Sres nie GPS
Sobota, 19 listopada 2011 | dodano:19.11.2011
Km: | 85.25 | Km teren: | 4.00 | Czas: | 03:54 | km/h: | 21.86 |
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | HRmax: | 160( 80%) | HRavg | 140( 70%) | |
Kalorie: | 1800kcal | Podjazdy: | m | Rower: |
Godzina prowadzenia zajęć z maluchami, a zmęczyły mnie bardziej niż 85 km na siodełku.
Jechałam dzisiaj z GPSem do Jelcza, który mnie wywiódł na taką rolniczą drogę, że nabrałam obaw iż śrubki mi się poodkręcają w Treku. Pal licho błoto i ślady po traktorze. Jak się zaczęła piaszczysta droga, to wykorzystałam limit przekleństw na następny miesiąc (i tętno pewnie zbliżone do maksymalnego). W pewnym momencie zakopałam się moimi 28 calowymi kołami na tyle, że musiałam przejść pieszo kawałek... I się przez to trochę spóźniłam. Nigdy więcej jazdy z GPSem dla pieszych!
W drodze z Jelcza do Oławy po męczącym prowadzeniu nie naładowałam się węglami i zastanawiałam się czy zdążę dojechać do jakiegoś sklepu czy padnę jak mucha potraktowana RAIDem. Skoro piszę, to znaczy, ze dojechałam :) Banan i pączek <3 byli dzisiaj moimi najlepszymi przyjaciółmi! Uratowali mnie przed żałosnym
skonaniem nim przekroczyłam 50 km. Dzięki temu cel nr 2 czyli Siechnice został osiągnięty. Domowy obiad i dalej w długą do domu.
Wykańczający dzień i znowu nie miałam czasu żeby dobić do setki. Skoro nie tą drogą, to dzisiaj setkę, a nawet trzy zaliczę, ale w innej postaci ;)
Poniższe zdjęcie wykonane w Nadolicach Wielkich, utrzymane w stylu rolniczym- adekwatnie do największej wtopy dzisiejszego, sobotniego, jesiennego, zimnego, listopadowego dnia.
I na życzenie Toomp fatalna polna droga zaznaczona na czerwono- pewnie nie byłoby tak źle, gdyby jechać na MTB. Piaszczysta droga była między 13 a 14 km, wcześniej dziura na dziurze.
Jechałam dzisiaj z GPSem do Jelcza, który mnie wywiódł na taką rolniczą drogę, że nabrałam obaw iż śrubki mi się poodkręcają w Treku. Pal licho błoto i ślady po traktorze. Jak się zaczęła piaszczysta droga, to wykorzystałam limit przekleństw na następny miesiąc (i tętno pewnie zbliżone do maksymalnego). W pewnym momencie zakopałam się moimi 28 calowymi kołami na tyle, że musiałam przejść pieszo kawałek... I się przez to trochę spóźniłam. Nigdy więcej jazdy z GPSem dla pieszych!
W drodze z Jelcza do Oławy po męczącym prowadzeniu nie naładowałam się węglami i zastanawiałam się czy zdążę dojechać do jakiegoś sklepu czy padnę jak mucha potraktowana RAIDem. Skoro piszę, to znaczy, ze dojechałam :) Banan i pączek <3 byli dzisiaj moimi najlepszymi przyjaciółmi! Uratowali mnie przed żałosnym
skonaniem nim przekroczyłam 50 km. Dzięki temu cel nr 2 czyli Siechnice został osiągnięty. Domowy obiad i dalej w długą do domu.
Wykańczający dzień i znowu nie miałam czasu żeby dobić do setki. Skoro nie tą drogą, to dzisiaj setkę, a nawet trzy zaliczę, ale w innej postaci ;)
Poniższe zdjęcie wykonane w Nadolicach Wielkich, utrzymane w stylu rolniczym- adekwatnie do największej wtopy dzisiejszego, sobotniego, jesiennego, zimnego, listopadowego dnia.
I na życzenie Toomp fatalna polna droga zaznaczona na czerwono- pewnie nie byłoby tak źle, gdyby jechać na MTB. Piaszczysta droga była między 13 a 14 km, wcześniej dziura na dziurze.