Praktyki dzień szósty. Wtorkowe fatum.
Poniedziałek, 18 lutego 2013 | dodano:18.02.2013
Km: | 21.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:00 | km/h: | 21.00 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
I znowu poniedziałek. Jutro wtorek, pojutrze środa i już prawie weekend. Póki co najgorszy dzień mnie czeka czyli wtorek. I tak było zawsze- najgorsze lekcje, najwięcej lekcji, najpóźniej odbywające się zajęcia na uczelni...
A jutro od 6.00 do 22.00 poza domem i w środę jeszcze na 8.00. Nie wspomnę o rozpisaniu lekcji i przygotowaniu się do nich. I przygotowaniu do zajęć. Nie narzekam, przecież lubię horro... Hardkory.
Wtorek. 5 lekcji, 5 godzin zajęć. 10 godzin nawijania, krzyczenia, uśmiechania, udawania WYSPANEJ, kreatywnej, energicznej, pełnej życia nauczycielki, instruktorki i jaka tam jeszcze rola mi przypadnie.
Dzisiaj 6 lekcji pod rząd. Wszystkie prowadziłam sama (nie chwaląc się ;)). Na judo miałam jednego lenia, którego najchętniej bym wyczochrała i spuściła głowę w kiblu. Żartuję- takie tam nauczycielskie żarty.
(ćwiczą pady)
- Dlaczego nie ćwiczysz, nie lubisz sportów walki?
- Niemmm, po prostu nie widzę przyjemności w upadaniu na podłogę.
:x
Padu oczywiście zrobić nie potrafił. Dlatego przy rzutach pójdzie na pierwszy ogień. Jako ten do rzucania.
Kolejny żart.
3 godziny fitnessu z dziewczynkami <3 i z zaplanowanej lekcji piłki siatkowej zrobiłam grę na zasadach plażówki, ponieważ ćwiczących było... Trzech. Z zadowoleniem dołączyłam do nich i pograłam pierwszy raz od... Najstarsi starcy tego nie pamiętają.
Taka refleksja mnie naszła... Miło, ze na AWFie uczą nas gier zespołowych na komfortowych, wręcz ponadwymiarowych boiskach. Miło, że zawsze jest dużo ćwiczących CHĘTNYCH do ćwiczeń (bo to przecież studenci).
Osobiście wolałabym wiedzieć jak mam poprowadzić jakiekolwiek zajęcia gdy np nagle mam dwóch ćwiczących. Gdy mam 1/4 sali do dyspozycji. Gdy jeden (daj Bóg jeden!) z ćwiczących odmawia współpracy i się opier...a o ścianę. Jak reagować? Czy reagować i ma cierpieć na tym reszta klasy? Olać?
Jak dobrze, że mamy szkolenia psychologiczne do tych praktyk! Co ja bym bez nich zrobiła? Nie nauczyłabym się grać w łapki i nie pobawiła "Zgadnij rolę ucznia w klasie". I jeszcze druga połowa szkoleń po praktykach :) Gdyby sarkazm z tej wypowiedzi był ssakiem- bez wątpienia przybrałby postać płetwala błękitnego.
Rano jedno bezpodstawne upomnienie klaksonem przez TIRowca. Pewnie mnie pochwalił za to, że wyczyściłam łańcuch i wolnobieg- bo niby o co mu mogło chodzić?
A jutro od 6.00 do 22.00 poza domem i w środę jeszcze na 8.00. Nie wspomnę o rozpisaniu lekcji i przygotowaniu się do nich. I przygotowaniu do zajęć. Nie narzekam, przecież lubię horro... Hardkory.
Wtorek. 5 lekcji, 5 godzin zajęć. 10 godzin nawijania, krzyczenia, uśmiechania, udawania WYSPANEJ, kreatywnej, energicznej, pełnej życia nauczycielki, instruktorki i jaka tam jeszcze rola mi przypadnie.
Dzisiaj 6 lekcji pod rząd. Wszystkie prowadziłam sama (nie chwaląc się ;)). Na judo miałam jednego lenia, którego najchętniej bym wyczochrała i spuściła głowę w kiblu. Żartuję- takie tam nauczycielskie żarty.
(ćwiczą pady)
- Dlaczego nie ćwiczysz, nie lubisz sportów walki?
- Niemmm, po prostu nie widzę przyjemności w upadaniu na podłogę.
:x
Padu oczywiście zrobić nie potrafił. Dlatego przy rzutach pójdzie na pierwszy ogień. Jako ten do rzucania.
Kolejny żart.
3 godziny fitnessu z dziewczynkami <3 i z zaplanowanej lekcji piłki siatkowej zrobiłam grę na zasadach plażówki, ponieważ ćwiczących było... Trzech. Z zadowoleniem dołączyłam do nich i pograłam pierwszy raz od... Najstarsi starcy tego nie pamiętają.
Taka refleksja mnie naszła... Miło, ze na AWFie uczą nas gier zespołowych na komfortowych, wręcz ponadwymiarowych boiskach. Miło, że zawsze jest dużo ćwiczących CHĘTNYCH do ćwiczeń (bo to przecież studenci).
Osobiście wolałabym wiedzieć jak mam poprowadzić jakiekolwiek zajęcia gdy np nagle mam dwóch ćwiczących. Gdy mam 1/4 sali do dyspozycji. Gdy jeden (daj Bóg jeden!) z ćwiczących odmawia współpracy i się opier...a o ścianę. Jak reagować? Czy reagować i ma cierpieć na tym reszta klasy? Olać?
Jak dobrze, że mamy szkolenia psychologiczne do tych praktyk! Co ja bym bez nich zrobiła? Nie nauczyłabym się grać w łapki i nie pobawiła "Zgadnij rolę ucznia w klasie". I jeszcze druga połowa szkoleń po praktykach :) Gdyby sarkazm z tej wypowiedzi był ssakiem- bez wątpienia przybrałby postać płetwala błękitnego.
Rano jedno bezpodstawne upomnienie klaksonem przez TIRowca. Pewnie mnie pochwalił za to, że wyczyściłam łańcuch i wolnobieg- bo niby o co mu mogło chodzić?
komentarze
Dać to by się spokojnie dało - tylko jak myślisz dlaczego taki system nie powstanie? Kto pierwszy przeciw temu zaprotestuje? Rząd czy ZNP? ;))
Nie oszukujmy się - związki zawodowe (w oświacie bardzo silne) nigdy nie poprą systemu, który wymusi na nich większe zaangażowanie, wymusi na nich profesjonalizm, a nie postawę "czy się stoi czy się siedzi 2 tysiące się należy", dlatego że miernot w społeczeństwie i w każdej grupie zawodowej zawsze jest dużo więcej niż tych zaangażowanych. Cały polski system szkolnictwa jest niereformowalny, to samo jest na wyższych uczelniach, gdzie jak masz habilitację to możesz pracować niemal do śmierci, sam miałem wykłady z babką ponad 80 letnią, która mówiła tak cicho że ją ledwo usłyszeć się dało. Na Zachodzie jest obowiązek pisania tylu i tylu prac naukowych, publikacji w branżowej prasie itd., u nas jak masz habilitację - to możesz już nic więcej nie napisać i nie zrobić - a sporą pensyjkę będziesz miał. wilk - 15:39 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
Nie oszukujmy się - związki zawodowe (w oświacie bardzo silne) nigdy nie poprą systemu, który wymusi na nich większe zaangażowanie, wymusi na nich profesjonalizm, a nie postawę "czy się stoi czy się siedzi 2 tysiące się należy", dlatego że miernot w społeczeństwie i w każdej grupie zawodowej zawsze jest dużo więcej niż tych zaangażowanych. Cały polski system szkolnictwa jest niereformowalny, to samo jest na wyższych uczelniach, gdzie jak masz habilitację to możesz pracować niemal do śmierci, sam miałem wykłady z babką ponad 80 letnią, która mówiła tak cicho że ją ledwo usłyszeć się dało. Na Zachodzie jest obowiązek pisania tylu i tylu prac naukowych, publikacji w branżowej prasie itd., u nas jak masz habilitację - to możesz już nic więcej nie napisać i nie zrobić - a sporą pensyjkę będziesz miał. wilk - 15:39 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
"Taaaaa, to moje mama też tak powiada... Że praca nauczyciela jest lepsza od innych- bo wakacje, bo wolne, bo od poniedziałku do piątku, mało godzin, blablabla..."
Bo wiele w tym prawdy, polscy nauczyciele pracują najmniej w Europie. Jak dla mnie system podwyżek obecnie obowiązujący jest dla tej grupy bardzo wygodny, to w skrócie promocja miernoty, bo podwyżka nie jest zależna od tego czy nauczyciel jest dobry czy nie. Zgadzam się że zawód nauczyciela poprawnie wykonywany - jest zawodem trudnym i powinien być dobrze opłacany. Ale w Polsce problem jest taki, że tych dobrych nauczycieli nie ma wielu, ja takich na swojej drodze spotkałem bardzo niewielu. A nauczyciel który daje piłeczkę - zarabia tyle samo co ten co zasuwa na tej lekcji tyle samo, dlatego taki system jest dla mnie chory; nie wspominając o tym że nauczyciel pewnego szczebla staje się świętą krową, jest właściwie nieusuwalny, wywalić go można jak zamkną szkołę, schleje się w pracy czy zacznie molestować uczennice; w przeciwnym wypadku (mimo niżu demograficznego) - to właściwie niemożliwe, nawet jak wszyscy wiedzą że jest fatalnym nauczycielem. wilk - 14:53 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
Bo wiele w tym prawdy, polscy nauczyciele pracują najmniej w Europie. Jak dla mnie system podwyżek obecnie obowiązujący jest dla tej grupy bardzo wygodny, to w skrócie promocja miernoty, bo podwyżka nie jest zależna od tego czy nauczyciel jest dobry czy nie. Zgadzam się że zawód nauczyciela poprawnie wykonywany - jest zawodem trudnym i powinien być dobrze opłacany. Ale w Polsce problem jest taki, że tych dobrych nauczycieli nie ma wielu, ja takich na swojej drodze spotkałem bardzo niewielu. A nauczyciel który daje piłeczkę - zarabia tyle samo co ten co zasuwa na tej lekcji tyle samo, dlatego taki system jest dla mnie chory; nie wspominając o tym że nauczyciel pewnego szczebla staje się świętą krową, jest właściwie nieusuwalny, wywalić go można jak zamkną szkołę, schleje się w pracy czy zacznie molestować uczennice; w przeciwnym wypadku (mimo niżu demograficznego) - to właściwie niemożliwe, nawet jak wszyscy wiedzą że jest fatalnym nauczycielem. wilk - 14:53 środa, 27 lutego 2013 | linkuj
No jaki piękny płetwal!
Od razu się przypomina słynna rowerowa eskapada Pana Maluśkiewicza ;))
wilk - 12:09 piątek, 22 lutego 2013 | linkuj
Od razu się przypomina słynna rowerowa eskapada Pana Maluśkiewicza ;))
wilk - 12:09 piątek, 22 lutego 2013 | linkuj
To może ja... Jako magister od przysiadów z 14 letnim stażem w 90% gimbusowym... Święte słowa: zajęcia na uczelni do lekcji w szkole mają się tak jak jazda na wigry 3 do uphillu na Śnieżkę. Lekcja w porównaniu z uczelnią to hardcore. Tutaj nie ma spokojnej grupy z uwielbieniem i uwagą spijającą każde słowo z ust prowadzącego ;) Połowie się nie chce, ćwiartka nie umie i nie chce umieć (takie właśnie "Pan pisze brak stroju - nie chce mi się dziś grać/ćwiczyć..."), jedna ósma chce, ale nie jest w stanie się nauczyć. Zostają 4 sztuki z którymi można popracować licząc na jakąś progresję. 45 minut lekcji na której mam ogarnąć 8 niećwiczących, przeprowadzić pełen tok lekcyjny, zastosować różne formy i metody, w zasadzie z każdym robić dane ćwiczenie na innym poziomie (bo jeden potrafi lepiej a drugi gorzej - no a przecież mam obowiązek stosować indywidualizację nauczania)... W większości przypadków nierealne. Na zwracanie uwagi na niećwiczących "opierających się o ścianę" nie ma najnormalniej w świecie czasu. Bo braknie go dla tych, którzy chcą.
Ocenianie? Robię sprawdzian z danego elementu (oczywiście również paranoja bo według zaleceń kuratorium nie mogę oceniać biegu na 100 metrów na podstawie uzyskanego czasu a na podstawie wysiłku i zaangażowania ucznia w wykonanie zadania...) Przystępuje połowa. Druga połowa ma święte prawo zaliczać taki sprawdzian przez np 2 tygodnie od jego przeprowadzenia (zalecenie kuratorium...) No i łażą później 4 razy w tygodniu pojedynczo i "chcę zaliczać"... Nieważne, że miałeś w planach nie lekcję z LA a z gier zespołowych...
Ocena wg władz musi być podyktowana głównie zaangażowaniem ucznia w lekcję, wysiłkiem, który wkłada w ćwiczenia, systematycznością. I ja to rozumiem - bo przecież nie mogę karać gościa z 20 kg nadwagą za to, że fizycznie nie jest w stanie przebiec 60 metrów na dopuszczający. Jeśli walczy jak lew, stara się, nie wykręca się brakiem stroju i mimo swoich ograniczeń i tego, że nienawidzi wf ćwiczy systematycznie - docenię to. Z drugiej strony te same władze dają prawo cwaniakowi, który opierdalał się cały rok, bo mu się nie chciało (a możliwości np ma ogromne) wystąpić o przeprowadzenie egzaminu poprawkowego lub klasyfikacyjnego i zdania zajęć wychowania fizycznego z całego roku w czasie..... 1,5 godziny... Więc co w końcowym rozrachunku oceniłem??? W takim przypadku nie zaangażowanie tylko umiejętności, które cwaniak dostał w darze od Matki Natury i które z uśmiechem na ustach pokazał mi w godzinę zamiast 4 razy w tygodniu. Jakież to wychowawcze sprawiedliwe i mobilizujące dla tych, którzy tyrali na lekcjach przez cały rok...
Poziom wiedzy na temat swoich praw uczniowie mają ogromny. I dobrze. Tyle, że jednocześnie nie dano przeciwwagi dla tych praw. Nauczycielom wytrącono z rąk już praktycznie wszystkie narzędzia (słyszałem już o przypadkach gdy nauczyciel został upominany przez nadrzędne organy za to, że poinformował ucznia na forum klasy o ocenie niedostatecznej, którą ten uczeń otrzymał. Wg władz, tegoż ucznia i rodziców było to poniżenie dziecka o oczach rówieśników...). Muszę się zastanowić dwa razy zanim złapię gościa siedzącego na innym nieszczęśniku i tłukącym go po głowie. Chwycenie go za rękę może zostać potraktowane jako agresja fizyczna nauczyciela wobec ucznia... Paranoja. Uczeń zaczyna rozmawiać przez komórkę na lekcji - nie mogę mu jej odebrać (zabór mienia...), nie mogę go wyrzucić z sali (zostaje bez opieki i jak rozwali sobie łeb będę jako nauczyciel za to odpowiedzialny. Ponadto pozbawiam go prawa do uczestniczenia w lekcji - edukacji...). Mogę się z nim wdać w pyskówkę (krzywdząc pozostałych, którzy są na lekcji po to by się uczyć a nie marnować czas na słuchanie słownej polemiki), wstawić uwagę do zeszyciku (ale i tak ma ich już 25, więc jedna w tą czy w tą nie robi mu różnicy...).... Jakieś inne pomysły i rozwiązania???
Rodzice bardzo często ślepo trzymają stronę dziecka nawet w najbardziej drastycznych i oczywistych przypadkach jego winy (miałem już przyjemność być opieprzanym przez matkę, której synowi udowodniłem posługiwanie się podrobionymi dokumentami - bo zrobiłem z jej dziecka oszusta...). Nie zdają sobie sprawy, że razem z nimi stoję przecież po jednej stronie - chcę dobra dziecka. Podważając mój autorytet w sytuacji gdy ewidentnie mam rację nie pomagają sobie ani dziecku. Co więcej - uczą go cwaniactwa, kłamstwa, braku szacunku do drugiej osoby. Wróci to do nich kiedyś. Ja się nie martwię - przecież to nie moje dziecko. Wyjdzie ze szkoły za pół roku i o nim zapomnę.
Cóż - rozpisałem się masakrycznie, ale takie właśnie są realia polskiej szkoły tu - od środka.
Ale co tam - i tak wszyscy wiedzą, że praca nauczyciela jest miła, łatwa i przyjemna. Do tego te podwyżki co rok (marketing medialny działa - lepiej wygląda 5 podwyżek po 50 zł niż jedna 250 zł. W świadomości społecznej zostaje to, że nauczyciele dostali 5 podwyżek. To nic że kwota w porównaniu do np urzędnika dostającego jednorazowo ta sama...), tyle wolnego i 18 godzin pracy w tygodniu (BTW - jeszcze nigdy nie pracowałem z młodzieżą w szkole mniej niż 28 - 30 godzin w tygodniu. Tylko w szkole. A jestem szczęśliwcem, który nie ma do sprawdzania w domu zeszytów, sprawdzianów itp.) Sama radość...
Ale nic to - "Obyś cudze dzieci uczył"... :D poisonek - 09:04 piątek, 22 lutego 2013 | linkuj
Ocenianie? Robię sprawdzian z danego elementu (oczywiście również paranoja bo według zaleceń kuratorium nie mogę oceniać biegu na 100 metrów na podstawie uzyskanego czasu a na podstawie wysiłku i zaangażowania ucznia w wykonanie zadania...) Przystępuje połowa. Druga połowa ma święte prawo zaliczać taki sprawdzian przez np 2 tygodnie od jego przeprowadzenia (zalecenie kuratorium...) No i łażą później 4 razy w tygodniu pojedynczo i "chcę zaliczać"... Nieważne, że miałeś w planach nie lekcję z LA a z gier zespołowych...
Ocena wg władz musi być podyktowana głównie zaangażowaniem ucznia w lekcję, wysiłkiem, który wkłada w ćwiczenia, systematycznością. I ja to rozumiem - bo przecież nie mogę karać gościa z 20 kg nadwagą za to, że fizycznie nie jest w stanie przebiec 60 metrów na dopuszczający. Jeśli walczy jak lew, stara się, nie wykręca się brakiem stroju i mimo swoich ograniczeń i tego, że nienawidzi wf ćwiczy systematycznie - docenię to. Z drugiej strony te same władze dają prawo cwaniakowi, który opierdalał się cały rok, bo mu się nie chciało (a możliwości np ma ogromne) wystąpić o przeprowadzenie egzaminu poprawkowego lub klasyfikacyjnego i zdania zajęć wychowania fizycznego z całego roku w czasie..... 1,5 godziny... Więc co w końcowym rozrachunku oceniłem??? W takim przypadku nie zaangażowanie tylko umiejętności, które cwaniak dostał w darze od Matki Natury i które z uśmiechem na ustach pokazał mi w godzinę zamiast 4 razy w tygodniu. Jakież to wychowawcze sprawiedliwe i mobilizujące dla tych, którzy tyrali na lekcjach przez cały rok...
Poziom wiedzy na temat swoich praw uczniowie mają ogromny. I dobrze. Tyle, że jednocześnie nie dano przeciwwagi dla tych praw. Nauczycielom wytrącono z rąk już praktycznie wszystkie narzędzia (słyszałem już o przypadkach gdy nauczyciel został upominany przez nadrzędne organy za to, że poinformował ucznia na forum klasy o ocenie niedostatecznej, którą ten uczeń otrzymał. Wg władz, tegoż ucznia i rodziców było to poniżenie dziecka o oczach rówieśników...). Muszę się zastanowić dwa razy zanim złapię gościa siedzącego na innym nieszczęśniku i tłukącym go po głowie. Chwycenie go za rękę może zostać potraktowane jako agresja fizyczna nauczyciela wobec ucznia... Paranoja. Uczeń zaczyna rozmawiać przez komórkę na lekcji - nie mogę mu jej odebrać (zabór mienia...), nie mogę go wyrzucić z sali (zostaje bez opieki i jak rozwali sobie łeb będę jako nauczyciel za to odpowiedzialny. Ponadto pozbawiam go prawa do uczestniczenia w lekcji - edukacji...). Mogę się z nim wdać w pyskówkę (krzywdząc pozostałych, którzy są na lekcji po to by się uczyć a nie marnować czas na słuchanie słownej polemiki), wstawić uwagę do zeszyciku (ale i tak ma ich już 25, więc jedna w tą czy w tą nie robi mu różnicy...).... Jakieś inne pomysły i rozwiązania???
Rodzice bardzo często ślepo trzymają stronę dziecka nawet w najbardziej drastycznych i oczywistych przypadkach jego winy (miałem już przyjemność być opieprzanym przez matkę, której synowi udowodniłem posługiwanie się podrobionymi dokumentami - bo zrobiłem z jej dziecka oszusta...). Nie zdają sobie sprawy, że razem z nimi stoję przecież po jednej stronie - chcę dobra dziecka. Podważając mój autorytet w sytuacji gdy ewidentnie mam rację nie pomagają sobie ani dziecku. Co więcej - uczą go cwaniactwa, kłamstwa, braku szacunku do drugiej osoby. Wróci to do nich kiedyś. Ja się nie martwię - przecież to nie moje dziecko. Wyjdzie ze szkoły za pół roku i o nim zapomnę.
Cóż - rozpisałem się masakrycznie, ale takie właśnie są realia polskiej szkoły tu - od środka.
Ale co tam - i tak wszyscy wiedzą, że praca nauczyciela jest miła, łatwa i przyjemna. Do tego te podwyżki co rok (marketing medialny działa - lepiej wygląda 5 podwyżek po 50 zł niż jedna 250 zł. W świadomości społecznej zostaje to, że nauczyciele dostali 5 podwyżek. To nic że kwota w porównaniu do np urzędnika dostającego jednorazowo ta sama...), tyle wolnego i 18 godzin pracy w tygodniu (BTW - jeszcze nigdy nie pracowałem z młodzieżą w szkole mniej niż 28 - 30 godzin w tygodniu. Tylko w szkole. A jestem szczęśliwcem, który nie ma do sprawdzania w domu zeszytów, sprawdzianów itp.) Sama radość...
Ale nic to - "Obyś cudze dzieci uczył"... :D poisonek - 09:04 piątek, 22 lutego 2013 | linkuj
Raz miałem taką sytuacje że powiedziałem Wfiście że nie będe grał w siatke (po raz setny w l.o.) to powiedział mi że albo "brak stroju mi wpisze, albo mam robić pompki i brzuszki. myślał że jednak będe grał, a ja przez dwie lekcje z rzędu 20 pompek, 30 brzuszków i minuta przerwy, i tak ciągle przez 90 minut. Wpisał mi 5 z aktywności :). a jego mina pod koniec- zszokowany :D. Z uczniami trzeba ostro :)
tlenek - 01:08 piątek, 22 lutego 2013 | linkuj
Jak ja pamiętam to W-F był zawsze najlepszą lekcją dla wszystkich z reguły. Od czasu do czasu jakieś zaliczenia były typu podciąganie, łażenie po linie, skoki przez kozła i skrzynię, skok w zwyż i inne lekkoatletyczne bajery. A z 70-80% zajęć to były gry zespołowe, siatka, kosz, unihokej, piłka nożna i inne.
romulus83 - 20:45 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Ja po prostu nie miałam fajnych wfów... ani z kim ćwiczyć . To cierpiałam;]
wiesz ile ja bym dała za pady?:D alkor - 15:40 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
wiesz ile ja bym dała za pady?:D alkor - 15:40 środa, 20 lutego 2013 | linkuj
Ja tam tego ''opornego'' rozumiem- przyjemność żadna w upadaniu na glebę:D
Zaś co do wfów- mimo, że czasy szkolne zeszły mi na codziennych treningach(a może właśnie dlatego) wfów nie trawiłam. I migałam się jak tylko mogłam. Albo biegałam. Nic innego do roboty nie było. Tylko ile można biegać tam i z powrotem na 200 metrach tartanu-.-
alkor - 20:52 wtorek, 19 lutego 2013 | linkuj
Zaś co do wfów- mimo, że czasy szkolne zeszły mi na codziennych treningach(a może właśnie dlatego) wfów nie trawiłam. I migałam się jak tylko mogłam. Albo biegałam. Nic innego do roboty nie było. Tylko ile można biegać tam i z powrotem na 200 metrach tartanu-.-
alkor - 20:52 wtorek, 19 lutego 2013 | linkuj
Wątpię czy istnieje jakaś uniwersalna skuteczna metoda postępowania z uczniami (bo jak sądzę, broni Ci używać nie wolno). Po prawdzie, to łebki same sobie robią krzywdę migając się od "WueFu". Niestety to taki wiek, gdzie przetłumaczyć się nie da bo oni wiedzą swoje. Chyba jedyną skuteczną metoda to sprawić by takie coś było trendy i warto się tym chwalić na fb. Takie czasy.
limit - 12:09 wtorek, 19 lutego 2013 | linkuj
Na Twoje potrzeby to chyba przyczepka turystyczna i zestaw sakw na nią i na bagażniki rowerowe.
Minimum. ;)
PS. No i co robisz z takimi opornymi delikwentami? mors - 22:12 poniedziałek, 18 lutego 2013 | linkuj
Minimum. ;)
PS. No i co robisz z takimi opornymi delikwentami? mors - 22:12 poniedziałek, 18 lutego 2013 | linkuj
Masakra, ale potraktuj te obowiązki jako maraton.
Wszakże lubisz to. ;) mors - 22:01 poniedziałek, 18 lutego 2013 | linkuj
Komentuj
Wszakże lubisz to. ;) mors - 22:01 poniedziałek, 18 lutego 2013 | linkuj