Nadinterpretacja trzynastu kilometrów
Niedziela, 19 maja 2013 | dodano:19.05.2013
Km: | 13.56 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
W styczniu było dużo czasu. W lutym i marcu również. Potem był kwiecień, tutaj była najwyższa pora wziąć się do roboty. Jest maj. W zasadzie prawie czerwiec. I jest ostatni gwizdek, żeby napisać coś, co rzekomo otworzy mi furtkę do kariery zawodowej.
Cała piękna niedziela przesiedziana przed monitorem, nad książkami. Nadeszła chwila, gdy wena wyślizgnęła mi się trzymana za ostatni palec i musiałam ją dogonić. Na rowerze- nie inaczej!
W Treku brak powietrza w tylnym kole. Na szczęście tylko na dole.
Mimo to zdecydowałam się wytoczyć ciężkie działa i zamiast wiatru w uszach wsłuchać się w dźwięk bieżnika Nobby Nic'a.
Dojeżdżam do pierwszego skrzyżowania (100 m od domu) i już dylemat: jechać do ludzi czy donikąd? Do ludzi. A potem donikąd.
Kieruję kierownicę w kierunku Korony, odbijam na Sołtysowice. Penetruję pobliski lasek doskonale znając położenie pozostałości dawnego grodu. Żaby serenadą zapraszają na koncert. Przejrzałam je, spiskowały z komarami. Doskonale znany scenariusz- stajesz, a one wszystkie się na Ciebie rzucają, wysysają krew... Bitches!
Poszukałam w krzakach kleszczy, pobujałam się na fatalnej kostce jadąc w stronę Pawłowic, nasłuchałam suportu, który dał znać, że istnieje. Tym samym zmusił mnie do zakończenia przejażdżki. A może miał inne intencje- zatroszczył się o moją karierę naukową i zagonił do wznowienia (od)twórczej pracy.
Refleksja jaka mi się dzisiaj nasunęła: im bardziej poszerzam grono swoich znajomych, tym większe mam wymagania wobec poznawanych osób.
Cała piękna niedziela przesiedziana przed monitorem, nad książkami. Nadeszła chwila, gdy wena wyślizgnęła mi się trzymana za ostatni palec i musiałam ją dogonić. Na rowerze- nie inaczej!
W Treku brak powietrza w tylnym kole. Na szczęście tylko na dole.
Mimo to zdecydowałam się wytoczyć ciężkie działa i zamiast wiatru w uszach wsłuchać się w dźwięk bieżnika Nobby Nic'a.
Dojeżdżam do pierwszego skrzyżowania (100 m od domu) i już dylemat: jechać do ludzi czy donikąd? Do ludzi. A potem donikąd.
Kieruję kierownicę w kierunku Korony, odbijam na Sołtysowice. Penetruję pobliski lasek doskonale znając położenie pozostałości dawnego grodu. Żaby serenadą zapraszają na koncert. Przejrzałam je, spiskowały z komarami. Doskonale znany scenariusz- stajesz, a one wszystkie się na Ciebie rzucają, wysysają krew... Bitches!
Poszukałam w krzakach kleszczy, pobujałam się na fatalnej kostce jadąc w stronę Pawłowic, nasłuchałam suportu, który dał znać, że istnieje. Tym samym zmusił mnie do zakończenia przejażdżki. A może miał inne intencje- zatroszczył się o moją karierę naukową i zagonił do wznowienia (od)twórczej pracy.
Refleksja jaka mi się dzisiaj nasunęła: im bardziej poszerzam grono swoich znajomych, tym większe mam wymagania wobec poznawanych osób.
komentarze
Czasem jak się robi coś na szybko, to lepiej wychodzi niż wtedy, gdy wkładasz w to starania. :)
romulus83 - 23:25 niedziela, 19 maja 2013 | linkuj
Ale chyba nie ograniczysz grubszych wypadów? ;>
PS. Na 71 Twoich znajomych na BS chyba z połowa nawet się nie odezwała. ;) mors - 20:44 niedziela, 19 maja 2013 | linkuj
Komentuj
PS. Na 71 Twoich znajomych na BS chyba z połowa nawet się nie odezwała. ;) mors - 20:44 niedziela, 19 maja 2013 | linkuj