Cud, że jeszcze żyję- uroki miejskiej dżungli.
Sobota, 4 sierpnia 2012 | dodano:04.08.2012Kategoria Praca
Km: | 32.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:20 | km/h: | 24.22 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Cały tydzień był bardzo pracowity- dodatkowe godziny, zastępstwa... Stąd kompletny "czasobrak" na bieżące uzupełnianie wpisów.
Aktualnie przełom lipca i sierpnia to totalna kumulacja nieszczęść. Wiecie jak to jest, kiedy się w czymś nawali a potem się myśli tylko o tym, żeby się już nic podobnego nie przydarzyło, a i tak się przydarza? Jak już pech to jeden za drugim, jakby nie mógł nieco się rozłożyć w czasie.
Poniżej kilka sytuacji, które zasugerowały mi tytuł owego wpisu. Wszystkie zdarzenia miały miejsce w przeciągu trzech dni.
1. Jadę ósemką, na wysokości Korony tuż przed zatoczką przystanku wyprzedza mnie autobus. Trąbi, po czym włącza kierunkowskaz w prawo i zajeżdża mi drogę. Zwalniam, puszczam złośliwego autobusiarza, po czym wyprzedzając go gdy ten stoi na przystanku krzyczę do otwartego okna "Tak się nie robi!" i wskazującym palcem robię "Nu, nu, nu" (dlaczego mam opory przed pokazywaniem tego środkowego?!)
2. Skrzyżowanie Milenijnej i Lotniczej. Zapala się zielone na pasach i przejeździe dla rowerów, a facet w samochodzie nie mógł się zdecydować czy przejechać na swoim pomarańczowym czy jednak nie, po czym stanął na przejeździe dla rowerów. Zrugał go za to rowerzysta jadący obok mnie, a gościu za kółkiem bezradnie pokazuje, na światła rozkładając ręce jakby chcąc powiedzieć "Czerwone się zrobiło i nie zdążyłem!"
3. Ponownie Mosty Trzebnickie pasy koło ul. Na Polance. Zapala się zielone, ruszam na rowerze, obok mnie 2 kobiety, trójka dzieciaków. Facet w samochodzie grzał chcąc zdążyć na pomarańczowym, ale że już dla pieszych było zielone w ostatniej chwili wcisnął hamulec i zatrzymał się w połowie na pasach.
4. Ul. Strzegomska, następne przejście dla pieszych za główną krzyżówką w stronę centrum. Tam z reguły przejeżdżam na czerwonym, bo jest dług moment, że nic nie jedzie. Tym razem trafiłam na ciąg samochodów, więc nie patrzę na swoje światła tylko wypatruję przerwy w ciągu samochodów. Nadjeżdżające auta zaczęły zwalniać- "Będzie zielone". Zrobiło się zielone, a mi i kobiecie obok przed nosem baba w samochodzie śmignęła za nic mając czerwone światło.
5. Tu już trochę komicznie wyszło :) Zjeżdżając dzisiaj z wiaduktu w stronę Zakrzowa idzie sobie młody gościu środkiem DDRu. 2x krzyczę uwaga i zauważam, że ma słuchawki w uszach. Nauczona doświadczeniem nie wyprzedzam obok tylko hamuję dosyć ostro. Klepię gościa w ramię 3x a on na początku się do mnie uśmiecha i "Cześć!", a chwilę potem jak się zorientował, że nie jestem jego znajomą i nie było to klepnięcie powitalne zrobił zdezorientowaną minę i z zawstydzeniem wymamrotał "Przepraszam" po czym zszedł na chodnik. Chyba muszę mocniej klepać na przyszłość :P
I zmieniam brzmienie złotej zasady kochającego życie rowerzysty z "Jeździj tak jakby kierowca cię nie widział" na
"JEŹDZIJ TAK JAKBY KIEROWCA NIE WIDZIAŁ"
Dobrze, że ostatnio na Nowym Dworze kręci się SM. Od razu czuję się bezpieczniej- piesi nie łażą po DDRach i babcia nie handluje na drodze rowerowej kwiatkami -.-' Bez wątpienia instytucja, jaką jest STRAŻ MIEJSKA jest wielce potrzebna obywatelom, wszak kto jak nie oni dopilnuje porządku? (trzeba wziąć ten burdel w swoje ręce chyba)
Dzisiaj leniwie czyszczenie Treka, zdemontowałam ładowarkę na dynamo- szkoda, żeby się niszczyła od codziennej jazdy. Nie mogłam się zdecydować od którego roweru zacząć. DYLEMATY...
W Robex'ie skasowali mnie na piątaka za przecięcie linki, do której zgubiłam kluczyk. 60 sekund roboty i zostałam pozbawiona jednej tabliczki Nussbeisser'a. Dużo za dużo jak na moje oko (i portfel)...
Wyczyściłam tarcze w rowerze wiejskim, żeby w poniedziałek oddać go w celu wymiany suportu. I pajęczyny z niego pościągałam. Pająki wcześniej pouciekały nie mogąc znieść skrzypienia w trakcie pedałowania (:
Podczas ciężkiej, ale jakże przyjemnej pracy odkryłam, iż brzoskwinie ledwo trzymają się na gałęzi. Nie pozwoliłam więc sobie poczuć co to głód i na bieżąco uzupełniałam straty energii wydatkowanej podczas wymiany okładzin, regulacji hamulców i mycia (TAAAAAKI wysiłek!). Na końcu policzyłam pestki, które zostały i- żeby Was nie oszukać- koło 15 w ciągu trzech godzin żem wchłonęła :D
[/url]
Do tego kiść winogrona...
A łańcuch się suszy! Zniechęcona ostatnimi zmaganiami ze spinką zakupiłam rozkuwacz do łańcucha. Ściągnęłam go całkowicie i zrobiłam porządne pranie z użyciem płynu do mycia silników- to cudo wszystko wyczyści!
Zakupiłam dziś biały koszyk do roweru wiejskiego i pakując go do swojego różowego plecaka zostawiłam U-LOCKA w sklepie. Szczęście w nieszczęściu, że kupiłam też "zapięcie" do mamy składaka. I tak pod koroną ryzykując zostawiłam Treka między zaparkowanymi samochodami. Tak, wiem- równie dobrze mogłabym bo przywiązać sznurkiem.
Nieco chaotyczny wpis, ale ostatnio coś niespokojne noce mam (być może przez pełnię, być może przez stres związany z ostatnimi wydarzeniami) i zmęczenie daje się we znaki.
AAAAAAAAAAAAAA i najważniejsze na koniec- jak na maratonkę przystało zdecydowałam się jednak na start w tegorocznym Maratonie Wrocławskim. Kolano póki co nie daje o sobie znać, jakby po zmianie ustawienia siodełka niczym po dotknięciu magiczną różdżką ból ustąpił. Chciałam poczekać z opłatą do 31. sierpnia, ale na dzień dzisiejszy zostało nieco ponad 200 miejsc! W zeszłym roku wnosząc opłatę 31. sierpnia otrzymałam numer startowy 3085, w tym roku zgłaszając się MIESIĄC (!) wcześniej oznaczona będę numerem 3700-którymś. A limit wynosi 4000 osób.
Rekordu więc rowerowego w tym miesiącu nie będzie, wszak więcej czasu trzeba poświęcić na przygotowanie stawów do kilkugodzinnego trzaskania o beton. Czy kolano przy takim wysiłku się nie odezwie- nie wiem. Ale wiem na pewno, że jeżeli nie podjęłabym próby to bardzo bym żałowała. Już się ekscytuję zadając pytanie- czy uda się poprawić zeszłoroczny marny czas?
A trasa w tym roku leci w drugą stronę. Rynek dopiero na końcu i brak podbiegów. Najgorszy odcinek- między 25 a 35 km. Długo, nudno i zmęczenie już będzie dawać się we znaki.
Aktualnie przełom lipca i sierpnia to totalna kumulacja nieszczęść. Wiecie jak to jest, kiedy się w czymś nawali a potem się myśli tylko o tym, żeby się już nic podobnego nie przydarzyło, a i tak się przydarza? Jak już pech to jeden za drugim, jakby nie mógł nieco się rozłożyć w czasie.
Poniżej kilka sytuacji, które zasugerowały mi tytuł owego wpisu. Wszystkie zdarzenia miały miejsce w przeciągu trzech dni.
1. Jadę ósemką, na wysokości Korony tuż przed zatoczką przystanku wyprzedza mnie autobus. Trąbi, po czym włącza kierunkowskaz w prawo i zajeżdża mi drogę. Zwalniam, puszczam złośliwego autobusiarza, po czym wyprzedzając go gdy ten stoi na przystanku krzyczę do otwartego okna "Tak się nie robi!" i wskazującym palcem robię "Nu, nu, nu" (dlaczego mam opory przed pokazywaniem tego środkowego?!)
2. Skrzyżowanie Milenijnej i Lotniczej. Zapala się zielone na pasach i przejeździe dla rowerów, a facet w samochodzie nie mógł się zdecydować czy przejechać na swoim pomarańczowym czy jednak nie, po czym stanął na przejeździe dla rowerów. Zrugał go za to rowerzysta jadący obok mnie, a gościu za kółkiem bezradnie pokazuje, na światła rozkładając ręce jakby chcąc powiedzieć "Czerwone się zrobiło i nie zdążyłem!"
3. Ponownie Mosty Trzebnickie pasy koło ul. Na Polance. Zapala się zielone, ruszam na rowerze, obok mnie 2 kobiety, trójka dzieciaków. Facet w samochodzie grzał chcąc zdążyć na pomarańczowym, ale że już dla pieszych było zielone w ostatniej chwili wcisnął hamulec i zatrzymał się w połowie na pasach.
4. Ul. Strzegomska, następne przejście dla pieszych za główną krzyżówką w stronę centrum. Tam z reguły przejeżdżam na czerwonym, bo jest dług moment, że nic nie jedzie. Tym razem trafiłam na ciąg samochodów, więc nie patrzę na swoje światła tylko wypatruję przerwy w ciągu samochodów. Nadjeżdżające auta zaczęły zwalniać- "Będzie zielone". Zrobiło się zielone, a mi i kobiecie obok przed nosem baba w samochodzie śmignęła za nic mając czerwone światło.
5. Tu już trochę komicznie wyszło :) Zjeżdżając dzisiaj z wiaduktu w stronę Zakrzowa idzie sobie młody gościu środkiem DDRu. 2x krzyczę uwaga i zauważam, że ma słuchawki w uszach. Nauczona doświadczeniem nie wyprzedzam obok tylko hamuję dosyć ostro. Klepię gościa w ramię 3x a on na początku się do mnie uśmiecha i "Cześć!", a chwilę potem jak się zorientował, że nie jestem jego znajomą i nie było to klepnięcie powitalne zrobił zdezorientowaną minę i z zawstydzeniem wymamrotał "Przepraszam" po czym zszedł na chodnik. Chyba muszę mocniej klepać na przyszłość :P
I zmieniam brzmienie złotej zasady kochającego życie rowerzysty z "Jeździj tak jakby kierowca cię nie widział" na
"JEŹDZIJ TAK JAKBY KIEROWCA NIE WIDZIAŁ"
Dobrze, że ostatnio na Nowym Dworze kręci się SM. Od razu czuję się bezpieczniej- piesi nie łażą po DDRach i babcia nie handluje na drodze rowerowej kwiatkami -.-' Bez wątpienia instytucja, jaką jest STRAŻ MIEJSKA jest wielce potrzebna obywatelom, wszak kto jak nie oni dopilnuje porządku? (trzeba wziąć ten burdel w swoje ręce chyba)
Dzisiaj leniwie czyszczenie Treka, zdemontowałam ładowarkę na dynamo- szkoda, żeby się niszczyła od codziennej jazdy. Nie mogłam się zdecydować od którego roweru zacząć. DYLEMATY...
W Robex'ie skasowali mnie na piątaka za przecięcie linki, do której zgubiłam kluczyk. 60 sekund roboty i zostałam pozbawiona jednej tabliczki Nussbeisser'a. Dużo za dużo jak na moje oko (i portfel)...
Wyczyściłam tarcze w rowerze wiejskim, żeby w poniedziałek oddać go w celu wymiany suportu. I pajęczyny z niego pościągałam. Pająki wcześniej pouciekały nie mogąc znieść skrzypienia w trakcie pedałowania (:
Podczas ciężkiej, ale jakże przyjemnej pracy odkryłam, iż brzoskwinie ledwo trzymają się na gałęzi. Nie pozwoliłam więc sobie poczuć co to głód i na bieżąco uzupełniałam straty energii wydatkowanej podczas wymiany okładzin, regulacji hamulców i mycia (TAAAAAKI wysiłek!). Na końcu policzyłam pestki, które zostały i- żeby Was nie oszukać- koło 15 w ciągu trzech godzin żem wchłonęła :D
[/url]
Do tego kiść winogrona...
A łańcuch się suszy! Zniechęcona ostatnimi zmaganiami ze spinką zakupiłam rozkuwacz do łańcucha. Ściągnęłam go całkowicie i zrobiłam porządne pranie z użyciem płynu do mycia silników- to cudo wszystko wyczyści!
Zakupiłam dziś biały koszyk do roweru wiejskiego i pakując go do swojego różowego plecaka zostawiłam U-LOCKA w sklepie. Szczęście w nieszczęściu, że kupiłam też "zapięcie" do mamy składaka. I tak pod koroną ryzykując zostawiłam Treka między zaparkowanymi samochodami. Tak, wiem- równie dobrze mogłabym bo przywiązać sznurkiem.
Nieco chaotyczny wpis, ale ostatnio coś niespokojne noce mam (być może przez pełnię, być może przez stres związany z ostatnimi wydarzeniami) i zmęczenie daje się we znaki.
AAAAAAAAAAAAAA i najważniejsze na koniec- jak na maratonkę przystało zdecydowałam się jednak na start w tegorocznym Maratonie Wrocławskim. Kolano póki co nie daje o sobie znać, jakby po zmianie ustawienia siodełka niczym po dotknięciu magiczną różdżką ból ustąpił. Chciałam poczekać z opłatą do 31. sierpnia, ale na dzień dzisiejszy zostało nieco ponad 200 miejsc! W zeszłym roku wnosząc opłatę 31. sierpnia otrzymałam numer startowy 3085, w tym roku zgłaszając się MIESIĄC (!) wcześniej oznaczona będę numerem 3700-którymś. A limit wynosi 4000 osób.
Rekordu więc rowerowego w tym miesiącu nie będzie, wszak więcej czasu trzeba poświęcić na przygotowanie stawów do kilkugodzinnego trzaskania o beton. Czy kolano przy takim wysiłku się nie odezwie- nie wiem. Ale wiem na pewno, że jeżeli nie podjęłabym próby to bardzo bym żałowała. Już się ekscytuję zadając pytanie- czy uda się poprawić zeszłoroczny marny czas?
A trasa w tym roku leci w drugą stronę. Rynek dopiero na końcu i brak podbiegów. Najgorszy odcinek- między 25 a 35 km. Długo, nudno i zmęczenie już będzie dawać się we znaki.
komentarze
Co bezpieczeństwa na drogach, to no comment, polska rzeczywistość.
Do łańcucha polecam środek do czyszczenia łańcuchów z Lidla, jest w sprayu, po 6zł, w prawdzie nie jest strasznie wydajny, ale za to jest bardzo dobry - czyści wszystko i spray ma duże ciśnienie, więc nawet nie trzeba szmatki/szczotki - wystarczy spryskać i uważać, żeby nie zachlapać wszystkiego w koło :) kjkj - 19:19 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Do łańcucha polecam środek do czyszczenia łańcuchów z Lidla, jest w sprayu, po 6zł, w prawdzie nie jest strasznie wydajny, ale za to jest bardzo dobry - czyści wszystko i spray ma duże ciśnienie, więc nawet nie trzeba szmatki/szczotki - wystarczy spryskać i uważać, żeby nie zachlapać wszystkiego w koło :) kjkj - 19:19 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Przeba było lepić karne k...y, może by zadziałało
amiga - 09:14 poniedziałek, 6 sierpnia 2012 | linkuj
Tam w zakamarkach łańcucha zostały reszty smaro-błota. Mycie bym zakfalifikował do REPLAYa . Ale tym razem radzę się przyłożyć lepiej aby efekt oczojebny był. YOŁ :D
gello1 - 20:17 niedziela, 5 sierpnia 2012 | linkuj
Dzięki Tobie wiem, że trasa się w tym roku zmieniła ;-)
Oby tylko wschodniego wiatru nie było bo Lotnicza/Legnicka będzie mordercza.
I nie ma Gądowianki - jaka szkoda, to było niezłe sito ze swoimi dwoma podbiegami. Wydaje się, ze trasa jest łatwiejsza niż w latach poprzednich, tak więc to dodatkowo zwiększa szanse na Twoje poprawienie wyniku.
A opisane sytuacje - masakra. Czyli normalne życie rowerzysty w mieście ;-)
WrocNam - 05:31 niedziela, 5 sierpnia 2012 | linkuj
Komentuj
Oby tylko wschodniego wiatru nie było bo Lotnicza/Legnicka będzie mordercza.
I nie ma Gądowianki - jaka szkoda, to było niezłe sito ze swoimi dwoma podbiegami. Wydaje się, ze trasa jest łatwiejsza niż w latach poprzednich, tak więc to dodatkowo zwiększa szanse na Twoje poprawienie wyniku.
A opisane sytuacje - masakra. Czyli normalne życie rowerzysty w mieście ;-)
WrocNam - 05:31 niedziela, 5 sierpnia 2012 | linkuj