Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Trzebnica

Środa, 6 marca 2013 | dodano:06.03.2013
Km:27.17Km teren:0.00 Czas:01:06km/h:24.70
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Nastał ten dzień, kiedy pogoda zachęciła, a wręcz zmusiła, żeby tym razem zamienić szynobus na rower.

Wcześniej 20 km na rolkach.

Jak zawsze mając w planach wcześniejszy wyjazd udało mi się ruszyć z domu tak, że musiałam gnać. I tak gnałam te 25 km ze średnią 25 km/h.

Powrót szynobusem. I w ten oto sposób popłynęłam na kwotę 2 zł 32 gr. Bez roweru w obie strony wyszłoby 6,36 zł. Z rowerem 8,68 zł. Bez szynobusa- 0 zł.

Kusiło, by wrócić też rowerem. Ale przypomniały mi się scenariusze powrotu- zamieszczone kilka(naście?) wpisów temu. Ciemno. Żadnych domów. E, poczekam do czerwca. Najbardziej obawiam się odcinka między Głuchowem Górnym a Skarszynem.



Masz Morsie- spełniają się Twe marzenia.



Kowalski i Berbeka wciąż zaginieni. Dla niewtajemniczonych- czterech polskich himalaistów dokonało pierwszego zimowego wejścia na Broad Peak. Do bazy wrócił tylko Bielecki i Małek. O pozostałej dwójce wciąż nie ma wieści...

LINK DO RELACJI


komentarze
Taki sam dramat rozegrał się na Kanczendzondze. Gdy szczęśliwi Wielicki i Kukuczka odezwali się przez radiotelefon z wieścią o zdobyciu szczytu - pierwszą wiadomością jaką usłyszeli była informacja o śmierci Andrzeja Czoka, który jeszcze tej nocy spał z nimi w obozie IV szykując się do ataku, mimo asekuracji kolegi sprowadzającego go w dół i nawet prowadzonej reanimacji zmarł na obrzęk płuc. Koledzy zaszokowani tą wiadomością (Czok uchodził za niezniszczalnego) próbowali nawet znosić jego ciało, ale to oczywiście szybko okazało się niewykonalne. Sukces sportowy wyprawy był niewątpliwy (wejście na "wysoki" ośmiotysięcznik zimą bez tlenu); ale ta śmierć położyła się na tym mocnym cieniem; podobnie stało się również i teraz.

A i sama Wanda Rutkiewicz, której książkę cytujesz - również została na Kanczendzondze, mimo ogromnego doświadczenia popełniła straszny błąd, na ponad 8000m zdecydowała się zostać na noc bez sprzętu biwakowego, ambicja to niestety często zły doradca. Jak tak się poczyta o tych wszystkich wybitnych himalaistach, którzy na zawsze zostali w górach - to włos się na głowie jeży, tyle wybitnych postaci zginęło w tak tragiczny sposób jak teraz ta dwójka na Broad Peak. Piękny ale i bardzo groźny sport, ma w sobie tę niesamowitą magię przyciągającą ludzi do takich ekstremów, pomimo tego że wiedzą jak wiele ryzykują.

A zimowy himalaizm to już absolutnie ekstremalne warunki, nawet podczas doskonałej pogody (która przecież zimą nieczęsto się tam trafia) - wysokość i potężny mróz (Na Broad Peak nocą było aż -35''C) robią swoje. Dlatego wielki szacunek należy się tym, którzy nawet w takich warunkach próbują ratować innych (jak prawdopodobnie zrobił Berbeka), taka postawa wymaga ogromnej odwagi, porównać to można do żołnierza wynoszącego spod kul rannego kolegę. Ale też nie można nikomu stawiać zarzutów moralnych, że nie próbował ratować kolegi, bo taka pomoc to igranie z własnym życiem, do moralizowania w takich sprawach mają prawo jedynie ci, którzy w tak ekstremalnych sytuacjach sami byli.
wilk
- 22:40 piątek, 8 marca 2013 | linkuj
@WILK, w linka nie wszedłem z braku czasu ówcześnie. To co napisałem na temat zdobycia z 88r. usłyszałem w tv. Możliwe, że przytaczali Lwowa, bo też go pokazywali. Jak wiadomo, forma newsa pozwala na wyrwanie czegoś z kontekstu.

Wspinaczką się nie interesowałem i raczej się nie zainteresuję, nie mniej ta dyskusja to dobra przyczyna do pogłębienia swej wiedzy. Góry odwiedzę chętnie, kiedyś w przyszłości.
romulus83
- 21:12 piątek, 8 marca 2013 | linkuj
Czytałam artykuł i postępowanie Zawady jest dla mnie... Dziecinne. Jakby sądził, że prawda nigdy nie wyjdzie na jaw. W zasadzie nawet nie poczekał na informacje czy szczyt rzeczywiście został zdobyty.

Tak jak napisałeś- w takich okolicznościach, przy takich emocjach, których my- "niewspinacze" nie znamy, z człowieka wychodzą rzeczy, o które sam by się nie posądzał.

Wystarczy poczytać trochę literatury n/t himalaizmu i zaczyna się rozumieć. Rozumieć postępowanie wspinaczy i traktować śmierć w górach jako coś nieodzownego. Jestem w trakcie lektury książki W. Rutkiewicz i chyba najbardziej w pamięci mi zapadła tragedia radzieckich alpinistek z 1974 przy próbie zdobycia Piku Lenina:

"30 lipca osiem alpinistek wyruszyło z bazy na Łukowej Polanie. Szły powoli, ale wytrwale. 5 sierpnia osiągnęły szczyt. 6 sierpnia straszliwa zawierucha odcięła im drogę powrotu. Wiatr w strzępy porwał namioty, zaginęły w zawiei śpiwory i maszynki do gotowania. Uwięzione na wysokości prawie 7000 metrów umierał zamarzając po kolei. 7 sierpnia wieczorem Elwira zgłosiła się przez radiotelefon do bazy po raz ostatni:
-Pozostało nam tylko pół godziny życia...
Radiotelefon zamilkł. Tym, którzy słuchali w bazie, przez ściśnięte gardła nie mogły wydobyć się żadne słowa pociechy. Nie było dla dziewczyn żadnej nadziei. Wielu alpinistów płakało."
maratonka
- 20:45 piątek, 8 marca 2013 | linkuj
@ Romulus napisałeś "Pierwsze wejście na Broad Peak było 28-VII-1975r", dlatego doprecyzowałem, że było to pierwsze polskie wejście.

Odnośnie ataku w 1988 - to nie tak. Przeczytaj ten artykuł, który zalinkowałem. Kierownik wyprawy Andrzej Zawada puścił w świat kłamliwą informację, że szczyt zdobyto, mimo że przecież wiedział że Berbeka na samym szczycie nie był, zdementował to dopiero Lwow, który wtedy z Berbeką szedł, o co Zawada miał do niego pretensje. Wtedy Broad Peak zaatakowano niejako przy okazji, celem wyprawy Zawady było leżące blisko K2, ale po 3 miesiącach nieudanych prób zdecydowano się spróbować Broad Peak''u - by osiągnąć jakiś sukces. Prawdopodobnie Zawadzie tak bardzo na tym sukcesie zależało, że puścił w świat nieprawdziwą informację, jego kłamstwo wyszło na jaw dopiero po paru miesiącach.

Niestety takie sytuacje się zdarzają, chcielibyśmy w wielu himalaistach widzieć prawdziwych herosów, ale rzeczywistość to nie bajka. Czytałem książkę o chyba największym sukcesie zimowego himalaizmu - czyli zdobyciu Kanczendzongi (na szczycie stanęły nasze największe legendy czyli Kukuczka i Wielicki), ponad połowa tej książki to były opisy kwasów i wszelakich przepychanek między uczestnikami i organizatorami, dobrze ukazuje jak to było skłócone środowisko. Pamiętam też taki wywiad z Anną Czerwińską jak to wspominała, jak jakiś himalaista dał jej pięścią w twarz (kobiecie!)

Himalaiści ocierają się o śmierć, a to nieraz wyciąga z ludzi co najgorsze, choć z drugiej strony nie brakuje wspaniałych przykładów, gdzie z kolei takie sytuacje wyciągają z ludzi to co najlepsze. Nie wiadomo co się tam u góry teraz stało (i już się tego nigdy nie dowiemy); ale Wielicki w jednej z wypowiedzi przypuszczał, że Berbeka mógł czekać na bardzo osłabionego chorobą wysokościową Kowalskiego (ten informował Wielickiego o problemach z oddychaniem, brał lekki), był ratownikiem TOPR-u - i niewykluczone, że póki był cień szansy nie chciał go zostawić, szedł w zasięgu jego wzroku, za co sam zapłacił życiem.
wilk
- 18:59 piątek, 8 marca 2013 | linkuj
@WILK - napisałem, że w 1975r szczyt zdobyła grupa himalaistów z Wrocławia - podmiot domyślny z PL. Słyszałem wczoraj o wejściu Berbeki z 1988r. Zaliczył przed wierzchołek, warunki były złe, więc powiedzieli mu (kierownictwo zapewne), że to wierzchołek, bo wiedzieli, że wlazłby dalej.
romulus83
- 18:25 piątek, 8 marca 2013 | linkuj
@Romulus - nie napisałeś, że w 1975 było pierwsze POLSKIE wejście, sam szczyt zdobyto dużo wcześniej. Wielka szkoda tych himalaistów - sukces za taką cenę traci cały smak. Berbeka podczas zimowego ataku w 1988 ledwo uszedł z życiem - teraz niestety popełnił ten sam błąd, wszystko wskazuje na to, że obaj zaginieni przecenili swoje siły, a Berbeka mimo wielkiego doświadczenia miał już 58 lat. Umiejętność pokonania własnej ambicji to też nie lada sztuka, a na takich wysokościach cały czas igra się ze śmiercią.
wilk
- 23:56 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
Ja to bym chciał zamarznąć żywcem. :)
mors
- 23:47 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
mors- pajaców na tym świecie nie brakuje, a kusić los poprzez jazdę w krzakach po 21.00 przez wioski to nawet jak dla mnie zbyt głupie. Chcę zginąć w górach, nie z rąk psychopaty, już to zaplanowałam ;)

Pasażerowie zawsze są, a jedynym zwyrodnialcem jakiego mogę spotkać w szynobusie to ta konduktorka służbistka.

biker- niedziwne. Są zaginieni. I zbyt dużo czasu upłynęło, żeby wrócili... Nie ta wysokość, nie te warunki. Obrzęk mózgu czy płuc i koniec. Na ośmiu tysiącach doświadczenie niewiele daje. Sztuką jest się wycofać, nie przeć mimo wszystko. Powinni byli odpuścić sobie szczyt po zdobyciu go przez Bieleckiego i Małka. Sukces polski był. A oni byli w gorszej formie niż pierwsza dwójka... Szkoda, wielka szkoda. Kowalski ma (miał...?) dopiero 27 lat...

kaeres- tak, wietrzyłam po zajęciach, bo spocone były. Ja już zaczęłam wymianę osprzętu po zimie a tu psikus. Ja sezonu nie skończyłam, więc nie mam co zaczynać... :)

romulus- jest sukces, szkoda, że okupiony prawdopodobną śmiercią Kowalskiego i Berbeki. Przy pierwszym wejściu nieszczęśliwie się stało, że razem z zostawionym pod przełęczą plecakiem została również lina..... Nowaczyk przy schodzeniu spadł z jedyną liną jaką mieli! A potem Kęsicki i Sikorski...

Olimp powstał nieco później. Ale jego założyciel też zginął w górach.
maratonka
- 23:08 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
Los himalaistów śledzę. Dobrze, że przeszli do historii wspinaczkowej. Szkoda, że w taki sposób.
Pierwsze wejście na Broad Peak było 28-VII-1975r. Zdobyła go grupa z Wrocławia. Podczas zejścia trzech z nich zginęło. Z Olimpu byli?
romulus83
- 20:03 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
Pewnie stryngy :D Jak widzę przyszłą pogodę, to cieszę się tylko z tego, że Mors się cieszy, ja się jednak nie cieszę z tej pogody :P Już miałem porządnie zacząć sezon, a tu dupa :D
kaeres123
- 10:15 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
A szynobusem nie boi się jeździć? A co jak nie będzie świadków, tylko jeden zwyrodnialec?
Albo nie będzie żadnych pasażerów, a zwyrodnialcem okaże się maszynista?
A propos zwyrodnialców: co to jest na tym siodełku? Stringi? :D
mors
- 04:15 czwartek, 7 marca 2013 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa gener
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum