Olimp na Rysach!
Niedziela, 1 lipca 2012 | dodano:01.07.2012
Km: | 42.61 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:05 | km/h: | 20.45 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
O dzisiejszych kilometrach nie ma co pisać- wybrałam się na głodnego po kawie i jeszcze wczoraj wieczorem przed spaniem 5 km interwałów biegowych. Skutkowało to jazdą bez sił, w fatalnym humorze ze zmarszczonym czołem. W trakcie moich katuszy zadzwonił Kamil i chciał się dołączyć. Ostrzegłam, że radością nie tryskam i jak chce się dołączyć to na własne ryzyko. Odważny jest, bo po 50 minutach spotkaliśmy się w miejscowości Szczodre i pojechaliśmy już w stronę domu- dalsza jazda groziłaby utrwaleniem się zmarszczek mimicznych na czole od ciągłego marszczenia BRWI.
Poniżej zamieszczę opis wypadu w Tatry, wszak ciekawsze rzeczy działy się tam, aniżeli podczas moich krótkich rowerowych podróży.
Sprawa miała się tak, że początkowo miał to być wypad trzydniowy. Komplikacje na uczelni skróciły wyjazd do dwóch dni- chcieliśmy zaliczyć Rysy, przenocować w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów i gdzieś jeszcze zawędrować. Ostatecznie kontuzja Zielonego, bolące kolana Bartka oraz zapowiadająca się następnego dnia zła pogoda zmusiły nas do powrotu jeszcze tego samego dnia.
Nikt specjalnie nie protestował, gdyż wchodzenie na Rysy z ważącymi niemało plecakami wszystkim nieźle dały w kość! Że nie wspomnę o schodzeniu po asfalcie z Morskiego Oka- istna katorga fizyczna i psychiczna.
Cały wyjazd zaczął się we wtorek o 23.00, o 6.00 byliśmy na Łysej Polanie, 13.00 na szczycie, 18.00 w schronisku nad Morskim Okiem. Tutaj płeć piękna zażyła kąpieli pod prysznicem, płeć brzydka stwierdziła, iż nie będzie pozbywać się swoich feromonów. Pokonaliśmy asfalt, koło 21.00 wsiedliśmy do busa, po 2.00 byliśmy we Wrocławiu.
Relacja pisana na zamówienie prezesa Wojciecha :)
Gdy świerszcze już grały pewnej nocy czerwcowej
Czekał na nas bus czerwony do drogi gotowy.
Krótka wskazówka na liczbę 11 się przesunęła
Długa na dwunastej miejsce zajęła.
Szofer już pali gumę, benzyna w baku zawrzała
Wsiadamy z okrzykiem "Gazu czerwona strzała!"
Luksusu ni komfortu nikt nie doświadczył tej nocy
Nie taki zresztą cel i marzenie mieli Olimpowcy.
Przygoda to nie "All inclusive" i hotele pięciogwiazdkowe
To nieprzewidziane sytuacje i ryzyko zdroworozsądkowe.
Duża wskazówka na tarczy pełne koło sześć razy zatoczyła
Mała raptem 180 stopni pokonała- piąta wybiła!
Na Łysej Polanie wita nas pan parkingowy
Sowitych opłat za postój poborowy.
Haracz zapłacony, plecaki ubrane
Ruszamy po śniadaniu opuszczając Łysą Polanę.
Ruszyła maszyna, OLIMPU drużyna
I tak się górska przygoda zaczyna:
I toczy się z mozołem koło za kołem,
Do taktu turkoce... Ups, pomyłka mała
To nie tak nasza tatrzańska bajka leciała.
Pokonaliśmy asfalt- będzie sprostowanie,
bo dopiero nad Morskim Okiem było śniadanie!
Prawda więc taka, że przez kilometrów parę
Mały Głód nas nie opuszczał- jakby za karę.
Były warzywa, kanapki, czekolady i misie tez były!
"Brunatne?"- spytacie. Niestety. Tylko z żelatyny.
Węglowodanami przepełnieni stołówkę opuszczamy,
Wszak już się do rąk wyrywają czekany.
Nie wiem kto bardziej się zawiódł- one czy dziewczyny,
Że na darmo taki osprzęt ze sobą nosiły.
Stosunek tras ośnieżonych do lodem niepokrytych
To jak porównanie szczytów wymarzonych do tych zdobytych.
W naszych głowach ich mnóstwo- setki, tysiące?
A w rzeczywistości zaliczamy mniej ograniczeni przez pieniądze.
Bo nie tylko sprzęt kosztuje, nie tylko wyprawy
Czas najdroższą rzeczą na górskie wyprawy.
Wracając do bajki z ośmioma głównymi bohaterami,
Po drodze na szczyt kozice mijamy.
Napawając się widokiem jakie Tatry nam zafundowały,
Grzejąc promieniami słońca, które nas otulały,
Doszliśmy do odcinka, gdzie łańcuchy wspomagały
Gdzie co raz trudniejsze i bardziej śliskie skały.
Szlaki szlakami, chłopcy chłopcami!
"Na Kukuczkę" wchodzili zamiast z łańcuchami.
I'm too sexy for my love, I'm to sexy for your party!- prezes Olimpu we własnej osobie :D
Część piękniejsza ekipy plecaków się pozbyła
Górskim skałom swój dobytek powierzyła.
Kto kombinuje- wygrywa. Finału domyślcie się sami-
Płeć piękna pierwsza górowała nad Rysami i facetami!
Doszli Panowie, wszyscy w komplecie,
A teraz z flagą Olimpu zrobimy zdjęcie!
Jest dowód, pamiątka, miejsce w albumie już gotowe
A my chwytając chwilę w obłokach zanurzamy głowę.
"Usiedli i patrzą na spowite błękitem niebo"
Tego dnia nie widzieliśmy nic piękniejszego.
Cel osiągnięty, a teraz zejść trzeba
Z niechęcią oddalamy się od bram do nieba.
W powrocie doskwierać zaczęło zmęczenie
I tylko już jedno mieliśmy marzenie-
by jak najszybciej znaleźć się w busie
Ale nie zniechęciło to niektórych do marzeń o Elbrusie.
Zjazd na karimacie!
"Widziałeś te faje za nami? Na jeden dzień w Tatry przyjechali!"
I tak śpiący, zmęczeni- jak czołgiem przejechani
Przepełnieni cudownymi, górskimi wspomnieniami
W czerwonej strzale kierunek na Wrocław obieramy
W głębokim śnie pogrążeni chrapaniem Tatry żegnamy.
Podsumowując wyjazd cały
Miał być wielki, a był mały.
Z planowanych trzech dni jeden się zrobił
Ale któż by nam w zdobyciu Rysów przeszkodził!
Bo tak naprawdę liczą się te małe spełnione marzenia
Z ludźmi, których po latach się przywoła we wspomnieniach...
Spaliśmy u koleżanki. Rano wspólne śniadanie. Jak prezes zrobi śniadanie to nie ma chooja we wsi- za to jest jajecznica na podłodze!
Następnego dnia umówiliśmy się na wspólne robienie i jedzenie pizzy. Była pizza, był pokaz zdjęć, była wódka, o której zapomnieliśmy- z NIMI tak już jest! Nastrój był tak sielankowy, że wspomagacze nie były potrzebne.
Czas na mecz i spotkanie ze starymi Olimpowiczami. W czarnym pokoju...
Godzina 00.30. Szósta próba.
"Dzień dobry, ja jestem sąsiadem spod czwórki. Wyszedłem wyrzucić śmieci i mi się brama zatrzasnęła!"
Na Grabiszyńskiej. Z widokiem na Sky Tower.
To były 2 długie dni na pełnych obrotach. Kilka nowych znajomości, masa wspomnień, nieschodzący z twarzy uśmiech :)
Poniżej zamieszczę opis wypadu w Tatry, wszak ciekawsze rzeczy działy się tam, aniżeli podczas moich krótkich rowerowych podróży.
Sprawa miała się tak, że początkowo miał to być wypad trzydniowy. Komplikacje na uczelni skróciły wyjazd do dwóch dni- chcieliśmy zaliczyć Rysy, przenocować w schronisku w Dolinie Pięciu Stawów i gdzieś jeszcze zawędrować. Ostatecznie kontuzja Zielonego, bolące kolana Bartka oraz zapowiadająca się następnego dnia zła pogoda zmusiły nas do powrotu jeszcze tego samego dnia.
Nikt specjalnie nie protestował, gdyż wchodzenie na Rysy z ważącymi niemało plecakami wszystkim nieźle dały w kość! Że nie wspomnę o schodzeniu po asfalcie z Morskiego Oka- istna katorga fizyczna i psychiczna.
Cały wyjazd zaczął się we wtorek o 23.00, o 6.00 byliśmy na Łysej Polanie, 13.00 na szczycie, 18.00 w schronisku nad Morskim Okiem. Tutaj płeć piękna zażyła kąpieli pod prysznicem, płeć brzydka stwierdziła, iż nie będzie pozbywać się swoich feromonów. Pokonaliśmy asfalt, koło 21.00 wsiedliśmy do busa, po 2.00 byliśmy we Wrocławiu.
Relacja pisana na zamówienie prezesa Wojciecha :)
Gdy świerszcze już grały pewnej nocy czerwcowej
Czekał na nas bus czerwony do drogi gotowy.
Krótka wskazówka na liczbę 11 się przesunęła
Długa na dwunastej miejsce zajęła.
Szofer już pali gumę, benzyna w baku zawrzała
Wsiadamy z okrzykiem "Gazu czerwona strzała!"
Luksusu ni komfortu nikt nie doświadczył tej nocy
Nie taki zresztą cel i marzenie mieli Olimpowcy.
Przygoda to nie "All inclusive" i hotele pięciogwiazdkowe
To nieprzewidziane sytuacje i ryzyko zdroworozsądkowe.
Duża wskazówka na tarczy pełne koło sześć razy zatoczyła
Mała raptem 180 stopni pokonała- piąta wybiła!
Na Łysej Polanie wita nas pan parkingowy
Sowitych opłat za postój poborowy.
Haracz zapłacony, plecaki ubrane
Ruszamy po śniadaniu opuszczając Łysą Polanę.
Ruszyła maszyna, OLIMPU drużyna
I tak się górska przygoda zaczyna:
I toczy się z mozołem koło za kołem,
Do taktu turkoce... Ups, pomyłka mała
To nie tak nasza tatrzańska bajka leciała.
Pokonaliśmy asfalt- będzie sprostowanie,
bo dopiero nad Morskim Okiem było śniadanie!
Prawda więc taka, że przez kilometrów parę
Mały Głód nas nie opuszczał- jakby za karę.
Były warzywa, kanapki, czekolady i misie tez były!
"Brunatne?"- spytacie. Niestety. Tylko z żelatyny.
Węglowodanami przepełnieni stołówkę opuszczamy,
Wszak już się do rąk wyrywają czekany.
Nie wiem kto bardziej się zawiódł- one czy dziewczyny,
Że na darmo taki osprzęt ze sobą nosiły.
Stosunek tras ośnieżonych do lodem niepokrytych
To jak porównanie szczytów wymarzonych do tych zdobytych.
W naszych głowach ich mnóstwo- setki, tysiące?
A w rzeczywistości zaliczamy mniej ograniczeni przez pieniądze.
Bo nie tylko sprzęt kosztuje, nie tylko wyprawy
Czas najdroższą rzeczą na górskie wyprawy.
Wracając do bajki z ośmioma głównymi bohaterami,
Po drodze na szczyt kozice mijamy.
Napawając się widokiem jakie Tatry nam zafundowały,
Grzejąc promieniami słońca, które nas otulały,
Doszliśmy do odcinka, gdzie łańcuchy wspomagały
Gdzie co raz trudniejsze i bardziej śliskie skały.
Szlaki szlakami, chłopcy chłopcami!
"Na Kukuczkę" wchodzili zamiast z łańcuchami.
I'm too sexy for my love, I'm to sexy for your party!- prezes Olimpu we własnej osobie :D
Część piękniejsza ekipy plecaków się pozbyła
Górskim skałom swój dobytek powierzyła.
Kto kombinuje- wygrywa. Finału domyślcie się sami-
Płeć piękna pierwsza górowała nad Rysami i facetami!
Doszli Panowie, wszyscy w komplecie,
A teraz z flagą Olimpu zrobimy zdjęcie!
Jest dowód, pamiątka, miejsce w albumie już gotowe
A my chwytając chwilę w obłokach zanurzamy głowę.
"Usiedli i patrzą na spowite błękitem niebo"
Tego dnia nie widzieliśmy nic piękniejszego.
Cel osiągnięty, a teraz zejść trzeba
Z niechęcią oddalamy się od bram do nieba.
W powrocie doskwierać zaczęło zmęczenie
I tylko już jedno mieliśmy marzenie-
by jak najszybciej znaleźć się w busie
Ale nie zniechęciło to niektórych do marzeń o Elbrusie.
Zjazd na karimacie!
"Widziałeś te faje za nami? Na jeden dzień w Tatry przyjechali!"
I tak śpiący, zmęczeni- jak czołgiem przejechani
Przepełnieni cudownymi, górskimi wspomnieniami
W czerwonej strzale kierunek na Wrocław obieramy
W głębokim śnie pogrążeni chrapaniem Tatry żegnamy.
Podsumowując wyjazd cały
Miał być wielki, a był mały.
Z planowanych trzech dni jeden się zrobił
Ale któż by nam w zdobyciu Rysów przeszkodził!
Bo tak naprawdę liczą się te małe spełnione marzenia
Z ludźmi, których po latach się przywoła we wspomnieniach...
Spaliśmy u koleżanki. Rano wspólne śniadanie. Jak prezes zrobi śniadanie to nie ma chooja we wsi- za to jest jajecznica na podłodze!
Następnego dnia umówiliśmy się na wspólne robienie i jedzenie pizzy. Była pizza, był pokaz zdjęć, była wódka, o której zapomnieliśmy- z NIMI tak już jest! Nastrój był tak sielankowy, że wspomagacze nie były potrzebne.
Czas na mecz i spotkanie ze starymi Olimpowiczami. W czarnym pokoju...
Godzina 00.30. Szósta próba.
"Dzień dobry, ja jestem sąsiadem spod czwórki. Wyszedłem wyrzucić śmieci i mi się brama zatrzasnęła!"
Na Grabiszyńskiej. Z widokiem na Sky Tower.
To były 2 długie dni na pełnych obrotach. Kilka nowych znajomości, masa wspomnień, nieschodzący z twarzy uśmiech :)
komentarze
Na jeden dzień to zamiast plecaka wystarczyłaby torebka ze szminką i lusterkiem:D
szarlotka - 08:32 poniedziałek, 2 lipca 2012 | linkuj
Tego po Muffince się nie spodziewałem... Tatry BEZ ROWERU?!?
Mnie bez roweru to by nawet taka farciarska pogoda nie cieszyła.
Jak ktoś nie w temacie, to w tym sezonie jest moda na wnoszenie rowerów na Rysy. :))
Chociażby user z BS - ''wilk''.
Jak łatwo się domyśleć, mors planuje wnieść mono na Rysy.
a już absolutne minimum DOJECHAĆ nad Mors(k)ie Oko. :] mors - 17:32 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj
Komentuj
Mnie bez roweru to by nawet taka farciarska pogoda nie cieszyła.
Jak ktoś nie w temacie, to w tym sezonie jest moda na wnoszenie rowerów na Rysy. :))
Chociażby user z BS - ''wilk''.
Jak łatwo się domyśleć, mors planuje wnieść mono na Rysy.
a już absolutne minimum DOJECHAĆ nad Mors(k)ie Oko. :] mors - 17:32 niedziela, 1 lipca 2012 | linkuj