Majowe szaleństwa rowerowe: Wrocław-Praga
Środa, 8 maja 2013 | dodano:10.05.2013
Km: | 352.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 19:00 | km/h: | 18.53 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Wrocław - Dzierżoniów - Przeł. Walimska (755m) - Lubawka - Przeł. Kowarska (727m) - Sosnówka - Przeł. Karkonoska (1198m) - Vrchlabi - Nova Paka - Dymokury - Praga
Geneza tej wycieczki, a raczej jej idei miała miejsce na początku maja. Zaczytuję się w wiadomość od Wilka:
"Hej!
Jak się zrobi już cieplej i noce będą krótkie, najchętniej pod koniec maja (w czerwcu mnie w Polsce nie będzie) - przymierzam się do takiej długiej przelotowej trasy ponad 600km, najchętniej do Pragi. Może byłabyś zainteresowana udziałem w drugiej, znacznie ciekawszej części owej trasy, czyli od Wrocławia? Od Ciebie wyszłoby to ok. 320km, z tym że trasa mocno górzysta - po drodze przełęcze Walimska (755m), Kowarska (727m) - tu można tez odbić parę km na Okraj (1054m), a do Czech wjazd przez słynną przełęcz Karkonoską (1196m) - czyli najcięższy polski podjazd z nachyleniami maksymalnymi ponad 20%."
Czemu nie? Zima trzymała na tyle długo, że przydałoby sobie odbić podczas ciepłych majowych nocy stracone kilometry.
Na przełomie maja i kwietnia sprawy przybrały na tyle niespodziewanego obrotu, że mój umysł przestał "ogarniać". Zamiast wyjazdu na Ukrainę wybrałam się do Budapesztu na stukającym i pukającym, ale jednak jeżdżącym Treku. Po powrocie z wyprawy niedzielnego wieczora odebrałam wiadomość od inicjatora wycieczki do Pragi:
"Przeglądam pogodę na najbliższy tydzień - i wygląda na to, że najbliższy weekend odpada,, ma być dość mocny (5-6m/s) wiatr zachodni, w tym tygodniu jedyny dobry "wietrzny" termin to wtorek/środa (choć z kolei trochę deszczu, ale bez jakiś większych opadów, no i ciepło, powyżej 20'C), jeśli możesz załatwić sobie wolną środę - to ja mógłbym jutro jechać; jeśli nie - to trzeba będzie poczekać na kolejny tydzień."
Błyskawiczna decyzja. Telefon z prośbą o wolną środę, telefon do serwisu czy uda się odświeżyć Treka w 24 godziny. Udało się wszystko załatwić.
Wtorek był zalatanym dniem. Jedyny rower jaki mi został to Miejska Szosa z rozkutym łańcuchem. Rozkuwacz zostawiłam w serwisie. Panika nie zdążyła wziąć góry nade mną. Podręczne imadełko, młotek i rower gotowy do jazdy.
Zajęcia. Egzamin. Praca. Po pracy po rower- wymiana. Zostawiam Szosę, zabieram Treka. Jadę... Co tam jadę, pędzę do domu- wszak Wilk już był pod Wrocławiem. Szybki prysznic, wrzucam do plecaka aparat, trochę węglowodanów, kurtkę i ruszam. 23.30- czas zacząć przygodę!
Pierwsze 90 km mija spokojnie mały ruch na drogach. Koło setnego kilometra dopada mnie kryzys. Im jaśniej się robiło na dworze tym bardziej chciało mi się spać. I jeszcze zjazd (po kostce!) przy dosyć niskiej porannej temperaturze- wszystkie te czynniki powodują, że jedyne czego w tym momencie pragnę to łóżko!
Zatrzymujemy się na stacji, kupuję litrową Pepsi. Postój, mała dawka kofeiny, rosnąca temperatura... Trochę odżyłam i jazda przestała być udręką. Przynajmniej do pewnego momentu.
Poranne mgły o świcie.
I tak cały wyjazd goniłam "króliczka" :)
Postój w Lubawce- wraz w temperaturą rośnie ilość kilometrów.
Najlepsza perspektywa po podjeździe!
Dwie przełęcze pokonane. Pada pytanie- kierujemy się na Okraj czy w stronę Karkonoskiej? Rozważamy nie tyle stopień trudności (przynajmniej ja, bo co to dla Wilka), ale czy wyrobimy się z czasem i dojedziemy na Polskiego Busa, który wyjeżdżał z Pragi o 20.40.
Biję się z myślami, rozważam za i przeciw, z racji oszczędności czasu i mojej kondycji na podjazdach skłaniam się bardziej ku wersji łatwiejszej. Jednak ostatecznie zachęta Wilka "Jak zaliczysz karkonoską to będziesz fajna" (no, może nie dosłownie;)) przekonują mnie do podjęcia wyzwania. Challenge accepted!
Po stromym początku nastąpiło wypłaszczenie. Umilając sobie męki oglądam zdjęcia w aparacie.
Końcówka podjazdu była na tyle trudna, że musiałam ją wziąć sposobem. Od prawej do lewej krawędzi. Udało się wjechać z jednym postojem! (drugi się nie liczy, bo mnie Wilk zagadał :D)
Tryumfalna parówka! Bo czekoladę zjadłam przed podjazdem...
Asfalt idealny :)
Historia o tym jak Wilk stał się małą kropeczką na zakręcie.
Standard przy zjazdach- i wcale nie był to dreszczyk emocji.
"Gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj!"
Przez małe problemy techniczne z Wilka maszyną (zmiana opony, nieposłuszny licznik) docieramy do Pragi "na styk". Ostatnie 100 km to była mordęga- oczy się zamykały. Złączenie powiek nawet na chwilę powodowało, że mój mózg rozpoczynał pracę nad marzeniami sennymi (autentycznie!). Musiałam się mocno pilnować, żeby nie zjechać do rowu, rzeki, tudzież pod mijający samochód. Wbijanie wzroku w asfalt bądź licznik było bardzo zgubne. Sposobem na trzymanie się w pionie okazało się rozglądanie. W lewo, w prawo- byle nie zatrzymać wzorku na dłużej w jednym punkcie.
Dojeżdżamy do Pragi po 20.00.
Szybkie zakupy w McDonalds- nie mieliśmy nawet sposobności zejść ciepłego posiłku. Podjeżdżamy na dworzec, pakujemy rowery do autobusu i... Odpływamy.
We Wrocławiu meldujemy się 1.20. Całą drogę z dworca do domu (11 km) pokonuję na stojąco- dyskomfort podczas siedzenia na siodełku wyraźnie odczuwalny.
TRASA (moja od Wrocławia)
Rekord dystansu dobowego- ponad 350 km.
Rekord wysokości- 1200 m n.p.m.
Najbardziej stromy podjazd- ponad 20% nachylenia.
Suma przewyższeń: 3200 m
Kontuzji u mnie brak. Delikatnie odczuwalny ból ścięgien Achillesa spowodowany przeciążeniami.
Wilk- biketerminator. Dwukrotnie większy dystans ode mnie. I zawsze z przodu. Nadczłowiek!
Ogromne podziękowania dla Maćka:
i jego Bikekliniki, który sprawił, iż komfort jazdy na Treku wyraźnie się poprawił! Nic nie stuka, nic nie puka. Kompleksowy przegląd, wymiana wszystkiego co trzeba i to w kilka godzin. Mistrz w swoim fachu! :)
Geneza tej wycieczki, a raczej jej idei miała miejsce na początku maja. Zaczytuję się w wiadomość od Wilka:
"Hej!
Jak się zrobi już cieplej i noce będą krótkie, najchętniej pod koniec maja (w czerwcu mnie w Polsce nie będzie) - przymierzam się do takiej długiej przelotowej trasy ponad 600km, najchętniej do Pragi. Może byłabyś zainteresowana udziałem w drugiej, znacznie ciekawszej części owej trasy, czyli od Wrocławia? Od Ciebie wyszłoby to ok. 320km, z tym że trasa mocno górzysta - po drodze przełęcze Walimska (755m), Kowarska (727m) - tu można tez odbić parę km na Okraj (1054m), a do Czech wjazd przez słynną przełęcz Karkonoską (1196m) - czyli najcięższy polski podjazd z nachyleniami maksymalnymi ponad 20%."
Czemu nie? Zima trzymała na tyle długo, że przydałoby sobie odbić podczas ciepłych majowych nocy stracone kilometry.
Na przełomie maja i kwietnia sprawy przybrały na tyle niespodziewanego obrotu, że mój umysł przestał "ogarniać". Zamiast wyjazdu na Ukrainę wybrałam się do Budapesztu na stukającym i pukającym, ale jednak jeżdżącym Treku. Po powrocie z wyprawy niedzielnego wieczora odebrałam wiadomość od inicjatora wycieczki do Pragi:
"Przeglądam pogodę na najbliższy tydzień - i wygląda na to, że najbliższy weekend odpada,, ma być dość mocny (5-6m/s) wiatr zachodni, w tym tygodniu jedyny dobry "wietrzny" termin to wtorek/środa (choć z kolei trochę deszczu, ale bez jakiś większych opadów, no i ciepło, powyżej 20'C), jeśli możesz załatwić sobie wolną środę - to ja mógłbym jutro jechać; jeśli nie - to trzeba będzie poczekać na kolejny tydzień."
Błyskawiczna decyzja. Telefon z prośbą o wolną środę, telefon do serwisu czy uda się odświeżyć Treka w 24 godziny. Udało się wszystko załatwić.
Wtorek był zalatanym dniem. Jedyny rower jaki mi został to Miejska Szosa z rozkutym łańcuchem. Rozkuwacz zostawiłam w serwisie. Panika nie zdążyła wziąć góry nade mną. Podręczne imadełko, młotek i rower gotowy do jazdy.
Zajęcia. Egzamin. Praca. Po pracy po rower- wymiana. Zostawiam Szosę, zabieram Treka. Jadę... Co tam jadę, pędzę do domu- wszak Wilk już był pod Wrocławiem. Szybki prysznic, wrzucam do plecaka aparat, trochę węglowodanów, kurtkę i ruszam. 23.30- czas zacząć przygodę!
Pierwsze 90 km mija spokojnie mały ruch na drogach. Koło setnego kilometra dopada mnie kryzys. Im jaśniej się robiło na dworze tym bardziej chciało mi się spać. I jeszcze zjazd (po kostce!) przy dosyć niskiej porannej temperaturze- wszystkie te czynniki powodują, że jedyne czego w tym momencie pragnę to łóżko!
Zatrzymujemy się na stacji, kupuję litrową Pepsi. Postój, mała dawka kofeiny, rosnąca temperatura... Trochę odżyłam i jazda przestała być udręką. Przynajmniej do pewnego momentu.
Poranne mgły o świcie.
I tak cały wyjazd goniłam "króliczka" :)
Postój w Lubawce- wraz w temperaturą rośnie ilość kilometrów.
Najlepsza perspektywa po podjeździe!
Dwie przełęcze pokonane. Pada pytanie- kierujemy się na Okraj czy w stronę Karkonoskiej? Rozważamy nie tyle stopień trudności (przynajmniej ja, bo co to dla Wilka), ale czy wyrobimy się z czasem i dojedziemy na Polskiego Busa, który wyjeżdżał z Pragi o 20.40.
Biję się z myślami, rozważam za i przeciw, z racji oszczędności czasu i mojej kondycji na podjazdach skłaniam się bardziej ku wersji łatwiejszej. Jednak ostatecznie zachęta Wilka "Jak zaliczysz karkonoską to będziesz fajna" (no, może nie dosłownie;)) przekonują mnie do podjęcia wyzwania. Challenge accepted!
Po stromym początku nastąpiło wypłaszczenie. Umilając sobie męki oglądam zdjęcia w aparacie.
Końcówka podjazdu była na tyle trudna, że musiałam ją wziąć sposobem. Od prawej do lewej krawędzi. Udało się wjechać z jednym postojem! (drugi się nie liczy, bo mnie Wilk zagadał :D)
Tryumfalna parówka! Bo czekoladę zjadłam przed podjazdem...
Asfalt idealny :)
Historia o tym jak Wilk stał się małą kropeczką na zakręcie.
Standard przy zjazdach- i wcale nie był to dreszczyk emocji.
"Gdzie strumyk płynie z wolna, rozsiewa zioła maj!"
Przez małe problemy techniczne z Wilka maszyną (zmiana opony, nieposłuszny licznik) docieramy do Pragi "na styk". Ostatnie 100 km to była mordęga- oczy się zamykały. Złączenie powiek nawet na chwilę powodowało, że mój mózg rozpoczynał pracę nad marzeniami sennymi (autentycznie!). Musiałam się mocno pilnować, żeby nie zjechać do rowu, rzeki, tudzież pod mijający samochód. Wbijanie wzroku w asfalt bądź licznik było bardzo zgubne. Sposobem na trzymanie się w pionie okazało się rozglądanie. W lewo, w prawo- byle nie zatrzymać wzorku na dłużej w jednym punkcie.
Dojeżdżamy do Pragi po 20.00.
Szybkie zakupy w McDonalds- nie mieliśmy nawet sposobności zejść ciepłego posiłku. Podjeżdżamy na dworzec, pakujemy rowery do autobusu i... Odpływamy.
We Wrocławiu meldujemy się 1.20. Całą drogę z dworca do domu (11 km) pokonuję na stojąco- dyskomfort podczas siedzenia na siodełku wyraźnie odczuwalny.
TRASA (moja od Wrocławia)
Rekord dystansu dobowego- ponad 350 km.
Rekord wysokości- 1200 m n.p.m.
Najbardziej stromy podjazd- ponad 20% nachylenia.
Suma przewyższeń: 3200 m
Kontuzji u mnie brak. Delikatnie odczuwalny ból ścięgien Achillesa spowodowany przeciążeniami.
Wilk- biketerminator. Dwukrotnie większy dystans ode mnie. I zawsze z przodu. Nadczłowiek!
Ogromne podziękowania dla Maćka:
i jego Bikekliniki, który sprawił, iż komfort jazdy na Treku wyraźnie się poprawił! Nic nie stuka, nic nie puka. Kompleksowy przegląd, wymiana wszystkiego co trzeba i to w kilka godzin. Mistrz w swoim fachu! :)
komentarze
Ja rozumiem spontaniczne wycieczki za miasto, ale...Praga? :P
Gratulacje! :D
Goofy601 - 07:23 poniedziałek, 13 maja 2013 | linkuj
Gratulacje! :D
Goofy601 - 07:23 poniedziałek, 13 maja 2013 | linkuj
Gratulacje, szacun - podziwiam i zazdroszczę :) A podjazdy wiadomo - wężykiem :)
Swiety - 20:38 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
A najlepsze to że znów prawie bez snu, a praktycznie nic po Tobie nie widać! Ani niewyspania ani zmęczenia!
Poza tym najlepsze oczywiście są też foty (50, policzyłem :) ), filmik (efektowny, jak zawsze), podjazdy (wiadomo, Karkonoska) i coś tam jeszcze, ale już nie mogłem spamiętać. ;)
Jeszcze niedawno pisała, że tera kolano chore, że max 80km i ból, a tu proszę - zeszłoroczny wypad nad morze przebity ilościowo-jakościowo i to w lepszym zdrowiu!
Chociaż trochę brakowało tym razem jakiejś dramaturgii. ;)
Czekam na BBT i Śnieżkę! :)) mors - 19:26 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Poza tym najlepsze oczywiście są też foty (50, policzyłem :) ), filmik (efektowny, jak zawsze), podjazdy (wiadomo, Karkonoska) i coś tam jeszcze, ale już nie mogłem spamiętać. ;)
Jeszcze niedawno pisała, że tera kolano chore, że max 80km i ból, a tu proszę - zeszłoroczny wypad nad morze przebity ilościowo-jakościowo i to w lepszym zdrowiu!
Chociaż trochę brakowało tym razem jakiejś dramaturgii. ;)
Czekam na BBT i Śnieżkę! :)) mors - 19:26 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Moje gratulacje, Twardzielka z Ciebie. Relację przeczytałam w piątek, a podczas sobotniej wycieczki niejednokrotnie sobie o Twoim dystansie myślałam. To już naprawdę wyczyn. Pzdr
Ancorek - 17:32 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Bardzo mi się spodobało to co razem zrobiliście. Gratuluję i podziwiam.
trobal - 15:06 niedziela, 12 maja 2013 | linkuj
Zrobiłem kilka dni temu "życiówkę" w postaci 160km i myślałem, że jestem fajny. Muszę dobić w tym roku minimum do 200km, bo to wstyd się ludziom na monitorach wyświetlać :D WIELKI SZACUNEK dla Ciebie i dla Wilka rzecz jasna!
P.S Takie wpisy tak motywują do jazdy, że z tego wszystkiego jeszcze w maju muszę się poprawić, bo aż mnie nosi - powaga :D
Pozdrawiam! Kornal - 20:10 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
P.S Takie wpisy tak motywują do jazdy, że z tego wszystkiego jeszcze w maju muszę się poprawić, bo aż mnie nosi - powaga :D
Pozdrawiam! Kornal - 20:10 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Gratulacje! Ale jesteś twardzielka! Hardcorowe to co zrobiłaś. I jeszcze z tym plecakiem na pleach. Nie spałaś 48h?
sebekfireman - 11:48 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Gratulacje Magda !!! Jestem w szoku :) Dopiero co z Węgier wróciłaś, a tu już zdjęcia z Pragi :P Powiedz mi jak kierowcy podeszli do Waszych rowerów w bagażniku ? Skręcaliście je jakoś specjalnie i wsadzaliście w jakieś torby ? Czy tak na "sucho" weszły bez problemów ?
kaeres123 - 08:18 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Jeszcze raz dzięki za wspólną trasę!
I dementuję, że byłem cały czas z przodu, na zjazdach byłem regularnie odsadzany ;))
Te drewniane domy rzeczywiście były z Chełmska Śląskiego, szczerze mówiąc to nic o nich wcześniej nie słyszałem, natknęliśmy się na nie przypadkiem. Ale wiele miasteczek w tym rejonie jest całkiem atrakcyjna, ten rejon Dolnego Śląska jest bardzo ciekawy, nie tylko góry tam do jazdy zachęcają wilk - 07:46 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
I dementuję, że byłem cały czas z przodu, na zjazdach byłem regularnie odsadzany ;))
Te drewniane domy rzeczywiście były z Chełmska Śląskiego, szczerze mówiąc to nic o nich wcześniej nie słyszałem, natknęliśmy się na nie przypadkiem. Ale wiele miasteczek w tym rejonie jest całkiem atrakcyjna, ten rejon Dolnego Śląska jest bardzo ciekawy, nie tylko góry tam do jazdy zachęcają wilk - 07:46 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Patrzę na główną BS a tam Wilk wbił gwóźdź do trumny konkurencji. Czytam relację z tego wydarzenia a tam wspomniana Maratonka. Czytam i nie wierzę. Potem patrzę na foto i faktycznie. Podziwiam. Zabrać się na akcję z Wilkiem to olbrzymie wyzwanie. I ten dystans. Wiem co to "dwusetki" bo kilka ich mam za sobą i pamiętam jak czasem człowiek ma dość. Olbrzymi sukces. Gratulacje.
limit - 05:32 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Gratulacje! Niesamowita jazda.
Jesteś SZAALOOONAAA! ;-) WrocNam - 04:42 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Jesteś SZAALOOONAAA! ;-) WrocNam - 04:42 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
Same najgorsze podjazdy w jednej megatrasie!To jest wyczyn!Gratulacje i szacunek.
pioter50 - 04:38 sobota, 11 maja 2013 | linkuj
A jeszcze jedno podczas zasypiania w trasie te rozglądanie się na prawo i lewo to się sprawdza też tak miałem podczas wypadu z robert1973 i MARECKY Elbląg-Świebodzin-Poznań,nawet dwa razy zjechałem z asfaltu na szczęście w kierunku przydrożnego rowu niż pod koła jadących co chwilę TIR-ów.
rafi1368 - 23:09 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Wielkie gratulacje dla ciebie za wytrwałość i dystans.
rafi1368 - 22:50 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Szalona Dziewoja z Ciebie Maratonko! Wielkie gratulacje za tę niezwykłą trasę.
Romulus - dokładnie tak jak piszesz - są to Domki Tkaczy w Chełmsku Śl. lea - 22:48 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Romulus - dokładnie tak jak piszesz - są to Domki Tkaczy w Chełmsku Śl. lea - 22:48 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Praga, moje marzenie. Te szeregowce podcieniowe to chyba słynne " Dwunastu Apostołów" w Chełmsku Śląskim?
romulus83 - 22:03 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Komentuj