34 GB majówki- nie ogarnę!
Niedziela, 5 maja 2013 | dodano:05.05.2013
Km: | 11.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 00:33 | km/h: | 20.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
"Wrócimy do Wrocławia, a tam deszcz. I zimno. I smutni ludzie, że im się majówka nie udała."
Ku naszemu zaskoczeniu nie było ani zimno, ani pochmurnie, ani przygnębiająco. Na wrocławskim dworcu przywitało nas słońce, ciepły wiatr plątał moją świeżo podciętą grzywkę podczas powrotnego pedałowania.
O 7.25 wyjechaliśmy z Budapesztu. Klimatyzowany pociąg, rowerowy wagon, szerokie wejście... Wbrew pozorom to nie był skład dla VIP-ów. Rowery miały się dobrze całą drogę.
My mogliśmy podziwiać widoki przez panoramiczne okno- z lekkimi zakłóceniami ;)
Po przejęciu pociągu przez polską załogę przestała działać klimatyzacja. W Katowicach byliśmy 14.35, 14.54 mieliśmy pociąg do Wrocławia. W nowszej części dworca kolejki do kas uniemożliwiające zakup biletu w ciągu 10 minut. Nagle z pamięci wydostało się wspomnienie ostatniej wizyty w Katowicach i obraz zakupu pożądanego świstka, ale po drugiej stronie dworca- od ulicy św. Andrzeja. Tym samym slalomem przedostałam się do owych kas i bez kolejki udało się nabyć bilety.
Jeszcze z dwa rowery i monocykl by się wcisnęły pod sufitem.
Nie tylko my chcieliśmy się przetransportować z dwoma kółkami. Brak wagonu rowerowego. Brak wagonu dla podróżnych z większym bagażem podręcznym- wszystkie rowery musiały się zmieścić na końcu składu. To było wyzwanie. Wyzwanie tym samym stało się większe, kiedy wrzaskiem konduktorka skierowała do nas rozkaz "Wsiadać!", bo wszyscy już byli w pociągu.
Rowerzysta, który upychał rowery odparł "Chwila!", jakby ta chwila mu się należała, bo przecież robi co może, aby wszystko się zmieściło. Moment ten nie trwał długo, gdy owa konduktorka zaczęła żwawym krokiem maszerować w naszą stronę. Gdybym widziała jej twarz z bliska jestem prawie pewna, że ujrzałabym kipiącą z oczu lawę wzburzenia. Z obawy przed spotkaniem twarzą w twarz pakowanie nabrało sporego tempa i nim zdążyła "groźna pani" dotrzeć na koniec pociągu drzwi został zamknięte. Wszystkie rowery w środku. My w środku. Ba, nawet pusty przedział się znalazł! A pasażerowie w wagonach przed nami stali w korytarzach.
Radość z dostania się do pociągu z bagażem jest wliczona w cenę biletu :)
Aby tradycji stało się zadość już we Wrocławiu zawitaliśmy na przystawkę przed kolacją do klauna Ronalda.
W trakcie mojej wyprawy OLIMP na Ukrainie cieszył się z doskonałej pogody, co tym bardziej napawa mnie radością!
Kilka słów "na gorąco"... Uwaga będzie nuda- dużo tekstu, mało ilustracji ;) Jeżeli mowa o genezie wyprawy... Dla mnie był to dosyć spontaniczny wyjazd. Miałam jechać w tym samym czasie na Ukrainę z osobami, które dobrze znam. Dzień przed wyjazdem w góry zadecydowałam o zmianie planów i postanowiłam udać się z Kamilem na wyprawę do Budapesztu. W którymś wpisie ogłaszał się, że poszukuje współpedłującego/współpedłującej. Nie brałam tej opcji pod uwagę dopóki... Właśnie nie wiem co zmieniło moją decyzję. W zasadzie dwa dni przed podróżą spotkaliśmy się na chwilę- co ostatecznie miało potwierdzić mój wybór. Pokazał mi swój rower, zaakceptowałam go (rower oraz właściciela) i kierunek na majówkę został obrany. Zakup namiotu, śpiwora i maty- w 5 minut, kilkanaście godzin przed startem.
Spędzenie z kimś, kogo się nie zna 9 dni bez chwili nerwów, irytacji i pretensji to naprawdę wielki sukces. Tym większy dla mnie- wszak znając siebie wiem, że uosobieniem spokoju nazwać mnie nie można. Najtrudniejsze są momenty, gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem, gdy zastają nas trudne warunki- deszcze, kontuzje, błądzenie w nocy w poszukiwaniu kempingu, podczas gdy powieki opadają... Ale w takich sytuacjach opanowanie jest najważniejsze. Spokój i przede wszystkim nie szukanie ani cienia winy w towarzyszach podróży.
Harmonia. Tak bym określiła relacje, jakie panowały na wyjeździe. Wszystko się układało jak należy- wszystko jeżeli chodzi o atmosferę, bo jak wcześniej nadmieniałam w kwestii niezawodności sprzętu, pogody i orientacji spokoju raczej nie było :) Zgubienie śrubki, ocierający błotnik, złamany bagażnik czy w końcu moje notoryczne, odwrotne zakładanie sakw- odblaskiem w kierunku jazdy. I nie wierzę, że chociażby raz Kamil nie przeklął w myślach mojego roztargnienia w tej kwestii. Jednak w żaden sposób tego nie okazywał i pomagał w przekładaniu bagaży.
Wielkie niczym zamek w Budapeszcie podziękowania dla Kamila za każdy kilometr wspólnej jazdy (że niby aż 940?) i za każdą dziurę, o której mnie nie uprzedził, gdy jechałam tuż za nim- czyli kolejne kilkadziesiąt wyrazów wdzięczności z mojej strony :)
Ku naszemu zaskoczeniu nie było ani zimno, ani pochmurnie, ani przygnębiająco. Na wrocławskim dworcu przywitało nas słońce, ciepły wiatr plątał moją świeżo podciętą grzywkę podczas powrotnego pedałowania.
O 7.25 wyjechaliśmy z Budapesztu. Klimatyzowany pociąg, rowerowy wagon, szerokie wejście... Wbrew pozorom to nie był skład dla VIP-ów. Rowery miały się dobrze całą drogę.
My mogliśmy podziwiać widoki przez panoramiczne okno- z lekkimi zakłóceniami ;)
Po przejęciu pociągu przez polską załogę przestała działać klimatyzacja. W Katowicach byliśmy 14.35, 14.54 mieliśmy pociąg do Wrocławia. W nowszej części dworca kolejki do kas uniemożliwiające zakup biletu w ciągu 10 minut. Nagle z pamięci wydostało się wspomnienie ostatniej wizyty w Katowicach i obraz zakupu pożądanego świstka, ale po drugiej stronie dworca- od ulicy św. Andrzeja. Tym samym slalomem przedostałam się do owych kas i bez kolejki udało się nabyć bilety.
Jeszcze z dwa rowery i monocykl by się wcisnęły pod sufitem.
Nie tylko my chcieliśmy się przetransportować z dwoma kółkami. Brak wagonu rowerowego. Brak wagonu dla podróżnych z większym bagażem podręcznym- wszystkie rowery musiały się zmieścić na końcu składu. To było wyzwanie. Wyzwanie tym samym stało się większe, kiedy wrzaskiem konduktorka skierowała do nas rozkaz "Wsiadać!", bo wszyscy już byli w pociągu.
Rowerzysta, który upychał rowery odparł "Chwila!", jakby ta chwila mu się należała, bo przecież robi co może, aby wszystko się zmieściło. Moment ten nie trwał długo, gdy owa konduktorka zaczęła żwawym krokiem maszerować w naszą stronę. Gdybym widziała jej twarz z bliska jestem prawie pewna, że ujrzałabym kipiącą z oczu lawę wzburzenia. Z obawy przed spotkaniem twarzą w twarz pakowanie nabrało sporego tempa i nim zdążyła "groźna pani" dotrzeć na koniec pociągu drzwi został zamknięte. Wszystkie rowery w środku. My w środku. Ba, nawet pusty przedział się znalazł! A pasażerowie w wagonach przed nami stali w korytarzach.
Radość z dostania się do pociągu z bagażem jest wliczona w cenę biletu :)
Aby tradycji stało się zadość już we Wrocławiu zawitaliśmy na przystawkę przed kolacją do klauna Ronalda.
W trakcie mojej wyprawy OLIMP na Ukrainie cieszył się z doskonałej pogody, co tym bardziej napawa mnie radością!
Kilka słów "na gorąco"... Uwaga będzie nuda- dużo tekstu, mało ilustracji ;) Jeżeli mowa o genezie wyprawy... Dla mnie był to dosyć spontaniczny wyjazd. Miałam jechać w tym samym czasie na Ukrainę z osobami, które dobrze znam. Dzień przed wyjazdem w góry zadecydowałam o zmianie planów i postanowiłam udać się z Kamilem na wyprawę do Budapesztu. W którymś wpisie ogłaszał się, że poszukuje współpedłującego/współpedłującej. Nie brałam tej opcji pod uwagę dopóki... Właśnie nie wiem co zmieniło moją decyzję. W zasadzie dwa dni przed podróżą spotkaliśmy się na chwilę- co ostatecznie miało potwierdzić mój wybór. Pokazał mi swój rower, zaakceptowałam go (rower oraz właściciela) i kierunek na majówkę został obrany. Zakup namiotu, śpiwora i maty- w 5 minut, kilkanaście godzin przed startem.
Spędzenie z kimś, kogo się nie zna 9 dni bez chwili nerwów, irytacji i pretensji to naprawdę wielki sukces. Tym większy dla mnie- wszak znając siebie wiem, że uosobieniem spokoju nazwać mnie nie można. Najtrudniejsze są momenty, gdy nie wszystko idzie zgodnie z planem, gdy zastają nas trudne warunki- deszcze, kontuzje, błądzenie w nocy w poszukiwaniu kempingu, podczas gdy powieki opadają... Ale w takich sytuacjach opanowanie jest najważniejsze. Spokój i przede wszystkim nie szukanie ani cienia winy w towarzyszach podróży.
Harmonia. Tak bym określiła relacje, jakie panowały na wyjeździe. Wszystko się układało jak należy- wszystko jeżeli chodzi o atmosferę, bo jak wcześniej nadmieniałam w kwestii niezawodności sprzętu, pogody i orientacji spokoju raczej nie było :) Zgubienie śrubki, ocierający błotnik, złamany bagażnik czy w końcu moje notoryczne, odwrotne zakładanie sakw- odblaskiem w kierunku jazdy. I nie wierzę, że chociażby raz Kamil nie przeklął w myślach mojego roztargnienia w tej kwestii. Jednak w żaden sposób tego nie okazywał i pomagał w przekładaniu bagaży.
Wielkie niczym zamek w Budapeszcie podziękowania dla Kamila za każdy kilometr wspólnej jazdy (że niby aż 940?) i za każdą dziurę, o której mnie nie uprzedził, gdy jechałam tuż za nim- czyli kolejne kilkadziesiąt wyrazów wdzięczności z mojej strony :)
komentarze
Na szczęście w tym roku w maju wypadają dwa długie weekendy :)
romulus83 - 09:05 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Monocykle, klauny... ileż tu nawiązań do mnie! ;D
Szczerze napisawszy, to zaskakuje mnie Twoja ufność do "obcych" - przecież potencjalnie ryzykujesz.... np. że delikwent nie wytrzyma dystansów i avs-ów. ;)
A u mnie wyszło skrajnie odwrotnie: klikam z kimś (z BS) od pół roku, ostatnio intensywnie, niby się nieźle znamy, a w realu totalne rozczarowanie, wyprawa od początku w separacji z "rozwodem" w połowie planowanego terminu...
Paradoksy...
PS. wycieczka nawet fajna ;) ale brakuje jakiegoś hardcoru, "pazura", heroizmu... ;) mors - 00:26 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Szczerze napisawszy, to zaskakuje mnie Twoja ufność do "obcych" - przecież potencjalnie ryzykujesz.... np. że delikwent nie wytrzyma dystansów i avs-ów. ;)
A u mnie wyszło skrajnie odwrotnie: klikam z kimś (z BS) od pół roku, ostatnio intensywnie, niby się nieźle znamy, a w realu totalne rozczarowanie, wyprawa od początku w separacji z "rozwodem" w połowie planowanego terminu...
Paradoksy...
PS. wycieczka nawet fajna ;) ale brakuje jakiegoś hardcoru, "pazura", heroizmu... ;) mors - 00:26 piątek, 10 maja 2013 | linkuj
Niezła jazda i bardzo udany spontan :-)
Tylko tradycyjnie nasze kochane koleje musiały wszystko na koniec zepsuć. Czasem mi się tęskni do starych PKP-owych "kanarków". Tam przynajmniej było co z rowerem zrobić. limit - 12:51 czwartek, 9 maja 2013 | linkuj
Tylko tradycyjnie nasze kochane koleje musiały wszystko na koniec zepsuć. Czasem mi się tęskni do starych PKP-owych "kanarków". Tam przynajmniej było co z rowerem zrobić. limit - 12:51 czwartek, 9 maja 2013 | linkuj
No dobra, ciekawa wyprawa :P Budapeszt jest ładny, ale Węgrom mówię stanowcze NIE ! :) H. Trolla sam chciałem kupić, ale kupiłem Acamper ACCO 2 za jakieś 100 zł, a przeszedł kilka bardzo mocnych ulew, a w środku nie było kropli wody. Nic się nie połamało, jestem zadowolony :) Szkoda tylko, że taki oczojebny, bo dostałem niebieski zamiast zielonego :P
kaeres123 - 17:18 wtorek, 7 maja 2013 | linkuj
Byłam w Budapeszcie jesienią jak jeszcze Modlin działał (ostatnie tchnienia tego lotniska). A te Twoje ziomki to może na Pikuj się wybrały? Bo trochę Polaków tam spotkaliśmy, ale głównie z Warszawy i z Krakowa.
szarlotka - 10:46 wtorek, 7 maja 2013 | linkuj
Nie ważne, że nie ogarniesz materiału. Mnie (nam czytelnikom?), wystarczy to co opiszesz i zilustrujesz. Najważniejsze i tak masz dla siebie: wspomnienia, radość i spełnienie.
romulus83 - 21:43 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj
Czapki z głów !!!
Odważna jesteś , w ogóle !
A co do "nieznajomych" to jestem spokojny o Ciebie ! Masz przecież wprawę ze zeszłorocznego morza .
pozdrawiam Jurek57 - 20:14 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj
Odważna jesteś , w ogóle !
A co do "nieznajomych" to jestem spokojny o Ciebie ! Masz przecież wprawę ze zeszłorocznego morza .
pozdrawiam Jurek57 - 20:14 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj
Już wchodząc do polskiego pociągu wiemy, dlaczego Polska znajduje się na samym końcu Europy. Fajna wycieczka :)
kaeres123 - 16:52 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj
jakieś namiary na kemping przenośny przewoźny zwany namiotem i krótka opinia na jego temat będzie?
BARTEK501 - 16:19 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj
Gratuluję decyzji... bo wygląda, że była jak najbardziej trafiona.
I wycieczki też :-) djk71 - 05:46 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj
Komentuj
I wycieczki też :-) djk71 - 05:46 poniedziałek, 6 maja 2013 | linkuj