Spontan- POWRÓT Wiązowa Wola-> Wrocław
Niedziela, 6 maja 2012 | dodano:08.05.2012
Km: | 154.51 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 09:10 | km/h: | 16.86 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 10.0 | HRmax: | 162( 81%) | HRavg | 117( 59%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Dzień drugi wielkiego SPONTANA
Skończyło się na tym, że poszłam spać o 5.00, a o 8.30 już zostałam obudzona przez biegającego, głośno manifestującego swoją radość brzdąca. Dzieci są kochane, dlatego uważam, że jeszcze nie zasłużyłam na takie szczęście :) O 9.00 zostałam zaproszona na śniadanie, a nie powiem- WYBORNIE mi w brzuchu burczało. Pal licho, nie raz się tyle spało.
Podjęliśmy z kolegą decyzję o powrocie tego samego dnia. W zasadzie od początku były plany, aby wrócić w niedzielę, a gdybanie było co by zostać do poniedziałku jeszcze. ALE obowiązki wzywają, wiadomo, że uczelnia nie zając. Ale po co potem gonić...
Wczoraj jeszcze byłam u koni w stajni, u gołębi w gołębniku i u rybek w hodowli rybek akwariowych. Zdjęć nie mam z tamtych wizyt, gdyż aparatu ze sobą nie wzięłam (jak mogłam!).
Szybki spacer po okolicy przed wyprawą,
Konie na lunch zajadają się trawą.
Mniszek dla wielu chwastem pospolitym-
dla mnie zwiastunem wakacji znakomitym!
Urządzenie do połowy planktonu
własnoręcznie zrobione przez właściciela domu.
Nie do kąpieli, ani topienia marzanny
Na karpie (których nie było) były te wanny.
Amstaff- odpowiedź dostałam,
Gdy o rasę psa pytanie zadałam,
Obawy związane z psimi doświadczeniami,
Okazały się bezpodstawnymi podejrzeniami,
Gdyż Drako to wyjątkowo kochany psiak,
I jakiejkolwiek agresji u niego brak.
W głowie mu tylko harce i zabawy,
W mgnieniu oka zniknęły me obawy.
Jeden duży, drugi mały,
Dwa psiaki razem się trzymały.
Radośnie za dnia szalały,
Życie by za siebie oddały.
Wicher namiętnie czochrał me włosy,
Nie TAK różowo zapowiadały się nasze losy,
Nie dość, że od przodu nas wydymało,
20 na godzinę pedałować się nie dało.
Oto i on- rower wiekowy
40 lat ma- a prawie jak nowy
Żłobek namiętnie w nim zakochany
Nie wziąłby KROSSa nieubłagany.
Kobieta jak się uprze na co- nie ma bata
Ale JEGO decyzji nie zmieni nawet koniec świata.
Gotowi do drogi, czas pożegnania,
Wiatr nas hamował zamiast poganiać.
Pierwszy kilometr- uśmiechy na twarzy,
Ciekawi co jeszcze się dzisiaj przydarzy.
Dobrze, że nie żadne z nas nie wróży
Bo przeraziłby nas koniec podróży.
A tak nieświadomie, ambitnie, z zapałem
Kręcił się pedał za pedałem.
"AhOj przygodo!" na początku wołali,
A z każdym kilometrem O na U zmieniali.
Co raz zimniejszy wiatr prosto w pysk daje,
30 km za nami, żadne się nie poddaje.
Raptem 50 km przebyli,
o czekoladzie zamarzyli,
Koło spożywczego stają,
Tak się marzenia spełniają!
Pogoda nie tylko wiatrem nas uraczyła,
Ale temperaturą 10 stopni trip utrudniła.
Gorzej być nie mogło? A deszcz i pioruny?
Ej, bez takich! Nie przeciągajmy struny.
Jedyne co mi na trasie ciśnienie podnosiło-
Pędzące obok nas TIRy- jak miło...
Jadą S8, krajobrazem znudzeni,
Wnet stukotem kopyt rozbudzeni,
Samotnie koń ulicą hasał,
Od lewego do prawego pasa.
Były chipsy, czekolada,
A tu w brzuchu serenada,
Wnet magiczne "eM" ujrzeli,
I do Maca pocisnęli,
Hamburgery zdrowe zjedzone,
Frytki na świeżym oleju smażone,
Nie żebyśmy w to uwierzyli,
Ale nie na jakość żeśmy patrzyli.
Gdy na coś ciepłego ochota naszła,
Nie było czasu szukać lepszego jadła,
Z ciężkimi brzuchami na rowery SIUP,
Nie było łatwo posadzić DUP!
Ja przez spory czas od obiadu,
Nie mogłam ze swoją dojść do ładu,
Jazda BEZ siodełka potrzebna mi była,
Żeby ma pupa choć trochę odżyła.
I nawet nie wiem kiedy się to zdarzyło,
Dupsko na siodełko same się posadziło.
I jakoś wytrzymało aż do Wrocławia,
Ponownie ze sztycy nie chciało wstawać.
Mrok nas zastał przed Oleśnicą,
Odblaski to podstawa jadąc ulicą!
Wszelkich ciemniaków potępiam szczerze
Co bez lampek jeżdżą na rowerze.
Nie wiadomo po co przez barierki skakALI
Na drugą stronę E67 się pchALI
Kawałek poboczem pod prąd pojechALI
Na budowaną AOW do Łoziny zjechALI.
15 km ciemną drogą pedałowALI
Wściekłe stróżujące psy odganiALI
Przez to zjazdy na Wrocław mijALI,
Mieli już dość, ledwo się trzymALI.
Gdy po wszystkim zdarzenie to wspominALI
Ze strachem w oczach się uśmiechALI.
Zmęczeni lecz z satysfakcją dom powitALI
Na łóżka jak trupy wnet popadALI!
Zdjęcia beztroskie by się wydawało
Nie macie pojęcia co przeszkadzało:
- Od przodu na zimno wiatr nas że HEJ wydymał
- Nadgarstki bolały- bo kierownicę miejską Żłobek trzymał
- przerzutka w zabytkowym bajku nie działała
- siodełko i sztyca się na dziurach bujała
- fakt, że trzeci dzień ponad sto wysiedziałam
- całe trzy godziny i Żłobek i ja spałam
- WYBOROWO tej nocy się rozlewało
- Żłobka od połowy kolano bolało
- przy zjeździe do domu psy pogryźć chciały,
przez 200 metrów przy naszych nogach zapier...niczały
Ja składam hołdy moim pośladom,
Przynajmniej wiem ile ujadą.
Cztery litery niech się hartują
I na kolejne wyprawy szykują.
Dystans nie maleć, lecz rosnąć będzie
Do Krakowa dojadę jak się rozpędzę.
To tyle o mnie, jeszcze dwa słowa,
Nim na poduszkę opadnie ma mądra głowa.
Wielkim szacunkiem darzę kolegę mego,
Bo nie mam w swoim gronie znajomego,
Który ostatnio pedałował hohohooooo
A tu ze mną przejechał ponad stoooo!
Mało tego- sto sześćdziesiąt,
To więcej niż mój dzienny rekord!
I to jeszcze na TAKIM rowerze,
Z bólem kolana- po prostu nie wierzę.
Szacun dla Ciebie, to był wyczyn,
W Twojej ambicji szukałabym przyczyn,
Że dałeś radę mimo wysokiej poprzeczki,
I jeszcze ochotę masz na dłuższe wycieczki.
Kolejna osoba cyklozę złapała,
Miłością do bajków zapałała.
Suma sumarum dojechali my przed dwudziestą czwartą,
Nawet nas nie pytajcie czy było warto...! :)
Skończyło się na tym, że poszłam spać o 5.00, a o 8.30 już zostałam obudzona przez biegającego, głośno manifestującego swoją radość brzdąca. Dzieci są kochane, dlatego uważam, że jeszcze nie zasłużyłam na takie szczęście :) O 9.00 zostałam zaproszona na śniadanie, a nie powiem- WYBORNIE mi w brzuchu burczało. Pal licho, nie raz się tyle spało.
Podjęliśmy z kolegą decyzję o powrocie tego samego dnia. W zasadzie od początku były plany, aby wrócić w niedzielę, a gdybanie było co by zostać do poniedziałku jeszcze. ALE obowiązki wzywają, wiadomo, że uczelnia nie zając. Ale po co potem gonić...
Wczoraj jeszcze byłam u koni w stajni, u gołębi w gołębniku i u rybek w hodowli rybek akwariowych. Zdjęć nie mam z tamtych wizyt, gdyż aparatu ze sobą nie wzięłam (jak mogłam!).
Szybki spacer po okolicy przed wyprawą,
Konie na lunch zajadają się trawą.
Mniszek dla wielu chwastem pospolitym-
dla mnie zwiastunem wakacji znakomitym!
Urządzenie do połowy planktonu
własnoręcznie zrobione przez właściciela domu.
Nie do kąpieli, ani topienia marzanny
Na karpie (których nie było) były te wanny.
Amstaff- odpowiedź dostałam,
Gdy o rasę psa pytanie zadałam,
Obawy związane z psimi doświadczeniami,
Okazały się bezpodstawnymi podejrzeniami,
Gdyż Drako to wyjątkowo kochany psiak,
I jakiejkolwiek agresji u niego brak.
W głowie mu tylko harce i zabawy,
W mgnieniu oka zniknęły me obawy.
Jeden duży, drugi mały,
Dwa psiaki razem się trzymały.
Radośnie za dnia szalały,
Życie by za siebie oddały.
Wicher namiętnie czochrał me włosy,
Nie TAK różowo zapowiadały się nasze losy,
Nie dość, że od przodu nas wydymało,
20 na godzinę pedałować się nie dało.
Oto i on- rower wiekowy
40 lat ma- a prawie jak nowy
Żłobek namiętnie w nim zakochany
Nie wziąłby KROSSa nieubłagany.
Kobieta jak się uprze na co- nie ma bata
Ale JEGO decyzji nie zmieni nawet koniec świata.
Gotowi do drogi, czas pożegnania,
Wiatr nas hamował zamiast poganiać.
Pierwszy kilometr- uśmiechy na twarzy,
Ciekawi co jeszcze się dzisiaj przydarzy.
Dobrze, że nie żadne z nas nie wróży
Bo przeraziłby nas koniec podróży.
A tak nieświadomie, ambitnie, z zapałem
Kręcił się pedał za pedałem.
"AhOj przygodo!" na początku wołali,
A z każdym kilometrem O na U zmieniali.
Co raz zimniejszy wiatr prosto w pysk daje,
30 km za nami, żadne się nie poddaje.
Raptem 50 km przebyli,
o czekoladzie zamarzyli,
Koło spożywczego stają,
Tak się marzenia spełniają!
Pogoda nie tylko wiatrem nas uraczyła,
Ale temperaturą 10 stopni trip utrudniła.
Gorzej być nie mogło? A deszcz i pioruny?
Ej, bez takich! Nie przeciągajmy struny.
Jedyne co mi na trasie ciśnienie podnosiło-
Pędzące obok nas TIRy- jak miło...
Jadą S8, krajobrazem znudzeni,
Wnet stukotem kopyt rozbudzeni,
Samotnie koń ulicą hasał,
Od lewego do prawego pasa.
Były chipsy, czekolada,
A tu w brzuchu serenada,
Wnet magiczne "eM" ujrzeli,
I do Maca pocisnęli,
Hamburgery zdrowe zjedzone,
Frytki na świeżym oleju smażone,
Nie żebyśmy w to uwierzyli,
Ale nie na jakość żeśmy patrzyli.
Gdy na coś ciepłego ochota naszła,
Nie było czasu szukać lepszego jadła,
Z ciężkimi brzuchami na rowery SIUP,
Nie było łatwo posadzić DUP!
Ja przez spory czas od obiadu,
Nie mogłam ze swoją dojść do ładu,
Jazda BEZ siodełka potrzebna mi była,
Żeby ma pupa choć trochę odżyła.
I nawet nie wiem kiedy się to zdarzyło,
Dupsko na siodełko same się posadziło.
I jakoś wytrzymało aż do Wrocławia,
Ponownie ze sztycy nie chciało wstawać.
Mrok nas zastał przed Oleśnicą,
Odblaski to podstawa jadąc ulicą!
Wszelkich ciemniaków potępiam szczerze
Co bez lampek jeżdżą na rowerze.
Nie wiadomo po co przez barierki skakALI
Na drugą stronę E67 się pchALI
Kawałek poboczem pod prąd pojechALI
Na budowaną AOW do Łoziny zjechALI.
15 km ciemną drogą pedałowALI
Wściekłe stróżujące psy odganiALI
Przez to zjazdy na Wrocław mijALI,
Mieli już dość, ledwo się trzymALI.
Gdy po wszystkim zdarzenie to wspominALI
Ze strachem w oczach się uśmiechALI.
Zmęczeni lecz z satysfakcją dom powitALI
Na łóżka jak trupy wnet popadALI!
Zdjęcia beztroskie by się wydawało
Nie macie pojęcia co przeszkadzało:
- Od przodu na zimno wiatr nas że HEJ wydymał
- Nadgarstki bolały- bo kierownicę miejską Żłobek trzymał
- przerzutka w zabytkowym bajku nie działała
- siodełko i sztyca się na dziurach bujała
- fakt, że trzeci dzień ponad sto wysiedziałam
- całe trzy godziny i Żłobek i ja spałam
- WYBOROWO tej nocy się rozlewało
- Żłobka od połowy kolano bolało
- przy zjeździe do domu psy pogryźć chciały,
przez 200 metrów przy naszych nogach zapier...niczały
Ja składam hołdy moim pośladom,
Przynajmniej wiem ile ujadą.
Cztery litery niech się hartują
I na kolejne wyprawy szykują.
Dystans nie maleć, lecz rosnąć będzie
Do Krakowa dojadę jak się rozpędzę.
To tyle o mnie, jeszcze dwa słowa,
Nim na poduszkę opadnie ma mądra głowa.
Wielkim szacunkiem darzę kolegę mego,
Bo nie mam w swoim gronie znajomego,
Który ostatnio pedałował hohohooooo
A tu ze mną przejechał ponad stoooo!
Mało tego- sto sześćdziesiąt,
To więcej niż mój dzienny rekord!
I to jeszcze na TAKIM rowerze,
Z bólem kolana- po prostu nie wierzę.
Szacun dla Ciebie, to był wyczyn,
W Twojej ambicji szukałabym przyczyn,
Że dałeś radę mimo wysokiej poprzeczki,
I jeszcze ochotę masz na dłuższe wycieczki.
Kolejna osoba cyklozę złapała,
Miłością do bajków zapałała.
Suma sumarum dojechali my przed dwudziestą czwartą,
Nawet nas nie pytajcie czy było warto...! :)
komentarze
Przeeee super wpis :)
I co tu dużo pisać, ekstra zakończenie wyprawy :) kundello21 - 04:39 piątek, 11 maja 2012 | linkuj
I co tu dużo pisać, ekstra zakończenie wyprawy :) kundello21 - 04:39 piątek, 11 maja 2012 | linkuj
Wycieczka i opis spoko-koko ;) ale największe wrażenie robi to nieludzkie nie-spanie.
Nawet nie napisała, jakiej marki ten rower-weteran?
I czy jeździł na co dzień przez te ponad 40 lat, czy może przestał sobie większość czasu? ;>
BTW. podejrzanie mało archaiczny jak na 1970... mors - 21:03 wtorek, 8 maja 2012 | linkuj
Komentuj
Nawet nie napisała, jakiej marki ten rower-weteran?
I czy jeździł na co dzień przez te ponad 40 lat, czy może przestał sobie większość czasu? ;>
BTW. podejrzanie mało archaiczny jak na 1970... mors - 21:03 wtorek, 8 maja 2012 | linkuj