Nocny Objazd Wrocławia
Sobota, 20 lipca 2013 | dodano:31.07.2013
Km: | 56.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:00 | km/h: | 18.83 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Królowa Szos |
Jest na niebieskim portalu społecznościowym taka grupka wrocławskich rowerzystów. Było ich na początku kilkudziesięciu, aktualnie jest 299. Padło hasło: objeżdżamy po zmroku Wrocław! I tak się zgłosiło kilka osób. Kilka się dołączyło. Jeszcze kilkanaście nabrało ochoty i... Przetoczyliśmy się przez miasto z luźno zebranymi co najmniej 70 kołami. Rozstrzał wiekowy użytkowników kół - naście do ponad półwiecza :)
Krótki filmik z przejazdu, trasa:
.
.
.
.
/1083220
Oficjalnie miało się skończyć w Bike Cafe, dokąd dotarła większość. Tam część się odłączyła, część pojechała w kierunku Stadionu Miejskiego, część do szpitala:
Poszkodowany Tomasz M. nieświadom zagrożenia, jakie stawia przed nim miejska dżungla rozpędzony wjechał wbił się w szynę tramwaju. (nie)szczęśliwie upadł na bark i pokiereszował sobie obojczyk. Ponieważ Tomasz M. jest moim i Marty dobrym znajomym, po zabraniu go przez karetkę około godziny 24.00 pojechałyśmy na piżama party do szpitala na Borowską, żeby mu nie było smutno. Po rower Tomasza M. przyjechał samochodem mój brat. Ten sam, którego kiedyś rozpieprzyłam na głowie klawiaturę. Kochany! Wracając do szpitalnej imprezki... Najpierw w poszukiwaniu izby przyjęć zwiedziłyśmy chyba każdy zakątek szpitala. Az w końcu pytając o drogę jakiegoś rowerzystę (przecież!), który odpowiedzi nam nie udzielił, podążyłyśmy za intuicją. BIONGO! Posiedziałyśmy z poszkodowanym około godziny oczekując na lekarza, który dokona diagnozy. Pograliśmy w łapki, porobiliśmy sobie fotki, pobiegaliśmy po szpitalnych korytarzach. Zmęczone zmyłyśmy się z Martą do domu około 2.00. Zanim jednak dojechałyśmy, wystałyśmy jakieś 30 minut w okolicy Pasażu Niepolda za kebabem. Kolacja w końcu... Jadło spożyłyśmy w domu. W końcu przyszedł czas na sen... Ależ to był dzień!
Ps. Obojczyk pękł. Na szczęście nie na pół ;) 5 tygodni w gipsie.
Krótki filmik z przejazdu, trasa:
.
.
.
.
/1083220
Oficjalnie miało się skończyć w Bike Cafe, dokąd dotarła większość. Tam część się odłączyła, część pojechała w kierunku Stadionu Miejskiego, część do szpitala:
Poszkodowany Tomasz M© maratonka
Poszkodowany Tomasz M. nieświadom zagrożenia, jakie stawia przed nim miejska dżungla rozpędzony wjechał wbił się w szynę tramwaju. (nie)szczęśliwie upadł na bark i pokiereszował sobie obojczyk. Ponieważ Tomasz M. jest moim i Marty dobrym znajomym, po zabraniu go przez karetkę około godziny 24.00 pojechałyśmy na piżama party do szpitala na Borowską, żeby mu nie było smutno. Po rower Tomasza M. przyjechał samochodem mój brat. Ten sam, którego kiedyś rozpieprzyłam na głowie klawiaturę. Kochany! Wracając do szpitalnej imprezki... Najpierw w poszukiwaniu izby przyjęć zwiedziłyśmy chyba każdy zakątek szpitala. Az w końcu pytając o drogę jakiegoś rowerzystę (przecież!), który odpowiedzi nam nie udzielił, podążyłyśmy za intuicją. BIONGO! Posiedziałyśmy z poszkodowanym około godziny oczekując na lekarza, który dokona diagnozy. Pograliśmy w łapki, porobiliśmy sobie fotki, pobiegaliśmy po szpitalnych korytarzach. Zmęczone zmyłyśmy się z Martą do domu około 2.00. Zanim jednak dojechałyśmy, wystałyśmy jakieś 30 minut w okolicy Pasażu Niepolda za kebabem. Kolacja w końcu... Jadło spożyłyśmy w domu. W końcu przyszedł czas na sen... Ależ to był dzień!
Ps. Obojczyk pękł. Na szczęście nie na pół ;) 5 tygodni w gipsie.