Trzebnicatrip
Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | dodano:09.04.2012
Km: | 65.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 03:30 | km/h: | 18.57 |
Pr. maks.: | 50.00 | Temperatura: | 13.0 | HRmax: | (%) | HRavg | (%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | m | Rower: | Trek 7100 |
Budze się. 8:12. "Jeszcze za wcześnie". Spoglądam przez okno.
Wstaję, podchodzę bliżej. Otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na zewnątrz. Patrzę przed siebie.
Spoglądam w prawo.
Spoglądam w górę.
Myślę:
Jem śniadanie...
... i oglądam.
Mijają 3 godziny i wreszcie zaczynam swoją podróż. Dzisiaj ze zdobytą u Krajka mapą powiatu trzebnickiego. Plan: nie mniej niż 50 km po wczorajszym obżarstwie i całodziennej gościnie u wujka.
Ruszam żółtym szlakiem. Samochodów brak, gładki asfalt. Mrrr.
Oczywiście jak na kobietę przystało trochę się zapędziłam i zamiast odbić za Mostem Sołtysowickim w prawo zapędziłam się i dojechałam do lasu Sołtysowickiego. A tam... Czekały na mnie dwa, wielkie, grube p... Pale. Wyglądały dosłownie jak p.... Panowie. Jak się okazało Panowie strzegli bramy do Grodu Sołtysowice z XIII-XIV w.
Trochę za długo w tym małym, ale jakże uroczym lasku zabawiłam. Dojechałam do Redyckiej, zerknęłam na plan Wrocławia, których sporą ilość niedawno prawie na każdym przystanku we Wrocławiu postawiono. Podumałam i zawróciłam by kontynuować podróż wzdłuż Widawy.
Tusk już tu był. Most sprzedany.
Dumając tak nad tym czego nie było (mostem) podjechał pan w Jeepie i się pyta mnie czy nie wiem co się stało z tym mostem, który był, bo zawsze tędy przejeżdżał na drugą stronę. "Ukradli" rzekłam. Chwilę podebatowaliśmy nad sposobami przeprawy na drugą stronę i rozjechaliśmy się Podejrzewam, że jego brak związany jest z budową widocznej w tle AOW.
Jadę wzdłuż Widawy. Mijam stary płot z drutu kolczastego. Zdecydowanie przykuwa moją uwagę.
Zostawiam całobiałego na ścieżce i idę buszować w krzakach. Poza znikomymi śladami zabudowania niczego nie znajduję.
Dalej nie idę- z racji tego co mi powiedział pan z Jeepa, że po tym moście, którego już nie było jeździły kiedyś czołgi wywnioskowałam, że te pozostałości ogrodzone drutem kolczastym to mogły być jakieś tereny wojskowe. Min ani pocisków nie w głowie mi szukać. Wracam do całobiałego i jadym dalej.
Fragment z przekleństwami- co wrażliwszych proszę o przejście do następnego akapitu.
Chwilę później za AOW prawie zostałam pogryziona przez psa. Nie wiem kto mnie bardziej wkurwił Ten pchlarz czy jego właściciel. Jechałam ścieżką, pies i jego właściciel byli jakieś 100 m ode mnie. Nagle się zerwał i biegnie w moją stronę. Staję, bo pomyślałam, że wesoły może chce się bawić, ale już oczywiście strach mnie sparaliżował. Ten podbiega i mi na nodze zęby zaciska. Po chwili puścił i wrócił do właściciela. Aż mi łzy poleciały jak zwolnił uścisk. Wkurwiona krzyczę do pajaca, gdzie pies ma kaganiec i że jest agresywny. A on do mnie "Bo pani na rowerze jechała" Noż kurwa! To tak jak kiedyś biegałam wieczorem i też pies do mnie podlatuje, a baba się tłumaczy "Nie wiedziałam, ze ktoś będzie biegał o tej porze, bo on tak tylko jak ktoś biegnie". Albo najbardziej irytujące tłumaczenia "Niech się pani nie boi, on krzywdy nie zrobi!". Niech to i nawet Golden Retriver będzie, ale ja się boję psów i nie życzę sobie, żeby jakikolwiek do mnie podbiegał bez znaczenia czy chce się bawić czy ujebać kawałek nogi. Jak bez smyczy biega to ma mieć kaganiec, choćby miał usposobienie owieczki i powyrywane zęby. Chyba że będzie na tyle mały kundel, że go przydepczę. To mi się humor popsuł na następne 20 km.
Indyka chciałam do domu na obiad wziąć, ale nie miałam gdzie schować.
Karczma Miłocin w Piewroszowie. Niezwykle urokliwe miejsce.
Nawet jeżeli nie masz roweru, ale masz taki dom... Myślę że się jakoś dogadamy! :D
TĘCZA!
Całobiały się schował!
Huśtawka dla zakochaaaanych (czyli dla mnie i całobiałego :))
Zostawiam Miłocin w tyle i ruszam dalej w stronę Zaczarowanych Wzgórz. W przewodniku prawdę powiadają, że ścieżka ta się niezbyt nadaje na deszczowe dni. Przynajmniej nie dla mojego Treka! Jadę w stronę Taczowa Wielkiego, by tam odbić na niebieski szlak "Korona Kocich Gór"
Odpoczywam na sianie z robakami...
Rzucam się na siano z robakami...
Żegnam się z robakami z Taczowa Małego i oddalam na dwukołowym. No to sru!
Jak wiadomo kościół tworzą ludzie, nie budynek, ale ten blaszak wizualnie jest wyjątkowo nieatrakcyjny. Pomiędzy Taczowem Małym i Wielkim.
Kościół w Pasikurowicach.
Krzyż pokutny pod kościołem filialnym XIV-XVI w. stawiany przez zabójce na miejscu zbrodni. "Kamienne krzyże pokutne należą – obok szubienic, pręgierzy, kamiennych kapliczek i stołów sędziowskich do grupy tzw. zabytków prawa. (...)Krzyże pokutne stawiał sprawca zabójstwa na miejscu zbrodni, były one elementem prawa pokutnego wywodzącego się zapewne z krajów niemieckich (...)Krzyże te wykonywano na Dolnym Śląsku z miejscowych surowców tj. z granitu lub piaskowca (prawdopodobnie wcześniejsze drewniane nie dotrwały do naszych czasów), stoją często nadal na miejscu zbrodni, na uboczu. Były one elementem umów kompozycyjnych (ugodowych). Umowy te zwane również Compositio były porozumieniami między zainteresowanymi stronami zawieranymi przy udziale władz wsi, miasta lub przedstawicieli kościoła, wpisywano je do ksiąg i po wywiązaniu się z zobowiązań wpis odpowiednio uzupełniano odnotowując realizację postanowień – miało to wielkie znaczenie dla sprawcy mordu. W średniowieczu bowiem, obowiązywała zasada odwetu („oko za oko”), karano torturami i śmiercią nawet za nieumyślne zabójstwo, powszechnie stosowano vendettę – krwawą zemstę rodową za znieważenie lub pozbawienie życia kogoś z członków rodu.
Compositio i wraz z nimi pojawiające się krzyże pokutne świadczą o złagodzeniu obyczajów. Porozumienia te stworzyły możliwość zadośćuczynienia za popełnione przestępstwa poprzez atrybuty zastępcze, czyli określone świadczenia na rzecz rodziny poszkodowanej, a nieraz i całej społeczności, z której wywodziła się ofiara. Z zachowanych dokumentów wynika, że zawsze nakładano obowiązek własnoręcznego wykonania i wystawienia krzyża pokutnego oraz dokładnie określano inne świadczenia(...)"
Myślałam, ze po incydencie z pchlarzem zostanie tylko siniak. Postanawiam zakupić sobie dźwiękowy straszak na kundle. Raz pogryziona, trzy razy prawie. Chyba powinno się na każdego psa powyżej pewnej masy dawać zezwolenie, albo tresować właścicieli...
W połowie trasy cudowna Nokia e52 ze swoją cudowną baterią padła po mniej niż 48 h od ładowania <3 Dalej trasa kontynuowana: Taczów Wielki-Głuchów Dolny-Czachowo-Sędzice-Tarnowiec-Cielętniki-Rzędziszowice-Węgrów-Krakowiany-Boleścin-Skarszyn-Godzieszowa-Siedlec-Pasikurowice-Ramiszów- HOME :)
Aaaaa i na koniec przed Ramiszowem dopadł mnie G0re. Pogawędziliśmy sobie i na Zakrzowie rozjechaliśmy.
Ostatni trip w tym tygodniu. Tydzień bez całobiałego, będę tęsknić!
Wstaję, podchodzę bliżej. Otwieram drzwi balkonowe i wychodzę na zewnątrz. Patrzę przed siebie.
Spoglądam w prawo.
Spoglądam w górę.
Myślę:
Jem śniadanie...
... i oglądam.
Mijają 3 godziny i wreszcie zaczynam swoją podróż. Dzisiaj ze zdobytą u Krajka mapą powiatu trzebnickiego. Plan: nie mniej niż 50 km po wczorajszym obżarstwie i całodziennej gościnie u wujka.
Ruszam żółtym szlakiem. Samochodów brak, gładki asfalt. Mrrr.
Oczywiście jak na kobietę przystało trochę się zapędziłam i zamiast odbić za Mostem Sołtysowickim w prawo zapędziłam się i dojechałam do lasu Sołtysowickiego. A tam... Czekały na mnie dwa, wielkie, grube p... Pale. Wyglądały dosłownie jak p.... Panowie. Jak się okazało Panowie strzegli bramy do Grodu Sołtysowice z XIII-XIV w.
Trochę za długo w tym małym, ale jakże uroczym lasku zabawiłam. Dojechałam do Redyckiej, zerknęłam na plan Wrocławia, których sporą ilość niedawno prawie na każdym przystanku we Wrocławiu postawiono. Podumałam i zawróciłam by kontynuować podróż wzdłuż Widawy.
Tusk już tu był. Most sprzedany.
Dumając tak nad tym czego nie było (mostem) podjechał pan w Jeepie i się pyta mnie czy nie wiem co się stało z tym mostem, który był, bo zawsze tędy przejeżdżał na drugą stronę. "Ukradli" rzekłam. Chwilę podebatowaliśmy nad sposobami przeprawy na drugą stronę i rozjechaliśmy się Podejrzewam, że jego brak związany jest z budową widocznej w tle AOW.
Jadę wzdłuż Widawy. Mijam stary płot z drutu kolczastego. Zdecydowanie przykuwa moją uwagę.
Zostawiam całobiałego na ścieżce i idę buszować w krzakach. Poza znikomymi śladami zabudowania niczego nie znajduję.
Dalej nie idę- z racji tego co mi powiedział pan z Jeepa, że po tym moście, którego już nie było jeździły kiedyś czołgi wywnioskowałam, że te pozostałości ogrodzone drutem kolczastym to mogły być jakieś tereny wojskowe. Min ani pocisków nie w głowie mi szukać. Wracam do całobiałego i jadym dalej.
Fragment z przekleństwami- co wrażliwszych proszę o przejście do następnego akapitu.
Chwilę później za AOW prawie zostałam pogryziona przez psa. Nie wiem kto mnie bardziej wkurwił Ten pchlarz czy jego właściciel. Jechałam ścieżką, pies i jego właściciel byli jakieś 100 m ode mnie. Nagle się zerwał i biegnie w moją stronę. Staję, bo pomyślałam, że wesoły może chce się bawić, ale już oczywiście strach mnie sparaliżował. Ten podbiega i mi na nodze zęby zaciska. Po chwili puścił i wrócił do właściciela. Aż mi łzy poleciały jak zwolnił uścisk. Wkurwiona krzyczę do pajaca, gdzie pies ma kaganiec i że jest agresywny. A on do mnie "Bo pani na rowerze jechała" Noż kurwa! To tak jak kiedyś biegałam wieczorem i też pies do mnie podlatuje, a baba się tłumaczy "Nie wiedziałam, ze ktoś będzie biegał o tej porze, bo on tak tylko jak ktoś biegnie". Albo najbardziej irytujące tłumaczenia "Niech się pani nie boi, on krzywdy nie zrobi!". Niech to i nawet Golden Retriver będzie, ale ja się boję psów i nie życzę sobie, żeby jakikolwiek do mnie podbiegał bez znaczenia czy chce się bawić czy ujebać kawałek nogi. Jak bez smyczy biega to ma mieć kaganiec, choćby miał usposobienie owieczki i powyrywane zęby. Chyba że będzie na tyle mały kundel, że go przydepczę. To mi się humor popsuł na następne 20 km.
Indyka chciałam do domu na obiad wziąć, ale nie miałam gdzie schować.
Karczma Miłocin w Piewroszowie. Niezwykle urokliwe miejsce.
Nawet jeżeli nie masz roweru, ale masz taki dom... Myślę że się jakoś dogadamy! :D
TĘCZA!
Całobiały się schował!
Huśtawka dla zakochaaaanych (czyli dla mnie i całobiałego :))
Zostawiam Miłocin w tyle i ruszam dalej w stronę Zaczarowanych Wzgórz. W przewodniku prawdę powiadają, że ścieżka ta się niezbyt nadaje na deszczowe dni. Przynajmniej nie dla mojego Treka! Jadę w stronę Taczowa Wielkiego, by tam odbić na niebieski szlak "Korona Kocich Gór"
Odpoczywam na sianie z robakami...
Rzucam się na siano z robakami...
Żegnam się z robakami z Taczowa Małego i oddalam na dwukołowym. No to sru!
Jak wiadomo kościół tworzą ludzie, nie budynek, ale ten blaszak wizualnie jest wyjątkowo nieatrakcyjny. Pomiędzy Taczowem Małym i Wielkim.
Kościół w Pasikurowicach.
Krzyż pokutny pod kościołem filialnym XIV-XVI w. stawiany przez zabójce na miejscu zbrodni. "Kamienne krzyże pokutne należą – obok szubienic, pręgierzy, kamiennych kapliczek i stołów sędziowskich do grupy tzw. zabytków prawa. (...)Krzyże pokutne stawiał sprawca zabójstwa na miejscu zbrodni, były one elementem prawa pokutnego wywodzącego się zapewne z krajów niemieckich (...)Krzyże te wykonywano na Dolnym Śląsku z miejscowych surowców tj. z granitu lub piaskowca (prawdopodobnie wcześniejsze drewniane nie dotrwały do naszych czasów), stoją często nadal na miejscu zbrodni, na uboczu. Były one elementem umów kompozycyjnych (ugodowych). Umowy te zwane również Compositio były porozumieniami między zainteresowanymi stronami zawieranymi przy udziale władz wsi, miasta lub przedstawicieli kościoła, wpisywano je do ksiąg i po wywiązaniu się z zobowiązań wpis odpowiednio uzupełniano odnotowując realizację postanowień – miało to wielkie znaczenie dla sprawcy mordu. W średniowieczu bowiem, obowiązywała zasada odwetu („oko za oko”), karano torturami i śmiercią nawet za nieumyślne zabójstwo, powszechnie stosowano vendettę – krwawą zemstę rodową za znieważenie lub pozbawienie życia kogoś z członków rodu.
Compositio i wraz z nimi pojawiające się krzyże pokutne świadczą o złagodzeniu obyczajów. Porozumienia te stworzyły możliwość zadośćuczynienia za popełnione przestępstwa poprzez atrybuty zastępcze, czyli określone świadczenia na rzecz rodziny poszkodowanej, a nieraz i całej społeczności, z której wywodziła się ofiara. Z zachowanych dokumentów wynika, że zawsze nakładano obowiązek własnoręcznego wykonania i wystawienia krzyża pokutnego oraz dokładnie określano inne świadczenia(...)"
Myślałam, ze po incydencie z pchlarzem zostanie tylko siniak. Postanawiam zakupić sobie dźwiękowy straszak na kundle. Raz pogryziona, trzy razy prawie. Chyba powinno się na każdego psa powyżej pewnej masy dawać zezwolenie, albo tresować właścicieli...
W połowie trasy cudowna Nokia e52 ze swoją cudowną baterią padła po mniej niż 48 h od ładowania <3 Dalej trasa kontynuowana: Taczów Wielki-Głuchów Dolny-Czachowo-Sędzice-Tarnowiec-Cielętniki-Rzędziszowice-Węgrów-Krakowiany-Boleścin-Skarszyn-Godzieszowa-Siedlec-Pasikurowice-Ramiszów- HOME :)
Aaaaa i na koniec przed Ramiszowem dopadł mnie G0re. Pogawędziliśmy sobie i na Zakrzowie rozjechaliśmy.
Ostatni trip w tym tygodniu. Tydzień bez całobiałego, będę tęsknić!
komentarze
wpadłem tu całkiem przez przypadek..i stwierdzam, że tak zajebistej relacji na BS chyba jeszcze nie czytałem;) zatem będę tu częściej, wpadał;)
piofci - 19:41 piątek, 13 kwietnia 2012 | linkuj
Nie wiem co masz na myśli pisząc "dźwiękowy straszak na kundel" ale jeśli chodzi ci o emitery ultradźwięków typu dogchaser, to one nie działają. Pistolet hukowy natomiast jest za duży i za ciężki żeby go wozić na rowerze. Najlepszym rozwiązaniem, moim zdaniem jest pojemnik z gazem, najlepiej żelowym. Jest mały, tani, wodoodporny i w razie co, działa też na właścicieli psów. Sam używam i polecam to rozwiązanie.
Niewe - 09:49 piątek, 13 kwietnia 2012 | linkuj
Niewe - 09:49 piątek, 13 kwietnia 2012 | linkuj
Malo kto wie, że najbardziej prowokuje psy rower jednokołowy! xD
Każdy jeden jakiego mijałem dostawał pasji i histerii, a kopnąć bestię podczas jazdy "trochę" trudno...
Stary motyw, podczas konfliktów na drodze jest się albo za ostrym, albo za łagodnym.
A dopiero później, na spokojnie, już w domu, przychodzą błyskotliwe odzywki :/ mors - 22:08 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Każdy jeden jakiego mijałem dostawał pasji i histerii, a kopnąć bestię podczas jazdy "trochę" trudno...
Stary motyw, podczas konfliktów na drodze jest się albo za ostrym, albo za łagodnym.
A dopiero później, na spokojnie, już w domu, przychodzą błyskotliwe odzywki :/ mors - 22:08 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
napawam się tak nimi od 20:46:P:P:P:P no i teraz jest 23:04 i dalej się napawam:D:D:D:D
I dlatego jeszcze nie czytałem-jutro przeczytam i zrozumiem inaczej-standardowo a jak:P:P:P gello1 - 21:03 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
I dlatego jeszcze nie czytałem-jutro przeczytam i zrozumiem inaczej-standardowo a jak:P:P:P gello1 - 21:03 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Wyczesany ten wpis! xd
Wiele ludzi ma taką mentalność, że jak im zarzucić ewidentną winę, to i tak za wszelką cenę będą odbijać piłeczkę "a bo...", do granic śmieszności, a nierzadko grubo je przekraczając.
Tak, jakby za kulturalne "przepraszam" i obiecanie poprawy mieliby dostać 5 lat paki albo co najmniej po mordzie.. notabene takimi "wyjaśnieniami" właśnie o to się proszą... ;) mors - 20:54 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Wiele ludzi ma taką mentalność, że jak im zarzucić ewidentną winę, to i tak za wszelką cenę będą odbijać piłeczkę "a bo...", do granic śmieszności, a nierzadko grubo je przekraczając.
Tak, jakby za kulturalne "przepraszam" i obiecanie poprawy mieliby dostać 5 lat paki albo co najmniej po mordzie.. notabene takimi "wyjaśnieniami" właśnie o to się proszą... ;) mors - 20:54 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Jeszcze nie czytałem policzyłem zdjęcia 35 szt. Może jutro przeczytam dziś jest już późno i mogę nie tak zrozumieć:P
gello1 - 20:52 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Mieszkam we Wrocławiu całe życie, ale po Twoich zdjęciach stwierdzam, że jeszcze wielu rzeczy nie widziałem xD
PZDR G0re - 20:43 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj
Komentuj
PZDR G0re - 20:43 poniedziałek, 9 kwietnia 2012 | linkuj