Dziura na dziurze: Wrocław ->Milicz
Niedziela, 13 maja 2012 | dodano:13.05.2012
Km: | 52.14 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:32 | km/h: | 20.58 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | 12.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Kolejny dzień, który najchętniej przesiedziałabym w domu nadrabiając zaległości z "Desperate Housewives" i "Californication". Jedynym czynnikiem motywującym do dzisiejszych jazd był fakt upieczenia przez mamę bułeczek drożdżowych, którymi się zapchałam i z których energię musiałam gdzieś spożytkować... Dobre i to.
Zimno. Wieje. Przeziębienie wygrywa kolejną rundę z moim gardłem- śpiewać nie mogę (na szczęście dla reszty domowników :P)
Za Łoziną decyzja, aby zapoznać się z drogą na Milicz. Poznałam, przejechałam i zadecydowałam, że nigdy więcej TAMTĘDY nie pojadę. Dziury na drogach w terenie to rzecz naturalna i czasem przyjemna, ALE szwajcarski ser na asfalcie jest jak wyrób seropodobny. W tym wypadku był to wyrób drogopodobny.
Jadę z mapą w srE52 i co mnie spotyka? To co zawsze :) Polne drogi.
Nie poddaję się, nawet mnie rozbudziła ta droga. Jadę, jadę, staję. Na mapie droga jest, a rzeczywistość jaka jest- każdy widzi:
O zawróceniu mowy nie ma. Zjeżdżam nieco na prawo i kontynuuję podróż drogą, której nie ma- przez pola uprawne. Sarenki obok skaczą, na nudę narzekać nie mogę- koło owsem(?) się toczy.
Rysiu Rynkowski nie ma racji- kobiety wcale nie lubią brązu >.<
Za Dobroszycami koła leniwie się toczą. W Januszkowicach spotykam koleżankę z kolegą na rowerowej przejażdżce. Chwila rozmowy, żartów i nakręcona pozytywnie jadę do samego domu :)
Tygodniowy maraton urodzinowy dobiega końca- jako ostatni, najskromniejszy mój torcik. Całe szczęście, że już koniec, bo zabawa z w cukiernika pochłania czas, który mogłabym przeznaczyć na- BĘDZIE ZASKOCZENIE- rower. Ale nie samym pedałowaniem maratonka żyje... :)
Zimno. Wieje. Przeziębienie wygrywa kolejną rundę z moim gardłem- śpiewać nie mogę (na szczęście dla reszty domowników :P)
Za Łoziną decyzja, aby zapoznać się z drogą na Milicz. Poznałam, przejechałam i zadecydowałam, że nigdy więcej TAMTĘDY nie pojadę. Dziury na drogach w terenie to rzecz naturalna i czasem przyjemna, ALE szwajcarski ser na asfalcie jest jak wyrób seropodobny. W tym wypadku był to wyrób drogopodobny.
Jadę z mapą w srE52 i co mnie spotyka? To co zawsze :) Polne drogi.
Nie poddaję się, nawet mnie rozbudziła ta droga. Jadę, jadę, staję. Na mapie droga jest, a rzeczywistość jaka jest- każdy widzi:
O zawróceniu mowy nie ma. Zjeżdżam nieco na prawo i kontynuuję podróż drogą, której nie ma- przez pola uprawne. Sarenki obok skaczą, na nudę narzekać nie mogę- koło owsem(?) się toczy.
Rysiu Rynkowski nie ma racji- kobiety wcale nie lubią brązu >.<
Za Dobroszycami koła leniwie się toczą. W Januszkowicach spotykam koleżankę z kolegą na rowerowej przejażdżce. Chwila rozmowy, żartów i nakręcona pozytywnie jadę do samego domu :)
Tygodniowy maraton urodzinowy dobiega końca- jako ostatni, najskromniejszy mój torcik. Całe szczęście, że już koniec, bo zabawa z w cukiernika pochłania czas, który mogłabym przeznaczyć na- BĘDZIE ZASKOCZENIE- rower. Ale nie samym pedałowaniem maratonka żyje... :)
komentarze
Ta droga co jechałaś okropna jest, również jeden raz nią jechałem i więcej nie mam zamiaru. Tylko sprzęt się niszczy, nerwy to samo... nie warto :)
kaeres123 - 14:11 poniedziałek, 14 maja 2012 | linkuj
Bardzo dobra trasa, którą często na szosach jeździmy leci przez Ramiszów, Pasikurowice, Siedlec, Skarszyn, Boleścin. Potem można jechać na dwa sposoby. Piersno -> Tarnowiec - > Zawonia -> Czeszów albo Krakowiany -> Węgrów -> Ludgierzowice -> Złotów -> Czeszów.
Jak się ma zjeżdżone całe Wzgórza to można cisnąć po naprawdę super asfaltach :) Platon - 08:26 poniedziałek, 14 maja 2012 | linkuj
Jak się ma zjeżdżone całe Wzgórza to można cisnąć po naprawdę super asfaltach :) Platon - 08:26 poniedziałek, 14 maja 2012 | linkuj
z Wrocławia do Milicza 52 owszem może być, a z powrotem wracałaś czy tam już nie może? :) Następnym razem radzę wyjechać z Wrocka przez Krzyżanowice ( ja się na szosówcę wolę tamtędy pomęczyć kilkaset metrów i jechać drogą bez nadmiernego natężenia ruchu) następnie Skarszyn>Zawonia > Czeszów> Łazy Wielkie (kawałek kostka, dalej szosa już) i potem by trzeba było krajową 15 przekroczyć. Trasa może i długa, ale 90% po eleganckim asfalcie.
BoloYeung - 06:19 poniedziałek, 14 maja 2012 | linkuj
Komentuj