Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Dziekanat

Piątek, 5 lipca 2013 | dodano:05.07.2013
Km:17.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Po miejsku.

Praca, serwis, rolki.

Czwartek, 4 lipca 2013 | dodano:04.07.2013
Km:19.80Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Do pracy z wyładowaną sakwą i rolkami. W "międzypracy" do serwisu zostawić Treka (rowerowy manicure oraz "co w suporcie piszczy"). Powrót do pracy na rolkach. Powrót do domu autobusem, bo zaniemogłam po zajęciach.

"Szczęście jest wyborem" - co pani ma na myśli?

Środa, 3 lipca 2013 | dodano:03.07.2013
Km:50.00Km teren:0.00 Czas:02:08km/h:23.44
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Dzisiaj był dzień dobroci dla nieogarniętej blondynki. Dostałam od internisty skierowanie do ortopedy, żeby jeszcze skonsultować palucha. Pojechałam koło 12.00 do rejestracji i za zgodą lekarza zostałam zarejestrowana jeszcze tego samego dnia na godzinę 17.00. Na NFZ!!! Z obawy,że mogą być kolejki i opóźnienia - jak to zwykle bywa w przychodniach - zjawiłam się 40 minut wcześniej. 4 osoby przede mną, 15 minut poślizgu... Może się uda. Miałam czas maksymalnie do 17.20, bo musiałam dojechać do Trzebnicy na 18.45. Czekam więc siedząc na schodach, wszak w korytarzu był tłum i zaduch. Podchodzi do mnie straszy pan...

-"Szczęście jest wyborem" - co pani ma na myśli?

I tak zaczęła się rozmowa. Owy pan był bardzo elokwentny. Najpierw się wypytywał o to gdzie była, trochę opowiadał o sobie... Sporo opowiadał o sobie. O dzisiejszych ludziach. Pokazał mi zdjęcia, które miał przy sobie. Na przykład takie (jasny garnitur):



(pierwszy z prawej)





Zaciekawiło mnie przeogromnie z kim mam do czynienia. Przedstawił się: Marian Charukiewicz. Encyklopedia Solidarności powiada, że...

"Marian Charukiewicz, ur. 22 VII 1940 w Starych Trokach k. Wilna. Absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego, Instytut Filologii Polskiej (1965).

1940-1956 na Litwie; członek Organizacji Pionierów Sowieckich i Komsomołu. W 1956 wraz z rodziną przesiedlony do Góry Śląskiej k. Rawicza w Polsce; założyciel Koła Przyjaciół Litwy przy Towarzystwie Przyjaźni Polsko-Radzieckiej tamże, w 1958 Klubu Esperantystów; w 1963 podczas szkolenia wojskowego na UWr wraz ze Zbigniewem Makarewiczem inicjator nieformalnych akcji sprzeciwu wobec Ludowego Wojska Polskiego. 1964-1965 nauczyciel jęz. polskiego w LO w Trzebnicy, w 1965 skierowany do służby wojskowej w Szkole Oficerów Rezerwy; dla uniknięcia przydzielonej specjalizacji wojskowej (wywiad) zgłosił się do pracy w MO; w 1965 referent, w 1967 starszy referent Wydz. Kryminalnego KD Wrocław-Psie Pole; 1968-1981 w PZPR. 1970-1971 student w Sekcji Referentów Szkoły Milicyjnej w Łodzi; po powrocie do Wrocławia w 1972 przeniesiony do KW SB tamże, zatrudniony w Sekcji I Wydz. IV (zajmującej się duszpasterstwami akademickimi, Wyższym Seminarium Duchownym i Kurią Metropolitalną), prace biurowe, odpowiedzialny za dokumentację, nie uczestniczył w działaniach operacyjnych. Od 1973 kapitan SB; przez pośredników informował osoby rozpracowywane (m.in. ks. Stanisława Orzechowskiego i ks. Aleksandra Zienkiewicza) o prowadzonych przeciw nim działaniach; w 1977 osobiście poinformował o założeniu podsłuchu telefonicznego Adama Pleśnara, lidera Ruchu Wolnych Demokratów; za pośrednictwem osób zaufanych ostrzegł m.in. Bolesława Gleichgewichta, Piotra Starszyńskiego, Leszka Budrewicza, Stanisława Hartmana; informował Kurię Metropolitalną, KIK, opiekunów duszpasterstw akademickich o wprowadzonej agenturze; kilkakrotnie bliski dekonspiracji; pozyskał kolejnych współpracowników z szeregów SB (Grupa Charukiewicza). Od 1979 współpracownik KPN.

1980-1981 przekazywał „S” informacje o działaniach SB; autor szczegółowych opracowań nt. metod pracy operacyjnej, poradników dot. obrony przed obserwacją, inwigilacją i zachowywania się podczas przesłuchań; za pośrednictwem Janusza Gana powiadomił przewodniczącego ZR Dolny Śląsk Jerzego Piórkowskiego o zamiarach SB dotyczących jego osoby.

Po 13 XII 1981 zatrzymany przez SB; postawiono mu zarzut współpracy z ośrodkami antysocjalistycznymi; wobec braku dowodów i dzięki decyzji gen. Czesława Kiszczaka sprawy nie skierowano do prokuratury; następnie zwolniony ze służby, wydalony z PZPR, wysłany na leczenie psychiatryczne, skierowany na rentę; w 1982 współpracownik podziemia, dzięki kontaktom we wrocławskiej SB przekazywał opozycji informacje; w 1983 wydawca podziemnego młodzieżowego pisma „Piłsudczyk Wielkopolski”; autor tekstów w podziemnych pismach. "



Jak powiedział zwrócił na mnie uwagę ze względu na wysportowaną sylwetkę, sposób wypowiadania się oraz przede wszystkim na wyraz "szczęście" na koszulce:

Szczęście jest wyborem! © maratonka




To było dziwne, niecodzienne, ale jakże sympatyczne spotkanie. W kolejce do lekarza. Do lekarza, który mnie przyjął w ciągu jednego dnia. Mało tego - jak już mi się udało wejść do gabinetu PUNKTUALNIE(!) o 17.00, okazało się, że nie wzięłam ze sobą... Skierowania! Uderzyłam załamana głową o biurko doktora: co za tragedia! Niech mnie pan wyrzuci przez okno...! A nie mógłby pan chociaż tak rzucić okiem na tego palca, tak na 3 sekundy, żebym wiedziała co mam z nim robić, czy nie trzeba usztywnić?

Skończyło się na uśmiechu i zaufaniu, że jutro dostarczę do recepcji skierowanie.

-Palec będzie żyć! Nic z nim nie trzeba robić, ścięgna całe - rzekł doktor.

W podskokach opuściłam gabinet, niemalże kłaniając się do stóp i dziękując za tak szybkie przyjęcie i w dodatku bez skierowania. I nie mogę napisać, że "jak zwykle w polskiej przychodni...", bo było NIEZWYKLE. Niezwykle miło- zarówno w recepcji jak i u ortopedy.

Do Trzebnicy dojechałam 20 minut przed czasem, mijając po drodze sporo szosowców ( w tym jeden kilkunastoosobowy peleton, w którym jechała znajoma, będąca do tej pory znajomą online). Wsunęłam dla zabicia czasu cytrynowy sorbet, potem popedałowałam 2 godziny z dziewczynami... Dzisiaj starałam się jak najwięcej jechać z nimi, żeby wiedzieć kiedy odpuścić. Wczoraj chyba dałam im za mocno w kość. Po zajęciach już się zebrałam do powrotu, przejechałam 300 metrów, a tam czekał z samochodem na mnie znajomy, który zamykał klub.

-Wkładaj rower, podwiozę Cię pod tą górkę chociaż, bo się zaraz ciemno zrobi.

Po trzykrotnym odmówieniu poczułam, że czwarte "Nie trzeba, dziękuję" byłoby już niegrzeczne. Jakby nie patrzeć- moje wybawienie! Górka przed Trzebnicą jest dobra do zjazdów - na luzie bez dokręcania 60 km/h się wyciągnie. Ale podjazd, szczególnie po ćwiczeniach...

Zaoszczędziłam 4 km, trochę energii, czasu. Nie musiałam używać Noise'a.

Co to był za dzień! Dzień niespodzianek (w tym jednej negatywnej, ale to już z mojej nieuwagi, więc się nie liczy :))

RTG

Wtorek, 2 lipca 2013 | dodano:02.07.2013
Km:11.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Królowa Szos
Radiacja wykazała, że kład kostny nie został nienaruszony. Teraz tylko czekać, aż palec znowu schudnie. Podjechałam do Korony, aby tam sobie pospacerować wśród miętowych bluzek i jaskrawych spodni.

Praca

Wtorek, 2 lipca 2013 | dodano:02.07.2013
Km:50.00Km teren:0.00 Czas:02:30km/h:20.00
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Kolejny ciężki dzień- 25 km, 3 godziny intensywnych zajęć i powrót 25 km. Wczoraj było po 30. Może niedługo zacznę dojeżdżać do Warszawy do pracy? Po 300 km w jedną i w drugą, jak znalazł na przejażdżkę!

Powrót w tempie Królowej Szos. SAPORT dalej skrzypi. Tak sądzę, że to on...

Podwrocławskie niebo © maratonka

Początek tygodnia, poniedziałeczek!

Poniedziałek, 1 lipca 2013 | dodano:01.07.2013
Km:68.80Km teren:0.00 Czas:03:15km/h:21.17
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Zmieniłam miejsce poniedziałkowych wygibasów. Z dystansu 2x15 km zrobiło się 2x30 km. Pomiędzy 3 godziny zajęć.

Palec przytył, zsiniał i dalej mocno boli. Jutro wyniki RTG, jak tak na niego z politowaniem patrzę, to stwierdzam, że w jakiś sposób złamany, bo jakiś nieprosty mi się wydaje. Ale jeździć mogę, ćwiczyć mogę, pisać na klawiaturze również...

Z braku laku kolejne zaległe zdjęcie z majówki: węgierski parlament.

Węgierski przepych © maratonka

Trening na Wyspie.

Niedziela, 30 czerwca 2013 | dodano:01.07.2013
Km:13.00Km teren:0.00 Czas:00:34km/h:22.94
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Umówiłam się z Martą na powtórkę wczorajszego treningu. Żeby ją oderwać od pisania pracy i przewietrzyć mózg. Dołączyło do nas dwóch chętnych i dosyć niespodziewanie dwie chętne. I tak w czwórkę, do kresu wytrzymałości na cypelku Wyspy Słodowej, zrobiliśmy 4 tabaty (1 tabata = [20 sekund ćwiczeń + 10 sekund przerwy] x8). Przeskoki w wypadzie (lunge), skip A, burpee bez pompki, squat szeroki z naskokiem. 40 pompek i stretching.

Biegną dwie niespodzianki! :)



Skipy



Chwila przerwy i...



... burpee!



Marta tłumaczy pozycję squat'u.



Fotograf, dwie trenerki i dwie ofiary :D



Końcowy stretching. Oby Was jutro wszystko bolało. :)



Never stop exploring!

Never stop exploring! © maratonka

Obowiązkowe przeszkolenie dla rowerzystów! NATYCHMIAST!

Niedziela, 30 czerwca 2013 | dodano:30.06.2013
Km:10.00Km teren:0.00 Czas:00:26km/h:23.08
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Ależ jestem zła! Ale taka zła na "w". Jak można jechać DDRem ponad 25 km/h i NAGLE się zatrzymać, bo znajomego się mija?! Z tłumaczeniami "Nie myślałem, że ktoś za mną jedzie...". A zatrzymał się BATMAN tak, że aż mu koło tylne podskoczyło do góry, nawet nie zdążyłam nacisnąć hamulca, bo NIE MYŚLAŁAM, że można sobie ot tak nagle zahamować!

Palec u ręki co najmniej stłuczony. Złamany i zwichnięty raczej nie, bo jestem w stanie go zgiąć. Ale boli, a jak boli to rośnie!

Tym samym moje statystyki mówią, że odkąd poruszam się po mieście na rowerze miałam 5 wypadków, w których ucierpiałam:
1 z udziałem kierowcy wymuszającego pierwszeństwo
1 z udziałem pieszego, który "nie słyszał" dzwonka
1 z udziałem starszej pani, w którym ucierpiała ona sama, bo się mnie wystraszyła jadąc środkiem DDRu
1 z udziałem nieoświetlonego rowerzysty, który nie myślał, że ktoś może jechać za nim

Wszystkie powyższe miały miejsce na DDRach.

1 był ze zmęczenia, w którym ucierpiałam tylko ja i asfalt.

Podsumowując: 80% wypadków zdarzyło się na DROGACH DLA ROWERÓW, 20% na chodniku.

Czegoś tu brakuje... Ach tak! Żadnych zdarzeń nie było na ulicy. Wnioski...?

Mając na uwadze umiejętności polskich "rowerzystów" absolutnie byłabym za nierealnym pomysłem obowiązkowego szkolenia. W Martę też dopiero co wjechała głupia laska wyjeżdżając na pełnej parze zza zakrętu po lewej stronie.

Ludzie się boją rowerem wyjechać na ulicę, bo nie znają przepisów. A jak nie znają przepisów to jakim prawem mogą jeździć DDRami, skoro obowiązuje na nich teoretycznie ograniczenie prędkości takie jak na jezdni?

Jak to jest, że w innych krajach (dla porównania mam Wiedeń) ludzie nie potrzebują się szkolić, a DDRami zasuwają nawet szosowcy?

Musiałam ponarzekać. Musiałam, bo mnie palec boli! I hejtuję Was bezmózgie, tępe człowieki udające rowerzystów! Bezlampkowcy, "myślałem, że jestem sam na DDRze" i nieogarnięte miejskie rowerzystki! Niech Wam wszystkim gwoździe w opony powchodzą!

Palec mniej boli. Pomogło...

Pojadły, poćwiczyły, zwiedziły

Sobota, 29 czerwca 2013 | dodano:29.06.2013
Km:29.50Km teren:0.00 Czas:01:30km/h:19.67
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Leniwie zwlokłyśmy się z łózka. Na śniadanie truskawki z makaronem, potem domowe SPA. Obiad, popołudniowa siesta... Przedłużyła się do półtorej godziny. Z nieróbstwa zaczynały mnie kolana boleć, co oznaczało tylko jedno - trzeba wykonać jakąś fizyczną pracę. Przedsięwzięłyśmy zatem pedałowanie... Do sklepu.





Niech Was zdjęcia nie zmylą! Udałyśmy się w okolice AWFu z zamiarem przerobienia interwałów. Kilka tabat (20 sekund ćwiczeń, 10 sekund przerwy i tak osiem razy) wystarczyło, aby ciastka i "44% cukru" stanęło nam w gardle. Niejedzenie przed treningiem ma jednak sens!
.

.
Pojechałyśmy na Opatowicką...



... i na Kładkę Zwierzyniecką.



Widok z Kładki Zwierzynieckiej © maratonka




Let's fly away, come fly with me! © maratonka


Wiszący Most Grunwaldzki z początku XX wieku.



Zamiast jechać do domu zdecydowałam, że jeszcze chwilę pokręcimy się po Wrocławiu. Zawsze, kiedy jestem w okolicy katedry napawam się dumą z bycia Wrocławianką.



Wrocławski latarnik zapalający lampy. "Jedynie w historycznych centrach miast (np. na Ostrowie Tumskim we Wrocławiu) do dziś zachowuje się jeszcze niekiedy lampy gazowe, dające znacznie łagodniejsze światło niż lampy elektryczne, ale wymagające na ogół codziennego ręcznego włączania o zmierzchu i gaszenia o świcie " (www.wikipedia.pl)

Wrocławski latarnik © maratonka




Przeurocza kawiarnia nieopodal Katedry ugościła nas ciepłą szarlotką i musem malinowym (żeby czasem nie schudnąć po treningu!)



Wrocławska Archikatedra z przełomu XIII-XIV wieku.

Wrocławska Archikatedra © maratonka


Po prawej kameralna kawiarnia, która skusiła nas na szarlotkę :)



Mosty Młyńskie



Najlepszy sobotni odpoczynek! Pięknie jest!

Weeekend się zaczyna!

Piątek, 28 czerwca 2013 | dodano:29.06.2013
Km:57.82Km teren:0.00 Czas:02:50km/h:20.41
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Praca magisterska w dziekanacie, KABUM! :D Zamiast salsy i dużych piłek dzisiaj była misja promowania Jupitera na pikniku rodzinnym. Były dzieci, uśmiechnięci rodzice i Berenika na rurze.



Jak zaskoczyć przeciwnika? Z liścia mu!

Zawody sumo © maratonka


Kolor elewacji dworca, który kiedyś budził we mnie poważne zastrzeżenia, dzisiaj zachwyca swoim widokiem. Może trochę niewpasowany w szaroburą architekturę okolicy, ale jest przepiękny.



Podjechałam do Marty i zabrałam ją ze sobą. Nim wylądowałyśmy na kolacji w rynku miła niespodzianka- krótki koncert Jose Torresa! Chwilę potańczyłyśmy, wypatrzyłam w tłumie panią Izę (która mnie szkoliła z salsy) i przywitałam się. Potem ekipa z muzyką zeszła zabawiać spragnionych salsy do Casa De La Musica, a my zdobyłyśmy pożywienie i jakieś dwie godziny później dojechałyśmy do mojego domu.

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum