Wpisy archiwalne w kategorii
Praca
Dystans całkowity: | 3177.33 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 138:31 |
Średnia prędkość: | 20.82 km/h |
Liczba aktywności: | 88 |
Średnio na aktywność: | 36.11 km i 1h 43m |
Więcej statystyk |
FWA i acarp <-
Poniedziałek, 8 października 2012 | dodano:08.10.2012Kategoria Praca
Km: | 50.19 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:15 | km/h: | 22.31 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Zmotywowana i zdołowana.
Bogata i biedna.
Zadowolona i zawiedziona.
Zmęczona i... zmęczona.
Tydzień bez weekendu to sos czosnkowy bez czosnku. Sobota i niedziela w Poznaniu na konwencji.
A dziś...
Olałam ósmoporanne zajęcia. Bez przesady. Na judo jak zawsze zrobiłam sobie krzywdę. PACZĘ w prawo z grymasem.
Dorwałam buty Salomona. Historia z nimi była taka, że najpierw je kupiłam, potem oddałam, bo stwierdziłam, że mnie nie stać, a dzisiaj kupiłam, bo były tańsze o 30%. I tak mnie nie stać, ale jak sobie przypomnę to uczucie zimnych stóp.......... Ponoć dają radę do -18. Czyli do -10 jak dla mnie. Białe- niepraktyczne, ale za to wygodne i ciepłe. I ładne.
Na osiedlu niespodziankę nam zrobili- nie, nie jest to DDR, ale fakt, że kawałek tych schodków zrównali z ziemią, wymalowali pasy i postawili słupki zasługuje na fakt upublicznienia tego na moim bajklogu. Wszak ponad 15 lat tu mieszkam i ni razu żadnej zebry wzdłuż tej ulicy nie widziałam. A w tym akurat miejscu, gdzie ludzie przechodzą na drugą stronę, bo jest przystanek, a nieopodal zakręt jak najbardziej się przyda. Lepiej późno niż później ;)
A dziś pierwsze skrzypce gra Lindsey.
I pocieszenie... (nie, nie buszuję na demotach. Mam kmiotów, którzy robią to za mnie)
Bogata i biedna.
Zadowolona i zawiedziona.
Zmęczona i... zmęczona.
Tydzień bez weekendu to sos czosnkowy bez czosnku. Sobota i niedziela w Poznaniu na konwencji.
A dziś...
Olałam ósmoporanne zajęcia. Bez przesady. Na judo jak zawsze zrobiłam sobie krzywdę. PACZĘ w prawo z grymasem.
Dorwałam buty Salomona. Historia z nimi była taka, że najpierw je kupiłam, potem oddałam, bo stwierdziłam, że mnie nie stać, a dzisiaj kupiłam, bo były tańsze o 30%. I tak mnie nie stać, ale jak sobie przypomnę to uczucie zimnych stóp.......... Ponoć dają radę do -18. Czyli do -10 jak dla mnie. Białe- niepraktyczne, ale za to wygodne i ciepłe. I ładne.
Na osiedlu niespodziankę nam zrobili- nie, nie jest to DDR, ale fakt, że kawałek tych schodków zrównali z ziemią, wymalowali pasy i postawili słupki zasługuje na fakt upublicznienia tego na moim bajklogu. Wszak ponad 15 lat tu mieszkam i ni razu żadnej zebry wzdłuż tej ulicy nie widziałam. A w tym akurat miejscu, gdzie ludzie przechodzą na drugą stronę, bo jest przystanek, a nieopodal zakręt jak najbardziej się przyda. Lepiej późno niż później ;)
A dziś pierwsze skrzypce gra Lindsey.
I pocieszenie... (nie, nie buszuję na demotach. Mam kmiotów, którzy robią to za mnie)
Rowerowy kubek
Piątek, 5 października 2012 | dodano:05.10.2012Kategoria Praca
Km: | 32.64 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 21.76 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Zaraza.
Wtorek, 2 października 2012 | dodano:02.10.2012Kategoria Praca
Km: | 32.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Dopadło mnie coś dzisiaj. I nie był to książę Endymion (PACZ pikczers niżej). Karamba! I nie był zaraz przeziębieniowy tylko bardziej niestrawnościowo-żołądkowy.
Zaraz nie zaraz, w robocie jestem niezastąpiona (nie żebym taka FIFARAFA była- weź tu znajdź kogoś 15 minut przed, kto poprowadzi zajęcia). Było tętno 170, był pot na łydach- zaraz się chyba ugotował od tego hardkoru.
Moja miłość z wieku przedszkolnego! <3 Do tej pory mam sentyment. Wiecie, prawdziwa miłość nigdy nie wygasa... Szkoda tylko tej świadomości, że książę Endymion nie jest prawdziwy. A nawet gdyby to leciał na Usagi Tsukino. Więc może i lepiej. Skoro nie mógłby być mój to niech nie istnieje.
Zaraz nie zaraz, w robocie jestem niezastąpiona (nie żebym taka FIFARAFA była- weź tu znajdź kogoś 15 minut przed, kto poprowadzi zajęcia). Było tętno 170, był pot na łydach- zaraz się chyba ugotował od tego hardkoru.
Moja miłość z wieku przedszkolnego! <3 Do tej pory mam sentyment. Wiecie, prawdziwa miłość nigdy nie wygasa... Szkoda tylko tej świadomości, że książę Endymion nie jest prawdziwy. A nawet gdyby to leciał na Usagi Tsukino. Więc może i lepiej. Skoro nie mógłby być mój to niech nie istnieje.
Kwiatkowy płaszcz przeciwdeszczowy.
Poniedziałek, 1 października 2012 | dodano:01.10.2012Kategoria Królowa Szos, Praca
Km: | 48.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:20 | km/h: | 20.57 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Królowa Szos |
Pogoda dziś nie rozpieszczała. Poranne, ósmoranne głupoty, na judo coś się tym razem działo (nie mogę skręcić głowy w prawo). Aaaa i najważniejsze. Myślałam, że piąty, ostatni rok i już nic mnie nie zaskoczy na uczelni. Się przeliczyłam. Mój promotor odszedł z uczelni.
Mało tego, ponoć w ogóle coś namieszali w Zakładzie Historii Kultury Fizycznej. Na dzień dzisiejszy nie mam promotora i nawet nie wiem czy jest zakład, w którym miałam pisać MGR. W ogóle wiem tyle co pani w dziekanacie czyli NIC.
Powrót z uczelni- lekka mżawka. Super, w końcu! Już podekscytowana wyciągnęłam płaszcz przeciwdeszczowy (specjalnie pod Miejski kupiony), żeby się w nim do pracy wybrać. Trochę jeszcze pokropiło po 18.00, a potem sucho. Padać MIAŁO!
Wodoodporność- 3000 czegoś tam. Odblaski ma mankietach- jakby specjalnie pod rower uszyty. Jeszcze kalosze do kompletu muszę znaleźć.
Powrót ze słuchawkami w uszach. 50 minutowy hiszpański chillout. Uwielbiam takie powroty. Beztroskie pedałowanie bez pośpiechu, gładko toczące się różowe opony i muzyka idealnie dopasowana do nastroju:
Mało tego, ponoć w ogóle coś namieszali w Zakładzie Historii Kultury Fizycznej. Na dzień dzisiejszy nie mam promotora i nawet nie wiem czy jest zakład, w którym miałam pisać MGR. W ogóle wiem tyle co pani w dziekanacie czyli NIC.
Powrót z uczelni- lekka mżawka. Super, w końcu! Już podekscytowana wyciągnęłam płaszcz przeciwdeszczowy (specjalnie pod Miejski kupiony), żeby się w nim do pracy wybrać. Trochę jeszcze pokropiło po 18.00, a potem sucho. Padać MIAŁO!
Wodoodporność- 3000 czegoś tam. Odblaski ma mankietach- jakby specjalnie pod rower uszyty. Jeszcze kalosze do kompletu muszę znaleźć.
Powrót ze słuchawkami w uszach. 50 minutowy hiszpański chillout. Uwielbiam takie powroty. Beztroskie pedałowanie bez pośpiechu, gładko toczące się różowe opony i muzyka idealnie dopasowana do nastroju:
Robex- coś ktoś wie?
Piątek, 28 września 2012 | dodano:28.09.2012Kategoria Praca
Km: | 31.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 20.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Dzisiaj przejeżdżałam znowu koło Robexu na Kromera i ponownie w opustoszałym sklepie ktoś był i jeździł na rowerze O.o Likwidują go czy co?
Wzięłam dzisiaj się za upominanie za brak lampek. W sumie dwa razy tylko rzuciłam hasłem "światełka"- na całą ciemnotę jaką napotkałam brakowało mi chęci.
Rano 8 km biegania. Nie chce mi się. Nie mam motywacji do biegania. Tzn. jakąś jednak mam, skoro się zmusiłam. Głównie to, żeby nie zaprzepaścić tego co wypracowałam przed maratonem. I te buty- tyle kasy...
I kolejny filmik ukradziony z Platonowego bloga. 4x oglądałam, zanim zaskoczyłam JAK ON TO ZROBIŁ!
Wzięłam dzisiaj się za upominanie za brak lampek. W sumie dwa razy tylko rzuciłam hasłem "światełka"- na całą ciemnotę jaką napotkałam brakowało mi chęci.
Rano 8 km biegania. Nie chce mi się. Nie mam motywacji do biegania. Tzn. jakąś jednak mam, skoro się zmusiłam. Głównie to, żeby nie zaprzepaścić tego co wypracowałam przed maratonem. I te buty- tyle kasy...
I kolejny filmik ukradziony z Platonowego bloga. 4x oglądałam, zanim zaskoczyłam JAK ON TO ZROBIŁ!
Sen czy java?
Czwartek, 27 września 2012 | dodano:28.09.2012Kategoria Praca
Km: | 58.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:40 | km/h: | 21.75 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Śmierć w oczach.
Poniedziałek, 24 września 2012 | dodano:24.09.2012Kategoria Praca
Km: | 27.83 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:15 | km/h: | 22.26 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Znacie to uczucie, kiedy jedziecie lewym pasem, mijacie traktor z przyczepą wlokący się środkowym, a ona nagle włącza kierunkowskaz z mrugającym napisem "I kill you, I kill you!"?
Spanikowałam trochę i zamiast rozsądnie przyhamować i dziada puścić najpierw było:
A potem dopiero ogarnęłam się, wcisnęłam mocniej korbę i widząc jak koło traktora co raz bardziej zbliża się do krawężnika myślałam czy uda mi się czy zaraz wyląduję pod kołami przyczepy..........
Skoro czytacie ten wpis to znaczy, że się udało. Km, w którym miałam spotkanie z traktorem killerem pokonałam w 1:37. Ok, był zjazd z wiaduktu, ale mimo wszystko zawsze na tym odcinku jest 1:50.
Tym oto sposobem traktor obok: autobusów, pieszych, wysokich krawężników, samochodów (czyli wszystkiego) dopisuję do "Listy śmierci".
Może znalazłam się w jego martwym punkcie i nie widział, ale PANIE ROLNIKU skoro jest zjazd w wiaduktu i przez pewien czas ciągła to się nagle nie zjeżdża!
Jak go wyprzedziłam boskim palcem maratońskim mu pogroziłam, rzuciłam klątwę- będzie miał nieurodzaj w przyszłym roku ]:-> i pognałam dalej. (był zaskoczony, żem wyjechała nagle przed nim, bo wybałuszył oczy. Szkoda, że mu nie wypadły- przecie i tak ślepy...)
A powrocie z pracy niemal rąbnęłam w słupek. Nie, nie, przepraszam- to nie JA bym rąbnęła, tylko znowu ON chciał mnie zaatakować. Bom przejechała na czerwonym. Znalazł się ostatni sprawiedliwy...
Spanikowałam trochę i zamiast rozsądnie przyhamować i dziada puścić najpierw było:
A potem dopiero ogarnęłam się, wcisnęłam mocniej korbę i widząc jak koło traktora co raz bardziej zbliża się do krawężnika myślałam czy uda mi się czy zaraz wyląduję pod kołami przyczepy..........
Skoro czytacie ten wpis to znaczy, że się udało. Km, w którym miałam spotkanie z traktorem killerem pokonałam w 1:37. Ok, był zjazd z wiaduktu, ale mimo wszystko zawsze na tym odcinku jest 1:50.
Tym oto sposobem traktor obok: autobusów, pieszych, wysokich krawężników, samochodów (czyli wszystkiego) dopisuję do "Listy śmierci".
Może znalazłam się w jego martwym punkcie i nie widział, ale PANIE ROLNIKU skoro jest zjazd w wiaduktu i przez pewien czas ciągła to się nagle nie zjeżdża!
Jak go wyprzedziłam boskim palcem maratońskim mu pogroziłam, rzuciłam klątwę- będzie miał nieurodzaj w przyszłym roku ]:-> i pognałam dalej. (był zaskoczony, żem wyjechała nagle przed nim, bo wybałuszył oczy. Szkoda, że mu nie wypadły- przecie i tak ślepy...)
A powrocie z pracy niemal rąbnęłam w słupek. Nie, nie, przepraszam- to nie JA bym rąbnęła, tylko znowu ON chciał mnie zaatakować. Bom przejechała na czerwonym. Znalazł się ostatni sprawiedliwy...
I pogroziła jej palcem zła wiedźma, a ona się nie zlękła.
Środa, 19 września 2012 | dodano:19.09.2012Kategoria Praca
Km: | 31.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:18 | km/h: | 24.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Dziś dzień nie warto było mnie zaczepiać. Gadanego nie miałam, ale za to ostatnie słowo musiało należeć do mnie.
Przejeżdżając przez przejazd dla rowerów zadzwoniłam parę razy na babcię dreptającą po nim i zwróciłam uwagę, że to jest droga dla rowerów.
Stanęłam nieopodal zapinając rower, a tu zaczepia mnie zła wiedźma i mówi, że tu są chodniki, że sobie za dużo pozwalam. I ogólnie "Jeździcie jak wariaci, ja pracuję w policji i to się skończy te wasze jazdy!"
Na jej oświadczenie, iż pracuje w policji z mej głośni wydarło się drwiące "hahaha" i " jeśli tak to sami nie znacie przepisów. Wiem lepiej jak mogę jeździć".
"Jeszcze zobaczymy!"
"Zobaczymy!"
Nie, to nie był mój dzień, gdyż nie powinnam się nawet wdawać w dyskusję.
Na oko miała lat 55 plus, więc opcje są takie, że albo jest jakąś ważną szychą, albo siedzi tam za biurkiem (taka jędzowata była, więc tylko za biurkiem by mogła być), albo sprząta komisariat. Ostatecznie siedzi w budce na Podwalu obok ambasady.
Sądząc po jej ponczo, iście bohaterskiej obronie pieszych, nienawiści do rowerzystów i nieznajomości przepisów- odrzuciłabym posadę sprzątaczki. Trzeba przypilnować krzyżówkę na Nowy Dworze- czy na dniach nie będzie się tam na rogu jaki Strażnik z Teksasu czaił, żeby mnie złapać na tych kilku metrach chodnika.
BTW- ja tez pracuję w POLICJI.
Przepis na śmietanowca umieszczony na torebce cukru z "Biedronki" sprawdzony. Poranne natchnienie.
Nadzienie- czekolada+orzechy ziemne zmielone blenderem.
Przejeżdżając przez przejazd dla rowerów zadzwoniłam parę razy na babcię dreptającą po nim i zwróciłam uwagę, że to jest droga dla rowerów.
Stanęłam nieopodal zapinając rower, a tu zaczepia mnie zła wiedźma i mówi, że tu są chodniki, że sobie za dużo pozwalam. I ogólnie "Jeździcie jak wariaci, ja pracuję w policji i to się skończy te wasze jazdy!"
Na jej oświadczenie, iż pracuje w policji z mej głośni wydarło się drwiące "hahaha" i " jeśli tak to sami nie znacie przepisów. Wiem lepiej jak mogę jeździć".
"Jeszcze zobaczymy!"
"Zobaczymy!"
Nie, to nie był mój dzień, gdyż nie powinnam się nawet wdawać w dyskusję.
Na oko miała lat 55 plus, więc opcje są takie, że albo jest jakąś ważną szychą, albo siedzi tam za biurkiem (taka jędzowata była, więc tylko za biurkiem by mogła być), albo sprząta komisariat. Ostatecznie siedzi w budce na Podwalu obok ambasady.
Sądząc po jej ponczo, iście bohaterskiej obronie pieszych, nienawiści do rowerzystów i nieznajomości przepisów- odrzuciłabym posadę sprzątaczki. Trzeba przypilnować krzyżówkę na Nowy Dworze- czy na dniach nie będzie się tam na rogu jaki Strażnik z Teksasu czaił, żeby mnie złapać na tych kilku metrach chodnika.
BTW- ja tez pracuję w POLICJI.
Przepis na śmietanowca umieszczony na torebce cukru z "Biedronki" sprawdzony. Poranne natchnienie.
Nadzienie- czekolada+orzechy ziemne zmielone blenderem.
Krakowianie meldujcie się!
Wtorek, 18 września 2012 | dodano:18.09.2012Kategoria Praca
Km: | 71.52 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 25.24 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
W prywatnych wiadomościach się meldujcie ;)
Do, do, do, do, z, do, z, do, z.
I na tym mogłabym w zasadzie zakończyć dzisiejszy wpis, ale mam parę słów do wypowiedzenia. Wypisania.
1. Do...
Pracy nr 1- w sumie nic ciekawego poza tym, że nasłuchałam się ochów i achów od klientek za maraton. Miło, miło.
2. Do...
Ducato na Hallera. W poszukiwaniu korby do roweru. Wiejskiego i Treka, bo mi łańcuch przeskakuje, a nie mam wymiennych blatów. Takie rozwiązania technologiczne to nie u mnie. Niiiiic cieeeekawegooo! Nie było. Kupiłam tylko linki do przerzutek.
3. Do...
Sportprofitu. A tam... Coooś cieeeekawegooo! Mieli. Nawet taka jaką chciałam! I cena tez do przyjęcia. Nie będę się chwalić, bo nie ma czym. Jak zamontuję to pokażę. BTW- Sportprofit od lutego (?) zmienia siedzibę.
4. Do...
Robexu, a tu... Niespodziewanka! Zamknięty! Wywieszona karteczka, że od 17.09 sklep nieczynny. DLACZEGO pytam się? Nie, żebym ubolewała, ale ot- ciekawość kobieca. MAŁO tego serwisant z Robexu odnalazł się w... Ducato. He.
Cóż to to za roszady!
5. Z...
miasta do domu. A tam "zajarana przeokrutnie" podejrzanym u Platona filmikiem zakochuję się w "Call me maybe" (i nie tylko! <3) i układam choreografię na dziś do tejże piosnki. Taki tam popik, ale mając przed oczami poniższe sceny... I tak nie zrozumiecie (mężczyźni, do Was mówię!) :D
6. Do...
Pracy nr 2 (ze średnią 26 km/h olewając falisty ŚDR wzdłuż Krzywoustego podczepiając się kawałek do autobusu, który ruszył z przystanku). Nie chce mi się brać plecaka- ładuję co mogę do kieszeni koszulki, pantofelki na fitness zawiązuję na kierownicy (nie zgubiłam ani jednego i pal licho księcia trafił. Bo jak mnie teraz znajdzie, jak nie ma mojego trzewiczka?!), do tego dwa zapięcia (lepsze i gorsze) oraz guma do fitnessu. Pewnie, że prościej z plecakiem, ale NIE. Bo nie. Bo nie chciałam i już.
7. Z...
Pracy do domu- 26km/h. Jak na ta porę istna torpeda.
JADĘ... PACZĘ... I NIE WIDZĘ... Widzę, ale nie widzę. Nie widzę światła pro noise'a! Co jest?! Przecież nie wyłączałam (prawda...?)! 1Pyk, 2pyk, 3pyk- ustawiam ponownie na najsłabszy tryb. Wciskam się przed autobus na światłach przy zwężeniu na Boya Żeleńskiego, zjeżdżam z krawężnika i.. (inny)PYK. Zgasła. Włączam jeszcze raz, strzelam jej z liścia i znowu pyk. Wyłącza się. Ojojoj! Akurat teraz, kiedy mam plany na weekend. Na krowie kopytko!
Chodzę dzisiaj jak nakręcona. Czym? Nową muzyką do ćwiczeń, śmiechem z porannych zajęć, klipem ukradzionym od Platona, szczęściem przyjaciółki, która się zakochała, frekwencją klientek, udanymi zakupami i świetną formą. 2 dni po maratonie a ja biegam, skaczę, jeżdżę- WSZYSTKO mogę!
Piękny zachód dzisiaj był na Milenijnym, a jedyne zdjęcie, jakie dzisiaj mym aparatem (<małej> Mi) zrobiono można zatytułować "Look on my hand". Cóż. Lepsza ręka niż nic.
Do, do, do, do, z, do, z, do, z.
I na tym mogłabym w zasadzie zakończyć dzisiejszy wpis, ale mam parę słów do wypowiedzenia. Wypisania.
1. Do...
Pracy nr 1- w sumie nic ciekawego poza tym, że nasłuchałam się ochów i achów od klientek za maraton. Miło, miło.
2. Do...
Ducato na Hallera. W poszukiwaniu korby do roweru. Wiejskiego i Treka, bo mi łańcuch przeskakuje, a nie mam wymiennych blatów. Takie rozwiązania technologiczne to nie u mnie. Niiiiic cieeeekawegooo! Nie było. Kupiłam tylko linki do przerzutek.
3. Do...
Sportprofitu. A tam... Coooś cieeeekawegooo! Mieli. Nawet taka jaką chciałam! I cena tez do przyjęcia. Nie będę się chwalić, bo nie ma czym. Jak zamontuję to pokażę. BTW- Sportprofit od lutego (?) zmienia siedzibę.
4. Do...
Robexu, a tu... Niespodziewanka! Zamknięty! Wywieszona karteczka, że od 17.09 sklep nieczynny. DLACZEGO pytam się? Nie, żebym ubolewała, ale ot- ciekawość kobieca. MAŁO tego serwisant z Robexu odnalazł się w... Ducato. He.
Cóż to to za roszady!
5. Z...
miasta do domu. A tam "zajarana przeokrutnie" podejrzanym u Platona filmikiem zakochuję się w "Call me maybe" (i nie tylko! <3) i układam choreografię na dziś do tejże piosnki. Taki tam popik, ale mając przed oczami poniższe sceny... I tak nie zrozumiecie (mężczyźni, do Was mówię!) :D
6. Do...
Pracy nr 2 (ze średnią 26 km/h olewając falisty ŚDR wzdłuż Krzywoustego podczepiając się kawałek do autobusu, który ruszył z przystanku). Nie chce mi się brać plecaka- ładuję co mogę do kieszeni koszulki, pantofelki na fitness zawiązuję na kierownicy (nie zgubiłam ani jednego i pal licho księcia trafił. Bo jak mnie teraz znajdzie, jak nie ma mojego trzewiczka?!), do tego dwa zapięcia (lepsze i gorsze) oraz guma do fitnessu. Pewnie, że prościej z plecakiem, ale NIE. Bo nie. Bo nie chciałam i już.
7. Z...
Pracy do domu- 26km/h. Jak na ta porę istna torpeda.
JADĘ... PACZĘ... I NIE WIDZĘ... Widzę, ale nie widzę. Nie widzę światła pro noise'a! Co jest?! Przecież nie wyłączałam (prawda...?)! 1Pyk, 2pyk, 3pyk- ustawiam ponownie na najsłabszy tryb. Wciskam się przed autobus na światłach przy zwężeniu na Boya Żeleńskiego, zjeżdżam z krawężnika i.. (inny)PYK. Zgasła. Włączam jeszcze raz, strzelam jej z liścia i znowu pyk. Wyłącza się. Ojojoj! Akurat teraz, kiedy mam plany na weekend. Na krowie kopytko!
Chodzę dzisiaj jak nakręcona. Czym? Nową muzyką do ćwiczeń, śmiechem z porannych zajęć, klipem ukradzionym od Platona, szczęściem przyjaciółki, która się zakochała, frekwencją klientek, udanymi zakupami i świetną formą. 2 dni po maratonie a ja biegam, skaczę, jeżdżę- WSZYSTKO mogę!
Piękny zachód dzisiaj był na Milenijnym, a jedyne zdjęcie, jakie dzisiaj mym aparatem (<małej> Mi) zrobiono można zatytułować "Look on my hand". Cóż. Lepsza ręka niż nic.