Wpisy archiwalne w miesiącu
Kwiecień, 2013
Dystans całkowity: | 1936.14 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 92:37 |
Średnia prędkość: | 20.90 km/h |
Liczba aktywności: | 31 |
Średnio na aktywność: | 62.46 km i 2h 59m |
Więcej statystyk |
Nic.
Piątek, 12 kwietnia 2013 | dodano:12.04.2013
Km: | 28.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 18.67 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Nic dzisiaj nie będzie. Zająca mnie będzie, kaczki nie będzie, zardzewiałych rowerów też nie będzie.
Pogoń za zającem.
Czwartek, 11 kwietnia 2013 | dodano:12.04.2013
Km: | 45.31 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 22.66 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Pogoń za zającem była na końcu, więc dzisiaj opis wsteczny.
Wracając do domu już przy domu zobaczyłam coś WIELKIEGO z WIELKIMI uszami na drodze. Nim zdążyłam bezszelestnie wypiąć się z SPD, zaczęły te wielkie uszy uciekać. Zatrzymałam się, uszy też. Zbliżam się, one znowu pędem. Ja staję, one stają. Taki to był pościg. Bez szans na zdjęcie :)
Wcześniej zawitałam do M. na herbatę.
Przed wizytą 4 godziny pracy.
Nim to się stało pierwszym celem dzisiejszej podróży była uczelnia. A tam niespodzianka- zajęcia odwołane! Najlepsze, że wybiła już godzina rozpoczęcia zajęć i czekamy. Mija 5 minut- prowadzącego nie ma. Czekamy. Mija 10 minut czekamy. Wreszcie ktoś dostrzega na drzwiach sali kartkę z informacją o chorobie pana C. A niektórzy siedzieli tam od godziny i tak czekali... :D
Dzisiaj bez porannego biegania, wczoraj mocno dokuczało ścięgno. Dziś o wiele lepiej- trzeba to rozjeździć, rozbiegać i roztańczyć!
Wracając do domu już przy domu zobaczyłam coś WIELKIEGO z WIELKIMI uszami na drodze. Nim zdążyłam bezszelestnie wypiąć się z SPD, zaczęły te wielkie uszy uciekać. Zatrzymałam się, uszy też. Zbliżam się, one znowu pędem. Ja staję, one stają. Taki to był pościg. Bez szans na zdjęcie :)
Wcześniej zawitałam do M. na herbatę.
Przed wizytą 4 godziny pracy.
Nim to się stało pierwszym celem dzisiejszej podróży była uczelnia. A tam niespodzianka- zajęcia odwołane! Najlepsze, że wybiła już godzina rozpoczęcia zajęć i czekamy. Mija 5 minut- prowadzącego nie ma. Czekamy. Mija 10 minut czekamy. Wreszcie ktoś dostrzega na drzwiach sali kartkę z informacją o chorobie pana C. A niektórzy siedzieli tam od godziny i tak czekali... :D
Dzisiaj bez porannego biegania, wczoraj mocno dokuczało ścięgno. Dziś o wiele lepiej- trzeba to rozjeździć, rozbiegać i roztańczyć!
Po pierwsze stwierdzam, iż...
Środa, 10 kwietnia 2013 | dodano:10.04.2013
Km: | 60.61 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:50 | km/h: | 21.39 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
WIOSNA! Dzisiaj pierwsze bieganie z nagimi łydkami! Choć w nocy padało, słońce się nie zapowiadało, w szyby nie zastukało to ciepłem powiało. Standard- niecałe 6 km. Czas nieistotny :)
Po drugie stwierdzam, iż albo coś z Trekiem nie tak, albo mam fatalne siodełko, za krótki mostek lub za wysoko, cokolwiek... Tak mnie boli moje regio glutea jakbym co najmniej 100 km bez przerwy jechała. A wystarczy kilka km i marzę, żeby się oderwać od siodełka. Mam wrażenie, że jest za miękkie...
Po trzecie stwierdzam, iż mi się nudzi. Potrzebuję jakiejś odmiany. Pierwsze kroki "przedsięwziłam"- zmieniłam swoje poranki zaczynają je nie od kawy a od biegania. Średnio jestem zadowolona z pracy, mało mi. Na razie szykują się konwencje. Mam nadzieję, że tak jak po ostatniej wrócę z banią pełną pomysłów. Na razie zmieniam swoje drogi powrotne z pracy, ileż można to samo oglądać.
Po czwarte coś w Treku stuka w tylnym kole. Stery sobie postukały swojego czasu, na razie cisza. Co ja jeszcze w nim muszę wymienić to nie chcę myśleć. Tymczasem... WIOSNAAAAAAAAAA już za rogiem, a ja niegotowa :D
Telefon idealny dla mnie:
Po drugie stwierdzam, iż albo coś z Trekiem nie tak, albo mam fatalne siodełko, za krótki mostek lub za wysoko, cokolwiek... Tak mnie boli moje regio glutea jakbym co najmniej 100 km bez przerwy jechała. A wystarczy kilka km i marzę, żeby się oderwać od siodełka. Mam wrażenie, że jest za miękkie...
Po trzecie stwierdzam, iż mi się nudzi. Potrzebuję jakiejś odmiany. Pierwsze kroki "przedsięwziłam"- zmieniłam swoje poranki zaczynają je nie od kawy a od biegania. Średnio jestem zadowolona z pracy, mało mi. Na razie szykują się konwencje. Mam nadzieję, że tak jak po ostatniej wrócę z banią pełną pomysłów. Na razie zmieniam swoje drogi powrotne z pracy, ileż można to samo oglądać.
Po czwarte coś w Treku stuka w tylnym kole. Stery sobie postukały swojego czasu, na razie cisza. Co ja jeszcze w nim muszę wymienić to nie chcę myśleć. Tymczasem... WIOSNAAAAAAAAAA już za rogiem, a ja niegotowa :D
Telefon idealny dla mnie:
Myjesz rower, bo wiesz dobrze o tym...
Wtorek, 9 kwietnia 2013 | dodano:10.04.2013
Km: | 31.84 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:31 | km/h: | 20.99 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Kto go nie myje ten ma kłopoty!
Kłopoty są po zimie, można było się spodziewać. Jazda po zakonserwowanych drogach, czasami brak możliwości opłukania słonej brei przylepionej do każdej części roweru.
Skutki widoczne poniżej.
Do wyboru jako środek transportu miałam dzisiaj: rower miejski, rolki, nogi. Jako że z zajęć i tak wcześniej się urywałam do pracy i musiałam jak najszybciej się przetransportować to żadna z trzech powyższych opcji nie była do przyjęcia.
Cóż pozostało... Zabrać się za zmianę opony i dętki w Treku.
Do ściągnięcia opony posłużyły mi łyżki, ręce i bluzgi. Mając już rower bez kół doszło do "szybkiego" mycia, które przekształciło się w dosyć globalne czyszczenie. Do tego stopnia, że nawet łańcuch odzyskał metaliczny połysk. Odnalazłam pierwsze wiosenne kwiaty... Na klockach :)
W końcu biały! Po całej zimie. Wszystko idealnie pracuje bez najmniejszych oporów.
W drodze na uczelnię drogę przebiegł mi barwny ptak. Sporo tego gatunku się na wałach kręci, a nigdy nie pamiętam, że bażant jest bażantem! Zawsze pierwsze co przychodzi mi na myśl to kuropatwa. Zdjęcie wykonane na maksymalnym przybliżeniu.
Wracając z pracy wstąpiłam do Marty na kawę. Przy okazji rzut okiem na spowity czernią nocy Wrocław:
I znowu na maksymalnym przybliżeniu, tym razem wyraźnie poruszone.
Na tyle na ile zdążyłam się pobawić nowym Canonem jestem przekonana co do jakości zdjęć, które można nim wykonać. Nawet rozmiar mi nie przeszkadza. ALE... Nie wiem czy nie powinnam kupić czegoś bardziej wytrzymałego. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich zdarza mi się robić zdjęcia i nagrywać filmy (śnieżyce, wilgoć, bardzo niskie temperatury). Patrząc na dotychczasowego Panasonica...
Wszystko wskazuje, że przydałby mi się pancerny aparat. Pancerny, mały i robiący zniewalające zdjęcia. Czyli mieć ciastko i zjeść ciastko.
Kończąc pozytywnym akcentem- zostałam dzisiaj obdarowana kawą. Przez automat na uczelni ;) Wciskam "Capuccino czekoladowe", chcę wrzucić monety, a tu kawa już się robi nim zdążyłam zlokalizować otwór na pieniądze. To za tą wczorajszą przesłodzoną!
Kłopoty są po zimie, można było się spodziewać. Jazda po zakonserwowanych drogach, czasami brak możliwości opłukania słonej brei przylepionej do każdej części roweru.
Skutki widoczne poniżej.
Do wyboru jako środek transportu miałam dzisiaj: rower miejski, rolki, nogi. Jako że z zajęć i tak wcześniej się urywałam do pracy i musiałam jak najszybciej się przetransportować to żadna z trzech powyższych opcji nie była do przyjęcia.
Cóż pozostało... Zabrać się za zmianę opony i dętki w Treku.
Do ściągnięcia opony posłużyły mi łyżki, ręce i bluzgi. Mając już rower bez kół doszło do "szybkiego" mycia, które przekształciło się w dosyć globalne czyszczenie. Do tego stopnia, że nawet łańcuch odzyskał metaliczny połysk. Odnalazłam pierwsze wiosenne kwiaty... Na klockach :)
W końcu biały! Po całej zimie. Wszystko idealnie pracuje bez najmniejszych oporów.
W drodze na uczelnię drogę przebiegł mi barwny ptak. Sporo tego gatunku się na wałach kręci, a nigdy nie pamiętam, że bażant jest bażantem! Zawsze pierwsze co przychodzi mi na myśl to kuropatwa. Zdjęcie wykonane na maksymalnym przybliżeniu.
Wracając z pracy wstąpiłam do Marty na kawę. Przy okazji rzut okiem na spowity czernią nocy Wrocław:
I znowu na maksymalnym przybliżeniu, tym razem wyraźnie poruszone.
Na tyle na ile zdążyłam się pobawić nowym Canonem jestem przekonana co do jakości zdjęć, które można nim wykonać. Nawet rozmiar mi nie przeszkadza. ALE... Nie wiem czy nie powinnam kupić czegoś bardziej wytrzymałego. Biorąc pod uwagę warunki, w jakich zdarza mi się robić zdjęcia i nagrywać filmy (śnieżyce, wilgoć, bardzo niskie temperatury). Patrząc na dotychczasowego Panasonica...
Wszystko wskazuje, że przydałby mi się pancerny aparat. Pancerny, mały i robiący zniewalające zdjęcia. Czyli mieć ciastko i zjeść ciastko.
Kończąc pozytywnym akcentem- zostałam dzisiaj obdarowana kawą. Przez automat na uczelni ;) Wciskam "Capuccino czekoladowe", chcę wrzucić monety, a tu kawa już się robi nim zdążyłam zlokalizować otwór na pieniądze. To za tą wczorajszą przesłodzoną!
Ponienawidzeciedziałek
Poniedziałek, 8 kwietnia 2013 | dodano:08.04.2013
Km: | 31.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:29 | km/h: | 20.90 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | GTIX |
Taki dzień dzisiaj. Wstałam lewą nogą i tak już zostało. Potem wszystko układało się idealnie pod ponienawidzeciedziałek.
Nie poprawiło mi się po porannym bieganiu- około 6 km w pełnym słońcu, bez zegarka z towarzyszącym świergotem ptaków. Nie poprawiło się po dwóch rundach tabaty.
-zapomniałam płyt na zajęcia (improwizacja...)
-nie mogłam odkręcić pedałów od Treka, żeby przełożyć do GTIXa
-pedał, którego dzisiaj "rozruszałam" (a tak przynajmniej mi się wydawało) ponownie zaczął nieprzyjemnie "wyrywać" bloki z butów. Metoda jazdy była taka: 10-20 pełnych obrotów korbą w przód, 5 w tył (pedał ponownie się "rozruszywywał" ;), a potem znowu przestawał kręcić. 5 w tył, 20 w przód, 5 w tył, 10 w przód.
-słabo docisnęłam zacisk i sztyca mi opadała
-już jadąc do pracy miałam wrażenie, że chyba coś zaraz coś mi odleci (na kamienistej drodze podejrzane dźwięki, że coś gdzieś się obija). W drodze powrotnej na Legnickiej wyszło szydło z worka, a raczej hamulec z ramy... Zgubiłam śrubkę, a zorientowałam się dopiero gdy zawiódł mnie tylny hamulec. Została tylko jedna (nota bene również poluzowana- a jak zawsze brak podstawowych narzędzi w plecaku). Żeby mi się tak głośno nie obijał o ramę przyszło mi do głowy przywiązanie go w miejscu brakującej śrubki kawałkiem sznurka. Zerknęłam na swój ubiór szukając czegoś co się pruje :P Uzyskałam nitkę z mankietu rękawka. Do tego zrobiłam "śrubkę" z kawałka drewienka.
-a teraz jeszcze przesłodziłam kawę i kuchnia jest zbyt daleko by zrobić nową. Potraktuję to jako znak, że druga kawa o tej porze to niezbyt dobry pomysł.
Po zajęciach humor zdecydowanie się poprawił. Mimo wszystko wcześniej zaplanowałam, że uratuję ten dzień. Jako że jestem kobietą, a nic nie poprawia kobiecie humoru jak zakupy to...
Wpadłam do MM po aparat. Na razie zdecydowałam się na Canona XS160 poleconego przez Sebastiana. Mogę oddać w ciągu dwóch tygodni, jeszcze nic pewnego czy go zostawię. Do tego modelu przekonały mnie zdjęcia z wycieczek w/w użytkownika robione tym że modelem tylko w starszej wersji :)
Ponieważ dzisiaj jest ponienawidzeciedziałek zaczniemy od minusów:
-jest przeogromny. O wiele większy niż mój poręczny Panasonic. Ledwo się mieści w kieszonce rowerowej z tyłu koszulki.
-jest bardzo ciężki- co oni mu tam wmontowali?
Jego waga i rozmiar sprawia, że ciężko robić zdjęcie jedną ręką (co często podczas jazdy praktykuję). Jak upadnie to zginie.
Plusy na dziś:
-jest czerwony
-imponujący zoom
Jutro kilka testowych zdjęć i się okaże czy będzie to początek przyjaźni i wspólnych podróży czy rozstanie nim wszystko się zaczęło.
Prócz aparatu słuchawki do mp3- ani tanie, ani drogie. Pośrednie. Sugerowałam się kolorem i firmą (Panasonic). Z tych jestem zadowolona- nareszcie nie jestem w stanie słuchać na maksymalnej głośności muzyki. Poprzednie były zbyt ciche. Chociaż i tak jakością dźwięku Sony nie przebijają to ileż znowu ja z tej mp3 korzystam... CZASEM do biegania.
Ponienawidzeciedziałku! Zostało Ci tylko 50 minut!
EDYCJA
Jest jeszcze jeden plus! Ponoć "Made in Japan" :)
Nie poprawiło mi się po porannym bieganiu- około 6 km w pełnym słońcu, bez zegarka z towarzyszącym świergotem ptaków. Nie poprawiło się po dwóch rundach tabaty.
-zapomniałam płyt na zajęcia (improwizacja...)
-nie mogłam odkręcić pedałów od Treka, żeby przełożyć do GTIXa
-pedał, którego dzisiaj "rozruszałam" (a tak przynajmniej mi się wydawało) ponownie zaczął nieprzyjemnie "wyrywać" bloki z butów. Metoda jazdy była taka: 10-20 pełnych obrotów korbą w przód, 5 w tył (pedał ponownie się "rozruszywywał" ;), a potem znowu przestawał kręcić. 5 w tył, 20 w przód, 5 w tył, 10 w przód.
-słabo docisnęłam zacisk i sztyca mi opadała
-już jadąc do pracy miałam wrażenie, że chyba coś zaraz coś mi odleci (na kamienistej drodze podejrzane dźwięki, że coś gdzieś się obija). W drodze powrotnej na Legnickiej wyszło szydło z worka, a raczej hamulec z ramy... Zgubiłam śrubkę, a zorientowałam się dopiero gdy zawiódł mnie tylny hamulec. Została tylko jedna (nota bene również poluzowana- a jak zawsze brak podstawowych narzędzi w plecaku). Żeby mi się tak głośno nie obijał o ramę przyszło mi do głowy przywiązanie go w miejscu brakującej śrubki kawałkiem sznurka. Zerknęłam na swój ubiór szukając czegoś co się pruje :P Uzyskałam nitkę z mankietu rękawka. Do tego zrobiłam "śrubkę" z kawałka drewienka.
-a teraz jeszcze przesłodziłam kawę i kuchnia jest zbyt daleko by zrobić nową. Potraktuję to jako znak, że druga kawa o tej porze to niezbyt dobry pomysł.
Po zajęciach humor zdecydowanie się poprawił. Mimo wszystko wcześniej zaplanowałam, że uratuję ten dzień. Jako że jestem kobietą, a nic nie poprawia kobiecie humoru jak zakupy to...
Wpadłam do MM po aparat. Na razie zdecydowałam się na Canona XS160 poleconego przez Sebastiana. Mogę oddać w ciągu dwóch tygodni, jeszcze nic pewnego czy go zostawię. Do tego modelu przekonały mnie zdjęcia z wycieczek w/w użytkownika robione tym że modelem tylko w starszej wersji :)
Ponieważ dzisiaj jest ponienawidzeciedziałek zaczniemy od minusów:
-jest przeogromny. O wiele większy niż mój poręczny Panasonic. Ledwo się mieści w kieszonce rowerowej z tyłu koszulki.
-jest bardzo ciężki- co oni mu tam wmontowali?
Jego waga i rozmiar sprawia, że ciężko robić zdjęcie jedną ręką (co często podczas jazdy praktykuję). Jak upadnie to zginie.
Plusy na dziś:
-jest czerwony
-imponujący zoom
Jutro kilka testowych zdjęć i się okaże czy będzie to początek przyjaźni i wspólnych podróży czy rozstanie nim wszystko się zaczęło.
Prócz aparatu słuchawki do mp3- ani tanie, ani drogie. Pośrednie. Sugerowałam się kolorem i firmą (Panasonic). Z tych jestem zadowolona- nareszcie nie jestem w stanie słuchać na maksymalnej głośności muzyki. Poprzednie były zbyt ciche. Chociaż i tak jakością dźwięku Sony nie przebijają to ileż znowu ja z tej mp3 korzystam... CZASEM do biegania.
Ponienawidzeciedziałku! Zostało Ci tylko 50 minut!
EDYCJA
Jest jeszcze jeden plus! Ponoć "Made in Japan" :)
W rytmach zorby
Niedziela, 7 kwietnia 2013 | dodano:07.04.2013
Km: | 25.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:03 | km/h: | 24.29 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | GTIX |
W domu byłam dopiero przed 19.00. Szybko przebrałam się, żeby zdążyć jeszcze na zachód słońca.
Gdy słońce schowało się za horyzont zastanawiałam się czy jechać dalej czy wrócić. Przypomniałam sobie, że wrzuciłam do kieszeni mp3, co zmotywowało mnie do wykręcenia jeszcze kilku samotnych kilometrów. Niestety okazało się, ze prócz "Dżemu" nie było tam nic godnego nadwyrężania błony bębenkowej. Z "Dżemem" w uszach dojechałam do Siedlca, gdzie odbiłam na Łozinę. Za Domaszczynem włączyłam sobie Zorbę i pedałowałam z tymże rytmie- ok 30 na godzinę było. Nic tak nie motywuje do zwiększenia prędkości jak jazda po zmroku przez las!
Lewy pedał kręci się z takimi oporami, że ledwo po przyjeździe do domu mogłam go obrócić ręką. Tymczasowo zamontowane były pożyczone Wellgo. Czas na nowe...!
Gdy słońce schowało się za horyzont zastanawiałam się czy jechać dalej czy wrócić. Przypomniałam sobie, że wrzuciłam do kieszeni mp3, co zmotywowało mnie do wykręcenia jeszcze kilku samotnych kilometrów. Niestety okazało się, ze prócz "Dżemu" nie było tam nic godnego nadwyrężania błony bębenkowej. Z "Dżemem" w uszach dojechałam do Siedlca, gdzie odbiłam na Łozinę. Za Domaszczynem włączyłam sobie Zorbę i pedałowałam z tymże rytmie- ok 30 na godzinę było. Nic tak nie motywuje do zwiększenia prędkości jak jazda po zmroku przez las!
Lewy pedał kręci się z takimi oporami, że ledwo po przyjeździe do domu mogłam go obrócić ręką. Tymczasowo zamontowane były pożyczone Wellgo. Czas na nowe...!
Kradzież krowy!
Sobota, 6 kwietnia 2013 | dodano:07.04.2013
Km: | 28.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 14.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Królowa Szos |
Zostawiłam miejską szosę pod Renomą na godzinę. Wracam, stwierdzam brak połowy dzwonka- górnej części z krową oraz lampki.
W sumie spodziewałam się, że prędzej czy później to się może stać, wszak wiadomo, że zbyt wiele jednostek "made in Poland" przejawia cechy aspołeczne jak skłonność do przywłaszczania nieswoich rzeczy.
Tylko jak już dobrali się do dzwonka to mogli chociaż cały odkręcić, miałabym poczucie, że ktoś go wykorzysta, a tak... :)
Była krowa...
Będzie wyznanie miłości :)
Tym razem chyba przykleję górę Poxipolem!
W sumie spodziewałam się, że prędzej czy później to się może stać, wszak wiadomo, że zbyt wiele jednostek "made in Poland" przejawia cechy aspołeczne jak skłonność do przywłaszczania nieswoich rzeczy.
Tylko jak już dobrali się do dzwonka to mogli chociaż cały odkręcić, miałabym poczucie, że ktoś go wykorzysta, a tak... :)
Była krowa...
Będzie wyznanie miłości :)
Tym razem chyba przykleję górę Poxipolem!
Kompaktowa cyfrówka- polecacie coś?
Piątek, 5 kwietnia 2013 | dodano:05.04.2013
Km: | 30.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:25 | km/h: | 21.18 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Jw. Nie mogę jechać na taką majówkę jak mi się szykuje bez porządnego aparatu! A uchylając rąbka tajemnicy- góry+rower :)
Wymagania:
-zdjęcia mają mieć nasycone barwy, dobry balans bieli
-nagrywanie filmów w wysokiej rozdzielczości
-pancerny (żeby się nie zepsuł po jednym upadku)
Dzisiaj tylko jazda na zajęcia. Moje salsowiczki (jakość niczym z aparatu VGA):
Zdjęcie gdzieś we wrześniu robiłam, ale zapomniałam, że takie ładne wyszło. Most Milenijny od strony lasu Rędzińskiego. Już myślę o tych ciepłych nocach!
Wymagania:
-zdjęcia mają mieć nasycone barwy, dobry balans bieli
-nagrywanie filmów w wysokiej rozdzielczości
-pancerny (żeby się nie zepsuł po jednym upadku)
Dzisiaj tylko jazda na zajęcia. Moje salsowiczki (jakość niczym z aparatu VGA):
Zdjęcie gdzieś we wrześniu robiłam, ale zapomniałam, że takie ładne wyszło. Most Milenijny od strony lasu Rędzińskiego. Już myślę o tych ciepłych nocach!
Przeczwartek
Czwartek, 4 kwietnia 2013 | dodano:04.04.2013
Km: | 42.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:00 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | GTIX |
I wcale nie było pozytywnie. Pół na pół w sumie. Bycie zabieganą nie mając czasu na przerwę ma taki plus, że nie zdążę się zasiedzieć i nie ma momentu, żeby pomyśleć o braku sił. Działam jak nakręcona. Ale perspektywa takiego dnia jest najgorsza.
Z zajęć na uczelni musiałam się zerwać wcześniej, żeby zdążyć na salsę. Po salsie pół godziny na przebranie się i dojechanie na kolejne zajęcia. Po kolejnych zajęciach, znowu pędem na następne. W sumie 4 godziny.
Z ulgą przyjęłam godzinę 21.10. Kolejny raz zmieniłam powrotną trasę do domu. Znudziła mi się Osobowicka, a perspektywa jazdy pofalowaną ŚCIEŻKĄ rowerową na Kasprowicza sprawiła, że obrałam kierunek na Długą, Pomorską i Jedności Narodowej. Tam przynajmniej nie ma DDRów :)
Pierwszy dzień bez słodyczy. Próba podjęcia wyzwania na 2013 czyli miesiąc wstrzemięźliwości od wyrobów cukropochodnych. 28 dni- tyle ile ma luty. Ze słodzonych dzisiaj tylko keczup i szklanka soku z marchewki. Miód się nie liczy!
Trek stoi i czeka na litość. Na razie mnie nie rusza. NIE ZNO-SZĘ zmieniać dętki. Dętka jak dętka, tylko to ściąganie opony!
Z zajęć na uczelni musiałam się zerwać wcześniej, żeby zdążyć na salsę. Po salsie pół godziny na przebranie się i dojechanie na kolejne zajęcia. Po kolejnych zajęciach, znowu pędem na następne. W sumie 4 godziny.
Z ulgą przyjęłam godzinę 21.10. Kolejny raz zmieniłam powrotną trasę do domu. Znudziła mi się Osobowicka, a perspektywa jazdy pofalowaną ŚCIEŻKĄ rowerową na Kasprowicza sprawiła, że obrałam kierunek na Długą, Pomorską i Jedności Narodowej. Tam przynajmniej nie ma DDRów :)
Pierwszy dzień bez słodyczy. Próba podjęcia wyzwania na 2013 czyli miesiąc wstrzemięźliwości od wyrobów cukropochodnych. 28 dni- tyle ile ma luty. Ze słodzonych dzisiaj tylko keczup i szklanka soku z marchewki. Miód się nie liczy!
Trek stoi i czeka na litość. Na razie mnie nie rusza. NIE ZNO-SZĘ zmieniać dętki. Dętka jak dętka, tylko to ściąganie opony!
Jęki udręki!
Środa, 3 kwietnia 2013 | dodano:03.04.2013
Km: | 57.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 19.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Wiatr w pysk. Śnieg w gały. Lód pod kołami.
Jechałam i wracałam z Grażyną. Gdy ja miałam zajęcia ona poszła na basen. Siedząc w domu zerkając za okno chciałam zrezygnować i jechać szynobusem, ale zostałam "zwyzywana" od "Weź przestań!".
Momentami przy podjazdach, wietrze, śniegu i lodzie (wszystko na raz) aż mi się chciało płakać. Też dlatego, że musiałam dojechać przed 18.00 i nie mogłam sobie zwolnić do 10 km/h tylko cisnąć do bólu.
Powrót był wręcz CU-DO-WNY. Nie wracałyśmy przez Skarszyn tylko krajową 5, gdzie przez większość wzdłuż drogi jest DDR. Do tego masa długich zjazdów, brak wiatru i opadów. W połowie drogi zaczęły mi marznąć palce u rąk. Zostałam poratowana przez G. rękawicami narciarskimi, sama miałam jedynie polarowe z windstopperem, które w ogóle nie trzymają ciepła.
Jak pozbyć się pieszych z DDRów? Rozkopać je! Mi to pasuje, zdecydowanie wolę jechać ulicą. Jest to DDR pod Whirpoolem, na której miałam dwa zda(e)rzenia z pieszymi. Niechaj z remontem im się nie spieszy!
Jechałam i wracałam z Grażyną. Gdy ja miałam zajęcia ona poszła na basen. Siedząc w domu zerkając za okno chciałam zrezygnować i jechać szynobusem, ale zostałam "zwyzywana" od "Weź przestań!".
Momentami przy podjazdach, wietrze, śniegu i lodzie (wszystko na raz) aż mi się chciało płakać. Też dlatego, że musiałam dojechać przed 18.00 i nie mogłam sobie zwolnić do 10 km/h tylko cisnąć do bólu.
Powrót był wręcz CU-DO-WNY. Nie wracałyśmy przez Skarszyn tylko krajową 5, gdzie przez większość wzdłuż drogi jest DDR. Do tego masa długich zjazdów, brak wiatru i opadów. W połowie drogi zaczęły mi marznąć palce u rąk. Zostałam poratowana przez G. rękawicami narciarskimi, sama miałam jedynie polarowe z windstopperem, które w ogóle nie trzymają ciepła.
Jak pozbyć się pieszych z DDRów? Rozkopać je! Mi to pasuje, zdecydowanie wolę jechać ulicą. Jest to DDR pod Whirpoolem, na której miałam dwa zda(e)rzenia z pieszymi. Niechaj z remontem im się nie spieszy!