Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wpisy archiwalne w miesiącu

Listopad, 2012

Dystans całkowity:693.77 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:28:44
Średnia prędkość:20.25 km/h
Liczba aktywności:21
Średnio na aktywność:33.04 km i 1h 35m
Więcej statystyk

Pyk krawężnik znikł.

Piątek, 16 listopada 2012 | dodano:16.11.2012Kategoria Praca
Km:26.20Km teren:0.00 Czas:01:10km/h:22.46
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Co raz mniej urozmaiceń na mojej codziennej trasie. A taki był wysoki...



Co zrobić gdy jest godzina 23.00 a do godziny 13.00 następnego dnia trzeba oddać dwa projekty? Zaprosić Martę, napić Martini, pogadać o życiu, pośmiać się z życia i ogarnąć zadanie domowe. I tak nie chciało mi się go dowieźć przed 13.00, bo na 16.00 miałam jechać na zastępstwo do pracy. Na cóż więc dwa kursy robić, skoro można zjeść jajecznicę z kiełbasą, pomidorem i pieczarą. Napić się soku pomarańczowego. Znów pośmiać się z życia.

Aśmysienajebay (a tak naprawdę to ani trochę ;))



Pocałowałam na uczelni klamkę do pieczary pani doktor, ale tego się spodziewałam. Wsunęłam system motywacji i oceny pracowników przez szparę pod drzwiami i pojechałam na zdrowe plecy i pilates.

Wielbię prezesa Olimpu, który wyhaczył mi kurtkę na Allegro z Goretekstem. Sądziłam, że po niegdyś usłyszanych słowach (w odpowiedzi na narzekanie na HyVent Northfejsa) "W goreteksie też się spocisz" pozostało mi zaakceptować mokre ciuchy pod kurtką, choć nie padało. Nic bardziej mylnego. Goretex naprawdę wypaca pot, utrzymuje temperaturę ciała i podszewka kurtki nie jest zapocona.

A kosztowała mnie całe 100 zł. I czapkę dostałam gratis. Obawiałam się, że może została już potraktowana jakimś detergentem, ale skoro jeszcze żyje i oddycha to chyba jednak mi się udało. Z wyglądu szału nie ma, ale od kiedy ja patrzę na opakowanie. Chociaż nie... W kwestii ubrań- raczej zawsze. Ale ta cena... I to jeszcze za XCR... Campusowy softshell poszedł w odstawkę. Komfort jazdy +10.



A tak jeszcze mi się przypomniało. Stan via ferraty na El Caminito del Rey. Teraz zaczęłam się zastanawiać. Zastanawiać czy nie wykupić lepszego ubezpieczenia.

Takie tam

Czwartek, 15 listopada 2012 | dodano:16.11.2012Kategoria Praca
Km:59.00Km teren:0.00 Czas:03:00km/h:19.67
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Na uczelnię, do domu, do pracy, do promotora, do Biedronki, do pracy, do Magnolii, do pracy, do domu. Mgliście.

Śmierć się czai.

Środa, 14 listopada 2012 | dodano:14.11.2012Kategoria Praca
Km:40.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Aż dziwne, że mnie natchnęło dzisiaj jechać do Trzebnicy do pracy na rowerze. Dziwne, bo jest zimno, dziwne, bo mam jesienne opady nastroju i dziwne, bo gdybym jechała w obie strony szynobusem zapłaciłabym 5,68. A tak zapłaciłam 2,34 zł więcej, bo 2,84 JA i 5,50 rower.

Wyjechałam po 16.00 ze świadomością, że słońce właśnie zaszło i ciemno zrobi się w mig. Tak też się stało. Krzaki i odludzie, w których mógłby się czaić zboczeniec-morderca mijałam po ciemku. Stety nie miał okazji mnie dopaść, bo godzina była strategiczna- liczne powroty z pracy, dzięki czemu nie obawiałam się napaści na mój rower.

Nie zdecydowałam się wracać po 21.00 przez odludzia, choć mnie kusiło. Wolę zginąć w górach*. I tak pokręciłam się jeszcze do 21.45 po Trzebnicy (6 km) i wylądowałam w szynobusie. Ja nie wiem na jakiej podstawie oni tam zatrudniają konduktorów, ale rzekłabym, że wygląd nie jest bez znaczenia....... :D


*Mój chłopak Play dzisiaj do mnie dzwonił. Oferowali mi ubezpieczenie za jedyne 68 groszy dziennie. Najważniejszym argumentem było "W przypadku Pani śmierci najbliższa rodzina otrzymuje wsparcie finansowe w wysokości 100 000 złotych. Również z każdym dniem im dłużej pani jest z nami naliczane są odsetki i kapitał na wypadek gdyby pani umarła może wzrosnąć do 150 tysięcy. Obejmujemy rodzinę pakietem, dzięki któremu pokrywamy zobowiązania wobec nas do kwoty 240 złotych, gdyby coś się pani stało." I to notoryczne akcentowanie "Gdyby kopnęła pani w kalendarz"

Mam się bać?

Wracając z Tatr w pociągu śnił mi się wypadek samochodowy. Ja byłam obserwatorem, ktoś zginął.

"Interpretacja snów o wypadkach wg Freuda

Freud uważał, że wszystkie sny, w których dochodzi do wypadku lub w których spóźniamy się na dany środek transporu, wyrażają nasze obawy przed śmiercią i są niejako manifestacją Tanatosa. Oprócz tego statki, a także inne jednostki pływające interpretował jako senne symbole macicy.

Interpretacja snów o wypadkach wg Junga

Jung był zdania, że każdy środek transportu, przewijający się przez nasze marzenia senne, „ilustruje charakter życia psychicznego osoby śniącej”."

Wiosnopad

Wtorek, 13 listopada 2012 | dodano:13.11.2012Kategoria Praca
Km:45.00Km teren:0.00 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100


Jest pomysł, aby w styczniu przy okazji wyprawy na Mulhacén zaliczyć El Caminito del Rey. Na samą myśl mam serce w gardle.








Listopadowe Tatry

Poniedziałek, 12 listopada 2012 | dodano:12.11.2012
Km:25.70Km teren:0.00 Czas:01:10km/h:22.03
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Noc w pociągu jak to zwykle bywa była dosyć ciężka.



Żeby nie było zbyt ciężko w ruch poszły muffinki.






10:40 dojechaliśmy do Zakopanego- pogoda nie zamierzała z nami współpracować.




Dotarliśmy do Doliny Chochołowskiej- czekało nas 12 km w lekkim deszczu by dotrzeć do schroniska. Ze względu na dysc, "szybkościemnianie" i ciężką noc (niektórzy nie spali w ogóle) Polana Chochołowska była naszym jedynym celem na piątek.

W drodze- cała piątkowa ekipa :)



Po integracyjnych zabawach i rozmowach popadaliśmy jak muchy- większość przed 23.00. Pozostali mniej więcej do 24.00 nawiązywali znajomości z pozostałymi ekipami zameldowanymi w schronisku.



Z założenia mieliśmy spać na podłodze, jednak udało się załatwić noclegi na łózkach za 20 zł. Jak ONI to zrobili- nie wnikam ;)



Wyjście następnego dnia dopiero o 10.00. Trochę snu zrobiło swoje, aczkolwiek pierwsze kilometry po błocie były bardzo męczące. Nudne po prostu :)



Im wyżej, im zimniej, im więcej śniegu- tym lepiej! Czekał nas najtrudniejszy moment trasy Polana Chochołowska- Hala Ornak.



Przerwa na herbatę :)



Im mocniejszy wiatr- tym ciężej.





Ornak- 40 minut



I się zaczęło!





Wzlotów nie było, same upadki. Po to, żeby nie odlecieć z podmuchem wiatru. Jest ok!





I z tym podmuchem wiatru moja niebieska kurtka-sauna, która była przewieszona na plecaku poleciała w siną dal.




Prezes rzucił się w pogoń...



Gdyby nie kosodrzewina, na której kurtka się zatrzymała i szybki Wojciech raczej bym jej już nie zobaczyła. Z drugiej strony... Byłby pretekst, żeby kupić nową.



Najważniejsze, żeby nie zwiało ze szlaku!





Najgorsze a zarazem najlepsze (tego dnia) za nami. Fakt, że było momentami dosyć niebezpiecznie- wystarczyło drobne zachwianie równowagi i turlanie z górki gotowe.



Tup, tup między kosodrzewiną. W końcu dotarliśmy do Hali Ornak.



foto by Asia

Spotkaliśmy po drodze część ekipy, która wyjechała w piątek- nie chcąc tracić dnia wybierali się na Ornak. Mimo późnej godziny udało im się dotrzeć nim się ściemniło. Wiatr nie był dla nich łaskawszy niż dla nas ;)

foto by Asia


Na ten moment czekaliśmy- wszyscy razem! Ekipa z czwartkowego i piątkowego pociągu, samochodziarze i autostopowicze- w sumie sztuk 39 :)



"Niewiele pamiętam, upadam byle gdzie"



Następnego dnia (niedziela) nastąpił rozłam ekipy- na tych co musieli wrócić jeszcze tego samego dnia, i na tych, którzy nic nie muszą ;)

Część ruszyła więc z stronę Zakopanego, aby zdążyć na pociąg o 14.00. My zaplanowaliśmy Czerwone Wierchy.

Przerwa na lunch i wygrzewanie się w słońcu. Pogoda była cu-do-wna!







Buka tu była.



A masz!



Jurand ze Spychowa brnie przed siebie.



I tutaj zaczęły się schody. Schody a raczej przekonaliśmy się co mijający nas turyści mieli na myśli, że będzie nami pomiatać. Co prawda do Ciemniaka zostało nam raptem 40 minut, ale przy taki oporach podróż by trwała z dobre 2 godziny. O ile wcześniej by kogoś nie zwiało.



Próba zdobycia Ciemniaka. Weszliśmy kawałek i zeszliśmy. Zbyt ryzykowne byłoby pchanie się na szczyt.


&feature=youtu.be


Niestety coś mi się stało z aparatem, bo prześwietla mi wszystkie zdjęcia prócz tych robionych w trybie "Inteligentny auto"- filmiki jak widać również przesadnie rozjaśnione.



Niektórzy chcieli wzbić się w powietrze, a potem nie mogli się zatrzymać :D



I stało się! Wywiało nam jedną karimatę. Tym razem nikt się po nią nie fatygował- zbyt stromo i znowu wiatr.









Przekąska na polance.



Giewont



Zakopane. Obowiązkowo był oscypek na ciepło z żurawiną. A temperatura zaskoczyła nie jednego górala chyba, bo o godzinie 16.00 było 15 stopni i bardzo ciepły wiaterek! Że niby listopad? :)







Przez wiatr i niezdobycie Czerwonych Wierchów byliśmy dosyć wcześnie na Krupówkach. Zjedliśmy obiad, odpoczęliśmy. Rozstaliśmy się z piątką, która wracała samochodem i powoli dowlekliśmy się do dworca. W przedziale odwiedził nas niespodziewany gość.








We Wrocławiu byliśmy przed 6.00 rano. Wracałam z Wojciechem, wzięłam rower i rzeczy, które zostawiłam przed wyjazdem i 8 km powrotu. Tym razem plecak był o wiele lżejszy.

Okazało się, że mamy 8 tydzień dydaktyczny (kiedy to zleciało!) i od dzisiaj zaczynają mi się pewne zajęcia. 2 godziny snu, na uczelnię ("Dzisiaj nie będę sprawdzać obecności"- skoro już się pofatygowałam to mogła by to uczynić- nie miałabym wyrzutów, że przerwałam swój błogi sen).

Podsumowując wyjazd:
Spędziłam 4 dni z cudowną ekipą, zostałam wydymana przez wiatr jak nigdy w życiu, oderwałam się od codzienności.

Piątek: Dolina Chochołowska- Polana Chochołowska Schronisko PTTK (12 km)
Sobota: Polana Chochołowska-Ornak-Hala Ornak Schronisko (13 km)
Niedziela: Hala Ornak-prawie Ciemniak ;)- Kiry (11 km)

WIĘCEJ, WIĘCEJ, WIĘCEJ!

W góry!

Czwartek, 8 listopada 2012 | dodano:12.11.2012Kategoria Praca
Km:46.10Km teren:0.00 Czas:02:30km/h:18.44
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Rano na uczelnię,potem szybko po spodnie na wyjazd i po prowiant. W drodze powrotnej z Lidla objechałam okolice dworca na Psim Polu:



Ciekawe kto tu będzie parkować rower. Ale miło, niech sobie stoją, przynajmniej jest rowerowo ;)





Przy samym dworcu również dwa parkingi:









Jako że lista z rzeczami do wzięcia, która stworzył Prezes kończyła się wskazówkami żywieniowymi:

" JEDZONKO :

- flakonik z %
- herba ( w termosie)
- suchy prowiant
- trochę słodyczy
- muffinki
- i inne wasze zachcianki"

Pakowanie i pieczenie trochę trwało.

Wyjechałam z całym ekwipunkiem spakowanym do 50 litrowej Tatonki ważącej jakieś 23 kilogramy do Wojtka. Zostawiłam plecak, pojechałam do pracy, wróciłam do Wojtka, zostawiłam rower, wzięłam plecak i pojechaliśmy na dworzec.

Łącznie w czwartek startowało nas około dwudziestu, druga połowa dotrzeć miała w sobotę.

23:55 start, 10:40 w Zakopanem.

AWF

Środa, 7 listopada 2012 | dodano:07.11.2012
Km:17.00Km teren:0.00 Czas:00:50km/h:20.40
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Rano wiało, po południu padało. Jesień w końcu mamy.

Wrocław się poniża :)))

A jutro w Tatry!




Wrocław się poniża :)))

Praca

Wtorek, 6 listopada 2012 | dodano:06.11.2012Kategoria Praca
Km:27.50Km teren:0.00 Czas:01:35km/h:17.37
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Ciężko dzisiaj się jechało.

Wiało.

Powrót lepiej, bo z wiatrem, ale ta prędkość...

Na miarę aktualnych możliwości ;)

Koło tortury

Poniedziałek, 5 listopada 2012 | dodano:05.11.2012Kategoria Praca
Km:51.00Km teren:0.00 Czas:02:27km/h:20.82
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Na judo.

Dzisiaj to było! W parze z przedstawicielem PCI męskiej. Z dziewczynami to wiecie jak jest- większość nie chce się pocić, nie chce się rzucać i nie potrafi rzucać. A dzisiaj... Zostałam rzucona. Z hukiem. I to nie raz! (gwoli ścisłości- ja też rzucałam ^^)

Aż mi się powieki spociły. Rozmazałam się w końcowej walce. Następnym razem muszę zrobić makijaż potoodporny. Chociaż przy takich uściskach i tak wszystko się pokruszy.

Do pracy.

Dziś pilates z emerytami. Miał być na 17, wyjechałam oczywiście na torpedzie, w trakcie jazdy wiadomość, że jednak na 17.30 przełożony. Na spokojnie wpadłam jeszcze do Fielmanna odebrać okulary. Ale jazda przez centrum o godzinie 17.00- koszmar... Korki, korki i jeszcze raz KORKI. A jazda między stojącymi samochodami powoduje dyskomfort psychiczny i zaburzenie mojego spokoju wewnętrznego. Co chwilę ktoś zmieniał pas, to stanął tak, że ani z lewej ani z prawej wyprzedzić. Przynajmniej nikt dzisiaj nie trąbił <na mnie>. Musiałam się pchać od Galerii Dominikańskiej na Kwiską czyli jazda najgorszą z najgorszych- Legnicką. Ghost bike wciąż stoi.


Potem do pracy nr 1. Jedzie czereśniaczek w dresie szosą. Uściślając- rowerem szosowym po DDRze.

-Kup sobie lampki, nie widać cię...
-A po co mi lampki?
-Bo cię NIE WIDAĆ.
-Dlatego nie jeżdżę ulicą, po mieście nie są potrzebne.
-Ale inny rowerzysta może cię nie widzieć!
-Ale lampki? Do szosy? To nie wygląda! (Ty za to wyglądasz "do szosy")
-<coś tam, coś tam, coś tam...>

Lat naście, może z 16-17. Może nie tyle do jazdy na rowerze powinny być kursy co testy na inteligencję. Jakby powiedział "Spier.alaj" zamiast całych tych "kontrargumentów" wyszedłby chociaż z tego z twarzą, a tak... Zwątpiłam w polską młodzież.




Koło tortury wraca do łask w ramach urozmaicenia mojego nudnego szarego życia. 2 kg. Swojego czasu po dłuższej adaptacji kręciłam tym godzinę dziennie (po pół w każdą stronę) bez żadnych warstw ochronnych. Jutro mimo koszulki, bluzy i tiszirta będzie boleć. Musiałam znaleźć jakąś alternatywę podczas oglądania serialu dla picia kakao i kawy zbożowej na mleku... Wszak poczytałam o mleku co nieco i w głowie utkwiły mi słowa "szlam" "zapycha" i "procesy gnilne". Proszę, niech ktoś o czekoladzie tak napisze! (z mlekiem teraz jak w telenoweli peruwiańskiej- kocham je, ale nienawidzę!)


Siechnice

Niedziela, 4 listopada 2012 | dodano:04.11.2012Kategoria Sam na sam z Trekiem
Km:60.50Km teren:0.00 Czas:02:48km/h:21.61
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Rano skoro świt po otworzeniu oczu postanowiłam załatwić jedną sprawę w Siechnicach. Umówiłam się przy okazji z mieszkającym w owej mieścinie pewnym Michałem na pogawędki i krótką przejażdżkę.

Przed Blizanowicami skręciłam na AOW w kierunku Bielan. W tle- elektrownia (nic ciekawszego po drodze nie było)




Polska złota jesień:




Sprawunek załatwiony, czas na żółwie tempo i gadki o tych większych i mniejszych pierdołach.




Mijamy kotły na biomasę raczeni przepięknym zapachem z jej spalania....



Potem było już tylko lepiej. Dwukrotnie przejechaliśmy AOW od Blizanowic do wiaduktu w Siechnicach debatując nad tym i tamtym.








kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum