Mission failed!
Piątek, 27 stycznia 2012 | dodano:28.01.2012
Km: | 6.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:18 | km/h: | 20.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | C(G?)urarra RIP |
Stwierdziłam, iż śliFFki nie są warte więcej zachodu niż 6 km. W zasadzie nie tyle o same śliFFki się tu rozchodzi ile napojenie ich Czystą Żołądkową Gorzką.
Ale zacznijmy od początku, bo nikt nie wie po co w zasadzie maratonce śwliFFki, a a tym bardziej nasiąknięte na 40%. I dlaczego szuka ich o 23.00.
Sprawa ma się tak, że kolega (w zasadzie na dzień dzisiejszy mianować go mogę na przyjaciela) robi jutro berzdej party i w związku z tym dostałam natchnienia cukierniczego.
Tort ze śliwkami nasączonymi VÓDKĄ i nutellą.
VÓDKA... Obecna!
Nutella... Obecna!
ŚliFFki... ŚliFFki...? Gdzie są do cholery śliFFKI?!
Brakuje 1 paczki. Godzina 19.00, zerkam leniwie na zegarek... "Jeszcze czaaaas...". I zajmuję się przesłuchiwaniem płyt. Kolejne zerknięcie na zegarek: 22.30.
Ożesz! Moje śliFFki!
Szybkie rozeznanie co to jeszcze czynne (prócz monopolowych, wszak VÓDKA obecna!). Ubieram się, wskakuję na górala i pedałuję te 2,67 km do Żabki. Była godzina 22.56, gdy z nadzieją w oczach zaparkowałam pedały pod drzwiami. Chwytam za klamkę.
Pcham.... Nic. Ciągnę.... Nic. Ciągnę mocniej... Nic. "WTF?" pytam się w myśli "Przecież pchnięcie lub ciągnięcie zawsze odnosi skutek, a tu ani drgną te drzwi!" Widzę expedjentki. Pozamykały się już i plotkują sobie. Łomoczę w drzwi. Nic. Łomoczę drugi raz- jest reakcja. Pytam się o śliwki z przekonaniem, że je dostanę "Nie mamy takich rzeczy". Nie mają takich rzeczy? TAKICH? Czy ja spytałam o wibrator, tudzież farbę olejną?
-.-'
Zawód.
Siadam smętnie na górala i pedałuję z powrotem. Zahaczam jeszcze o 24h na Zakrzowie. Bez nadziei tym razem. Czegóż się można spodziewać po nocnym sklepie? Piwa, wina, wódki, chipsów... Prędzej dostałabym tam wcześniej wspomnianą farbę olejną, aniżeli suszone śliFFki.
Wracam do domu i z rozpaczy upijam całą butelką 1 małą paczuszkę. Cóż. Kupię rano. Część śliFFków będzie z urwanym filmem, część tylko wstawiona.
Ale zacznijmy od początku, bo nikt nie wie po co w zasadzie maratonce śwliFFki, a a tym bardziej nasiąknięte na 40%. I dlaczego szuka ich o 23.00.
Sprawa ma się tak, że kolega (w zasadzie na dzień dzisiejszy mianować go mogę na przyjaciela) robi jutro berzdej party i w związku z tym dostałam natchnienia cukierniczego.
Tort ze śliwkami nasączonymi VÓDKĄ i nutellą.
VÓDKA... Obecna!
Nutella... Obecna!
ŚliFFki... ŚliFFki...? Gdzie są do cholery śliFFKI?!
Brakuje 1 paczki. Godzina 19.00, zerkam leniwie na zegarek... "Jeszcze czaaaas...". I zajmuję się przesłuchiwaniem płyt. Kolejne zerknięcie na zegarek: 22.30.
Ożesz! Moje śliFFki!
Szybkie rozeznanie co to jeszcze czynne (prócz monopolowych, wszak VÓDKA obecna!). Ubieram się, wskakuję na górala i pedałuję te 2,67 km do Żabki. Była godzina 22.56, gdy z nadzieją w oczach zaparkowałam pedały pod drzwiami. Chwytam za klamkę.
Pcham.... Nic. Ciągnę.... Nic. Ciągnę mocniej... Nic. "WTF?" pytam się w myśli "Przecież pchnięcie lub ciągnięcie zawsze odnosi skutek, a tu ani drgną te drzwi!" Widzę expedjentki. Pozamykały się już i plotkują sobie. Łomoczę w drzwi. Nic. Łomoczę drugi raz- jest reakcja. Pytam się o śliwki z przekonaniem, że je dostanę "Nie mamy takich rzeczy". Nie mają takich rzeczy? TAKICH? Czy ja spytałam o wibrator, tudzież farbę olejną?
-.-'
Zawód.
Siadam smętnie na górala i pedałuję z powrotem. Zahaczam jeszcze o 24h na Zakrzowie. Bez nadziei tym razem. Czegóż się można spodziewać po nocnym sklepie? Piwa, wina, wódki, chipsów... Prędzej dostałabym tam wcześniej wspomnianą farbę olejną, aniżeli suszone śliFFki.
Wracam do domu i z rozpaczy upijam całą butelką 1 małą paczuszkę. Cóż. Kupię rano. Część śliFFków będzie z urwanym filmem, część tylko wstawiona.
komentarze
mors- ok, użyję jak dostanę zlecenie na Twój tort urodzinowy (:
surf- ni uja sie dobrze nie kończy, bo nie dostałam śliwek! (TAKIE rzeczy....) -.-
RamzyY- zaczął mnie wkur... Wkarmbiać tylny błotnik. Śmiał się ocierać o tylną oponę. I tyle na dzisiaj, bo piszę z imprezy i mnie coś bierze ;D PA CHOPAKI :D maratonka - 00:03 niedziela, 29 stycznia 2012 | linkuj
surf- ni uja sie dobrze nie kończy, bo nie dostałam śliwek! (TAKIE rzeczy....) -.-
RamzyY- zaczął mnie wkur... Wkarmbiać tylny błotnik. Śmiał się ocierać o tylną oponę. I tyle na dzisiaj, bo piszę z imprezy i mnie coś bierze ;D PA CHOPAKI :D maratonka - 00:03 niedziela, 29 stycznia 2012 | linkuj
smutna opowieść, nie powiem z dreszczykiem... najważniejsze, że dobrze się kończy :)
surf-removed - 01:52 sobota, 28 stycznia 2012 | linkuj
Spróbuj użyć suszonych grzybów maczanych w denaturacie, może się nikt nie skapnie.
I nie podjadaj juz tych śliwek więcej. ;D mors - 01:45 sobota, 28 stycznia 2012 | linkuj
Komentuj
I nie podjadaj juz tych śliwek więcej. ;D mors - 01:45 sobota, 28 stycznia 2012 | linkuj