Puffff! Boleścin bez hepi endu.
Niedziela, 31 marca 2013 | dodano:31.03.2013
Km: | 25.15 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:25 | km/h: | 17.75 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Aura dzisiaj sprzyjała:
Wycieczka z cyklu "Jestem dumna, że odważyłam się wyjść z domu". Mama próbowała wszystkiego, aby odwieźć mnie od pomysłu:
-śnieg pada...
-ludzie dzisiaj popiją i wsiadają za kółko...
-posiedź z nami...
-ostatnio w telewizji mówili o dziewczynie, którą zabito i zgwałcono i 4 lata jej szukali (wyluzuj, mnie szybciej znajdą!)
-przeziębisz się...
Z każdym argumentem na nie, ja byłam co raz bardziej pewna, że pojadę. Cel... Bez celu. Chociaż przyszedł mi na myśl pałac, który widzieliśmy na ostatniej wycieczce z daleka, ale to AŻ 20 km od domu. Tak, w takich warunkach to jest aż.
Ruszyłam z zamiarem ewentualnego zawrócenia gdy mi się odechce jazdy. I powinno mi się odechcieć, bo drobno sypiącemu śniegowi towarzyszył wiatr. Prosto w twarz!
Nowe spodnie zdały egzamin.
Rowerowy demakijaż po 10 km. Tusz jednak nie był wodoodporny ;)
Z kilometra na kilometr śnieg sypał co raz mocniej. Po tuszu ani śladu, za to pojawiła tęsknota za goglami!
Zjazd. Zmieniam biegi, aby jechać z wyższą kadencją. Pykam sobie na kierownicy manetkę i nic. Po chwili biegi się zmieniają i co chwilę przeskakuje mi łańcuch.
Dziwne?
Dojeżdżam do rozwidlenia w Boleścinie, odwracam głowę i moim oczom ukazuje się...
Budynek, który Kozioł zauważył podczas ostatniego grupowego wypadu. Nie pamiętałam gdzie dokładnie się znajdował, pewne było to, że gdyby był za Boleścinem nie jechałabym go szukać.
Takich rzeczy się nie odpuszcza! Groźby na płocie lekko mnie ruszyły...
ALE pokusa była dużo większa!
IPPS? "Program Ochrony Środowiska dla Gminy Trzebnica (...) IPPS – Dyrektywa w sprawie zintegrowanego zapobiegania i ograniczania zanieczyszczeń."
Uchylam powoli furtkę, nasłuchując ewentualnego szczekania, warczenia... Kiełbasy przy sobie nie mam, gazu pieprzowego też nie. Jest za to łyda, która doskonale nadawałaby się do ugryzienia! Mając w pamięci niejednokrotne perypetie z psami powoli ładuję się na teren prywatny z podniesionym tętnem.
Buda stoi. Ja jeszcze też.
Albo coś tam mocno śpi, albo nic nie ma. Jakoś nie przyszło mi do głowy zaglądać. Na szybko zrobiłam kilka zdjęć łypiąc z obawą przez ramię i wycofałam się na tyły.
Z chęcią bym spenetrowała wnętrze! Jednak z tego co się dowiedziałam budynek jest zamieszkany, czyli nie stoi sobie ot tak i nie czeka aż ktoś do niego wejdzie... Co nie oznacza, że na tym poprzestanę.
Pałac z drugiej strony:
Na pierwszy rzut oka- zwykły kamień. Podchodząc bliżej nie da się nie zauważyć wyrytych na nim napisów:
Unser Vater Pollentschine 1885-1923(?)
Zmarzłam już porządnie. Dobrze, że nie przyszło mi do głowy wziąć cienkich rękawiczek! Zbieram się i ruszam w stronę Skarszyna. Podjazd pokonany, zjeżdżam i PSSss... Szybciej niż pomyślałam poczułam, ze powietrza w kole nie mam. To była 1 sekunda.
Opona jak opona. Oczywiście, że nie miałam zapasowej dętki. Oczywiście, że nie miałam pompki. Oczywiście, że nie miałam środka wulkanizującego. Oczywiście, że nie miałam portfela i kasy. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy mózg ze sobą wzięłam.
Telefon po pomoc. Gdyby szofer się nie znalazł miałabym dwa wyjścia: zasuwać pieszo 12 km lub próbować łapać stopa. Gdybym miała kasę to zawsze jest opcja powrotu autobusem lub szynobusem, ale jak napisałam wyżej- portfel zostawiłam razem z mózgiem w domu.
Chwała Ci bracie, żeś wyratował mnie z opresji!
Świąteczny żarcik na koniec:
Wycieczka z cyklu "Jestem dumna, że odważyłam się wyjść z domu". Mama próbowała wszystkiego, aby odwieźć mnie od pomysłu:
-śnieg pada...
-ludzie dzisiaj popiją i wsiadają za kółko...
-posiedź z nami...
-ostatnio w telewizji mówili o dziewczynie, którą zabito i zgwałcono i 4 lata jej szukali (wyluzuj, mnie szybciej znajdą!)
-przeziębisz się...
Z każdym argumentem na nie, ja byłam co raz bardziej pewna, że pojadę. Cel... Bez celu. Chociaż przyszedł mi na myśl pałac, który widzieliśmy na ostatniej wycieczce z daleka, ale to AŻ 20 km od domu. Tak, w takich warunkach to jest aż.
Ruszyłam z zamiarem ewentualnego zawrócenia gdy mi się odechce jazdy. I powinno mi się odechcieć, bo drobno sypiącemu śniegowi towarzyszył wiatr. Prosto w twarz!
Nowe spodnie zdały egzamin.
Rowerowy demakijaż po 10 km. Tusz jednak nie był wodoodporny ;)
Z kilometra na kilometr śnieg sypał co raz mocniej. Po tuszu ani śladu, za to pojawiła tęsknota za goglami!
Zjazd. Zmieniam biegi, aby jechać z wyższą kadencją. Pykam sobie na kierownicy manetkę i nic. Po chwili biegi się zmieniają i co chwilę przeskakuje mi łańcuch.
Dziwne?
Dojeżdżam do rozwidlenia w Boleścinie, odwracam głowę i moim oczom ukazuje się...
Budynek, który Kozioł zauważył podczas ostatniego grupowego wypadu. Nie pamiętałam gdzie dokładnie się znajdował, pewne było to, że gdyby był za Boleścinem nie jechałabym go szukać.
Takich rzeczy się nie odpuszcza! Groźby na płocie lekko mnie ruszyły...
ALE pokusa była dużo większa!
IPPS? "Program Ochrony Środowiska dla Gminy Trzebnica (...) IPPS – Dyrektywa w sprawie zintegrowanego zapobiegania i ograniczania zanieczyszczeń."
Uchylam powoli furtkę, nasłuchując ewentualnego szczekania, warczenia... Kiełbasy przy sobie nie mam, gazu pieprzowego też nie. Jest za to łyda, która doskonale nadawałaby się do ugryzienia! Mając w pamięci niejednokrotne perypetie z psami powoli ładuję się na teren prywatny z podniesionym tętnem.
Buda stoi. Ja jeszcze też.
Albo coś tam mocno śpi, albo nic nie ma. Jakoś nie przyszło mi do głowy zaglądać. Na szybko zrobiłam kilka zdjęć łypiąc z obawą przez ramię i wycofałam się na tyły.
Z chęcią bym spenetrowała wnętrze! Jednak z tego co się dowiedziałam budynek jest zamieszkany, czyli nie stoi sobie ot tak i nie czeka aż ktoś do niego wejdzie... Co nie oznacza, że na tym poprzestanę.
Pałac z drugiej strony:
Na pierwszy rzut oka- zwykły kamień. Podchodząc bliżej nie da się nie zauważyć wyrytych na nim napisów:
Unser Vater Pollentschine 1885-1923(?)
Zmarzłam już porządnie. Dobrze, że nie przyszło mi do głowy wziąć cienkich rękawiczek! Zbieram się i ruszam w stronę Skarszyna. Podjazd pokonany, zjeżdżam i PSSss... Szybciej niż pomyślałam poczułam, ze powietrza w kole nie mam. To była 1 sekunda.
Opona jak opona. Oczywiście, że nie miałam zapasowej dętki. Oczywiście, że nie miałam pompki. Oczywiście, że nie miałam środka wulkanizującego. Oczywiście, że nie miałam portfela i kasy. W pewnym momencie zaczęłam się zastanawiać czy mózg ze sobą wzięłam.
Telefon po pomoc. Gdyby szofer się nie znalazł miałabym dwa wyjścia: zasuwać pieszo 12 km lub próbować łapać stopa. Gdybym miała kasę to zawsze jest opcja powrotu autobusem lub szynobusem, ale jak napisałam wyżej- portfel zostawiłam razem z mózgiem w domu.
Chwała Ci bracie, żeś wyratował mnie z opresji!
Świąteczny żarcik na koniec:
komentarze
Od powierzchni oczywiście też zależą, wiadomo że o wiele łatwiej o poślizg na wąskiej oponie niż na szerokiej (tym bardziej, że mocniej je się pompuje), ale od jakości gumy jak najbardziej. Markowe opony mają podawane parametry "gripu", jak właśnie Schwalbe - i jak najbardziej robią różnicę. Jeździłem np. na zwykłych Marathonach, czy też Racerach, które były dość śliskie, te droższe wysokiej jakości (jak Marathon Supreme, czy Marahon XR) wyraźnie je pod tym względem przebijają, przy tej samej szerokości opony.
wilk - 10:37 poniedziałek, 8 kwietnia 2013 | linkuj
Kurcze - co Wy macie z tymi poślizgami? Wg mnie wszelkie uślizgi to raczej nie od rodzaju gumy zależą, tylko od rodzaju i powierzchni styku bieżnika. W każdym razie wydaje mi się że przy tej masie i prędkościach, które są przy rowerze rodzaj gumy gra marginalną rolę. Uwielbiam szybkie zjazdy z zakrętami i na suchym asfalcie z takim czymś jak uślizg spowodowany zerwaniem przyczepności nigdy nie miałem do czynienia - chyba że się trafiło na piasek lub farbę, ale w takich przypadkach to żadna opona tutaj nie pomoże. Na mokrym mocnego używania hamulca przedniego w zakrętach nie stosuję bo tutaj też żadna opona nie uratuje od poślizgu, a przy mocnym dohamowywaniu na prostej, na mokrym asfalcie, korzystając z przedniego hamulca najlepiej wypadały opony budżetowe, wszelkie drogie opony w poślizg wprowadzałem w tym przypadku bezproblemowo.
sebekfireman - 10:09 poniedziałek, 8 kwietnia 2013 | linkuj
Nie, to nie jest żadnej "kiepskiej baletnicy". To, że prawie nie używasz hamulców - Twoja sprawa, krzyż na drogę, ale próba insynuowania, że to norma i brak umiejętności - to wybacz, ale szkoda komentować, zobacz sobie jak jeżdżą na alpejskich zjazdach zawodowcy, którzy te zjazdy wielokrotnie trenują, zobacz czy też hamulców nie używają (a oni przecież mają do dyspozycji całą szerokość szosy i wiedzą, że im zza zakrętu samochód z naprzeciwka nie wyjedzie).
A zjechać to się na niemal wszystkim "jakoś da", kiedyś na wiosnę na trasie do Nowego Sącza przez ostatnie 100km jechałem w padającym śniegu na rowerze szosowym z oponami 23mm i już nocą musiałem zaliczać ponad 100m nieźle nachylony zjazd z Justu po gołoledzi. Jakoś z duszą na ramieniu zjechałem - tylko nikomu nie polecam. I tak samo na kiepskich oponach się oczywiście da radę, tylko komfort i bezpieczeństwo zauważalnie mniejsze od opon wysokiej jakości.
wilk - 20:19 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
A zjechać to się na niemal wszystkim "jakoś da", kiedyś na wiosnę na trasie do Nowego Sącza przez ostatnie 100km jechałem w padającym śniegu na rowerze szosowym z oponami 23mm i już nocą musiałem zaliczać ponad 100m nieźle nachylony zjazd z Justu po gołoledzi. Jakoś z duszą na ramieniu zjechałem - tylko nikomu nie polecam. I tak samo na kiepskich oponach się oczywiście da radę, tylko komfort i bezpieczeństwo zauważalnie mniejsze od opon wysokiej jakości.
wilk - 20:19 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Wiesz, kiepskiej baletnicy... gdyby było tak jak piszesz, to zabiłbym się ze 33 razy (gleby zdarzają mi się wyłącznie na lodzie, średnio raz na rok).
O moich hamulcach powinieneś coś kojarzyć skoro czytasz blog Maratonki (używam prawie nigdy, także w górach). :)
Wciąż mam fabryczne, oryginalne klocki. :)
A snobizm i lans w przypadku użytkowników mało jeżdżących i mało wymagających - precyzowałem, ze wyczynowców to nie dotyczy.
mors - 19:51 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
O moich hamulcach powinieneś coś kojarzyć skoro czytasz blog Maratonki (używam prawie nigdy, także w górach). :)
Wciąż mam fabryczne, oryginalne klocki. :)
A snobizm i lans w przypadku użytkowników mało jeżdżących i mało wymagających - precyzowałem, ze wyczynowców to nie dotyczy.
mors - 19:51 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Jakość to ma w turystyce nawet większe znaczenie niż w jeździe wyścigowej - bo częściej trzeba jeździć w złych warunkach, np. wiele razy miałem okazję zaliczać zjazdy w deszczu; a w takich warunkach jakość gumy z jakiej jest opona robi dużą różnicę. Zresztą by to ocenić wcale nie potrzeba deszczu, na każdym szybszym zjeździe dobre opony bardzo się przydają - można się bezpiecznie składać do zakrętów, nawet z cięższym bagażem nie ryzykując uślizgu, dobry "grip" to w górach podstawa. Taki zjazd - to daje sporo frajdy, a jak jedziesz na kiepskich oponach to możesz sobie pozwolić na znacznie mniej, powolutku zwożąc się na hamulcach.
A Ty w swoich wypowiedziach wyraźnie i jasno sugerowałeś, że kupowanie drogich opon to rodzaj snobizmu i mody na znane marki, a tak na pewno nie jest. Kupując drogą oponę dostajesz też i wysoką jakość, która na wielu trasach bardzo się przydaje. wilk - 18:37 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
A Ty w swoich wypowiedziach wyraźnie i jasno sugerowałeś, że kupowanie drogich opon to rodzaj snobizmu i mody na znane marki, a tak na pewno nie jest. Kupując drogą oponę dostajesz też i wysoką jakość, która na wielu trasach bardzo się przydaje. wilk - 18:37 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Zyskujesz na masie i oporach toczenia, ale tracisz na czasie (zmiana gum) oraz masie (i objętości) kluczy, łyżek, pompek i zapasowych dętek.
A jakość ma znaczenie tylko w wyczynowej i profesjonalnej jeździe. No i dla niepełnosprytnych też. ;)
Priorytety mamy krańcowo różne, styl jazdy w sumie pewnie też (no może nie krańcowo) - ale przypomnę tylko, ze w tym wpisie mowa była o uszkodzeniu gum, stąd moje rozważania w tym temacie.
Gdyby gadka była o jakości, to bym się nie wygłupiał. ;)
PS. koszulka marzeń ;)
mors - 18:08 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
A jakość ma znaczenie tylko w wyczynowej i profesjonalnej jeździe. No i dla niepełnosprytnych też. ;)
Priorytety mamy krańcowo różne, styl jazdy w sumie pewnie też (no może nie krańcowo) - ale przypomnę tylko, ze w tym wpisie mowa była o uszkodzeniu gum, stąd moje rozważania w tym temacie.
Gdyby gadka była o jakości, to bym się nie wygłupiał. ;)
PS. koszulka marzeń ;)
mors - 18:08 niedziela, 7 kwietnia 2013 | linkuj
Twoje opony Morsie to jak najbardziej sybarytyzm ;)
Przyzwyczaiłeś się do opon przy których niewiele trzeba robić - i dlatego ich nie chcesz zmienić i bronisz jak niepodległości, mimo, że to produkt niespecjalnej jakości
A tak poważniej - IMO akurat opony to jest ostatni element roweru na którym warto oszczędzać, to ta część sprzętu która potrafi zrobić ogromną różnice w jakości jazdy, dlatego warto w ten element włożyć sporą kasę, bo da więcej niż wyższa gruba napędu, lżejsza sztyca itd. Dlatego uważam, że ocena opon tylko z punktu widzenia odporności na przebicia jest oceną w pełni chybioną, takie parametry to są istotne np. przy wyjeździe na jakieś zupełne zadupie typu Mongolia, gdzie nic się nie kupi, gdzie trzeba być samowystarczalnym. Tam ma sens inwestycja w pancerne opony, tam to cecha kluczowa. A w takiej Polsce - nie ma to sensu, ja z pełną premedytacją wolę jeździć na wąziutkich oponach szosowych, na których złapię te może kilka gum rocznie, ale mieć cały czas zysk z takich opon. wilk - 19:36 sobota, 6 kwietnia 2013 | linkuj
Przyzwyczaiłeś się do opon przy których niewiele trzeba robić - i dlatego ich nie chcesz zmienić i bronisz jak niepodległości, mimo, że to produkt niespecjalnej jakości
A tak poważniej - IMO akurat opony to jest ostatni element roweru na którym warto oszczędzać, to ta część sprzętu która potrafi zrobić ogromną różnice w jakości jazdy, dlatego warto w ten element włożyć sporą kasę, bo da więcej niż wyższa gruba napędu, lżejsza sztyca itd. Dlatego uważam, że ocena opon tylko z punktu widzenia odporności na przebicia jest oceną w pełni chybioną, takie parametry to są istotne np. przy wyjeździe na jakieś zupełne zadupie typu Mongolia, gdzie nic się nie kupi, gdzie trzeba być samowystarczalnym. Tam ma sens inwestycja w pancerne opony, tam to cecha kluczowa. A w takiej Polsce - nie ma to sensu, ja z pełną premedytacją wolę jeździć na wąziutkich oponach szosowych, na których złapię te może kilka gum rocznie, ale mieć cały czas zysk z takich opon. wilk - 19:36 sobota, 6 kwietnia 2013 | linkuj
Kpię z kpiarzy, dowcipkuję z dowcipnisiów, ale nigdy za darmo. ;)
Dlatego mnie zaskoczył Twój styl, dotąd zawsze merytoryczny.
Nie wiem, co miałoby boleć przez tego fenka, i co ma fenek do wiatraka, zdziwiłem się jeno.
Sabarytyzm, to ostatnie, co można mi zarzucić - ot weźmy chociażby opony... albo lepiej już nie. ;)
M.: z bronieniem swoich racji to Ty sama ongiś dawałaś niezłe popisy, podlinkować Ci? ;p mors - 23:17 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
Dlatego mnie zaskoczył Twój styl, dotąd zawsze merytoryczny.
Nie wiem, co miałoby boleć przez tego fenka, i co ma fenek do wiatraka, zdziwiłem się jeno.
Sabarytyzm, to ostatnie, co można mi zarzucić - ot weźmy chociażby opony... albo lepiej już nie. ;)
M.: z bronieniem swoich racji to Ty sama ongiś dawałaś niezłe popisy, podlinkować Ci? ;p mors - 23:17 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
@Mors
Chwilowo użyczę Ci przysłowia związanego ze mną "Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka..." Jak się podkpiwa z innych, to trzeba się liczyć z tym, że i inni będą sobie podkpiwać z Ciebie.
Jak widzę z fenkiem trafiłem w sedno - zabolało, zostałeś całkowicie zdemaskowany ;))
Ale gdybyś miał w sobie duszę sportowca - to z takiego porównania powinieneś być dumny, bo właśnie to zwierzę było inspiracją do zaprojektowania jednych z najlepszych i najdroższych rowerowych ciuchów. Jednym słowem fenek to symbol prawdziwego wyczynu - wytrzymały, szybki i zabójczy; a spasiony, ledwo się poruszający mors to mu może pazurki wyczyścić, to symbol dobry dla sybarytów ;))
Z pozdrowieniami od modnego germanofila!
wilk - 21:52 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
Chwilowo użyczę Ci przysłowia związanego ze mną "Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka..." Jak się podkpiwa z innych, to trzeba się liczyć z tym, że i inni będą sobie podkpiwać z Ciebie.
Jak widzę z fenkiem trafiłem w sedno - zabolało, zostałeś całkowicie zdemaskowany ;))
Ale gdybyś miał w sobie duszę sportowca - to z takiego porównania powinieneś być dumny, bo właśnie to zwierzę było inspiracją do zaprojektowania jednych z najlepszych i najdroższych rowerowych ciuchów. Jednym słowem fenek to symbol prawdziwego wyczynu - wytrzymały, szybki i zabójczy; a spasiony, ledwo się poruszający mors to mu może pazurki wyczyścić, to symbol dobry dla sybarytów ;))
Z pozdrowieniami od modnego germanofila!
wilk - 21:52 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
Sebek: :)))
Wilk: co ja Ci zrobiłem, że cały czas mnie kąsasz?
Bynajmniej nie merytorycznie - fenek, "tego pewnie nie znasz", "nie opowiadaj bajek" - gdy syntetycznie streszczałem swoje doświadczenia, "nie przybudzaj" - gdy w szczegółach obnażyłem Twoje manipulacje...
Plus usilne zbijanie wątku na oboczności.
Przeceniałem Cię. :/
@Maratonka: też się nie popisalaś, pisząc o tej Kendzie.
To tak, jakbym ja komentowal Twoje zdolności wokalne jako "zapewne podobne do G. Andrzejewicz" :D:D
Co oczywiście nie znaczy, że tak nie jest ;) ale tak nie wygląda poważna dyskusja na argumenty...
Ja się na deszczu nigdy nie poślizgnąłem, a 33kkm chyba więcej mówią o Dębicy niż "miałam kiedyś Kendę ktora chyba jest podobna"...
PS. poza tym wyszło z Twojego natloku rozumowania, że sobie takiej opony bys nie kupiła, żeby nie glebnąc, ale własnej Pani Matce - i owszem... ;]
mors - 20:25 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
Wilk: co ja Ci zrobiłem, że cały czas mnie kąsasz?
Bynajmniej nie merytorycznie - fenek, "tego pewnie nie znasz", "nie opowiadaj bajek" - gdy syntetycznie streszczałem swoje doświadczenia, "nie przybudzaj" - gdy w szczegółach obnażyłem Twoje manipulacje...
Plus usilne zbijanie wątku na oboczności.
Przeceniałem Cię. :/
@Maratonka: też się nie popisalaś, pisząc o tej Kendzie.
To tak, jakbym ja komentowal Twoje zdolności wokalne jako "zapewne podobne do G. Andrzejewicz" :D:D
Co oczywiście nie znaczy, że tak nie jest ;) ale tak nie wygląda poważna dyskusja na argumenty...
Ja się na deszczu nigdy nie poślizgnąłem, a 33kkm chyba więcej mówią o Dębicy niż "miałam kiedyś Kendę ktora chyba jest podobna"...
PS. poza tym wyszło z Twojego natloku rozumowania, że sobie takiej opony bys nie kupiła, żeby nie glebnąc, ale własnej Pani Matce - i owszem... ;]
mors - 20:25 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
Ale tutaj się dyskusja rozpętała o moich ulubionych oponach GT-600. Jeździłem kiedyś na takich i bardzo dobrze je wspominam - później szukałem ich po sklepach, ale nigdzie już ich nie było i trzeba było przesiadać się na coś innego. Te GTki to były bardzo fajne, uniwersalne opony, bardzo trwałe i przy hamowaniu pięknie piszczały :P Podobne modele ma Schwalbe i Kenda, ale one wypadają gorzej.
sebekfireman - 07:04 piątek, 5 kwietnia 2013 | linkuj
Nie przynudzaj już, nie można oceniać opon tylko na podstawie odporności na przebicia - bo taka dyskusja nie ma żadnego sensu, z góry wiadomo, że pod tym względem nie są najlepsze Dębice, nie są najlepsze nawet Schwalbe Marathon Plus - tylko opony lane, których przebić się w żaden sposób nie da; pewnie nawet nie wiesz, że takie opony rowerowe istnieją i co więcej są LŻEJSZE od tych Twoich opon Dębicy, które co usiłujesz nam wmówić są ósmym cudem świata. Tutaj masz oponę laną w rozmiarze 26x1,9 ważącą 750g, więc mniej od Dębicy, a gwarantującą 100% nieprzebijalność.
I idąc Twoim tokiem rozumowania - właśnie opony lane byśmy musieli uznać za najlepsze, najtańsze itd, bo jeździć na nich można dopóki cała guma nie zejdzie, a szans na przebicie nie ma najmniejszych. Właśnie do takiego absurdalnego wniosku prowadzi rozpatrywanie jedynie parametrów wytrzymałościowych opony, a pomijanie tak istotnych parametrów jak przyczepności, wagi, jakości amortyzacji (pod którym względem opony lane przegrywają wyraźnie z powietrznymi). wilk - 21:13 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
I idąc Twoim tokiem rozumowania - właśnie opony lane byśmy musieli uznać za najlepsze, najtańsze itd, bo jeździć na nich można dopóki cała guma nie zejdzie, a szans na przebicie nie ma najmniejszych. Właśnie do takiego absurdalnego wniosku prowadzi rozpatrywanie jedynie parametrów wytrzymałościowych opony, a pomijanie tak istotnych parametrów jak przyczepności, wagi, jakości amortyzacji (pod którym względem opony lane przegrywają wyraźnie z powietrznymi). wilk - 21:13 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
wilku, niestety kilkukrotnie mijasz się z prawdą.
Co do masy, to zapewne nieświadomie-napisano pod Twym linkiem, że ważą ok. 1kg. Tak się składa, że ważyłem każdą (próba reprezentatywna), nie na oko, ale na wadze. Ważą średnio 850g.
Porównujesz nagle do lekkich opon ważących 500g - tylko co to ma wykazać? Że czołg jest cięższy od furmanki?
Napisz zatem, ile ważą najtrwalsze szwalbe - tylko to będzie miarodajne.
Średnia ocena: 2.83, ale stosunek jakość/cena: 4.08 skwapliwie przemilczałeś.
Cały czas spychasz wątek na oboczności (trzymanie w zakrętach, masa, przyczepność na mokrym i inne), a tymczasem wpis M. i moja dyskusja dotyczyły wyłącznie wytrzymałości i nieprzebijalności.
Wszak sam przyznawałeś wcześniej, że nie ma opon idealnych, i wylajtowane muszą być delikatne, a wytrzymałe muszą być ciężkie/cięższe.
A GT 600 uporczywie rozliczasz za całokształt.
Z resztą w opiniach pod linkiem kilkukrotnie razy piszą o jej uniwersalności, szczególnie ciągły "pasek" na środku wyróżnia ją na asfalcie spośród innych MTB.
W zastosowaniach pro-mtb oczywiście nie ma szans, ale żaden komponent z dolnej półki cenowej ich nie ma, więc znów mylenie grupy docelowej.
Grupą docelową są użytkownicy oszczędni (doslownie lub w przenośni ;) ), używający jej do "wszystkiego", ale przecież nie na poziomie wyczynowym.
czyli tak jak wiele ludzi na BS i większość "zwykłych" rowerzystów.
Do codziennych jazd "d-p-d" i turystyki krótko- i średniodystansowej jak najbardziej się nadają.
Używam ich na asfalty, ponieważ chcę mieć pewność i spokój, że nie zlapię kapcia, a także dlatego, że zazwyczaj asfalty urozmaicam terenem.
Mam też (pseudo)kolarkę, na długie trasy, i różnica nie jest wcale taka wielka.
33kkm to jeszcze za mało na wydawanie opinii? A po 100kkm też będziesz kontestować?
Natomiast JEDYNY komentarz mówiący o "łapaniu cierni" pochodzi od kogoś, kto nalatał 1 (jeden) kkm (przypuszczalnie na chińskiej podróbce).
Tymczasem Ty piszesz "jak najbardziej nie brakuje tych co ją przebili" - skrajna manipulacja. :/
O kurierach na Dębicach (pod rzeczonym linkiem) też skwapliwie przemilczałeś - a może nie są miarodajni? ;)
@Oelka: nie napisałeś, jaki model. Jakaś szosowa, mniemam?
Klasyczne, szosowe Stomil - Zebry to się w dzieciństwie przebijało i po 2 razy dziennie (w terenie). ;]
mors - 19:56 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
Co do masy, to zapewne nieświadomie-napisano pod Twym linkiem, że ważą ok. 1kg. Tak się składa, że ważyłem każdą (próba reprezentatywna), nie na oko, ale na wadze. Ważą średnio 850g.
Porównujesz nagle do lekkich opon ważących 500g - tylko co to ma wykazać? Że czołg jest cięższy od furmanki?
Napisz zatem, ile ważą najtrwalsze szwalbe - tylko to będzie miarodajne.
Średnia ocena: 2.83, ale stosunek jakość/cena: 4.08 skwapliwie przemilczałeś.
Cały czas spychasz wątek na oboczności (trzymanie w zakrętach, masa, przyczepność na mokrym i inne), a tymczasem wpis M. i moja dyskusja dotyczyły wyłącznie wytrzymałości i nieprzebijalności.
Wszak sam przyznawałeś wcześniej, że nie ma opon idealnych, i wylajtowane muszą być delikatne, a wytrzymałe muszą być ciężkie/cięższe.
A GT 600 uporczywie rozliczasz za całokształt.
Z resztą w opiniach pod linkiem kilkukrotnie razy piszą o jej uniwersalności, szczególnie ciągły "pasek" na środku wyróżnia ją na asfalcie spośród innych MTB.
W zastosowaniach pro-mtb oczywiście nie ma szans, ale żaden komponent z dolnej półki cenowej ich nie ma, więc znów mylenie grupy docelowej.
Grupą docelową są użytkownicy oszczędni (doslownie lub w przenośni ;) ), używający jej do "wszystkiego", ale przecież nie na poziomie wyczynowym.
czyli tak jak wiele ludzi na BS i większość "zwykłych" rowerzystów.
Do codziennych jazd "d-p-d" i turystyki krótko- i średniodystansowej jak najbardziej się nadają.
Używam ich na asfalty, ponieważ chcę mieć pewność i spokój, że nie zlapię kapcia, a także dlatego, że zazwyczaj asfalty urozmaicam terenem.
Mam też (pseudo)kolarkę, na długie trasy, i różnica nie jest wcale taka wielka.
33kkm to jeszcze za mało na wydawanie opinii? A po 100kkm też będziesz kontestować?
Natomiast JEDYNY komentarz mówiący o "łapaniu cierni" pochodzi od kogoś, kto nalatał 1 (jeden) kkm (przypuszczalnie na chińskiej podróbce).
Tymczasem Ty piszesz "jak najbardziej nie brakuje tych co ją przebili" - skrajna manipulacja. :/
O kurierach na Dębicach (pod rzeczonym linkiem) też skwapliwie przemilczałeś - a może nie są miarodajni? ;)
@Oelka: nie napisałeś, jaki model. Jakaś szosowa, mniemam?
Klasyczne, szosowe Stomil - Zebry to się w dzieciństwie przebijało i po 2 razy dziennie (w terenie). ;]
mors - 19:56 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
Sam mam opony Rubena, mało znane, ale bardzo tanie, rozmiar 26x1.5 cena jedenj 20-25 zł. i co do odporności to różnie, na jednej przejechałem ponad 8 tys km bez gumy, bez przebicia aż do zdarcia bieżnika, kupiłem taką samą i po 30 km złapałem gume, więc z tym przebiciem to zależy jakie się ma szczęście. Dębica kiedyś produkowała bardzo dobre opony samochodowe całoroczne, biorąc pod uwage cena/jakość, ale i tak napewno nie mogły zagrozić pozycji oponom klasy premium
tlenek - 19:20 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
mors - jak złożyłem pierwszego singla, to jako opony wylądował tam produkt Stomilu. Przeżyły 4800km i w jednej z nich elegancko rozsypał się oplot. Nie wytrzymała pompowania do trochę ponad 3/4 zakresu.
Od tego czasu używam Schwalbe Maratony, bo akurat trafiły się mi w sklepie. Przejechały do dzisiaj ok. 11000km i są w bardzo dobrym stanie. Choć przyszło im pracować nie tylko na asfalcie.
Dla równowagi w drugim rowerze opona niemieckiego producenta wytrzymała kilkaset kilometrów i padła, ale dwie inne tego samego modelu wytrzymały coś z 10 tys. km. Jedna padła po przetarciu jej o kamienie i potem użytkowanie zimowe na solonych drogach, a druga ma się dobrze do dnia dzisiejszego.
Nie ma opon których nie da się przebić. Przebicia dętki dla mnie są rzeczą normalną, zdarzającą się od czasu do czasu. Zwłaszcza, że na drogach gdzie się poruszam szczególnie wiosną po zniknięciu śniegu leży dużo psich produktów przemiany materii i tłuczonego szkła.
Natomiast to czego oczekuję od opony, to wytrzymania kilkudziesięciu tysięcy kilometrów bez uszkodzeń mechanicznych samej opony. Może się wytrzeć bieżnik, ale oplot ma trzymać oponę w kupie. oelka - 17:28 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
Od tego czasu używam Schwalbe Maratony, bo akurat trafiły się mi w sklepie. Przejechały do dzisiaj ok. 11000km i są w bardzo dobrym stanie. Choć przyszło im pracować nie tylko na asfalcie.
Dla równowagi w drugim rowerze opona niemieckiego producenta wytrzymała kilkaset kilometrów i padła, ale dwie inne tego samego modelu wytrzymały coś z 10 tys. km. Jedna padła po przetarciu jej o kamienie i potem użytkowanie zimowe na solonych drogach, a druga ma się dobrze do dnia dzisiejszego.
Nie ma opon których nie da się przebić. Przebicia dętki dla mnie są rzeczą normalną, zdarzającą się od czasu do czasu. Zwłaszcza, że na drogach gdzie się poruszam szczególnie wiosną po zniknięciu śniegu leży dużo psich produktów przemiany materii i tłuczonego szkła.
Natomiast to czego oczekuję od opony, to wytrzymania kilkudziesięciu tysięcy kilometrów bez uszkodzeń mechanicznych samej opony. Może się wytrzeć bieżnik, ale oplot ma trzymać oponę w kupie. oelka - 17:28 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
Pewności NIGDY nie ma żadnej. To, że Ci się opona nie przebiła na 20tys km wcale nie znaczy, że na 21 się nie przebije. Nie brakuje ludzi co na Schwalbe mają dokładnie takie same przebiegi bez gum, w dużo cięższych warunkach niż Twoje (jak Robert Maciąg na swoich trasach, z ciężkim bagażem). Ale Ty, żeby udowodnić swoją kuriozalną tezę - skupiasz się na bardzo nielicznych przebiciach dobrych opon, natomiast szczelnie zamykasz oczy na dużo liczniejsze opinie zachwalające takie opony i nie zauważasz ogromnych przebiegów bez przebić.
Opony można poważniej ocenić na jakiejś większej grupie, dlatego uznawanie, że opony Dębicy są świetne bo używasz ich Ty - to zdecydowanie za mało. Opon Schwalbe używają tysiące rowerzystów, używają na bardzo wymagających trasach - i 90% się doskonale sprawdzają. Wytrzymałość nie jest jedynym parametrem opony, najdroższe opony Schwalbe są robione z dobrych mieszanek gum, które mają świetną przyczepność nawet na mokrej jezdni, to także jest ważny parametr; podczas gdy opony Dębicy których ja kiedyś używałem bardzo blado pod tym względem wypadały. Gadanie, że 200g na oponie nie ma znaczenia można przenieść na dokładnie każdy element roweru, co z tego, że mamy koła cięższe o 400g, co z tego że mamy kierownicę cięższą o 150g, co z tego że mamy ramę cięższą o 700g, co z tego, że mamy dynamo cięższe o 500g itd. I w ten sposób lekki rower ważący 10-11kg zamienia się w ciężką krowę 15kg. Opony trzeba po prostu dobierać do warunków w jakich jeździmy, jazda po asfalcie na takich klockach jakie są w tym Twoim rowerze - to dla mnie nieporozumienie, po prostu używasz ciężkich opon MTB na szosie - to i nie dziwne że tych gum nie łapiesz, tylko za to wyraźnie tracisz na prędkości, bo lekkie koła i wąskie opony to jest element roweru który największe zyski na prędkości dać może. Poza tym Dębica GT 600 w rozmiarze 1,95 waży koło 1kg, więc to nie żadne 200g na oponie, a ponad 500g na sztuce, czyli 1kg więcej na komplecie względem lekkich opon! Czyli jest to po prostu straszna krowa, jak chcesz porównywać jej osiągi antyprzebiciowe - to porównuj je z oponami Schwalbe z tej samej klasy - czyli Marathon Plus, na których złapać gumę częściej niż raz na 10tys to już spory sukces.
I wcale nie jest nieprzebijalna, poczytaj sobie tutaj opinie na temat tej opony sprzed 10 lat; ludzie narzekają na to, że opona jest bardzo śliska, fatalnie zachowuje się w terenie i jak najbardziej nie brakuje tych co ją przebili; jednym słowem ta opona ujdzie jak na jej bardzo niską cenę (obecnie kosztowałaby 40-50zł), poza tym - żaden wielki wypas, w recenzjach 12 użytkowników dostała średnią ocenę zaledwie 2,83/5. wilk - 11:54 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
Opony można poważniej ocenić na jakiejś większej grupie, dlatego uznawanie, że opony Dębicy są świetne bo używasz ich Ty - to zdecydowanie za mało. Opon Schwalbe używają tysiące rowerzystów, używają na bardzo wymagających trasach - i 90% się doskonale sprawdzają. Wytrzymałość nie jest jedynym parametrem opony, najdroższe opony Schwalbe są robione z dobrych mieszanek gum, które mają świetną przyczepność nawet na mokrej jezdni, to także jest ważny parametr; podczas gdy opony Dębicy których ja kiedyś używałem bardzo blado pod tym względem wypadały. Gadanie, że 200g na oponie nie ma znaczenia można przenieść na dokładnie każdy element roweru, co z tego, że mamy koła cięższe o 400g, co z tego że mamy kierownicę cięższą o 150g, co z tego że mamy ramę cięższą o 700g, co z tego, że mamy dynamo cięższe o 500g itd. I w ten sposób lekki rower ważący 10-11kg zamienia się w ciężką krowę 15kg. Opony trzeba po prostu dobierać do warunków w jakich jeździmy, jazda po asfalcie na takich klockach jakie są w tym Twoim rowerze - to dla mnie nieporozumienie, po prostu używasz ciężkich opon MTB na szosie - to i nie dziwne że tych gum nie łapiesz, tylko za to wyraźnie tracisz na prędkości, bo lekkie koła i wąskie opony to jest element roweru który największe zyski na prędkości dać może. Poza tym Dębica GT 600 w rozmiarze 1,95 waży koło 1kg, więc to nie żadne 200g na oponie, a ponad 500g na sztuce, czyli 1kg więcej na komplecie względem lekkich opon! Czyli jest to po prostu straszna krowa, jak chcesz porównywać jej osiągi antyprzebiciowe - to porównuj je z oponami Schwalbe z tej samej klasy - czyli Marathon Plus, na których złapać gumę częściej niż raz na 10tys to już spory sukces.
I wcale nie jest nieprzebijalna, poczytaj sobie tutaj opinie na temat tej opony sprzed 10 lat; ludzie narzekają na to, że opona jest bardzo śliska, fatalnie zachowuje się w terenie i jak najbardziej nie brakuje tych co ją przebili; jednym słowem ta opona ujdzie jak na jej bardzo niską cenę (obecnie kosztowałaby 40-50zł), poza tym - żaden wielki wypas, w recenzjach 12 użytkowników dostała średnią ocenę zaledwie 2,83/5. wilk - 11:54 czwartek, 4 kwietnia 2013 | linkuj
Wracam, bo motywem przewodnim tego wpisu i tej dyskusji była wytrzymałość.
Jeśli ktoś dla zysku 200g (abstrahuję tu od sportu) woli przepłacać, nie mieć poczucia pewności, wozić zapasy, zmieniać je na mrozie albo wracać z lasu na piechotę, to spoko. ;) mors - 23:18 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Jeśli ktoś dla zysku 200g (abstrahuję tu od sportu) woli przepłacać, nie mieć poczucia pewności, wozić zapasy, zmieniać je na mrozie albo wracać z lasu na piechotę, to spoko. ;) mors - 23:18 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Nie są doskonałe, skoro jednak się przebijają.
Nie piszę o jakichś tam "ciekawostkach" i nie "ktoś tam złapał gumę", tylko o kilkudziesięciu przypadkach.
A raczej nie można zakładać, że blogerzy zawyżają liczbę złapanych kapci. ;)
Moje ciśnienia zazwyczaj mieszczą się w przedziale 1.2 - 2.0, a czasem jeszcze mniej, a to już daje ekwiwalent przeładowanej rikszy. ;) mors - 22:34 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Nie piszę o jakichś tam "ciekawostkach" i nie "ktoś tam złapał gumę", tylko o kilkudziesięciu przypadkach.
A raczej nie można zakładać, że blogerzy zawyżają liczbę złapanych kapci. ;)
Moje ciśnienia zazwyczaj mieszczą się w przedziale 1.2 - 2.0, a czasem jeszcze mniej, a to już daje ekwiwalent przeładowanej rikszy. ;) mors - 22:34 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Bynajmniej, znam mnóstwo sakwiarzy i wiem jakiego sprzętu używają i ich opinie oraz moje własne doświadczenia mają dla mnie dużo większe znaczenie niż Twoja "analiza" oparta na jakiś sieciowych ciekawostkach. Wyciąganie tekstu, że ktoś tam złapał gumę na świetnych oponach - nic nie znaczy, trzeba sprawdzić jak często te gumy łapie, jak jeździ, jak pompuje koła (mnóstwo osób jeździ na niedopompowanych kołach) - i to dopiero nam coś powie. A informacji o przebiciach opon Dębicy nie ma - bo po prostu używa ich może parę osób na całą Polskę, gdyby były w powszechnym użyciu takich informacji byłoby wiele więcej.
Schwalbe Marathon to są doskonałe opony, bardzo niewiele znam osób, które na nie narzekają, za to znam mnóstwo zadowolonych, znam też osoby które na cięższych oponach z tej serii robiły przebiegi po 20-30tys, np. Robert Maciąg i jego żona Ania na swoich wielomiesięcznych wyprawach do Indii i Jedwabnym Szlakiem, jadąc z pełnym bagażem na przodzie i tyle. A jazda z bagażem a jazda na lekko - to dla wytrzymałości opon zupełnie inna bajka, opony z bagażem ścierają się znacznie szybciej niż opony przy jeździe na lekko.
Pisanie tekstów, że ludzie używają opon Schwalbe z powodu mody i germanofilii - to można tylko obśmiać, te opony (w przeciwieństwie do opon Dębicy) były setki razy poddawane bardzo ciężkim testom po wszelakich drogach naszej planety; i wielokrotnie sprawdzały się doskonale. wilk - 22:19 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Schwalbe Marathon to są doskonałe opony, bardzo niewiele znam osób, które na nie narzekają, za to znam mnóstwo zadowolonych, znam też osoby które na cięższych oponach z tej serii robiły przebiegi po 20-30tys, np. Robert Maciąg i jego żona Ania na swoich wielomiesięcznych wyprawach do Indii i Jedwabnym Szlakiem, jadąc z pełnym bagażem na przodzie i tyle. A jazda z bagażem a jazda na lekko - to dla wytrzymałości opon zupełnie inna bajka, opony z bagażem ścierają się znacznie szybciej niż opony przy jeździe na lekko.
Pisanie tekstów, że ludzie używają opon Schwalbe z powodu mody i germanofilii - to można tylko obśmiać, te opony (w przeciwieństwie do opon Dębicy) były setki razy poddawane bardzo ciężkim testom po wszelakich drogach naszej planety; i wielokrotnie sprawdzały się doskonale. wilk - 22:19 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Wilku, żadne "bajki", swoje stwierdzenia opieram o lekturę licznych wpisów z "kapciem" w tytule i treści, a czytuję je namiętnie. ;)
I bardzo często przebijane są schwalbe i inne pro, i to na byle czym.
Nie będę przecież wklejał tutaj kilkudziesięciu linków, bo raz, że szkoda czasu na szukanie, a dwa, ileż można śmiecić u Maratonki. ;)
Porównywanie przebiegu nie jest doskonałe, ale nie wymyślono niczego lepszego - zarówno do trwałości sprzętu jak i twardości ludzi.
O trwałości Dębic świadczą rozliczne "trofea", jakie wyciągałem z ich bieżnika, przebieg, ale i czas sam w sobie - na fabrycznym zestawie gum przejechałem 12 lat (tył 24kkm, przód 27kkm). Ponadto z tyłu wciąż mam oryginalną, nierozdziewiczoną dętkę A.D 1999 (i 33kkm).
Tymczasem wiele gum "pro" rozpada się ze starości po 2-3 latach.
I nie jest rekomendacją, że wiekszośc jeździ na schwalbe - analogicznie, wiekszość ludzi jeździ Vieśwagenami, a tymczasem w poważnych badaniach i rankingach niezawodności próżno ich szukać w top 10.
Chodzi tu bardziej o modę i germanofilię.
przy okazji - sama nazwa jest już odrażająca (VW i schwalbe tez). ;]
Tym nie mniej ambasadorów marki maja całą, za przeproszeniem, rzeszę. ;) mors - 21:56 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
I bardzo często przebijane są schwalbe i inne pro, i to na byle czym.
Nie będę przecież wklejał tutaj kilkudziesięciu linków, bo raz, że szkoda czasu na szukanie, a dwa, ileż można śmiecić u Maratonki. ;)
Porównywanie przebiegu nie jest doskonałe, ale nie wymyślono niczego lepszego - zarówno do trwałości sprzętu jak i twardości ludzi.
O trwałości Dębic świadczą rozliczne "trofea", jakie wyciągałem z ich bieżnika, przebieg, ale i czas sam w sobie - na fabrycznym zestawie gum przejechałem 12 lat (tył 24kkm, przód 27kkm). Ponadto z tyłu wciąż mam oryginalną, nierozdziewiczoną dętkę A.D 1999 (i 33kkm).
Tymczasem wiele gum "pro" rozpada się ze starości po 2-3 latach.
I nie jest rekomendacją, że wiekszośc jeździ na schwalbe - analogicznie, wiekszość ludzi jeździ Vieśwagenami, a tymczasem w poważnych badaniach i rankingach niezawodności próżno ich szukać w top 10.
Chodzi tu bardziej o modę i germanofilię.
przy okazji - sama nazwa jest już odrażająca (VW i schwalbe tez). ;]
Tym nie mniej ambasadorów marki maja całą, za przeproszeniem, rzeszę. ;) mors - 21:56 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
A macie jakiś pomysł jak się zabezpieczyć przed sąsiadami, którzy przebijają dętki? Bo zastawiam się czy mówić dzień dobry w windzie czy od razu strzelać (obie dziurawe, ZNOWU).
szarlotka - 06:04 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
Co najlepsze, był pomysł wzięcia ze sobą zwijanej opony na zapas, ale zrezygnowaliśmy z tego wówczas. Teraz już na dłuższe trasy każdy z nas bierze ze sobą zapas.
oelka - 00:49 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
oelka - 00:49 środa, 3 kwietnia 2013 | linkuj
@Maratonka
Obręcz i tak była pęknięta (od tego się zaczęła awaria); więc i tak do wymiany, awaryjnie można było na niej jechać, to czy się zepsuła jeszcze bardziej nie miało znaczenia. Dopóki się dało to jechałem na pustej oponie bez dętki, ale ta z czasem się wyrobiła i zaczęła spadać, a jadąc na samej obręczy rzeczywiście leci całkiem sporo iskier spod kół, tym bardziej z ciężkim bagażem na tyle, a hałas jest nieziemski, wzrok wszystkich przechodniów tylko na Tobie gwarantowany ;)) . Taka ciekawostka - mało osób wie, że w kolarstwie zawodowym był okres w którym zawodnicy musieli sami wszystko reperować na trasie, czytałem opisy przedwojennych etapów Tour de Pologne, gdzie jak zawodnicy łapali gumy w samej końcówce - to już się nie opłacało zmieniać dętek i finiszowali na obręczach (a w miastach wtedy było mnóstwo kostki) ;))
@Mors
Nie opowiadaj bajek o tych "pro" oponach, Dębica robiła po prostu pancerne opony, które oczywiście miały dobre właściwości antyprzebiciowe, ale jezdne i wagowe już mizerniutkie. Nie problem zrobić odporną i ciężką oponę, wiele tanich opon taka jest, natomiast sztuką jest zrobić lekką o dobrych właściwościach jezdnych, świetnej przyczepności i jednocześnie z dobrym zabezpieczeniem antyprzebiciowym. Ja od lat używam opon z serii Schwalbe Marathon, to duża seria, są tam i lekkie szosowe opony (Supreme, Racer) są i cięższe, typowe pod sakwy (Mondial, Dureme (obecny Deluxe), czy wreszcie najpancerniejsza i najcięższa seria Marathon Plus, na której gumy należą do niesłychanych rzadkości.
Porównywanie samego przebiegu opon czy kilometrów bez przebicia nie ma większego sensu, bo zupełnie inna szansa na przebicie jest na asfalcie, inna w terenie, inna na wąskich oponach, inna na szerokich, czy wreszcie na lekko a z bagażem. Opona Schwalbe Marathon używa 3/4 sakwiarzy - i to jest dla nich najlepsza rekomendacja. Nie ma oczywiście 100% gwarancji że gumy nie złapiemy, ale na takich oponach gumy należą do rzadkości. Kolega na Marathon Plus MTB bez jednej gumy przejechał wyprawę po Mongolii (Pustynia Gobi), tylko w terenie, mnóstwo kamieni, a bagażu miał chyba koło 50kg, ja z kolei przejechałem z 30kg bagażem koło 400km terenu w islandzkim interiorze na Marathon XR (obecny Mondial), opona niecałe 700g - i zero problemów, żadnej gumy, podczas gdy kolega z którym jechałem miał z oponą wielkie problemy, a na Islandii sklepy rowerowe są tylko w 2 miastach. Na cięższych oponach z serii Marathon gumy łapie się bardzo rzadko, nawet na najlżejszych się trafiają na poziomie całkowicie akceptowalnym. wilk - 23:33 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Obręcz i tak była pęknięta (od tego się zaczęła awaria); więc i tak do wymiany, awaryjnie można było na niej jechać, to czy się zepsuła jeszcze bardziej nie miało znaczenia. Dopóki się dało to jechałem na pustej oponie bez dętki, ale ta z czasem się wyrobiła i zaczęła spadać, a jadąc na samej obręczy rzeczywiście leci całkiem sporo iskier spod kół, tym bardziej z ciężkim bagażem na tyle, a hałas jest nieziemski, wzrok wszystkich przechodniów tylko na Tobie gwarantowany ;)) . Taka ciekawostka - mało osób wie, że w kolarstwie zawodowym był okres w którym zawodnicy musieli sami wszystko reperować na trasie, czytałem opisy przedwojennych etapów Tour de Pologne, gdzie jak zawodnicy łapali gumy w samej końcówce - to już się nie opłacało zmieniać dętek i finiszowali na obręczach (a w miastach wtedy było mnóstwo kostki) ;))
@Mors
Nie opowiadaj bajek o tych "pro" oponach, Dębica robiła po prostu pancerne opony, które oczywiście miały dobre właściwości antyprzebiciowe, ale jezdne i wagowe już mizerniutkie. Nie problem zrobić odporną i ciężką oponę, wiele tanich opon taka jest, natomiast sztuką jest zrobić lekką o dobrych właściwościach jezdnych, świetnej przyczepności i jednocześnie z dobrym zabezpieczeniem antyprzebiciowym. Ja od lat używam opon z serii Schwalbe Marathon, to duża seria, są tam i lekkie szosowe opony (Supreme, Racer) są i cięższe, typowe pod sakwy (Mondial, Dureme (obecny Deluxe), czy wreszcie najpancerniejsza i najcięższa seria Marathon Plus, na której gumy należą do niesłychanych rzadkości.
Porównywanie samego przebiegu opon czy kilometrów bez przebicia nie ma większego sensu, bo zupełnie inna szansa na przebicie jest na asfalcie, inna w terenie, inna na wąskich oponach, inna na szerokich, czy wreszcie na lekko a z bagażem. Opona Schwalbe Marathon używa 3/4 sakwiarzy - i to jest dla nich najlepsza rekomendacja. Nie ma oczywiście 100% gwarancji że gumy nie złapiemy, ale na takich oponach gumy należą do rzadkości. Kolega na Marathon Plus MTB bez jednej gumy przejechał wyprawę po Mongolii (Pustynia Gobi), tylko w terenie, mnóstwo kamieni, a bagażu miał chyba koło 50kg, ja z kolei przejechałem z 30kg bagażem koło 400km terenu w islandzkim interiorze na Marathon XR (obecny Mondial), opona niecałe 700g - i zero problemów, żadnej gumy, podczas gdy kolega z którym jechałem miał z oponą wielkie problemy, a na Islandii sklepy rowerowe są tylko w 2 miastach. Na cięższych oponach z serii Marathon gumy łapie się bardzo rzadko, nawet na najlżejszych się trafiają na poziomie całkowicie akceptowalnym. wilk - 23:33 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
a zbankrutowali, bo biedni/oszczędni kupowali chińszczyznę, a bogaci/"ambitni" - zachodnie...
mors - 21:49 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Chińskie były tańsze, ale o nich nikt powazny nie rozmawia. ;)
Zachodnie są kilkukrotnie droższe, ale po lekturze dziesiątek opowieści o przebitych wkładkach antyprzebiciowych... bez komentarza...
W domu mam zapas 25 takich opon - przez ostatnie 2 lata skupowałem z allegro wszystkie jak lecą, po dowolnej cenie. :))
Czasami było to 1,25, czasami 18 zł...
Mam zapas na kilkaset kkm i kilka pokoleń do przodu, a i tak jeszcze mógłbym je sprzedawać z zyskiem kumatym oponiarzom. :] mors - 21:48 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Zachodnie są kilkukrotnie droższe, ale po lekturze dziesiątek opowieści o przebitych wkładkach antyprzebiciowych... bez komentarza...
W domu mam zapas 25 takich opon - przez ostatnie 2 lata skupowałem z allegro wszystkie jak lecą, po dowolnej cenie. :))
Czasami było to 1,25, czasami 18 zł...
Mam zapas na kilkaset kkm i kilka pokoleń do przodu, a i tak jeszcze mógłbym je sprzedawać z zyskiem kumatym oponiarzom. :] mors - 21:48 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Wilku, śmiem twierdzić, że 33kkm/13 lat z poczciwymi, polskimi Dębicami GT 600 daje mi podstawy do wygłaszania takiej opinii, jak poniżej.
Niejednokrotnie wyciągałem z nich kawałki drutów, spinaczy biurowych, szkieł, dużych kolców (z dzikiej róży czy akacji) i inne rekwizyty.
W dodatku gumy tanie jak barszcz i polskie.
Ale większość ludzi na BS ''musi'' mieć opony pro, kilkukrotnie droższe, z nieskutecznymi wkładkami i zużywające się co rok, góra 3...
mors - 20:09 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Niejednokrotnie wyciągałem z nich kawałki drutów, spinaczy biurowych, szkieł, dużych kolców (z dzikiej róży czy akacji) i inne rekwizyty.
W dodatku gumy tanie jak barszcz i polskie.
Ale większość ludzi na BS ''musi'' mieć opony pro, kilkukrotnie droższe, z nieskutecznymi wkładkami i zużywające się co rok, góra 3...
mors - 20:09 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Nie ma niezniszczalnych opon (chyba że lane), dlatego jak najbardziej trzeba wozić dętkę, pompkę itd.; bo prędzej czy później się to kończy spacerem, albo jazdą na obręczy. Znajomi przebijali nawet i Schwalbe Marathon Plus, czyli opony z bardzo grubą wkładką antyprzebiciową, ważące ponad kilogram
wilk - 19:42 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Jak najbardziej można jeździć, nawet w terenie, bez zapasowych dętek, łatek itd., i to dowolnie długo.
Kwestia odpowiedniego ogumienia (nie lanserskiego, ale za to niezniszczalnego). Oczywiście mam na myśli Dębice. ;p mors - 15:34 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Kwestia odpowiedniego ogumienia (nie lanserskiego, ale za to niezniszczalnego). Oczywiście mam na myśli Dębice. ;p mors - 15:34 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
nawet tvp1 czyta twój blog :D dzisiaj w wiadomościach było o tym zaniedbanym pałacu. :D
tlenek - 13:51 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
To ja miałem dużo lepszą akcję, w Czarnogórze w kanionie Tary pękła mi obręcz i ponad 30kilometrowy wielki podjazd na niemal dwutysięczny Durmitor, jadąc z 30kg bagażem zaliczałem na obręczy z pustą oponą (żeby coś amortyzowało); później już w czasie powrotu przez Węgry ponad 20km między granicami już na samej obręczy; rower wydawał dźwięki na asfalcie jak jadący czołg ;)) Ale wbrew pozorom da się w ten sposób jechać, nawet i koło 20km/h.
wilk - 10:51 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Przy takim uszkodzeniu opony zmiana dętki nie wiele da. Bez jakiegoś zabezpieczenia opony, aby dętka nie wylazła przez dziurę.
Kiedyś ze znajomym pojechaliśmy przez Okraj do Czech. Była niedziela, ładna pogoda zjeżdżamy w dół i słychać strzał. Okazało się, że rozerwała się opona w tylnym kole. Mieliśmy wszystko oprócz opony na zmianę. Ani po czeskiej, ani po polskiej stronie nie było czynnego sklepu rowerowego. Znajomy wracał pieszo z rowerem najpierw jakieś trzy-cztery kilometry do góry na Okraj a potem w dół do Kostrzycy, gdzie mieliśmy nocleg. oelka - 07:38 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
Kiedyś ze znajomym pojechaliśmy przez Okraj do Czech. Była niedziela, ładna pogoda zjeżdżamy w dół i słychać strzał. Okazało się, że rozerwała się opona w tylnym kole. Mieliśmy wszystko oprócz opony na zmianę. Ani po czeskiej, ani po polskiej stronie nie było czynnego sklepu rowerowego. Znajomy wracał pieszo z rowerem najpierw jakieś trzy-cztery kilometry do góry na Okraj a potem w dół do Kostrzycy, gdzie mieliśmy nocleg. oelka - 07:38 wtorek, 2 kwietnia 2013 | linkuj
A mama mówiła żebyś nie jechała :P ale i tak warto było, fajne foty
tlenek - 18:26 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
Za każdym razem gdy czytam/ słyszę o Twoim portfelu, to ogarnia mnie dziki śmiech ;] Fajny ten pałacyk, da radę wbić się do środka?
Ciacho1985 - 17:49 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
Nie skończyłaś jeszcze tak źle, specjalnie dla Ciebie cytat z wycieczki Daniela:
"Pewnego razu Grzecho z Benym wracali z Tatr po zrobieniu zimą Świstowego. Niektóre pociągi do Pragi jeżdżą przez Czeski Cieszyn a inne przez Horny Lidec. Oni jechali tym drugim. Przespali Żylinę gdzie mieli się przesiąść i w dziwnych niewyjaśnionych okolicznościach Grzecho wysiadł właśnie na stacji PUCHOV żeby puścić dymka. Pociąg odjechał a biedak został tylko z paszportem (to były czasy kontroli na granicach). Na stopa dojechał do Żyliny i udał się na komisariat wyjaśnić że nie ma na bilet. Policajti do niego: Fajna kurtka, za 500 KS bym kupił... Cóż miał zrobić? Poszedł z buta do Zwardonia (ok 50 km)
Stamtąd dzwonił potem do domu (z budki) i matka przyjechała." wilk - 14:16 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
"Pewnego razu Grzecho z Benym wracali z Tatr po zrobieniu zimą Świstowego. Niektóre pociągi do Pragi jeżdżą przez Czeski Cieszyn a inne przez Horny Lidec. Oni jechali tym drugim. Przespali Żylinę gdzie mieli się przesiąść i w dziwnych niewyjaśnionych okolicznościach Grzecho wysiadł właśnie na stacji PUCHOV żeby puścić dymka. Pociąg odjechał a biedak został tylko z paszportem (to były czasy kontroli na granicach). Na stopa dojechał do Żyliny i udał się na komisariat wyjaśnić że nie ma na bilet. Policajti do niego: Fajna kurtka, za 500 KS bym kupił... Cóż miał zrobić? Poszedł z buta do Zwardonia (ok 50 km)
Stamtąd dzwonił potem do domu (z budki) i matka przyjechała." wilk - 14:16 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
Mama zapomniała dodać:
- rozwalisz oponę i będziesz wracać pieszo
Wtedy zapewne nic by się nie stało
Pałacyk całkiem fajny, z każdym rokiem będzie zapewne popadał w coraz większą ruinę, więc za jakiś czas będzie go można spokojnie zeksplorować. sebekfireman - 11:08 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
- rozwalisz oponę i będziesz wracać pieszo
Wtedy zapewne nic by się nie stało
Pałacyk całkiem fajny, z każdym rokiem będzie zapewne popadał w coraz większą ruinę, więc za jakiś czas będzie go można spokojnie zeksplorować. sebekfireman - 11:08 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
ale prezent dostałaś;D swiąteczny.
A co u ciebie tak biało? Oberwanie chmury czy co? gello1 - 06:30 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
A co u ciebie tak biało? Oberwanie chmury czy co? gello1 - 06:30 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
Psa nie musiałaś się w ogóle obawiać, bo zgodnie ze staropolskim powiedzeniem: w taką pogodę to i psa by nie wypędził ;-)
Twardzielka jesteś i tyle :-D WrocNam - 04:54 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
Twardzielka jesteś i tyle :-D WrocNam - 04:54 poniedziałek, 1 kwietnia 2013 | linkuj
Aaaa. Bo do kombi w rozmiarze małego czołgu wchodzi cały, nawet dwa wchodzą, tylko bez miejsc siedzących z tyłu. Myślałam, że macie jakiś sprytniejszy sposób transportu;]
szarlotka - 21:50 niedziela, 31 marca 2013 | linkuj
Braciak zainwestował w bagażnik na rowery czy ma kombi?
szarlotka - 21:36 niedziela, 31 marca 2013 | linkuj
Pałac zapewne XIX wieczny. Podobna wieża zwieńczona dzwonem jest w Mikuszewie.
Vater Unser to "Ojcze nasz", a Pollentschine to Boleścin. Tak wychodzi z googli.U mnie podstawowe narzędzie do rozszyfrowywania poniemieckich napisów.
Wesołych Świąt. romulus83 - 21:32 niedziela, 31 marca 2013 | linkuj
Komentuj
Vater Unser to "Ojcze nasz", a Pollentschine to Boleścin. Tak wychodzi z googli.U mnie podstawowe narzędzie do rozszyfrowywania poniemieckich napisów.
Wesołych Świąt. romulus83 - 21:32 niedziela, 31 marca 2013 | linkuj