochoty. Niby miałam podjechać do chłopaków (chłopak nr 1 i chłopak nr 2), ale ogarnęła mnie niemoc. Psychiczna i fizyczna.
Czasem wśród tych wszystkich cudownych dni zdarzy się taki, w którym nie tryskam energią i czuję się jak stara sparciała guma od gaci. "Czasem" wypada średnio raz na miesiąc.
I już się zbierałam do położenia się o "ludzkiej" porze, czyli tego samego dnia, którego się obudziłam, ale telefon odbieram od chłopaka nr 1 i dostaję informację, że w zasadzie czekają (wraz z chłopakiem nr 2) pod MYM domem. Nie wypadało robić z siebie domatora. Rundka po Wrocławiu.
Lansowanie się w różowej koszulce przy 7 stopniach, gołych łydkach i rękawiczkach z krótkimi palcami NIE uprzyjemniało jazdy. Mówił chłopak nr 1, że będzie mi zimno, ale kto by tam go słuchał... A jednak czasem można wyjść na tym dobrze, wezmę pod uwagę ten fakt następnym razem.
Chłopak nr 1
Chłopak nr 2 i jego najjaśniejsza gwiazda
Nie-chłopak nr 3
Chłopaki tankują
A nie-chłopaki fotografują.
Kierownica chłopaka nr 1
Drugi raz w tym tygodniu szykowanie urodzinowej niespodzianki, stąd wczorajszy brak wpisu- znowu doby nie starczyło, żeby coś wykręcić...