Tropiciel niszczyciel!
Sobota, 24 listopada 2012 | dodano:24.11.2012
Km: | 0.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | km/h: | ||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Prawie nie mogę chodzić, ale za to mogę pisać!
Mój pierwszy raz na "Tropicielu". Pieszy pierwszy raz a zarazem wraz z pierwszym razem raz ostatni.
Trasa piesza 40 km, czas na ukończenie- 12 godzin
Nasz dystans: 50 km, czas 11 godzin 20 minut+karne 20'
Podsumowując- nie było ciekawie. Pomijając fakt trudnej trasy, pogubienia się- nie było w tym żadnej zabawy. Wiele check point'ów polegało po prostu na podbiciu pieczątki- bez żadnych mniej lub bardziej głupich zadań.
Po 10 km poczułam, że będą mnie buty obcierać na pięcie. Teraz szczególnie na prawej mam bąbla o średnicy 4 cm i trochę odparzoną skórę na przodostopiu.
To była heroiczna walka z czasem, lasem i impasem. Pod koniec zagubieni, do zaliczenia został check point i meta, a zegarek pokazywał, że idziemy już ponad 10 godzin. Pod koniec to już był świt żywych trupów, powłóczenie nogami, przekleństwa i bezsilność. Na liczniku ponad 40 km, nie mamy trasy, nie wiadomo ile jeszcze będziemy musieli iść...
Do 40 km mimo zmęczenia i bólu dopisywały nam humory, głupawki nas dopadały, przemianowaliśmy się na "grzybiarzy"- wszak w takim tempie się poruszaliśmy. Potem już była desperacja.
Zmęczeni byliśmy do tego stopnia, że mimo dotarcia na metę w czasie nikt z nas się nawet nie uśmiechnął.
Na początku była radość i ekscytacja ;)
Paweł otworzył szybę, która opadła i całą drogę trzymał kurtkę, żeby mnie nie przewiało. Osoba, która najchętniej przebiegłaby całego tropiciela. Nasz przewodnik i nawigator. Mistrz opanowania i ściemniania- "Jeszcze 2 km!" (minęło 5) "Jeszcze 1 km!".
Kamil. Mistrz profesjonalizmu- z reklamówką i latareczką za 4 zł z kiosku.
Andrzej. Najlepszy kompan do głupawek i śmiechu! (tutaj na 45 km)
All team Czytała Krystyna Czubówna!
A tu drużyna tropi... Drwicieli na rowerach- biker81 i WrocNam. Humorki dopisywały, potem chyba trochę mniej ;)
I posiłek, o którym marzyliśmy!
Miała być zabawa i wielki ubaw. Ubaw był, owszem- przede wszystkim z siebie ;) Ale było warto- choćby nawet po to, żeby się przekonać, że nie było szału i po to, żeby zaliczyć te nocne 40 km. Nie mam parcia na pobicie czasu, wolę maraton- łatwiej, przyjemniej. I bez mapy ;)
Dzięki drużyno!
Mój pierwszy raz na "Tropicielu". Pieszy pierwszy raz a zarazem wraz z pierwszym razem raz ostatni.
Trasa piesza 40 km, czas na ukończenie- 12 godzin
Nasz dystans: 50 km, czas 11 godzin 20 minut+karne 20'
Podsumowując- nie było ciekawie. Pomijając fakt trudnej trasy, pogubienia się- nie było w tym żadnej zabawy. Wiele check point'ów polegało po prostu na podbiciu pieczątki- bez żadnych mniej lub bardziej głupich zadań.
Po 10 km poczułam, że będą mnie buty obcierać na pięcie. Teraz szczególnie na prawej mam bąbla o średnicy 4 cm i trochę odparzoną skórę na przodostopiu.
To była heroiczna walka z czasem, lasem i impasem. Pod koniec zagubieni, do zaliczenia został check point i meta, a zegarek pokazywał, że idziemy już ponad 10 godzin. Pod koniec to już był świt żywych trupów, powłóczenie nogami, przekleństwa i bezsilność. Na liczniku ponad 40 km, nie mamy trasy, nie wiadomo ile jeszcze będziemy musieli iść...
Do 40 km mimo zmęczenia i bólu dopisywały nam humory, głupawki nas dopadały, przemianowaliśmy się na "grzybiarzy"- wszak w takim tempie się poruszaliśmy. Potem już była desperacja.
Zmęczeni byliśmy do tego stopnia, że mimo dotarcia na metę w czasie nikt z nas się nawet nie uśmiechnął.
Na początku była radość i ekscytacja ;)
Paweł otworzył szybę, która opadła i całą drogę trzymał kurtkę, żeby mnie nie przewiało. Osoba, która najchętniej przebiegłaby całego tropiciela. Nasz przewodnik i nawigator. Mistrz opanowania i ściemniania- "Jeszcze 2 km!" (minęło 5) "Jeszcze 1 km!".
Kamil. Mistrz profesjonalizmu- z reklamówką i latareczką za 4 zł z kiosku.
Andrzej. Najlepszy kompan do głupawek i śmiechu! (tutaj na 45 km)
All team Czytała Krystyna Czubówna!
A tu drużyna tropi... Drwicieli na rowerach- biker81 i WrocNam. Humorki dopisywały, potem chyba trochę mniej ;)
I posiłek, o którym marzyliśmy!
Miała być zabawa i wielki ubaw. Ubaw był, owszem- przede wszystkim z siebie ;) Ale było warto- choćby nawet po to, żeby się przekonać, że nie było szału i po to, żeby zaliczyć te nocne 40 km. Nie mam parcia na pobicie czasu, wolę maraton- łatwiej, przyjemniej. I bez mapy ;)
Dzięki drużyno!
komentarze
Gratuluję, wygląda faktycznie ambitnie. To pewnie jedna z tych imprez, które zaczynają się podobać dopiero po jakimś czasie, kiedy zmęczenie przejdzie i można opowiadać, jak to my z oddziałem za cara... ;)
Łukaszu - mów za siebie, ja też z Mazowsza, a % unikam jak wody święconej ;) Savil - 01:12 wtorek, 27 listopada 2012 | linkuj
Łukaszu - mów za siebie, ja też z Mazowsza, a % unikam jak wody święconej ;) Savil - 01:12 wtorek, 27 listopada 2012 | linkuj
WrocNam wspominał nam że jesteś na imprezie, szkoda, że się nei spotkalismy, a swoją drogą już po... widać było kto był na trasie pieszej a kto na rowerowej. Ludzie z pieszej mieli jakoś dziwny chód, wyglądało to tak jakby tydzień nie zsziadali z konia ;P
Świetna imprezka amiga - 08:39 poniedziałek, 26 listopada 2012 | linkuj
Świetna imprezka amiga - 08:39 poniedziałek, 26 listopada 2012 | linkuj
A ten posiłek to tak bez popitki po takim wysiłku? U nas na Mazowszu to bez flaszki lub chociażb browarka sie nie da :)
lukasz78 - 08:39 poniedziałek, 26 listopada 2012 | linkuj
Tak to jest jak się zapomina zabrać rower z domu...
djk71 - 22:08 niedziela, 25 listopada 2012 | linkuj
Za dwa dni przejdzie Ci zniechęcenie i z niecierpliwością będziesz czekać na kolejną edycję. Musisz spróbować przecież roweru. Wiosenna edycja poza tym jest lepsza.
Gratulacje z powodu zdobycia wszystkich punktów w limicie!
PS. Z racji nadanego miana pozwolę sobie na uwagę - zamiast tenisowej piłki może trzeba było wziąć plastry albo dodatkową parę butów? ;-) WrocNam - 06:17 niedziela, 25 listopada 2012 | linkuj
Gratulacje z powodu zdobycia wszystkich punktów w limicie!
PS. Z racji nadanego miana pozwolę sobie na uwagę - zamiast tenisowej piłki może trzeba było wziąć plastry albo dodatkową parę butów? ;-) WrocNam - 06:17 niedziela, 25 listopada 2012 | linkuj
Brawo, ciekawy pomysł na wycieczke. Sam będe chciał w wakacji zrobić sobie swój marszon, z Makowa Podhalańskiego do Zakopanego, 90 km. będzie to moja pierwsza taka wycieczka, mam nadzieje że podołam :D. Pozdrawiam
tlenek - 20:22 sobota, 24 listopada 2012 | linkuj
Komentuj