Szczęście jest wyborem!

informacje

baton rowerowy bikestats.pl

Prenumeratorzy bloga

wszyscy znajomi(68)

wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy maratonka.bikestats.pl
wezyrStatystyki zbiorcze na stronę

linki

Wrocław- Hel cz.2 czyli rekord dystansu na prawej nodze.

Sobota, 14 lipca 2012 | dodano:21.07.2012Kategoria Sto i więcej
Km:161.00Km teren:0.00 Czas:10:00km/h:16.10
Pr. maks.:0.00Temperatura: HRmax:(%)HRavg(%)
Kalorie:kcalPodjazdy:mRower:Trek 7100
Zasypiamy po godzinie 3.00.

Godzina 6.30- zamówione budzenie w apartamencie.

"Dzieciaczki, musicie się powoli zbierać, bo o 7.00 przychodzi siostra oddziałowa, a Wy tutaj tak nielegalnie..."

W nocy nikogo na korytarzu. Rano w poszukiwaniu toalety: załogi karetek, lekarze, piguły. Dziwnie patrzyli na mą czuprynę poczochraną i wpół otwarte oczy.

"Podjedźcie sobie do Lasek, tam macie więcej pociągów to jest 10 km stąd"
"Jak długo Ketonal działa?"
"4-6 godzin powinien trzymać"


Obczajamy czy nikogo na korytarzu nie ma. Czy siostra oddziałowa, która już zresztą przyszła nie czycha gdzieś za rogiem.

Czysto, chodu!

Machnęłam tylko na pożegnanie przemiłej budzącej nas pielęgniarce. Oficjalnie nie mogłam podziękować, wszak nas tam przecież nie było :)

Dosiadam Treka. Noga nie boli- nie wiem jeszcze czy to zasługa Ketonalu czy snu. W każdym razie nie po to jechałam 340 km, żeby teraz dodać opis "Wrocław- Zadupie". Gdzie to Zadupie gdzieś pod Wrocławiem? Warszawą? (nazwa miejscowości zmieniona w celu ochrony załogi szpitala ;))

Decyzja- chociaż do Gdańska!

Z obawy i pamiętając ból, który mi doskwierał jeszcze kilka godzin wcześniej pedałuję tylko prawą nogą. Lewa na płaskim i zjazdach zwisa obok, na podjazdach bezwładnie spoczywa na pedale, żeby chociaż swoim ciężarem pomóc przy podciąganiu pedała prawą nogą. Jedziemy póki ból nie będzie narastał.

3 godziny snu na 48 godzin to zdecydowanie za mało. Po zjedzeniu kurczakowej kanapki na Orlenie dopadają mnie problemy żołądkowe. Nie dość, że lewa noga jest nie do użytku to jeszcze to! Źle mi, robimy postój. 20-30 minut tuż przy drodze.
Grzejące słońce nas rozleniwia, ja czekam, żeby mnie przestało wiercić. Jest ciężko...





Dół, góra, dół, góra... Im bliżej morza tym co raz więcej podjazdów i zjazdów. A nie można by tak po płaskim?!



Nawet nie rejestruję tego powitania.



Dla mnie liczy się tylko tabliczka z napisem GDAŃSK. Kolejny długi postój na stacji. Podwójne espresso (10 zł, tego nie zapomnę!) Żołądek wciąż utrudnia podróż. Łykam Ketonal na wszelki wypadek, (noga trochę boli, ale ból nie narasta) i z dwie różne pigułki na problemy żołądkowe. Nie ma co siedzieć skoro nie przechodzi, jedziemy powoli dalej. Mina nietęga.



Nadciągają ciemne chmury. Będzie padać!

"Chodź zjedziemy, przeczekamy ten deszcz..."
"Nie ma na co czekać, to już będzie padać cały czas"- rzecze rozkręcona maratonka

Jedziemy w ulewie. Po co słuchać faceta, ja wiem lepiej, że nie przestanie padać! I nie przestałoby, gdyby nie fakt, że w końcu stanęliśmy pod wiatą i przeczekaliśmy aż chmura przejdzie. Jak się okazało- cały czas jechaliśmy z chmurą :P Ale nie, to nie przestanie padać... (:




Jak widać na załączonym obrazku- zamieniam lewy pantofelek SPD na SANDAU różowy- żeby bloki nie przeszkadzały, wszak lewej nogi absolutnie po szpitalu nie wczepiałam w pedały.

Sandau atakuje! (dolegliwości żołądkowe spieprzają z podskokach z obawy przed SANDAUEM! :))



JEST! W końcu! Cel minimum osiągnięty! Wrocław- Gdańsk- teraz to przynajmniej jakoś brzmi.



Wjazd do Gdańska nie przysparza radości- na ulicy dziura na dziurze, stary nierówny chodnik... Dojeżdżamy do dworca.



Siąpi deszcz, pragnieniem naszym jest usiąść w śmieciowej jadłodajni. Za pozwoleniem parkujemy nasze rowery w KFC.



A tu Krzychu integruje się z Gdańską SM i przyjmuje potulnie mandat za palenie pod budynkiem dworca :D Cale 30 zł- chociaż tyle litości ze strony pana Jestem Ważnym Strażnikiem Miejskim.




Pod dworcem byliśmy koło 17.00. Posilając się postanawiamy- i tak do Helu dojechać nie zdołamy. Mam odparzenia na pośladkach. Na tyle dokuczliwe, że odczuwałam każdą nierówność na jezdni. Nie chcę już wsiadać na rower, tym bardziej, że lewa noga nie może pracować i mało tego, że cały ciężar ciała spoczywa na czterech literach to jeszcze przy podciąganiu pedała dociskam mocniej.

Decyzja: jedziemy do Władysławowa pociągiem. Kupujemy bilety- z przesiadką w Gdyni. Pierwszy pociąg spóźniony 60 minut, nie zdążymy na przesiadkę. Krzysiek przekonuje mnie, że dworzec w Gdyni jest niedaleko i spokojnie powoli dojedziemy na rowerach zdążając na pociąg do Władysławowa. Niechętnie, bardzo niechętnie przystaję na jego propozycję.

I to był najdłuższy, a raczej najbardziej ciągnący się odcinek w moim życiu

To nie było 20 km. Co najmniej 30.

Każda nierówność na jezdni prowokowała do głośnego "K#RWA ja PIER#DOLE!". I łzy w oczach. Niesamowity ból spowodowany przez odparzenia. W dodatku prawa noga mocno obciążona od ostatnich 140 kilometrów też wysiada- zaczyna boleć kolano i ścięgno Achillesa.

W Gdyni pytamy przechodniów.

Daleko jeszcze do dworca?
Kawałek.

Za ile dojedziemy do dworca?
Już niedługo.

Do dworca to jeszcze daleko?
Chwila.

Jak mi jeszcze raz ktoś na pytanie "Czy daleko do dworca?" odpowie "Zaraz będzie" to chyba autentycznie moje "Ja pierd#le" zamieni się w "zaraz Ci przypierd#lę". Dlatego nie pytamy ;)

Koniec. Wymiękam. Po tym jak kobieta kieruje nas w lewo do dworca, gdzie zaczyna się podjazd- zsiadam z roweru w mocnym postanowieniem, że tego dnia już absolutnie, kategorycznie na rower NIE WSIADAM.

Na pociąg właściwy i tak nie zdążyliśmy.

Ogarniam się w toalecie dworcowej. Jako że 2.50 mnie to kosztuje- wykorzystuję na maksa. Schodzi pół godziny, zapomniałam włączyć telefon. Włączam- 3 nieodebrane połączenia od Krzyśka. "będzie opieprz" myślę sobie. Na szczęście nie był zły tylko się martwił :D

Dworzec w Gdyni:





Wsiadamy w pociąg do Władysławowa. Jedno mrugnięcie okiem, a Krzysiek do mnie rzecze "Wysiadamy!". Przecież dopiero wsiedliśmy...!



Uff, Władysławowo!

Godzina 24 z minutami. Musimy od dworca jeszcze kilka km pokonać (może z 4) do plaży. Pieszo? Długo. Zmęczeni jesteśmy.

Przełamuję się, wsiadam na rower. Gdyby nie fakt, że cały czas był zjazd- ni cholery bym nie dojechała.

Godzina 1.00. Nareszcie jest!

Plaża. Morze!






Krzysiek zażywa połowicznej kąpieli, ja mam dość na dzisiaj. Lodowata woda jest ostatnią rzeczą o jakiej marzę.




Męska część ekipy rozkłada namiot na wydmie. Zamiast ustawić go tak, żeby głowa była wyżej, nogi niżej- rozkłada w poprzek. Wiedział co robi, kładąc się staczam się w jego stronę :P Ale mam to gdzieś. jestem na tyle zmęczona i wycieńczona, że zasypiam w mgnieniu oka. Ciekawa tylko czy rano nie obudzi nas SM tudzież policja z wypisanym świstkiem za nielegalne obozowanie na wydmach. To będzie już drugi mandat! Spanie bez namiotu nie wchodzi w grę- siąpi deszcz. Rowery odpoczywają spięte przed namiotem.










Kto nas obudził? Czy dostaliśmy kolejny świstek do kolekcji? Skąd wzięła się ZEBRA w Jastarni? Dlaczego powrót do Wrocławia (POCIĄGIEM!) zajął nam 35 godzin? O tym już jutro w kolejnym odcinku "Cyklodestrukcji".

komentarze
sssuja- dziękuję! Trochę czasu mi zajęła ta relacja.

ciacho- wtedy akurat byłam po Twojej stronie, bo byliśmy w jednym teamie. Ale chciałabym, żeby tak we Wrocławiu przypilnowali tego palenia jak mi jakiś buchaj bucha papierosowym dymem i muszę uciekać. Nie znoszę!

djk71- przejechać 340 km i się poddać? To nie byłaby moja historia!

amiga- cudne są takie tripy, nigdy nie wiadomo co się wydarzy. Polecam całym sercem (kolano nie poleca).
maratonka
- 22:16 wtorek, 24 lipca 2012 | linkuj
Fajna wycieczka. W tym roku nie dostę nad morze, ale może w przyszłym....
amiga
- 08:33 poniedziałek, 23 lipca 2012 | linkuj
Brawo. Po przeczytaniu poprzedniej części bylem przekonany, że ciąg dalszy skończy się na najbliższym dworcu.
djk71
- 04:26 poniedziałek, 23 lipca 2012 | linkuj
Bo to był niemy krzyk! Bywa, i tyle ;) Wojna wymaga ofiar ;)
Staż pominę, bo szkoda ścierać klawiaturę ;) Burak, nad buraki, i tyle ;)
"Racja" po jego stronie, ale- do cholery- Gdańsk lubi się z Wrocławiem!
A tu w Gdyni (!) skończyło się to palenie tylko upomnieniem... ;)
Ciacho1985
- 20:40 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
ciacho- Aaaa widzisz, nie słyszałam krzyku Twego :P

kozio- chyba ze trafisz na straż miejską, która chcąc poczuć się ważną bez mrugnięcia okiem wlepia mandaty. No dobra, pani która mi podarowała mandat za przejechanie na czerwonym jest wyjątkiem od reguły :D

miciu- tu akurat jak to opisał mors jest "krew, pot, łzy i ogólnie heroizm". Dowcipnie było dopiero gdy pospaliśmy na plaży! :)

maratonka
- 19:49 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Miciu, zaraz przy moście z takimi śmisznymi wieżyczkami, jest sobie taka przestrzeń między szeregówkami a rzeką, stoi sobie wierzba i kilka mniejszych drzew, prawie jak park.
kozio23
- 18:29 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
No, udało się :D Nie powiem, bardzo ciekawie i dowcipnie opisane. Kozio23- pewnie namiot na bulwarach rozłożyłeś, bo na Podwisłoczu mieszkam i za cholerę nie widzę tu parku :D
miciu22
- 17:37 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Co do spania na dziko pod namiotem- Nikt nie zgarnął mnie za rozłożenie namiotu w parku w Rzeszowie (na podwisłoczu, uściślając) wiec jesli nie zniszczyłaś żadnych mikołajków nadmorskich czy tam czegoś to zawsze będzie dobrze.
kozio23
- 16:32 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Rano, ale nie pod namiotem ;)
Ja już zeszliśmy z tej wydmy przypinać sakwy mało zawału nie dostałem, jak zobaczyłem łańcuch :)
Ciacho1985
- 16:24 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Mors- niestety nie umrę, wręcz przeciwnie- ożyję! Co do ostatniej Twej uwagi- możesz już nie czytać następnych odcinków, bo nie będzie ;)

Ken- dzięki, dzięki :)

Ciacho- jak rano, jak pod namiotem już leżały na właściwym boku :>

Blase- widziałam ;) Mam nadzieje, że w świat to nie pójdzie. Chyba zmienię nazwe miejscowości tak na wszelki wypadek ;)
maratonka
- 15:56 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
pozwoliłem sobie wrzucić info na fb.
Mam nadzieję że lekarze i piguły nie będą mieli problemów ;)
Szacun za kręcenie jedną nogą z sakwami...
blase
- 15:08 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Platon- mnie to rano zabolało, jak zobaczyłem :)
Ciacho1985
- 13:20 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Szacunek.
Kenhill
- 08:18 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Jest 03:34 w nocy, właśnie wróciłem z mono-tonu po Tatrach :) a wciąż czytam kolejne odcinki. ;p
Znów krew, pot, łzy i ogólnie heroizm - czy kiedyś czytelnicy sie do tego przyzwyczają? a jeśli tak, to co dalej? Umrzesz w którymś odcinku? ;)
Było wszystko, oprócz fot odparzeń. ;)
mors
- 01:36 niedziela, 22 lipca 2012 | linkuj
Jak się teraz przyjrzałam mojego kompana podróży też zniosło na prawo. To wszystko z wycieńczenia ;)
maratonka
- 23:13 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
Rzeczywiście! Byłam tak zmęczona, że nawet nie zwróciłam na to uwagi, cóż za faux pas! Przepraszam, że musicie na to patrzeć :P
maratonka
- 23:12 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
Jak zobaczyłem rower leżący napędem na piasku to aż mnie ciarki przeszły :)
Platon
- 22:29 sobota, 21 lipca 2012 | linkuj
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa iazaw
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

kategorie bloga

Moje rowery

Canyon Nerve Al
GTIX 691 km
C(G?)urarra RIP 799 km
Trek 7100 22706 km
Królowa Szos 844 km
Dostawczak 4 km
Ghost Cross 1800 1865 km

szukaj

archiwum