Eurotrip: Chorwacja, Słowenia
Sobota, 21 kwietnia 2012 | dodano:21.04.2012
Km: | 32.39 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 01:30 | km/h: | 21.59 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | (%) | HRavg | (%) | |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Kilometry z jazdy do pracy i z powrotem. Zaraz idę jeszcze trochę wykręcić, a tymczasem obiecana fotorelacja z wyprawy na Bałkany. Założeniem było zdobyć najwyższy szczyt Chorwacji (Dinara 1830 m n.p.m.) oraz Zla Kolata w Czarnogórze. Ze względu na marną pogodę nastąpiła zmiana planów i spod Dinary pojechaliśmy na wybrzeże do Baśki.
Jedziemy ponad 10 h. Późna godzina, czas na nocleg!
Pierwsza noc- przy drodze bez namiotów
Dobrze, że nie było nas widać!
Budzę się, otwieram oczy...
Patrzę w lewo
Patrzę przed siebie
Poranne przeciągaaaaaaaanie
Śniadanie
I widok z toalety
I jedziemy dalej w stronę szczytu!
Mijamy po drodze mnóstwo opuszczonych, ostrzelanych i wysadzonych domów. Jak się dowiadywałam po wojnie Serbowie uciekając z Chorwacji niszczyli swoje domy, aby nie można było z nich zamieszkać, jak i również rdzennie mieszkańcy tego kraju z zemsty niszczyli posiadłości należące do wroga.
Pytamy chorwackiego pastuszka o drogę- dogadaliśmy się jak Polak z Chorwatem czyli idealnie :D
Dobry sweter będzie!
Znajdujemy pod Dinarą miejsce na rozbicie namiotów i integrujemy się z tutejszymi mieszkańcami, których było aż... 8 :)
Pełen luksus- nawet toaleta była!
Okolice obozowiska
Ogarniamy się i ruszamy zdobyć szczyt! Po drodze mijamy przesympatyczne żuczki gnojowniczki i ich gnojową kulkę.
"To jak ekipa... Nakurwiamy!"
Podczas pierwszej próby zdobycia Dinary zastaje nas porządny deszcz. Przemoczeni brniemy dalej nie zrażając się napotykanymi przeszkodami. Gubimy szlak, którego oznaczenie pozostawia wiele do życzenia.
Nie mamy szlaku, ale za to mamy mokro w butach, w rękawiczkach, a ja dodatkowo mam niewygodne buty, które z każdym krokiem co raz bardziej zdzierają mi pięty. Co się naprzeklinałam! I mamy ścianę. Mokro, ślisko, stromo.
Choćby skały srały- i tak idziemy!
Poziom: hard. Co raz bardziej stromo, co raz mnie stabilne skały.
Kolejna ściana! Za decyzją doświadczonego kolegi rezygnujemy. Przy tej wspinaczce wielce prawdopodobne, że jeden popełniony błąd byłby ostatnim błędem w życiu. Deszcz, śliskie, strome skały, pod nami urwisko. 1600 m n.p.m.
Ein kleiner Jägermeister... :D Na pocieszenie i rozgrzanie po małym łyku i sru na dół!
Aby ominąć ścianę, po której się wspinaliśmy wybieramy drogę okrężną. Takiego dymania <przez wiatr> to jeszcze nigdy nie miałam! Szlaki na Dinarze jak widać poniżej są bardzo zadbane. Raz nad pniem, raz pod pniem. Byle do przodu!
Integrejszyn w namiotejszyn :D kumulacja sił na następny dzień. Leje jak diabli, wieje jak skurczybyk. I tak wejdziemy na szczyt- choćby skały srały!
Stretching %%% :D zakres ruchomości w stawach jak nigdy!
Co poniektórzy wstają z niewyraźną miną... :D
A ONA rześka jak nigdy wychodzi potargana z namiotu i straszy w okolicy :D
Suszymy rzeczy
Drapiemy się po pięcie, jemy śniadanie i zaspokajamy potrzeby :D
Dzień trzeci, próba druga. "Nakurwiamy!"
Wychodząc wciąż pada deszcz. Męska część ekipy leczy się po wczorajszej integracji Jagermeisterem. Efekt jest taki, że wchodzimy na niczym emeryci. Co 10 minut zdaje się słychać z daleka donośne "Ja pierdolę, ale mi niedobrze!"
Wsadź tam rękę!
Jedni cierpią inni w pełni sił!
Wyszliśmy etapami: pierwsza nasza trójka, drugie bliźniaczki i jako trzeci ostatni dwaj, którzy najdłużej się leczyli :D po pewnym czasie doganiają nas bliźniaczki. I idziemy- raz górą, raz dołem!
Umisz tak?!
Zamarznięta kosodrzewina. Wiało, targało i dymało
A to Ci dziurwa! Co raz wyżej, co raz więcej śniegu. Gdyby nie pożyczone suptuty dzięki niskim NAJACZOM moje stopy zostałyby poddane hibenracji. Ale przyrzekłam moim stopom, że nigdy więcej nie założę tych wysokich obcierających butów!
Pierwszy! Dla niego 13. szczyt z Korony Europy. Dla mnie raptem drugi :)
I prawie cała reszta- hip hiiip hurra!!!
Jakieś wątpliwości, że naprawdę wiało? :D
Jeden, jedyny dzień, kiedy zaczęło wychodzić zza chmur słońce i uraczyło nas przepięknymi widokami!
Zjeżdżamy na dół :D
... przez chwilę czułam się jak w bajce... :)
"...pssst!" "Ej, PACZCIE... On ma Red Bulla!"
Widoczki koło namiotu
Przenosimy się nieco niżej w okolice wodospadu. Zażywamy kąpieli w lodowatym strumieniu. Ale jak ciepło potem...!
"Dobrze, dzisiaj nic nie pijemy, trzeba odpocząć..."
"Taaaa, gadasz tak, bo wódki nie ma i nie ma gdzie kupić! Gdyby była już dawno byś polewał!"
Jedzą wyborny posiłek :D
I srają w nocy. Ze strachu!
Wnet godzina 3.00 w nocy
Zdobywcy Dinary otworzyli oczy.
Wiatr szaleje, słychać kroki.
Odgłos łap czy ludzkie nogi?
To nie namiot nam zdmuchnęło
To coś wolnym korkiem sunęło.
Gdzie siekiera? W samochodzie.
"Ja pierdole!" rzecze Żłobek.
Człowiek? Obcy? Niedźwiedź jaki?
Czegóż chciał on, któż to taki?
To już wieczną tajemnicą będzie
Chcemy takich przygód więcej!
Budzimy się rano. Wszyscy cali, samochody są... Ufff...
Jedzą śniadanko
Robią focie pod wodospadem
Łapią kapcia pod chorwackim Lidlem :D I jadą na wybrzeże.
Dojeżdżają do Baśki
Uczą się wychodzić ze szczeliny na parkingu
Biorą śpiworki, Rakiję, kieliszki i szukają kawałka plaży na nocleg. Znaleźli!
Grzeją się... I zasypiają.
Budzę się. Otwieram oczy.
Unoszę głowę
Sprawdzam temperaturę wody. Z tyłu słyszę zdublowane, głośne chrapanie. Faceci...
Budzę ich i szoruję do samochodu. Się ogarnąć się.
Przynoszę śniadanie (przynajmniej już nie chrapią:))
Oni jedzą... Piją... (sok tym razem)
A ona nie zważając na fale, zimną wodę, niską temperaturę, kamieniste podłoże i jeżowce do wody wchodzi. Na kozaku! :D
Spać na plaży i się nie wykąpać? Niedoczekanie! A Ci, którzy najbardziej się zarzekali, że wskoczą do wody- siedzą w śpiworach i trzęsą się z zimna.
Baśka egejn. Łudząca zabudowania przypominają Wenecję. Jednak jest o wiele sympatyczniej, czyściej, a budynki nie są wyremontowane. Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat, który sprawia, że chce się tam wracać.
To nie salon piękności był- to stacja benzynowa z umywalką i suszarką do... No nie do włosów, do rąk. Ale, ale... Nareszcie jakoś wygląda!
W góry! Nie z Orbisem, ale w góry!
Gdzie góralki i górale wiodą żywot swój,
a owce na hali: mee, mee, mee, me me me me, mee, mee, mee, me me me me w góry! Nie z Orbisem, ale w góry!
Gdzie góralki i górale wiodą żywot swój,
a owce na hali: mee, mee, mee, me me me me, mee, mee, mee, me me me me w góry!
Słowenia. Cel: Triglav 2864 m n.p.m.
ChOpaki rozstawiają nam sypialnię. A ja ich głośno dopinguję! :D
Chcą wyruszyć jak najwcześniej, żeby zdobyć najwyższy szczyt Alp Julijskich. Noc niespokojna. Znowu namiot targany przez wiatr. Dopóki nie zaczęło świtać włączony tryb czuwania. Budzik dzwoni. 5:30.
Żłobek: wyłącz.
Magdalena M.: wyłącza.
Karaś: Chrrr... Chrrr... (chrapie, w sensie)
Budzą się, godzina 8.00.
9.00 ruszają
Triglav: 6h.
Idą 15 minut. Kolejna tabliczka.
Triglav 6h.
Łat de faaaK?
Ok. Idziemy. Mija półtorej godziny. Widzą tabliczkę.
Triglav: 5h30'
Żłobek: ja pierdole.
Lekko nie ma. To nie tak jak w Tatrach gdzie sugerowane 2 godziny można pokonać w nieco ponad godzinę.
Wspinają się dalej.
Nie ma porównania do Dinary- pięknie wytyczone oznaczone szlaki.
Ocho! Zaczynają się schody.
Eeeeeee... Gdzie teraz?
ONA odciąża ICH targając plecak. Bo sama chce, a nie dlatego, że każą!
"Ożesz motyla noga mać! Gdzie ta tabliczka była?"
Się znalazła! Tabliczka... 1922 m n.p.m.
Rakiet nie mają, kolce pojechały do Czarnogóry, lina i uprzęże w samochodzie godzina 12.00. Szacowany czas wędrówki: minimum 6 h. A powrót?... Poddajemy się. Jeszcze tylko czekolada, pomarańczka i sru.
Schodzą co raz niżej, i niżej... Ej, ale nie tak mieliśmy schodzić! :D
I po śniegu.
ONA podziwia kwiatki
ONI odciski misiowych łap
ONA i ONI wracają do samochodu, pakują się. Wpisują w GPS WROCŁAW. ALE! Jeszcze tu wrócą. Triglav będzie ich.
Wspaniali ludzie. Wspaniałe noce. Nawet te z "obcym" chodzącym koło namiotu. Spanie na plaży. Rakija. Półtora kilo owczego sera. Budzisz się i masz mokry śpiwór, bo fale się zrobiły. Wspinasz się w śniegu po pas. Myjesz chusteczkami "dzidziuś", nie tapetujesz, kąpiesz w strumieniu, jesz makaron z sosem ze słoika i tyrolską i smakuje Ci to niczym danie z pod ręki Gesslerowej. To wszystko sprawia, że chcesz więcej. I będziesz to mieć!
Jedziemy ponad 10 h. Późna godzina, czas na nocleg!
Pierwsza noc- przy drodze bez namiotów
Dobrze, że nie było nas widać!
Budzę się, otwieram oczy...
Patrzę w lewo
Patrzę przed siebie
Poranne przeciągaaaaaaaanie
Śniadanie
I widok z toalety
I jedziemy dalej w stronę szczytu!
Mijamy po drodze mnóstwo opuszczonych, ostrzelanych i wysadzonych domów. Jak się dowiadywałam po wojnie Serbowie uciekając z Chorwacji niszczyli swoje domy, aby nie można było z nich zamieszkać, jak i również rdzennie mieszkańcy tego kraju z zemsty niszczyli posiadłości należące do wroga.
Pytamy chorwackiego pastuszka o drogę- dogadaliśmy się jak Polak z Chorwatem czyli idealnie :D
Dobry sweter będzie!
Znajdujemy pod Dinarą miejsce na rozbicie namiotów i integrujemy się z tutejszymi mieszkańcami, których było aż... 8 :)
Pełen luksus- nawet toaleta była!
Okolice obozowiska
Ogarniamy się i ruszamy zdobyć szczyt! Po drodze mijamy przesympatyczne żuczki gnojowniczki i ich gnojową kulkę.
"To jak ekipa... Nakurwiamy!"
Podczas pierwszej próby zdobycia Dinary zastaje nas porządny deszcz. Przemoczeni brniemy dalej nie zrażając się napotykanymi przeszkodami. Gubimy szlak, którego oznaczenie pozostawia wiele do życzenia.
Nie mamy szlaku, ale za to mamy mokro w butach, w rękawiczkach, a ja dodatkowo mam niewygodne buty, które z każdym krokiem co raz bardziej zdzierają mi pięty. Co się naprzeklinałam! I mamy ścianę. Mokro, ślisko, stromo.
Choćby skały srały- i tak idziemy!
Poziom: hard. Co raz bardziej stromo, co raz mnie stabilne skały.
Kolejna ściana! Za decyzją doświadczonego kolegi rezygnujemy. Przy tej wspinaczce wielce prawdopodobne, że jeden popełniony błąd byłby ostatnim błędem w życiu. Deszcz, śliskie, strome skały, pod nami urwisko. 1600 m n.p.m.
Ein kleiner Jägermeister... :D Na pocieszenie i rozgrzanie po małym łyku i sru na dół!
Aby ominąć ścianę, po której się wspinaliśmy wybieramy drogę okrężną. Takiego dymania <przez wiatr> to jeszcze nigdy nie miałam! Szlaki na Dinarze jak widać poniżej są bardzo zadbane. Raz nad pniem, raz pod pniem. Byle do przodu!
Integrejszyn w namiotejszyn :D kumulacja sił na następny dzień. Leje jak diabli, wieje jak skurczybyk. I tak wejdziemy na szczyt- choćby skały srały!
Stretching %%% :D zakres ruchomości w stawach jak nigdy!
Co poniektórzy wstają z niewyraźną miną... :D
A ONA rześka jak nigdy wychodzi potargana z namiotu i straszy w okolicy :D
Suszymy rzeczy
Drapiemy się po pięcie, jemy śniadanie i zaspokajamy potrzeby :D
Dzień trzeci, próba druga. "Nakurwiamy!"
Wychodząc wciąż pada deszcz. Męska część ekipy leczy się po wczorajszej integracji Jagermeisterem. Efekt jest taki, że wchodzimy na niczym emeryci. Co 10 minut zdaje się słychać z daleka donośne "Ja pierdolę, ale mi niedobrze!"
Wsadź tam rękę!
Jedni cierpią inni w pełni sił!
Wyszliśmy etapami: pierwsza nasza trójka, drugie bliźniaczki i jako trzeci ostatni dwaj, którzy najdłużej się leczyli :D po pewnym czasie doganiają nas bliźniaczki. I idziemy- raz górą, raz dołem!
Umisz tak?!
Zamarznięta kosodrzewina. Wiało, targało i dymało
A to Ci dziurwa! Co raz wyżej, co raz więcej śniegu. Gdyby nie pożyczone suptuty dzięki niskim NAJACZOM moje stopy zostałyby poddane hibenracji. Ale przyrzekłam moim stopom, że nigdy więcej nie założę tych wysokich obcierających butów!
Pierwszy! Dla niego 13. szczyt z Korony Europy. Dla mnie raptem drugi :)
I prawie cała reszta- hip hiiip hurra!!!
Jakieś wątpliwości, że naprawdę wiało? :D
Jeden, jedyny dzień, kiedy zaczęło wychodzić zza chmur słońce i uraczyło nas przepięknymi widokami!
Zjeżdżamy na dół :D
... przez chwilę czułam się jak w bajce... :)
"...pssst!" "Ej, PACZCIE... On ma Red Bulla!"
Widoczki koło namiotu
Przenosimy się nieco niżej w okolice wodospadu. Zażywamy kąpieli w lodowatym strumieniu. Ale jak ciepło potem...!
"Dobrze, dzisiaj nic nie pijemy, trzeba odpocząć..."
"Taaaa, gadasz tak, bo wódki nie ma i nie ma gdzie kupić! Gdyby była już dawno byś polewał!"
Jedzą wyborny posiłek :D
I srają w nocy. Ze strachu!
Wnet godzina 3.00 w nocy
Zdobywcy Dinary otworzyli oczy.
Wiatr szaleje, słychać kroki.
Odgłos łap czy ludzkie nogi?
To nie namiot nam zdmuchnęło
To coś wolnym korkiem sunęło.
Gdzie siekiera? W samochodzie.
"Ja pierdole!" rzecze Żłobek.
Człowiek? Obcy? Niedźwiedź jaki?
Czegóż chciał on, któż to taki?
To już wieczną tajemnicą będzie
Chcemy takich przygód więcej!
Budzimy się rano. Wszyscy cali, samochody są... Ufff...
Jedzą śniadanko
Robią focie pod wodospadem
Łapią kapcia pod chorwackim Lidlem :D I jadą na wybrzeże.
Dojeżdżają do Baśki
Uczą się wychodzić ze szczeliny na parkingu
Biorą śpiworki, Rakiję, kieliszki i szukają kawałka plaży na nocleg. Znaleźli!
Grzeją się... I zasypiają.
Budzę się. Otwieram oczy.
Unoszę głowę
Sprawdzam temperaturę wody. Z tyłu słyszę zdublowane, głośne chrapanie. Faceci...
Budzę ich i szoruję do samochodu. Się ogarnąć się.
Przynoszę śniadanie (przynajmniej już nie chrapią:))
Oni jedzą... Piją... (sok tym razem)
A ona nie zważając na fale, zimną wodę, niską temperaturę, kamieniste podłoże i jeżowce do wody wchodzi. Na kozaku! :D
Spać na plaży i się nie wykąpać? Niedoczekanie! A Ci, którzy najbardziej się zarzekali, że wskoczą do wody- siedzą w śpiworach i trzęsą się z zimna.
Baśka egejn. Łudząca zabudowania przypominają Wenecję. Jednak jest o wiele sympatyczniej, czyściej, a budynki nie są wyremontowane. Wszystko to tworzy niepowtarzalny klimat, który sprawia, że chce się tam wracać.
To nie salon piękności był- to stacja benzynowa z umywalką i suszarką do... No nie do włosów, do rąk. Ale, ale... Nareszcie jakoś wygląda!
W góry! Nie z Orbisem, ale w góry!
Gdzie góralki i górale wiodą żywot swój,
a owce na hali: mee, mee, mee, me me me me, mee, mee, mee, me me me me w góry! Nie z Orbisem, ale w góry!
Gdzie góralki i górale wiodą żywot swój,
a owce na hali: mee, mee, mee, me me me me, mee, mee, mee, me me me me w góry!
Słowenia. Cel: Triglav 2864 m n.p.m.
ChOpaki rozstawiają nam sypialnię. A ja ich głośno dopinguję! :D
Chcą wyruszyć jak najwcześniej, żeby zdobyć najwyższy szczyt Alp Julijskich. Noc niespokojna. Znowu namiot targany przez wiatr. Dopóki nie zaczęło świtać włączony tryb czuwania. Budzik dzwoni. 5:30.
Żłobek: wyłącz.
Magdalena M.: wyłącza.
Karaś: Chrrr... Chrrr... (chrapie, w sensie)
Budzą się, godzina 8.00.
9.00 ruszają
Triglav: 6h.
Idą 15 minut. Kolejna tabliczka.
Triglav 6h.
Łat de faaaK?
Ok. Idziemy. Mija półtorej godziny. Widzą tabliczkę.
Triglav: 5h30'
Żłobek: ja pierdole.
Lekko nie ma. To nie tak jak w Tatrach gdzie sugerowane 2 godziny można pokonać w nieco ponad godzinę.
Wspinają się dalej.
Nie ma porównania do Dinary- pięknie wytyczone oznaczone szlaki.
Ocho! Zaczynają się schody.
Eeeeeee... Gdzie teraz?
ONA odciąża ICH targając plecak. Bo sama chce, a nie dlatego, że każą!
"Ożesz motyla noga mać! Gdzie ta tabliczka była?"
Się znalazła! Tabliczka... 1922 m n.p.m.
Rakiet nie mają, kolce pojechały do Czarnogóry, lina i uprzęże w samochodzie godzina 12.00. Szacowany czas wędrówki: minimum 6 h. A powrót?... Poddajemy się. Jeszcze tylko czekolada, pomarańczka i sru.
Schodzą co raz niżej, i niżej... Ej, ale nie tak mieliśmy schodzić! :D
I po śniegu.
ONA podziwia kwiatki
ONI odciski misiowych łap
ONA i ONI wracają do samochodu, pakują się. Wpisują w GPS WROCŁAW. ALE! Jeszcze tu wrócą. Triglav będzie ich.
Wspaniali ludzie. Wspaniałe noce. Nawet te z "obcym" chodzącym koło namiotu. Spanie na plaży. Rakija. Półtora kilo owczego sera. Budzisz się i masz mokry śpiwór, bo fale się zrobiły. Wspinasz się w śniegu po pas. Myjesz chusteczkami "dzidziuś", nie tapetujesz, kąpiesz w strumieniu, jesz makaron z sosem ze słoika i tyrolską i smakuje Ci to niczym danie z pod ręki Gesslerowej. To wszystko sprawia, że chcesz więcej. I będziesz to mieć!
komentarze
fajny wypad.
a ślady to rysiowe, tylko trochę wytopniałe.
niezły patent z suszeniem :)
pzdr yeti - 16:15 wtorek, 8 maja 2012 | linkuj
a ślady to rysiowe, tylko trochę wytopniałe.
niezły patent z suszeniem :)
pzdr yeti - 16:15 wtorek, 8 maja 2012 | linkuj
Barrrrdzo fajny opis :)
(ps. to nie misiowe ślady, za mało paluchów, wygląda na większego kota) WuJekG - 22:06 piątek, 27 kwietnia 2012 | linkuj
(ps. to nie misiowe ślady, za mało paluchów, wygląda na większego kota) WuJekG - 22:06 piątek, 27 kwietnia 2012 | linkuj
Dawno nie czytało mi się tak fajnie relacji na BS-ie. Fantastyczna przygoda.
silvian - 19:12 niedziela, 22 kwietnia 2012 | linkuj
Niezła wycieczka. Super relacja! Świetnie się czytało.
WrocNam - 18:33 sobota, 21 kwietnia 2012 | linkuj
Komentuj